11.10.2025, 17:11 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.10.2025, 17:12 przez Henry Lockhart.)
Zazwyczaj Henry był dobrym chłopakiem. Rozsądnym, wychowanym przez nadzwyczaj przyzwoitych czarodziejów starej daty. Tyle, że ich już nie było, nie mogli zobaczyć, co wyprawiał ich wnuczek. Ten... zagubił się. Z jednej strony zawsze starał się myśleć pragmatycznie, kalkulować, co mogło mu przysporzyć jeszcze więcej kłopotów niż miał. Z drugiej jednak miał uczucia, które kłębiły się pod jego skórą, narastały do niebezpiecznych rozmiarów. Alkohol zaś był łatwopalny. Ledwie iskierka mogła spowodować pożar. Było to szczególnie ironiczne po Spalonej Nocy.
Henry podwinął rękawy koszuli. Krew pulsowała mu w skroniach, a widok ćpunów naśmiewających się z jego kumpla doprowadzał go do jeszcze większej wściekłości. Nie liczyło się, że mógł tu wpaść BUM i zabrać ich na czterdzieści osiem. Nie liczyła się grzywna, którą mógł potem zapłacić za zniszczenia. Istniały wyższe wartości: godność i sprawiedliwość.
- Daj spokój, Kelly, im nawet prysznic nie pomoże. Zaraz znowu się zaćpają tym smrodem i tyle z tego będzie - Henry wyszedł na środek Dziurawego Kotła. Promile we krwi przegoniły wszelki strach. Wygodne. - Truć się mogą u siebie w domu. Ale tutaj? Te świnie nie znają umiaru.
Facet ze zlepionymi włosami wstał z miejsca, aż krzesło upadło na ziemię. Przeskoczył przez stół, przeszedł chwiejnym krokiem przez salę i stanął przed Lockhartem. Znów ten cukrowy zapach, kręcenie w głowie.
- Chcesz mi coś powiedzieć, kaszojadzie? - warknął mężczyzna, po czym zaciągnął się fajką, by zaraz chuchnąć chłopakowi dymem w twarz. Nie zdążył.
Henry nie wytrzymał. Szybkim ciosem wytrącił fajkę z ust mężczyzny tak mocno, że temu zaczęła krwawić warga. Cofnął się o krok, klnąc w bólu. Chłopak nie czuł się specjalnie wzruszony jego stanem. Przydepnął fajkę butem, krusząc ją na kawałeczki.
- Ups - wzruszył ramionami nonszalancko.
I wtedy się zaczęło.
Henry podwinął rękawy koszuli. Krew pulsowała mu w skroniach, a widok ćpunów naśmiewających się z jego kumpla doprowadzał go do jeszcze większej wściekłości. Nie liczyło się, że mógł tu wpaść BUM i zabrać ich na czterdzieści osiem. Nie liczyła się grzywna, którą mógł potem zapłacić za zniszczenia. Istniały wyższe wartości: godność i sprawiedliwość.
- Daj spokój, Kelly, im nawet prysznic nie pomoże. Zaraz znowu się zaćpają tym smrodem i tyle z tego będzie - Henry wyszedł na środek Dziurawego Kotła. Promile we krwi przegoniły wszelki strach. Wygodne. - Truć się mogą u siebie w domu. Ale tutaj? Te świnie nie znają umiaru.
Facet ze zlepionymi włosami wstał z miejsca, aż krzesło upadło na ziemię. Przeskoczył przez stół, przeszedł chwiejnym krokiem przez salę i stanął przed Lockhartem. Znów ten cukrowy zapach, kręcenie w głowie.
- Chcesz mi coś powiedzieć, kaszojadzie? - warknął mężczyzna, po czym zaciągnął się fajką, by zaraz chuchnąć chłopakowi dymem w twarz. Nie zdążył.
Henry nie wytrzymał. Szybkim ciosem wytrącił fajkę z ust mężczyzny tak mocno, że temu zaczęła krwawić warga. Cofnął się o krok, klnąc w bólu. Chłopak nie czuł się specjalnie wzruszony jego stanem. Przydepnął fajkę butem, krusząc ją na kawałeczki.
- Ups - wzruszył ramionami nonszalancko.
I wtedy się zaczęło.