22.05.2025, 15:31 ✶
— Nie ma co się martwić. Złego diabli nie biorą — pouczył Jonathana Woody, który poszczycić się mógł bogatą kartoteką niebezpiecznych przygód w terenie. Służba detektywa bywała groźna, a i na Nokturnie kłopoty często czepiały się tutejszych. Nie eliminowało to oczywiście w magiczny sposób ryzyka, ale zawsze to jakaś mantra, którą można było się podnosić na duchu: przetrwał tyle niebezpieczeństw, to tego by miał nie przetrwać?
Wieść o tym, że Tessa nie jest tej nocy sama, również miała pozytywny wpływ na morale Tarpaulina. Gdy Jonathan zwrócił mu uwagę, że Heather nie daje sobie w kaszę dmuchać, Woody od razu oprzytomniał i przypomniał sobie, że jego była żona również zaliczała się do twardych babek. Mało tego: od zawsze miała nad nim przewagę rozsądku i opanowania. Choć z drugiej strony: Longbottomowie znani byli z tego, że — lekko to ujmując — nie należeli do sympatyków Czarnego Pana, a ta czarownica półkrwi weszła przez małżeństwo w czystokrwistą rodzinę. Stanowiłaby tej nocy łakomy kąsek…
Nie, nie, nie. Nie mógł poddawać się takim dywagacjom. To prowadziło donikąd. Wiedział o tym, a jednak obawy powracały, ilekroć już zdawało mu się, że wyparł je na dno świadomości.
— Szarmancki i usłużny, jak zawsze — prychnął szorstko Woody, zanim pokręcił zdegustowany głową. — I ta dyplomatyczna mowa, jak zawsze. Nie do podrobienia jesteś. Rzeczy się nazywa po imieniu, gagatku.
Nie zamierzał też bynajmniej paradować ze słynnym pracownikiem Ministerstwa Magii pod rękę przez sam środeczek Rejwachu. Ognie czy nie ognie, ludzie patrzyli, a on bardzo nie chciał być kojarzony jako ktoś, kto się kuma z władzą. Nie po to tyle lat budował swój misterny wizerunek upadłego, mściwego ex-gliny, żeby kto o nim teraz mówił, że się prowadza z Jonathanem Selwynem z Ministerstwa Magii.
— Nie tak szybko. — Woody podniósł parę lampioników, które wcześniej przygotował, po czym złapał Jonathana pod rękę. — Nie zrzygaj się.
Po tych słowach teleportował ich w samo jądro ciemności cuchnące grzybem, wilgocią i trzema rodzajami pleśni: na drugi poziom rejwachowej piwnicy. Nad głowami czarodziejów niosły się echa kroków i okrzyków ludzi piętro wyżej. Woody machnął różdżką nad lampionikami i ukryte w nich kuleczki rozbłysnęły światłem, wyłaniając z mroku graciarnię. Pomieszczenie było wielkości sporego salonu, lecz tej przestrzeni nie czuło się ani trochę z winy zalegających wszędzie stert śmieci. Była to prawdziwa kopalnia syfiastego złota, bowiem większość tych przedmiotów nie należała nawet do Tarpa, lecz do poprzednich właścicieli, i była tu już, gdy kupował pub. Nie potrafiłby więc i sam Woody powiedzieć, co dokładnie się tam kryło (możesz puścić wodze fantazji).
— Nie robimy nic wymyślnego — zakomenderował Woody. — Zsuńmy, co się da pod ściany, żeby tu zrobić nieco przestrzeni. — Ponieważ obecnie poruszanie się po piwniczce mogłoby zastąpić członkom Zakonu tor przeszkód z Księżycowego Stawu. — Zabarykadujemy drzwi z dwóch stron, bezpieczniej się tu teleportować. No i niech się z zewnątrz nie rzucają w oczy. — Wskazał ręką fizyczne wyjście z piwnicy. Prowadziło ono do kolejnego pomieszczenia, w którym znajdowały się schody na górę. — Wybierzmy, co się nada z tego wysypiska, żeby sobie klapnęli i… — Spojrzał na sufit. — Cholera, dobrze by było rozciągnąć barierę izolującą dźwięki, żeby na pewno nie przebiło się na górę, że tu pracujemy. I że ktoś tu siedzi. — Bo nie było gwarancji, że goście kryjówki będą grzeczni i siądą potulnie jak mysz pod miotłą.
