05.10.2025, 22:12 ✶
Z Brenną
Nie odpisała chyba nikomu, że wszystko jest w porządku – przynajmniej od razu. To był moment, w którym wciąż tkwiła, kilka godzin chaosu i utraty kontroli. Czegoś, czego wciąż do końca nie zrozumiała. Nigdy nie wykorzystywała swoich umiejętności w innym celu, niż do sekcji zwłok lub badań nad zimnem i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że komuś tak ambitnemu, jak Cynthia, się to nie podobało. Nie miała też wtedy czasu – raz, że wydarzyło się mnóstwo rzeczy, a dwa, Ministerstwo wymagało jej obecności, Mung i jeszcze robia za uzdrowiciela po godzinach, poza główną sceną wydarzeń.
- Wydaje mi się Bri, że każdy tamtej nocy trochę umarł. I trochę odkrył w sobie coś nowego. W całej tej tragedii i płomieniach żar nie tylko tlił się na budynkach. Miałam pełne ręce, przepraszam, że się martwiłaś. - odpowiedziała po chwili namysłu, gdy udało się jej odwrócić spojrzenie z lewitującej butelki szampana, na którą się zapatrzyła. Nie było to kłamstwem, chociaż detale dla brunetki mogłyby być zbyt okrutne. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie, więc uśmiechnęła się blado, ale szczerze, chcąc ją trochę uspokoić. - Życie bywa po prostu pełne niespodzianek.
Trudno stwierdzić, co konkretnie Flintówna miała na myśli, ale chyba wszystkiego po trochu. Zarówno Spalonej Nocy, jak i Atreusa i Louvaina, a także całej reszty, w której centrum tkwiły.
- Zwolnili mnie już z pomocy w Mungu, a praktycznie wszystkie ofiary zostały zidentyfikowane i odebrane przez swoich bliskich, więc znajdę czas, gdy tylko Ty znajdziesz moment. Wiem, że macie pełne ręce roboty i mnóstwo patroli.
Podlegała bezpośrednio pod głowę biura aurorów, wiedziała, co się u nich działo. Jej raporty trafiały na ich biurka, często też wyświadczała mniejsze lub większe przysługi. Nie byli zadowoleni z tego, jak przebiegła kryzysowa sytuacja i jak panika rozlewała się po mieście razem z ogniem. Nie przysłuchiwała się temu, co działo się dookoła, chociaż docierały do niej pojedyncze szepty i słowa, chyba po prostu mało ją to interesowało w przeciwieństwie do tego, co do powiedzenia miała Brenna. Brew jej drgnęła na komentarz o pracy, która miała być powodem tego, że przyszli tu razem. Przyglądała się jej przez chwilę badawczo, ale zaraz jej jasne oczy powędrowały w tłum, odszukując najpierw Lou, a potem Atreusa, na którym zatrzymała się spojrzeniem. Przyszli razem, bo tak uzgodnili, czy dlatego, że ją tu zaprosił? Longbottom przydałby się ktoś, kto mógłby zapewnić jej poczucie stabilności i bezpieczeństwa, stanowić ucieczkę od tego, co działo się w pracy na świecie, gdy tylko wchodziła do domu. Tylko czy auror był tego typu facetem? Czy był odpowiedni? Historia jego burzliwych romansów zaczęła się przecież jeszcze w Hogwarcie i chociaż bardzo go lubiła i był przystojny, trudno było jej sobie wyobrazić go zaangażowanego w sposób, na jaki brunetka zasługiwała. - To randka? - zapytała cicho w końcu, powracając do niej spojrzeniem z niewinną miną i lekkim uśmieszkiem. Zaskakująco przyjemne było myślenie o czymś tak przyziemnym i prostym, pozbawionym dramatu i śmierci. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miała okazję na tak proste, babskie rozmowy – chyba z Tori na temat Sauriela kilka miesięcy wcześniej? Mimowolnie przygadała się jej tak, jakby szukała reakcji i potwierdzenia tego, że go lubiła i się jej po prostu podobał.
