13.09.2025, 18:36 ✶
Palce Ceolsige ledwo musnęły chłodną stal rękawicy, na której dostrzegła znajome runy wiążące. W jej umyśle już klarował się plan – sekwencja delikatnych zaklęć rozpraszających, które powinny poluzować magiczne więzy bez szkody dla nieszczęsnej dziewczyny. To byłaby finezyjna, inteligentna robota. Precyzyjna i elegancka. - Najwyraźniej ma dodatkowy fakultet z bycia egzotyczną dekoracją. - Spojrzała przelotnie w stronę Lucy z rozbrajająco uspokajającym uśmiechem na twarzy. - Nie martw się zdążymy, niech to będzie ekscytujące urozmaicenie.- Chwyciła delikatnie zimny metal naramiennika próbując go przekręcić.
A potem stało się futro.
Gwałtowna, niemal absurdalna transformacja metalu w miękkie, brązowe futerko sprawiła, że cofnęła dłoń jak oparzona. Przez ułamek sekundy na jej twarzy odmalowało się czyste, nieskażone zdumienie, które szybko ustąpiło miejsca mieszaninie podziwu i głębokiej, profesjonalnej irytacji. Transmutacja. Cóż za nieeleganckie, siłowe rozwiązanie. Skuteczne, bez dwóch zdań, ale pozostawiający po sobie poczucie straconej szansy. Skala przemiany i jej groteskowa absurdalność budziła jednak pewien poziom podziwu.
Powoli odwróciła głowę w stronę Lucy, unosząc brew w niemej odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie. Wyraz jej twarzy mówił wszystko: Najwyraźniej nie muszę się już tym martwić.
Jej spojrzenie powróciło do Keyleth, która teraz w swoim absurdalnym stroju fretki z dumą prezentowała swoją nowo odzyskaną mobilność. Ceolsige pozwoliła sobie na cień uśmiechu.
– Cóż... to z pewnością jedno z... rozwiązań. – mruknęła, dobierając słowa z rozmysłem. – Skoro już skończyłaś przebieranki, skupmy się na...
Nie dokończyła. Na nowo energicznie hycająca Keyleth, wskazując na regał, podskoczyła i obróciła się z energią, która zupełnie zaskoczyła Ceolsige. Jej futrzane ramię uderzyło w ramię Ceolsige, wytrącając ją z równowagi. Nienawykła do szybkich uników, zaskoczona Burke zachwiała się i odruchowo wyciągnęła rękę w tył, by oprzeć się o najbliższy stabilny obiekt. Jej ręka zahaczyła o masywny, dębowy regał z książkami. Jej dłoń wylądowała na ozdobnym, rzeźbionym panelu pomiędzy grzbietami opasłych tomów.
KLIK - cichy odgłos, który poniósł się wyraźnie pośród zgromadzonych postaci kiedy drewno poddało się pod uchwytem czarownicy.
Zanim Ceolsige zdążyła cofnąć rękę, z rzeźbionego drewna wokół jej dłoni wystrzeliły drewniane pnącza. Gładkie i nienaturalnie zwinne, owinęły się błyskawicznie wokół jej nadgarstka, a po chwili kolejne pędy wysunęły się z bocznych ścianek regału, unieruchamiając jej drugą rękę, kostki i talię, skutecznie przygważdżając ją do mebla. Pułapka nie była bolesna, ale trzymała ją w dziwacznym, drewnianym uścisku dociskając ją plecami do grzbietów książek wystających z regału.
Ceolsige zamknęła na moment oczy, biorąc powolny, głęboki oddech. Doskonale. Po prostu doskonale. Poczuła jak za jej plecami coś przeskoczyło chowając się do wnętrza regału. Mimowolnie prychnęła lekko rozbawiona, zarówno sytuacją jak i pętami, które nadal pełzały po jej ciele chwilami łaskocząc jej nadgarstki i dłonie.
