04.10.2025, 21:07 ✶
Początek posta z Lou, Atre, Brenną i Ekstazą, a potem z Brenną. Kupiła cegiełkę.
Nim zdążyły odejść, podeszła do nich jedna z artystek – znajoma Atreusa, co nie było dla niej żadnej zaskoczeniem, bo przecież znał wszystkich. Blondynka obdarzyła ją krótkim spojrzeniem, pozwalając sobie na równie krótki uśmiech, który miał być przejawem szacunku do jej talentu. - Miło mi poznać. Doskonale się bawiłam na Twoim występie.
Na próżno było szukać czegoś więcej niż uprzejmości i pochwały, bo Cynthia nigdy nie była mistrzynią towarzyskich rozmówek, ale wysiłek, który włożyła w przedstawienie oraz jego przygotowanie, wymagały docenienia. Niewątpliwie była piękną kobietą, jednak nie doszukiwała się ukrytych powiązań pomiędzy nią, a Atre, które mogłyby prowadzić do romantycznych uniesień. Czując dłoń Lou zaciskającą się na jej talii, podniosła głowę i obdarzyła go pytającym spojrzeniem, aby zaraz powstrzymać rozbawione prychnięcie, które chciało wydostać się spomiędzy jej warg na niezadowolenie w jego ciemnych oczach. Przesunęła palcami po rękawie jego marynarki, co miało chyba odrobinę go udobruchać i zasugerować, że niedługo wróci, nim cofnęła się, wysuwając z jego objęcia. - Będę w zasięgu wzroku.
Obdarzyła jeszcze pozostałych panów oraz Laurettę wzrokiem, nim odeszły z Brenną nieco dalej, faktycznie unikając alkoholu.
Wciąż była zmęczona, pełna wewnętrznego chaosu i alkohol był ostatnim, czego potrzebowała w takim miejscu, zważywszy na eliksiry, które zażyła wcześniej. Korzystając, że Brenna zakupiła cegiełkę, zrobiła to samo, chcąc wesprzeć trochę zbiórkę, przygotowanymi przed wyjściem galeonami. Miała nadzieję, że fundusze przyczynią się do czegoś dobrego – odbudowania sierocińca, pokrycia kosztów leczenia niektórych pacjentów, którzy wciąż tkwili przykuci do łóżek w Mungu. Żołądek jej znów ścisnęło, więc przymknęła na kilka sekund oczy, odganiając obraz tamtej nocy, a także zapach spalenizny, który czuła za każdym razem, gdy płomienie wybuchały w jej umyśle. Lepiej było skupić uwagę na Brennie. Świat potrzebował ludzi takich, jak ona – dobrych i bezinteresownych, jeśli jakakolwiek równowaga miała zostać zachowana, a przynajmniej jej pozory.
- Naprawdę dobrze Cię widzieć. Martwiłam się o Ciebie. - rzuciła cicho, przerywając ciszę między nimi chwilę przed tym, jak zrobiła to Longbottom. Na jej słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, odszukując mężczyznę wzrokiem. Lou był obecny w jej życiu od kilku lat – co zaczęło się zresztą od pomocy medycznej, której mu udzielała i eliksirów. Była to relacja skomplikowana i pozbawiona rozsądku, poskręcaną w ciasne supełki. Miał nad nią przewagę, umiał zmusić ją do rzeczy, z których nie była dumna, a jednak na swój sposób się o nią troszczył. Pilnował, ciągnąc jednocześnie w ciemność. Wróciła wzrokiem do przyjaciółki, a pasmo włosów spłynęło jej po ramieniu, gdy jasne tęczówki lustrowały jej twarz. - Louvain. Nie wiem nawet, jak miałabym ująć to w słowa i opowiedzieć Ci o wszystkim, co się wydarzyło. A już na pewno nie mogłabym tego zrobić tutaj. Tak, to pretekst do wyciągnięcia Cię na kolację! Co o tym sądzisz?- w stosunku do brunetki, nie brzmiała tak chłodno i uprzejmie, kryło się w tym więcej emocji, niż wcześniej. - A co z Tobą i z Atreusem..? - dodała ciszej, ciągnąc temat ich partnerów na przyjęciu, skoro sama go zaczęła. Tworzyli ładną parę, pasującą do siebie. Obydwoje byli szlachetni.
