15.09.2025, 19:36 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2025, 19:38 przez Keyleth Nico Yako.)
Bardzo chciała się przydać i chyba na coś się przydała, chociaż może nie bardzo?
– japrzepraszampaniRosewoodjanaprawdęniechciałamtazbrojatomniebardzozaskoczyło,janaprawdęniechciałam – mamrotała pod nosem widząc, że ich zleceniodawczyni nie jest zadowolona, a przecież Keyleth miała tyle talentów i byłaby doskonałym złodziejem pozyskiwaczem, gdyby tylko dać jej odrobinę szansy.
Teraz miały większe zmartwienia, bo pani Burke wpadła w drugą z pułapek. Bledsza z trójki już podeszła do niej z różdżką i Keyleth podążyła za nią, zaglądając z zainteresowaniem przez ramię niższej czarodziejki. Musiała pamiętać, że jednak jest człowiekiem w stroju fretki, a nie fretką, bo przeszkadzało jej mocno, że nie może poruszyć wibrysami, a przecież nie miała obecnie wąsików.
Zapach pani Rosewood kręcił ją w nosie, ale nie zamierzała kichać.
To by było bardzo nieprofesjonalne.
Nagle przyszła jej do głowy myśl i niestety (albo stety) dla świata, postanowiła się nią podzielić zaaferowanym tonem:
– Te wszystkie pułapki... one nie robią nam krzywdy tylko nas unieruchamiają, a co jeśli właściciel tego domu jest... wampirem? Wampiry są dość powszechne w Anglii, prawda? Może to jego sposób na polowanie? Przeklęty gabinet? Gdybym tylko wzięła plecak, mam w nim kadzidła od mamy na taką okoliczność...– stęknęła, bardzo ostentacyjnie nie chcąc nic już więcej dotykać, poza ewentualnie plecami pani Lucy, za którymi było przecież tak bezpiecznie.
– japrzepraszampaniRosewoodjanaprawdęniechciałamtazbrojatomniebardzozaskoczyło,janaprawdęniechciałam – mamrotała pod nosem widząc, że ich zleceniodawczyni nie jest zadowolona, a przecież Keyleth miała tyle talentów i byłaby doskonałym złodziejem pozyskiwaczem, gdyby tylko dać jej odrobinę szansy.
Teraz miały większe zmartwienia, bo pani Burke wpadła w drugą z pułapek. Bledsza z trójki już podeszła do niej z różdżką i Keyleth podążyła za nią, zaglądając z zainteresowaniem przez ramię niższej czarodziejki. Musiała pamiętać, że jednak jest człowiekiem w stroju fretki, a nie fretką, bo przeszkadzało jej mocno, że nie może poruszyć wibrysami, a przecież nie miała obecnie wąsików.
Zapach pani Rosewood kręcił ją w nosie, ale nie zamierzała kichać.
To by było bardzo nieprofesjonalne.
Nagle przyszła jej do głowy myśl i niestety (albo stety) dla świata, postanowiła się nią podzielić zaaferowanym tonem:
– Te wszystkie pułapki... one nie robią nam krzywdy tylko nas unieruchamiają, a co jeśli właściciel tego domu jest... wampirem? Wampiry są dość powszechne w Anglii, prawda? Może to jego sposób na polowanie? Przeklęty gabinet? Gdybym tylko wzięła plecak, mam w nim kadzidła od mamy na taką okoliczność...– stęknęła, bardzo ostentacyjnie nie chcąc nic już więcej dotykać, poza ewentualnie plecami pani Lucy, za którymi było przecież tak bezpiecznie.