30.10.2024, 22:43 ✶
Ach słodki kochany Clemens, jak on za nim tęsknił.
Skóra zdarta z ojca. W bucie. W pysze. W tym samczym, Longbottomowym samozadowoleniu, które każe im uważać się za ostatnich i jedynych sprawiedliwych.
Anthony oddałby pół swojego majątku, żeby móc w takiej sytuacji znaleźć się z Godrykiem, ale cóż... jaki wkład finansowy taki Godryk.
Nie patrzył na niego, nie zamierzał na razie przynajmniej zdejmować z jego nadgarstków kajdanek, które były konieczne do przewiezienia jego więźnia, wywiezienia go chociażby z miasta. W kierowcy Woody mógł rozpoznać swój kontakt na Polskę, który bardzo, ale bardzo starał się nie pokazywać po sobie zdenerwowania, gdy niespiesznie ruszyli wąskimi ulicami.
Anthony zdjął skórzane rękawiczki i odłożył je do skórzanego nesesera w którym posiadał wszystkie fanty zarekwirowane Longbottomowi. Rozmyślał w ciszy wypełnionej turkoczącym silnikiem automobila, jaka odpowiedź byłaby najodpowiedniejsza, na tyle prosta, żeby trafić do tego przepitego, prymitywnego umysłu.
– My poor... poor dear boy... Nie krępuj się dać znać po powrocie swojemu bratu, że w Twoim adresowym kajeciku jest inny zaufany mag, władający wszystkimi językami świata, z dostępem do crouchowskich papierów na wschód, który dodatkowo na tyle przejmowałby się Twoją włochatą dupą, żeby chciało mu się w ogóle wychodzić z domu. – Szeroki uśmiech zakwitł na twarzy Shafiqa, gdy z ostatnim słowem odwrócił się do przymusowego towarzysza. – To nie koniec złych wieści. Czeka nas lot nad górami, żeby przebić się przez granicę. Karpaty, Alpy - dopiero kiedy dotrzemy z Prowansji będziemy mogli użyć świstoklika, żeby nikt nie pytał cóż robiliśmy po drugiej stronie żelaznej kurtyny. To będzie wspaniała przygoda, nie sądzisz? – sięgnął do wewnętrznej kieszeni perfekcyjnie skrojonej mugolskiej marynarki po złotą papierośnicę z wygrawerowanym indyjskim smokiem o szafirowych oczach. – Papierosa? – zaproponował z całą jadowitą słodyczą, na jaką byłoby go stać.
Skóra zdarta z ojca. W bucie. W pysze. W tym samczym, Longbottomowym samozadowoleniu, które każe im uważać się za ostatnich i jedynych sprawiedliwych.
Anthony oddałby pół swojego majątku, żeby móc w takiej sytuacji znaleźć się z Godrykiem, ale cóż... jaki wkład finansowy taki Godryk.
Nie patrzył na niego, nie zamierzał na razie przynajmniej zdejmować z jego nadgarstków kajdanek, które były konieczne do przewiezienia jego więźnia, wywiezienia go chociażby z miasta. W kierowcy Woody mógł rozpoznać swój kontakt na Polskę, który bardzo, ale bardzo starał się nie pokazywać po sobie zdenerwowania, gdy niespiesznie ruszyli wąskimi ulicami.
Anthony zdjął skórzane rękawiczki i odłożył je do skórzanego nesesera w którym posiadał wszystkie fanty zarekwirowane Longbottomowi. Rozmyślał w ciszy wypełnionej turkoczącym silnikiem automobila, jaka odpowiedź byłaby najodpowiedniejsza, na tyle prosta, żeby trafić do tego przepitego, prymitywnego umysłu.
– My poor... poor dear boy... Nie krępuj się dać znać po powrocie swojemu bratu, że w Twoim adresowym kajeciku jest inny zaufany mag, władający wszystkimi językami świata, z dostępem do crouchowskich papierów na wschód, który dodatkowo na tyle przejmowałby się Twoją włochatą dupą, żeby chciało mu się w ogóle wychodzić z domu. – Szeroki uśmiech zakwitł na twarzy Shafiqa, gdy z ostatnim słowem odwrócił się do przymusowego towarzysza. – To nie koniec złych wieści. Czeka nas lot nad górami, żeby przebić się przez granicę. Karpaty, Alpy - dopiero kiedy dotrzemy z Prowansji będziemy mogli użyć świstoklika, żeby nikt nie pytał cóż robiliśmy po drugiej stronie żelaznej kurtyny. To będzie wspaniała przygoda, nie sądzisz? – sięgnął do wewnętrznej kieszeni perfekcyjnie skrojonej mugolskiej marynarki po złotą papierośnicę z wygrawerowanym indyjskim smokiem o szafirowych oczach. – Papierosa? – zaproponował z całą jadowitą słodyczą, na jaką byłoby go stać.