Nim zdążyły odejść, podeszła do nich jedna z artystek – znajoma Atreusa, co nie było dla niej żadnej zaskoczeniem, bo przecież znał wszystkich. Blondynka obdarzyła ją krótkim spojrzeniem, pozwalając sobie na równie krótki uśmiech, który miał być przejawem szacunku do jej talentu. - Miło mi poznać. Doskonale się bawiłam na Twoim występie.
Na próżno było szukać czegoś więcej niż uprzejmości i pochwały, bo Cynthia nigdy nie była mistrzynią towarzyskich rozmówek, ale wysiłek, który włożyła w przedstawienie oraz jego przygotowanie, wymagały docenienia. Niewątpliwie była piękną kobietą, jednak nie doszukiwała się ukrytych powiązań pomiędzy nią, a Atre, które mogłyby prowadzić do romantycznych uniesień. Czując dłoń Lou zaciskającą się na jej talii, podniosła głowę i obdarzyła go pytającym spojrzeniem, aby zaraz powstrzymać rozbawione prychnięcie, które chciało wydostać się spomiędzy jej warg na niezadowolenie w jego ciemnych oczach. Przesunęła palcami po rękawie jego marynarki, co miało chyba odrobinę go udobruchać i zasugerować, że niedługo wróci, nim cofnęła się, wysuwając z jego objęcia. - Będę w zasięgu wzroku.
Obdarzyła jeszcze pozostałych panów oraz Laurettę wzrokiem, nim odeszły z Brenną nieco dalej, faktycznie unikając alkoholu.
Wciąż była zmęczona, pełna wewnętrznego chaosu i alkohol był ostatnim, czego potrzebowała w takim miejscu, zważywszy na eliksiry, które zażyła wcześniej. Korzystając, że Brenna zakupiła cegiełkę, zrobiła to samo, chcąc wesprzeć trochę zbiórkę, przygotowanymi przed wyjściem galeonami. Miała nadzieję, że fundusze przyczynią się do czegoś dobrego – odbudowania sierocińca, pokrycia kosztów leczenia niektórych pacjentów, którzy wciąż tkwili przykuci do łóżek w Mungu. Żołądek jej znów ścisnęło, więc przymknęła na kilka sekund oczy, odganiając obraz tamtej nocy, a także zapach spalenizny, który czuła za każdym razem, gdy płomienie wybuchały w jej umyśle. Lepiej było skupić uwagę na Brennie. Świat potrzebował ludzi takich, jak ona – dobrych i bezinteresownych, jeśli jakakolwiek równowaga miała zostać zachowana, a przynajmniej jej pozory.
- Naprawdę dobrze Cię widzieć. Martwiłam się o Ciebie. - rzuciła cicho, przerywając ciszę między nimi chwilę przed tym, jak zrobiła to Longbottom. Na jej słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, odszukując mężczyznę wzrokiem. Lou był obecny w jej życiu od kilku lat – co zaczęło się zresztą od pomocy medycznej, której mu udzielała i eliksirów. Była to relacja skomplikowana i pozbawiona rozsądku, poskręcaną w ciasne supełki. Miał nad nią przewagę, umiał zmusić ją do rzeczy, z których nie była dumna, a jednak na swój sposób się o nią troszczył. Pilnował, ciągnąc jednocześnie w ciemność. Wróciła wzrokiem do przyjaciółki, a pasmo włosów spłynęło jej po ramieniu, gdy jasne tęczówki lustrowały jej twarz. - Louvain. Nie wiem nawet, jak miałabym ująć to w słowa i opowiedzieć Ci o wszystkim, co się wydarzyło. A już na pewno nie mogłabym tego zrobić tutaj. Tak, to pretekst do wyciągnięcia Cię na kolację! Co o tym sądzisz?- w stosunku do brunetki, nie brzmiała tak chłodno i uprzejmie, kryło się w tym więcej emocji, niż wcześniej. - A co z Tobą i z Atreusem..? - dodała ciszej, ciągnąc temat ich partnerów na przyjęciu, skoro sama go zaczęła. Tworzyli ładną parę, pasującą do siebie. Obydwoje byli szlachetni.