– Wygląda na to, że znalazłam skrytkę – powiedziała lekko rozbawionym tonem, nawet nie próbując się szarpać. Jej spojrzenie powędrowało w stronę Keyleth, a w błękitnych oczach na moment zapłonął rozbawiony, choć lekko morderczy ognik. - Chyba będę zmuszona wyposażyć Crossroads w większą klatkę. - Poruszyła się delikatnie testując więzy ale z rezygnacją opadła w nich. Podniosła ponownie spojrzenie na towarzyszki z uprzejmym uśmiechem i uniesieniem brwi. - Gdybyście były tak miłe. Może ulegnie waszym urokliwym argumentom.
A potem stało się futro.
Gwałtowna, niemal absurdalna transformacja metalu w miękkie, brązowe futerko sprawiła, że cofnęła dłoń jak oparzona. Przez ułamek sekundy na jej twarzy odmalowało się czyste, nieskażone zdumienie, które szybko ustąpiło miejsca mieszaninie podziwu i głębokiej, profesjonalnej irytacji. Transmutacja. Cóż za nieeleganckie, siłowe rozwiązanie. Skuteczne, bez dwóch zdań, ale pozostawiający po sobie poczucie straconej szansy. Skala przemiany i jej groteskowa absurdalność budziła jednak pewien poziom podziwu.
Powoli odwróciła głowę w stronę Lucy, unosząc brew w niemej odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie. Wyraz jej twarzy mówił wszystko: Najwyraźniej nie muszę się już tym martwić.
Jej spojrzenie powróciło do Keyleth, która teraz w swoim absurdalnym stroju fretki z dumą prezentowała swoją nowo odzyskaną mobilność. Ceolsige pozwoliła sobie na cień uśmiechu.
– Cóż... to z pewnością jedno z... rozwiązań. – mruknęła, dobierając słowa z rozmysłem. – Skoro już skończyłaś przebieranki, skupmy się na...
Nie dokończyła. Na nowo energicznie hycająca Keyleth, wskazując na regał, podskoczyła i obróciła się z energią, która zupełnie zaskoczyła Ceolsige. Jej futrzane ramię uderzyło w ramię Ceolsige, wytrącając ją z równowagi. Nienawykła do szybkich uników, zaskoczona Burke zachwiała się i odruchowo wyciągnęła rękę w tył, by oprzeć się o najbliższy stabilny obiekt. Jej ręka zahaczyła o masywny, dębowy regał z książkami. Jej dłoń wylądowała na ozdobnym, rzeźbionym panelu pomiędzy grzbietami opasłych tomów.
KLIK - cichy odgłos, który poniósł się wyraźnie pośród zgromadzonych postaci kiedy drewno poddało się pod uchwytem czarownicy.
Zanim Ceolsige zdążyła cofnąć rękę, z rzeźbionego drewna wokół jej dłoni wystrzeliły drewniane pnącza. Gładkie i nienaturalnie zwinne, owinęły się błyskawicznie wokół jej nadgarstka, a po chwili kolejne pędy wysunęły się z bocznych ścianek regału, unieruchamiając jej drugą rękę, kostki i talię, skutecznie przygważdżając ją do mebla. Pułapka nie była bolesna, ale trzymała ją w dziwacznym, drewnianym uścisku dociskając ją plecami do grzbietów książek wystających z regału.
Ceolsige zamknęła na moment oczy, biorąc powolny, głęboki oddech. Doskonale. Po prostu doskonale. Poczuła jak za jej plecami coś przeskoczyło chowając się do wnętrza regału. Mimowolnie prychnęła lekko rozbawiona, zarówno sytuacją jak i pętami, które nadal pełzały po jej ciele chwilami łaskocząc jej nadgarstki i dłonie.
– Wygląda na to, że znalazłam skrytkę – powiedziała lekko rozbawionym tonem, nawet nie próbując się szarpać. Jej spojrzenie powędrowało w stronę Keyleth, a w błękitnych oczach na moment zapłonął rozbawiony, choć lekko morderczy ognik. - Chyba będę zmuszona wyposażyć Crossroads w większą klatkę. - Poruszyła się delikatnie testując więzy ale z rezygnacją opadła w nich. Podniosła ponownie spojrzenie na towarzyszki z uprzejmym uśmiechem i uniesieniem brwi. - Gdybyście były tak miłe. Może ulegnie waszym urokliwym argumentom.