Zaśmiała się cicho pod nosem. Peppa zawsze była tak cholernie pewna swoich wdzięków, że Maya często sama się od niego tym zarażała. Nie chciała być kluską niepewności, a wręcz potężną kobietą; jak zresztą każda kobieta w jej domu.
– Dobra, chodźmy na obiad do Wielkiej Sali, powoli głodna się robię – wyszczerzyła swoje ząbki w chytrym uśmiechu. W sumie fajnie będzie na chwilę schronić się w zimnych murach zamku, aby ochłonąć i zacząć lepiej myśleć. Ciepłe dni były naprawdę przyjemne, ale długie przesiadywanie na słońcu sprawiało, że Maya robiła się senna, a nie chciała tracić czasu wolnego na spanie, to bez sensu.
Podniosła się, machnęła różdżką, aby ich książki zaczęły lewitować – nie miała zamiaru ich nosić, od czegoś była w końcu magia – i ruszyła do zamku kiedy Peppa również się zebrała w całość.