12.08.2025, 13:38 ✶
Poniekąd właśnie tak działali prawdziwi wróżbici, czyż nie? Bazowali na swoich przeczuciach, przypuszczeniach i doświadczeniach, opierając się o intuicję, nie o pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt stron podręcznika, które i tak gówno by im powiedziały, bo byli zbyt upaleni, żeby zapamiętać zawarte tam informacje. Otwierając swoje trzecie czy tam czwarte oko przy pomocy zioła (a więc samej Matki Natury), dostatecznie mocno aktywowali swój potencjał. Poza tym, instrukcje były dla frajerów, którzy nie potrafili płynąć z prądem. A oni przecież już wielokrotnie tego wieczoru udowodnili, że doskonale radzą sobie w praktyce, teorii teraz nie potrzebowali.
Zresztą, jeszcze ta jedna drobna wróżba i spodziewał się, że powinni zakończyć swój wspólny wieczór. I tak nieoczekiwanie spędzili razem naprawdę dużo czasu. Z dwóch godzin zrobiły się cztery, później jeszcze bardziej stracili poczucie czasu. Ostatecznie musiało być całkiem grubo po północy. W końcu byli gdzieś pośrodku korytarza, w drodze powrotnej z kuchni, gdy zegar w holu zabił dwanaście razy, robiąc to dodatkowo przy iście gotyckiej oprawie deszczu, burzy i wichury szalejącej za oknami.
Nie ma co, wybrali sobie naprawdę piękny klimat, aby rzucić się w coś, czego oboje na ogół nie praktykowali. A może to te wszystkie moce zza Zasłony postanowiły w ten sposób wyrazić aprobatę wobec tego, co robiła ta dwójka? W końcu zaczęli jeszcze w przygaszonym, ale całkiem przyjemnym świetle dnia, nie zanosiło się jeszcze wtedy na aż taką zawieruchę. A w akurat tym domu bez wątpienia dodawała ona do aury mistycyzmu, jaką tworzyli.
Przynajmniej we wnętrzach własnych głów, bowiem w rzeczywistości pokój był skrajnie zadymiony i przepełniony bardzo różnymi zapachami. Począwszy od przyjemnych kadzidłowych nut, poprzez całkiem miłą dla nosa słodycz marihuany, aż po tytoń i wszystkie te przekąski, jakie zabrali od skrzatów z kuchni. A było tam, warto dodać, naprawdę wiele różnych aromatów. Nie wszystkie z nich pochodziły przy tym od słodyczy, co w efekcie stanowiło wyjątkowo interesujące połączenie z dymem i pastą do podłogi, którą ktoś (najpewniej skrzat) wyczyścił deski, na których siedzieli na dywanie.
Też pachnącym, a jakże. Dokładnie tak jak obrusik, na który Ambroise wreszcie wyłożył pierwszą wyciągniętą kartę. Koło fortuny. Odruchowo zmarszczył nos, patrząc na talię tarota a potem na Prudence. Tak, jasne. Z pewnością była to interesująca wróżba, tyle tylko, że w jego oczach nie było w niej nic odkrywczego. Ot, potwierdzenie faktów, jakie już chyba wszyscy znali. Zero elementu zaskoczenia, nic wywołującego nadmierną ekscytację. Zdecydowanie wolałby zobaczyć coś, co byłoby trochę bardziej nieoczekiwane.
Paradoksalnie, nawet jakiś pozornie zły omen byłby przez niego całkiem mile widziany, zwłaszcza zbiegając się z uderzeniem pioruna, grzmotem i przygaśnięciem świecy. Jak na prawdziwych seansach, co nie?
- Materialnie - rzucił bez chwili zawahania, jednocześnie parskając pod nosem i bardzo nieznacznie kręcąc głową, nie ukrywając uśmieszku błąkającego się pod jego nosem. - Mentalnie już jestem najbardziej zamożny, jak tylko mogę być - nie dodawał śmiesz wątpić?, tym bardziej, że w tej chwili żartował, ale nawet niewypowiedziane, było to raczej mocno słyszalne w tonie jego głosu. - Nagle... ...do Yule?... ...tak, do Yule wzbogacę się tak mocno, że otworzę własną praktykę - rzucił luźno, odnosząc się również do poprzedniej części wróżby z fusów, ani przez chwilę nie myśląc przy tym, aby być tak ostentacyjnie zależny, żeby umieścić w tej interpretacji wżenianie się w bardzo zamożną rodzinę.
