10.07.2025, 11:52 ✶
Żarty o podtruwaniu były wyjątkowo niefortunnym tematem w tym towarzystwie i Peregrinus na sugestię, jakoby Cassandra również miała mieć w tym doświadczenie, zareagował najlepiej, jak umiał. Czyli niezbyt zręcznie. Świat niechybnie uwziął się w kwestiach trucicielskich na Dolohova. Żona, siostra… asystent? W pewnym sensie i on miał przecież podobnie niechlubną kartę w swojej historii, gdy to próbował ukrócić matczynych cierpień przedawkowaniem. Nie miałby jednak w tych okolicznościach odwagi przyznać się do tego.
Peregrinus nie miałby również odwagi sięgnąć w tamtej chwili aż ust Dolohova z własnej inicjatywy. Nie przy otwartych drzwiach salonu, gdy oczekiwali pojawienia się gości. Był obsesyjnie ostrożny. Nie, aby nie ufał temu, z jaką dokładnością Vakel przewidywał godzinę pojawienia się zaproszonych, ale… co jeśli stracili poczucie czasu?
Był jednak wciąż zbyt oczarowany świeżą możliwością wymieniania tych drobnych codziennych czułości, aby owa ostrożność była w stanie stłamsić zauroczenie. Odwzajemnił więc pocałunki, kładąc rękę na karku Vasilija, jakby dzięki temu mógł nieco na dłużej przytrzymać go przy sobie. Zaufał drugiemu czarodziejowi, widząc jego swobodę, i pozwolił sobie przez jeszcze jedną chwilę nie pamiętać, że powinni się pilnować.
— Nie sądzę, żeby akurat w tym żona cokolwiek zmieniła — dodał, nie ważąc na to, jak okrutnie wobec owej hipotetycznej żony to brzmiało, że nie miałby oporów jej zdradzić ze swoim szefem.
Bo przecież Vakelowi żona w niczym nie przeszkodziła, a i Peregrinus nie wyobrażał sobie, że miałby znaleźć się w małżeństwie inaczej niż właśnie z przymusu jakichś zewnętrznych okoliczności. Takie na szczęście się nigdy nie pojawiły. Nie miał rodziny, aby ktoś dopominał się od niego wnuków i przedłużenia jakiejś tradycji. Biznes ojca dawno sprzedano, a i samemu ojcu wyprawiono pogrzeb; nie było czego przedłużać. Zniknie Peregrinus i po tej gałęzi Trelawneyów nie zachowa się już żaden ślad.
— Tyle lat publikowania zza granicy i nie było okazji jej spotkać. Teraz okoliczności nie są może… optymistyczne, ale nie powiem, żebym nie był ciekaw tego, co Cassandra może wnieść. Lana oczywiście również. — Lecz o tej drugiej słyszał zdecydowanie mniej.
Choć jego introwertyczna dusza przyznawała to niechętnie — dyskusje twarzą w twarz wzbogacały sylwetkę danego badacza o ten pierwiastek osobisty nie do uchwycenia przy samym studiowaniu pism autorstwa takiej osoby. Pierwiastek, który pomagał później lepiej rozumieć cały tok myślenia, prace i wywody. Nie wszystko cudza publikacja przeczytana w zaciszu własnego gabinetu była w stanie przekazać. A szkoda.
Peregrinus nie wyrwał się do powitania kobiet z energią równą tej Dolohova. Trzymał się raczej z tyłu — oszczędny w ruchach, oszczędny w słowach. Instynktownie próbował uciekać od roli uczestnika tych zdarzeń ku wygodnej pozycji obserwatora, więc raz po raz intencjonalnie przypominał sobie o tym, aby szukać z czarownicami kontaktu wzrokowego oraz załagodzić bladą zamyśloną twarz uprzejmym uśmiechem.
— Miło mi, że w końcu się poznajmy — zwrócił się do obu, kłaniając się lekko każdej. Kolejne słowa skierował wyłącznie do Cassandry: — Moje kondolencje.
Nie był pewien, czy powinien je składać, i wcale nie pomógł mu w decyzji wcześniejszy komentarz Vakela, toteż wypowiedział to możliwie neutralnym tonem. Cassandra ubrana była wszakże jak na wdowę przystało — czarna suknia i szal krzyczały żałobę, toteż Trelawney nie chciał jej nietaktownie zignorować.
