14.08.2025, 14:03 ✶
Henry samotnie wlókł się przez Londyn. W prowizorycznym temblaku sporządzonym przez Odysseusa Fawleya, cały brudny, potwornie obolały, z oczami szczypiącymi od dymu, już nawet nie spodziewał się, żeby jego dom był cały. Po tym, co spotkało go tej nocy, nie liczył na jakikolwiek łut szczęścia. Mentalnie przygotowywał się na bezdomność. Wiedział, że na ulicach długo by nie przetrwał, ale czy powinno mu na tym zależeć? I tak nie mogło być już gorzej.
Nie czuł się sobą, nie wyglądał jak Henry Lockhart. Ból, który przeszywał jego ramię, całkowicie go otępiał. W tej chwili zależało mu tylko na tym, by ten ustąpił. W domu miał jedynie mugolskie tabletki przeciwbólowe, ale czy one miały mu wystarczyć? Czy jakkolwiek uśmierzą jego cierpienie? A może po prostu musiał się przespać? Był na nogach już od około dwudziestu czterech godzin, ledwo widział na oczy. Desperacko potrzebował snu.
Nie spodziewał się ujrzeć Hestii Bletchley akurat w Hackney. Widok przyjaciółki całej i zdrowej przyniósł mu jednak niewysłowioną ulgę. Po raz kolejny tej nocy do jego oczu napłynęły łzy. Już dawno aż tyle nie płakał. Jednak tym razem były to łzy ulgi. Zawołał ją, podbiegł w jej stronę, po czym, uważając na złamaną rękę, przytulił ją.
— Hesia... Co za niewysłowiona ulga... — wyszeptał, po czym odsunął się od niej. — Jesteś cała? Na Matkę, martwiłem się tak strasznie... Czy twoja rodzina... — nie mógł spytać, czy przeżyła. Musiał jakoś inaczej to ująć. — Jak oni się trzymają?
Nie czuł się sobą, nie wyglądał jak Henry Lockhart. Ból, który przeszywał jego ramię, całkowicie go otępiał. W tej chwili zależało mu tylko na tym, by ten ustąpił. W domu miał jedynie mugolskie tabletki przeciwbólowe, ale czy one miały mu wystarczyć? Czy jakkolwiek uśmierzą jego cierpienie? A może po prostu musiał się przespać? Był na nogach już od około dwudziestu czterech godzin, ledwo widział na oczy. Desperacko potrzebował snu.
Nie spodziewał się ujrzeć Hestii Bletchley akurat w Hackney. Widok przyjaciółki całej i zdrowej przyniósł mu jednak niewysłowioną ulgę. Po raz kolejny tej nocy do jego oczu napłynęły łzy. Już dawno aż tyle nie płakał. Jednak tym razem były to łzy ulgi. Zawołał ją, podbiegł w jej stronę, po czym, uważając na złamaną rękę, przytulił ją.
— Hesia... Co za niewysłowiona ulga... — wyszeptał, po czym odsunął się od niej. — Jesteś cała? Na Matkę, martwiłem się tak strasznie... Czy twoja rodzina... — nie mógł spytać, czy przeżyła. Musiał jakoś inaczej to ująć. — Jak oni się trzymają?