Nie bez powodu nie korzystał w zbytniej mierze z rodowej fortuny, aby teraz zmieniać zdanie i bazować na czymś, co nie było jego. Nawet jeśli bez wątpienia była to najlogiczniejsza interpretacja.
- Twoja kolej - stwierdził, wyciągając talię w kierunku dziewczyny.
Zresztą, jeszcze ta jedna drobna wróżba i spodziewał się, że powinni zakończyć swój wspólny wieczór. I tak nieoczekiwanie spędzili razem naprawdę dużo czasu. Z dwóch godzin zrobiły się cztery, później jeszcze bardziej stracili poczucie czasu. Ostatecznie musiało być całkiem grubo po północy. W końcu byli gdzieś pośrodku korytarza, w drodze powrotnej z kuchni, gdy zegar w holu zabił dwanaście razy, robiąc to dodatkowo przy iście gotyckiej oprawie deszczu, burzy i wichury szalejącej za oknami.
Nie ma co, wybrali sobie naprawdę piękny klimat, aby rzucić się w coś, czego oboje na ogół nie praktykowali. A może to te wszystkie moce zza Zasłony postanowiły w ten sposób wyrazić aprobatę wobec tego, co robiła ta dwójka? W końcu zaczęli jeszcze w przygaszonym, ale całkiem przyjemnym świetle dnia, nie zanosiło się jeszcze wtedy na aż taką zawieruchę. A w akurat tym domu bez wątpienia dodawała ona do aury mistycyzmu, jaką tworzyli.
Przynajmniej we wnętrzach własnych głów, bowiem w rzeczywistości pokój był skrajnie zadymiony i przepełniony bardzo różnymi zapachami. Począwszy od przyjemnych kadzidłowych nut, poprzez całkiem miłą dla nosa słodycz marihuany, aż po tytoń i wszystkie te przekąski, jakie zabrali od skrzatów z kuchni. A było tam, warto dodać, naprawdę wiele różnych aromatów. Nie wszystkie z nich pochodziły przy tym od słodyczy, co w efekcie stanowiło wyjątkowo interesujące połączenie z dymem i pastą do podłogi, którą ktoś (najpewniej skrzat) wyczyścił deski, na których siedzieli na dywanie.
Też pachnącym, a jakże. Dokładnie tak jak obrusik, na który Ambroise wreszcie wyłożył pierwszą wyciągniętą kartę. Koło fortuny. Odruchowo zmarszczył nos, patrząc na talię tarota a potem na Prudence. Tak, jasne. Z pewnością była to interesująca wróżba, tyle tylko, że w jego oczach nie było w niej nic odkrywczego. Ot, potwierdzenie faktów, jakie już chyba wszyscy znali. Zero elementu zaskoczenia, nic wywołującego nadmierną ekscytację. Zdecydowanie wolałby zobaczyć coś, co byłoby trochę bardziej nieoczekiwane.
Paradoksalnie, nawet jakiś pozornie zły omen byłby przez niego całkiem mile widziany, zwłaszcza zbiegając się z uderzeniem pioruna, grzmotem i przygaśnięciem świecy. Jak na prawdziwych seansach, co nie?
- Materialnie - rzucił bez chwili zawahania, jednocześnie parskając pod nosem i bardzo nieznacznie kręcąc głową, nie ukrywając uśmieszku błąkającego się pod jego nosem. - Mentalnie już jestem najbardziej zamożny, jak tylko mogę być - nie dodawał śmiesz wątpić?, tym bardziej, że w tej chwili żartował, ale nawet niewypowiedziane, było to raczej mocno słyszalne w tonie jego głosu. - Nagle... ...do Yule?... ...tak, do Yule wzbogacę się tak mocno, że otworzę własną praktykę - rzucił luźno, odnosząc się również do poprzedniej części wróżby z fusów, ani przez chwilę nie myśląc przy tym, aby być tak ostentacyjnie zależny, żeby umieścić w tej interpretacji wżenianie się w bardzo zamożną rodzinę.
Nie bez powodu nie korzystał w zbytniej mierze z rodowej fortuny, aby teraz zmieniać zdanie i bazować na czymś, co nie było jego. Nawet jeśli bez wątpienia była to najlogiczniejsza interpretacja.
- Twoja kolej - stwierdził, wyciągając talię w kierunku dziewczyny.
Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down