Usiadł jako ostatni, dając kobietom pierwszeństwo wyboru miejsca nie tylko z grzeczności, ale i ostrożności, coby przypadkiem nie wyszło na to, że podejrzanie mocno lgnie do Vasilija. Mimo że kiedyś podążał za nim jak cień i zupełnie nie zwracał uwagi na to, że kiedy tylko była ku temu okazja, siadał odruchowo blisko niego.
Peregrinus nie miałby również odwagi sięgnąć w tamtej chwili aż ust Dolohova z własnej inicjatywy. Nie przy otwartych drzwiach salonu, gdy oczekiwali pojawienia się gości. Był obsesyjnie ostrożny. Nie, aby nie ufał temu, z jaką dokładnością Vakel przewidywał godzinę pojawienia się zaproszonych, ale… co jeśli stracili poczucie czasu?
Był jednak wciąż zbyt oczarowany świeżą możliwością wymieniania tych drobnych codziennych czułości, aby owa ostrożność była w stanie stłamsić zauroczenie. Odwzajemnił więc pocałunki, kładąc rękę na karku Vasilija, jakby dzięki temu mógł nieco na dłużej przytrzymać go przy sobie. Zaufał drugiemu czarodziejowi, widząc jego swobodę, i pozwolił sobie przez jeszcze jedną chwilę nie pamiętać, że powinni się pilnować.
— Nie sądzę, żeby akurat w tym żona cokolwiek zmieniła — dodał, nie ważąc na to, jak okrutnie wobec owej hipotetycznej żony to brzmiało, że nie miałby oporów jej zdradzić ze swoim szefem.
Bo przecież Vakelowi żona w niczym nie przeszkodziła, a i Peregrinus nie wyobrażał sobie, że miałby znaleźć się w małżeństwie inaczej niż właśnie z przymusu jakichś zewnętrznych okoliczności. Takie na szczęście się nigdy nie pojawiły. Nie miał rodziny, aby ktoś dopominał się od niego wnuków i przedłużenia jakiejś tradycji. Biznes ojca dawno sprzedano, a i samemu ojcu wyprawiono pogrzeb; nie było czego przedłużać. Zniknie Peregrinus i po tej gałęzi Trelawneyów nie zachowa się już żaden ślad.
— Tyle lat publikowania zza granicy i nie było okazji jej spotkać. Teraz okoliczności nie są może… optymistyczne, ale nie powiem, żebym nie był ciekaw tego, co Cassandra może wnieść. Lana oczywiście również. — Lecz o tej drugiej słyszał zdecydowanie mniej.
Choć jego introwertyczna dusza przyznawała to niechętnie — dyskusje twarzą w twarz wzbogacały sylwetkę danego badacza o ten pierwiastek osobisty nie do uchwycenia przy samym studiowaniu pism autorstwa takiej osoby. Pierwiastek, który pomagał później lepiej rozumieć cały tok myślenia, prace i wywody. Nie wszystko cudza publikacja przeczytana w zaciszu własnego gabinetu była w stanie przekazać. A szkoda.
Peregrinus nie wyrwał się do powitania kobiet z energią równą tej Dolohova. Trzymał się raczej z tyłu — oszczędny w ruchach, oszczędny w słowach. Instynktownie próbował uciekać od roli uczestnika tych zdarzeń ku wygodnej pozycji obserwatora, więc raz po raz intencjonalnie przypominał sobie o tym, aby szukać z czarownicami kontaktu wzrokowego oraz załagodzić bladą zamyśloną twarz uprzejmym uśmiechem.
— Miło mi, że w końcu się poznajmy — zwrócił się do obu, kłaniając się lekko każdej. Kolejne słowa skierował wyłącznie do Cassandry: — Moje kondolencje.
Nie był pewien, czy powinien je składać, i wcale nie pomógł mu w decyzji wcześniejszy komentarz Vakela, toteż wypowiedział to możliwie neutralnym tonem. Cassandra ubrana była wszakże jak na wdowę przystało — czarna suknia i szal krzyczały żałobę, toteż Trelawney nie chciał jej nietaktownie zignorować.
Usiadł jako ostatni, dając kobietom pierwszeństwo wyboru miejsca nie tylko z grzeczności, ale i ostrożności, coby przypadkiem nie wyszło na to, że podejrzanie mocno lgnie do Vasilija. Mimo że kiedyś podążał za nim jak cień i zupełnie nie zwracał uwagi na to, że kiedy tylko była ku temu okazja, siadał odruchowo blisko niego.