• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, 2 maja, po poranku/ Porwani przez wiatr

1972, 2 maja, po poranku/ Porwani przez wiatr
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#11
03.07.2023, 14:42  ✶  

Dobrze, że Cameron bez mniejszego wahania zgodził się na to, żeby przygotowała mu jakiś eliksir na ewentualną wściekliznę. Wystarczy, że dotrą do domu, później do cukierni, a będzie mogła to zrobić. Miała świadomość, że Cecily i Cedrick mogą ją w tym ubiec, jednak uważała, że mimo wszystko powinna również coś zrobić dla tego młodzieńca, którego zawiodła. Nie pomogła mu, gdy wiedźma się na niego rzuciła, ani kiedy patelnia leciała w jego stronę. Skupiona wtedy była niestety na przeżywaniu tego, że zabiła mężczyznę.

- Może i nie był, jednak jak mogłam być tak głupia? Dlaczego zawsze mi się to przytrafia. Naiwna Nora, która uwierzy w każde kłamstwo, później są tego konsekwencje. - Widać było, że naprawdę była zła na siebie, że zaufała temu duchowi. No, ale czasu nie cofnie. Teraz do końca życia będzie miała na sumieniu tego faceta. - Byli też inni, ale to ja nałożyłam mu ten wianek na głowę... - Powiedziała, jakby Cameron o tym zapomniał.

Niby jego duch mignął jej potem i podziękował za to, co robiła, jednak dla niej ta sprawa wcale nie była taka czarno - biała. Później będzie nad tym rozpaczać, teraz musieli skupić się na znalezieniu wyjścia z lasu, a szło im to raczej średnio.

Najważniejsze w tym wszystkim było to, że panna Figg nie była jedyną osoba, która widziała tego szopa na wilku. Zawsze lepiej to brzmi, kiedy ktoś poza nią widzi podobne, absurdalne rzeczy. Wszystko na szczęście wyjaśniło się bardzo syzbko, nie musiała dalej się głowić nad ich stanem psychicznym.

Dostrzegła, że Brenna wyciąga różdżkę, postanowiła więc wytłumaczyć jej, że to nie jest potrzebne. - Tam, głęboko w lesie była chata, w niej mieszkała wiedźma z mężem i był duch. [b] - Nie dziwię się, że nic z tego nie rozumiesz, sama mam z tym problem. - Tak naprawdę chyba ktoś, kto tam z nimi nie był nie do końca miał mozliwość zrozumieć o co chodzi tej dwójce. Nie dziwiła się temu wcale.

Odetchnęła z ulgą, kiedy Longbottom powiedziała, że Mabel nic nie jest. Najważniejsze. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby było inaczej.

Zbliżyła się o krok w stronę Vinniego, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Widzisz, teraz wezmę sobie te rady do serca, mądra Norka po szkodzie. - Czy coś by to zmieniło, pewnie nie, jednak dobrze było pomyśleć o czyms innym niż to, co działo się na polanie.

Ofiary zginęły przez wiatr. Zamarła na moment, gdy to usłyszała. Czyli nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co ona i Cameron... To było straszne. - Ten wiatr, nie był do końca naturalny, czy Voldemort miał z tym coś wspólnego? - Zastanawiała się nad tym. Czy faktycznie potrafił manipulować żywiołami? W końcu nie było to nromalne, tak silny wiatr był anomalią.

- Chyba damy radę iść o własnych siłach, prawda Cami? - Przeszli już tyle, że chyba nie robiło to różnicy. - Dobrze, że znacie drogę, mam wrażenie, że kręcimy się w kółko od kilku godzin. - Gotowa była już wyruszyć, w końcu dla tych z poważniejszymi urazami mogła się liczyć każda minuta.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#12
03.07.2023, 22:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.07.2023, 22:31 przez Cameron Lupin.)  

— Emocje, co nie? — zauważył. — Nie wiadomo, co by się stało, gdybyśmy próbowali się z nią dogadać. Może gdyby zobaczyła wianek, to od razu by jej odpierdoliło. Co wtedy byśmy zrobili, skoro byliśmy zamknięci w środku na jej terenie?

Mógł być lekarzem, ale nie był też kompletnym pacyfistą. Były powody, dla których połączył swoją przyszłość z takimi, a nie innymi dziedzinami magii, jednak cenił swoje własne bezpieczeństwo. Tak samo, jak dobro swoich bliskich. Nie im było rozsądzać, czy mogli zachować się lepiej. Kierował nimi instynkt, a jeśli doprowadził ich on do tego, że zostawili zagrożenie za sobą, to nie miał zamiaru na nikogo zrzucać winy za cokolwiek.

Zmrużył oczy, obserwując reakcje Longbottom na ich wyjaśnienia. Eh, to naprawdę nie brzmiało zbyt dobrze, jak tak teraz o tym myślał. Mimo wszystko wolał uświadomić ją o pewnym dosyć istotnym fakcie...

— To ja zostałem ugryziony — zauważył z lekką pretensją, pokazując Brennie odcisk zębów wiedźmy na swojej ręce. W tym momencie należało się skupić na tym, w jakim oni byli stanie, a nie na tej babce, która pewnie dopiero dochodziła do siebie po wydarzeniach w leśnej chacie.

Starał się nie mieć jej za złe tego, że źle zrozumiała, co Nora chciała przekazać. Nawet cierpliwość ich dwójki była mocno nadszarpnięta po ostatnich wydarzeniach, a co tu dopiero mówić o tych, którzy zdecydowali zostać na polanie i na własną rękę doświadczyć chaosu, który się tam rozegrał. Cameron wziął głęboki oddech.

