Byli dorośli. Ale wciąż zachowywali jak dzieci. Richard nie miał siły już ich o cokolwiek upominać. Widać było, że podjęli swoje decyzje i chcą iść w kierunku, jaki obrali. Nic już zrobić nie może. Szczególnie w przypadku Charlesa, który zdecydował się, oddalać. Póki sami się nie spalą, nie popełnią więcej błędów za które przyjdzie im płacić dowolną cenę, nie zrozumieją niczego. Nauczył ich tego, co sam umiał i był wstanie przekazać.
Słysząc o klątwołamaczu, Richard westchnął.
Oznajmił, zostawiając ten temat na później. Nie widział w tym jednak, żadnego sensu. Skoro ich kamienica została naznaczona, to z jakiegoś powodu. Z drugiej strony, po co to ruszać? Nikt prawie już tutaj nie mieszkał. Równie dobrze, mogłaby spłonąć. Sophie najpewniej pozostanie w Szkocji, gdzie będzie bezpieczna. Chłopcy poszli w swoim kierunku i nie chcą wracać. Scarlett? Coraz rzadziej bywała, a na noce nie wracała. Richard zrozumiał przy tym, co zapewne musiał czuć Robert, kiedy sam mieszkał w tym wielkim domu. Nie tak wielkim, jak posiadłość rodowa ich rodziny, ale jako odłam. Być może to czas, aby ten pewien etap się zakończył tu i teraz. Czy jest po co to jeszcze ratować? Budynek objęty klątwą, będzie zawsze odtrącał intruzów.
Odpowiedź Scarlett na jego prośbę, była odmową. Wybrała Malfoya. Kuzyna, który niszczył życie jej brata. Ślepo wierząc w coś, co nazywane jest miłością. Czy tak właśnie było?
Richard nie był z tego zadowolony. Nie ukrywał tego po sobie. Wrócił się, aby podejść do córki bliżej, słuchając jej kończącej wypowiedzi.
Może i mieli podobne momentami charaktery, ale Richard porzucanie pracy nie odbierał jako swoją przegraną. Miał swoje cele i gotów bywał do poświęceń. Tak też zrobił w czerwcu, gdzie poświęcił swoją wymarzoną karierę aurora, na rzecz powrotu w rodzinne strony, aby pomagać i wspierać brata na miejscu. Nie na odległość. Miałby nawet szansę zacząć od nowa, gdzie ojciec mu nie patrzy na ręce i mógłby zostać aurorem w rodzinnym kraju.
Niestety i to się nie udało. Do tego nie dojdzie.