Woody podniósł różdżkę i zamachał nią w górze, próbując utkać zaklęcie, które utworzy barierę dźwiękochłonną izolującą od siebie piętra.
rzucam na kształtowanie tej bariery
Wieść o tym, że Tessa nie jest tej nocy sama, również miała pozytywny wpływ na morale Tarpaulina. Gdy Jonathan zwrócił mu uwagę, że Heather nie daje sobie w kaszę dmuchać, Woody od razu oprzytomniał i przypomniał sobie, że jego była żona również zaliczała się do twardych babek. Mało tego: od zawsze miała nad nim przewagę rozsądku i opanowania. Choć z drugiej strony: Longbottomowie znani byli z tego, że — lekko to ujmując — nie należeli do sympatyków Czarnego Pana, a ta czarownica półkrwi weszła przez małżeństwo w czystokrwistą rodzinę. Stanowiłaby tej nocy łakomy kąsek…
Nie, nie, nie. Nie mógł poddawać się takim dywagacjom. To prowadziło donikąd. Wiedział o tym, a jednak obawy powracały, ilekroć już zdawało mu się, że wyparł je na dno świadomości.
— Szarmancki i usłużny, jak zawsze — prychnął szorstko Woody, zanim pokręcił zdegustowany głową. — I ta dyplomatyczna mowa, jak zawsze. Nie do podrobienia jesteś. Rzeczy się nazywa po imieniu, gagatku.
Nie zamierzał też bynajmniej paradować ze słynnym pracownikiem Ministerstwa Magii pod rękę przez sam środeczek Rejwachu. Ognie czy nie ognie, ludzie patrzyli, a on bardzo nie chciał być kojarzony jako ktoś, kto się kuma z władzą. Nie po to tyle lat budował swój misterny wizerunek upadłego, mściwego ex-gliny, żeby kto o nim teraz mówił, że się prowadza z Jonathanem Selwynem z Ministerstwa Magii.
— Nie tak szybko. — Woody podniósł parę lampioników, które wcześniej przygotował, po czym złapał Jonathana pod rękę. — Nie zrzygaj się.
Po tych słowach teleportował ich w samo jądro ciemności cuchnące grzybem, wilgocią i trzema rodzajami pleśni: na drugi poziom rejwachowej piwnicy. Nad głowami czarodziejów niosły się echa kroków i okrzyków ludzi piętro wyżej. Woody machnął różdżką nad lampionikami i ukryte w nich kuleczki rozbłysnęły światłem, wyłaniając z mroku graciarnię. Pomieszczenie było wielkości sporego salonu, lecz tej przestrzeni nie czuło się ani trochę z winy zalegających wszędzie stert śmieci. Była to prawdziwa kopalnia syfiastego złota, bowiem większość tych przedmiotów nie należała nawet do Tarpa, lecz do poprzednich właścicieli, i była tu już, gdy kupował pub. Nie potrafiłby więc i sam Woody powiedzieć, co dokładnie się tam kryło (możesz puścić wodze fantazji).
— Nie robimy nic wymyślnego — zakomenderował Woody. — Zsuńmy, co się da pod ściany, żeby tu zrobić nieco przestrzeni. — Ponieważ obecnie poruszanie się po piwniczce mogłoby zastąpić członkom Zakonu tor przeszkód z Księżycowego Stawu. — Zabarykadujemy drzwi z dwóch stron, bezpieczniej się tu teleportować. No i niech się z zewnątrz nie rzucają w oczy. — Wskazał ręką fizyczne wyjście z piwnicy. Prowadziło ono do kolejnego pomieszczenia, w którym znajdowały się schody na górę. — Wybierzmy, co się nada z tego wysypiska, żeby sobie klapnęli i… — Spojrzał na sufit. — Cholera, dobrze by było rozciągnąć barierę izolującą dźwięki, żeby na pewno nie przebiło się na górę, że tu pracujemy. I że ktoś tu siedzi. — Bo nie było gwarancji, że goście kryjówki będą grzeczni i siądą potulnie jak mysz pod miotłą.
Woody podniósł różdżkę i zamachał nią w górze, próbując utkać zaklęcie, które utworzy barierę dźwiękochłonną izolującą od siebie piętra.
rzucam na kształtowanie tej bariery
Rzut N 1d100 - 4
Akcja nieudana
Akcja nieudana
piw0 to moje paliwo