Nie odpisała chyba nikomu, że wszystko jest w porządku – przynajmniej od razu. To był moment, w którym wciąż tkwiła, kilka godzin chaosu i utraty kontroli. Czegoś, czego wciąż do końca nie zrozumiała. Nigdy nie wykorzystywała swoich umiejętności w innym celu, niż do sekcji zwłok lub badań nad zimnem i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że komuś tak ambitnemu, jak Cynthia, się to nie podobało. Nie miała też wtedy czasu – raz, że wydarzyło się mnóstwo rzeczy, a dwa, Ministerstwo wymagało jej obecności, Mung i jeszcze robia za uzdrowiciela po godzinach, poza główną sceną wydarzeń.
- Wydaje mi się Bri, że każdy tamtej nocy trochę umarł. I trochę odkrył w sobie coś nowego. W całej tej tragedii i płomieniach żar nie tylko tlił się na budynkach. Miałam pełne ręce, przepraszam, że się martwiłaś. - odpowiedziała po chwili namysłu, gdy udało się jej odwrócić spojrzenie z lewitującej butelki szampana, na którą się zapatrzyła. Nie było to kłamstwem, chociaż detale dla brunetki mogłyby być zbyt okrutne. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie, więc uśmiechnęła się blado, ale szczerze, chcąc ją trochę uspokoić. - Życie bywa po prostu pełne niespodzianek.
Trudno stwierdzić, co konkretnie Flintówna miała na myśli, ale chyba wszystkiego po trochu. Zarówno Spalonej Nocy, jak i Atreusa i Louvaina, a także całej reszty, w której centrum tkwiły.
- Zwolnili mnie już z pomocy w Mungu, a praktycznie wszystkie ofiary zostały zidentyfikowane i odebrane przez swoich bliskich, więc znajdę czas, gdy tylko Ty znajdziesz moment. Wiem, że macie pełne ręce roboty i mnóstwo patroli.
Podlegała bezpośrednio pod głowę biura aurorów, wiedziała, co się u nich działo. Jej raporty trafiały na ich biurka, często też wyświadczała mniejsze lub większe przysługi. Nie byli zadowoleni z tego, jak przebiegła kryzysowa sytuacja i jak panika rozlewała się po mieście razem z ogniem. Nie przysłuchiwała się temu, co działo się dookoła, chociaż docierały do niej pojedyncze szepty i słowa, chyba po prostu mało ją to interesowało w przeciwieństwie do tego, co do powiedzenia miała Brenna. Brew jej drgnęła na komentarz o pracy, która miała być powodem tego, że przyszli tu razem. Przyglądała się jej przez chwilę badawczo, ale zaraz jej jasne oczy powędrowały w tłum, odszukując najpierw Lou, a potem Atreusa, na którym zatrzymała się spojrzeniem. Przyszli razem, bo tak uzgodnili, czy dlatego, że ją tu zaprosił? Longbottom przydałby się ktoś, kto mógłby zapewnić jej poczucie stabilności i bezpieczeństwa, stanowić ucieczkę od tego, co działo się w pracy na świecie, gdy tylko wchodziła do domu. Tylko czy auror był tego typu facetem? Czy był odpowiedni? Historia jego burzliwych romansów zaczęła się przecież jeszcze w Hogwarcie i chociaż bardzo go lubiła i był przystojny, trudno było jej sobie wyobrazić go zaangażowanego w sposób, na jaki brunetka zasługiwała. - To randka? - zapytała cicho w końcu, powracając do niej spojrzeniem z niewinną miną i lekkim uśmieszkiem. Zaskakująco przyjemne było myślenie o czymś tak przyziemnym i prostym, pozbawionym dramatu i śmierci. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miała okazję na tak proste, babskie rozmowy – chyba z Tori na temat Sauriela kilka miesięcy wcześniej? Mimowolnie przygadała się jej tak, jakby szukała reakcji i potwierdzenia tego, że go lubiła i się jej po prostu podobał.