— O-obudziliśmy się w ś-środku lasu, z-z-znaleźliśmy ducha kobiety. Chciała, ż-żebyśmy j-jakoś j-jej pomogli i z-zanieśli wianek do j-jej ukochanego. W-wskazała nam d-drogę do chaty innej b-b-baby, okazało się, że t-t-tamten facet – raczej-nie-do-końca-żywy-ale-też-nie-umarły – był w-więziony przez tą wiedźmę — zaczął opowiadać, a w jego głosie narastała frustracja. Był prawie pewny, że i tak mało co z tego zrozumieją. — N-no i ten wianek t-t-trafił do tego g-g-ościa. Zaczęła działać jakaś magia i to go tak trochę no... dobiło. W-wróciła wiedźma, n-nakryła nas i jeszcze kilka osób, co tam się p-przyplątało i z-z-zaczął się burdel. M-musieliśmy ją obić, żeby u-uciec.

Wbił wyczekujący wzrok w Brennę. Współpracowała z Heather, więc ufał, że brygadzistka była w miarę rozgarnięta i zrozumie cokolwiek z jego paplaniny. Miał nadzieję, że jednak w jej hierarchii priorytetów bezpieczeństwo zaginionych będzie znajdowało się nieco wyżej, niż próba pochwycenia ich, żeby... sprawiedliwość mogła zatriumfować? To oni byli tutaj najbardziej poszkodowani! Kto wie, co ta wiedźma by im zrobiła, gdyby jej nie przywalili?

Wytłumaczenia Longbottom tylko potwierdziły, że kwestia tego, co się przytrafiło wywianym raczej nie zostanie rozwiązana zbyt szybko. Czarny Pan? Śmierciożercy na Beltane? Miał ochotę złapać się za głowę. Przecież... Przecież to nie tak miało wyglądać! To miało być normalne święto. Zwykły festiwal, a nie miejsce jakiejś... kaźni czy magicznego „fenomenu”!

— R-raczej nie — skomentował, mając na myśli grupkę ludzi z chaty, które również próbowały wrócić na polanę. — M-może byli trochę poobijani p-przez w-wwiatr, a-ale p-poza t-tym... P-powinni dojść przynajmniej t-tak daleko jak my.

Skinął głową na pytanie Vince'a. Zmarszczył lekko czoło, nie bardzo wiedząc, jak powinien się odnosić do mężczyzny. Czy też pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów? A może pochodził z Doliny i po prostu wpadł sprawdzić, co się stało i jakoś tak... przyplątał się na czas poszukiwań prowadzonych przez specjalistów?

— T-tak. Dam radę — potwierdził. — J-jak ty się właściwie nazywasz?

Kiedy już byli gotowi do tego, aby udać się w dalszą drogę, Cameron pozostawał raczej z tyłu. Po tych godzinach spędzonych w lesie zaczynał coraz dotkliwiej odczuwać skutki zmęczenia. Kolana zaczynały go boleć, czuł, że ubranie ma przesiąknięte potem, a przede wszystkim robił się coraz bardziej senny. W pewnym momencie Camiś zwolnił kroku i wbił wzrok w okolice pobliskich krzaków.

— O nie — zajęczał, jakby to był koniec świata. — Ja już mam zwidy... N-nora... B-brenna...

To było jedyne logiczne wytłumaczenie tego co widział przed sobą. Na sporym głazie siedziała bowiem sporych rozmiarów kura i gapiła się na niego, przekrzywiając co chwilę ciekawsko łeb. W pewnym momencie, uniosła się, zagdakała przerażająco i... wskoczyła Cameronowi prosto na głowę, wbijając się mocno w kłębki jego włosów.

—AŁA! — wyrzucił z siebie żałośnie, jednak nie odważył się ruszyć. — Ratunku!

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
04.07.2023, 13:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.07.2023, 13:29 przez Brenna Longbottom.)  
Opowieść Camerona i Nory stała się nieco bardziej składna i zrozumiała, ale ani trochę mniej dziwaczna. Brenna, wyjątkowo, milcząc, przesuwała czujnym spojrzeniem pomiędzy nimi.
W każdy inny dzień po takiej relacji Brenna po prostu ruszyłaby w las, szukać tej chaty, sprawdzić, czy historia jest prawdziwa, przesłuchać wiedźmę i potencjalnie ją aresztować. Albo przeprosić za napaść i omówić z nią opcje, jeżeli obili ją, bo mieli jakieś halucynacje. Dziś jednak jedynie znów spojrzała w las, przez moment rozdarta, ale zaraz pokręciła głową, jakby czemuś zaprzeczała – może własnym myślom. Wyprowadzenie stąd Nory i Cama oraz, najlepiej, znalezienie reszty grupy, z którą się rozdzielili, było bardziej istotne.
Nijak jednak nie skomentowała tej historii, za to jej uwagę zwrócił O’Dwyer. I to nie przekręceniem nazwiska. Kiedy nosisz nazwisko Longbottom, nieważne, jak bardzo czystrokwiste i szlachetne, szybko musisz przywyknąć do tego, że ludzie chętnie cię przezywają. Brenna przyzwyczaiła się do tego już w szkole – na swoje szczęście zrozumiała, że reakcjami tylko zachęca do dowcipkowania, poza tym nigdy nie była przewrażliwiona na własnym punkcie.
Ale sugestia, że ma iść i odpocząć?
Teraz?
Brenna spojrzała na Vincenta. Posłała mu nawet uśmiech. Mógł się wydawać szczery – choć nie był takim. Nie po tym wszystkim, co stało się tej nocy.
- Zmuś mnie.
Otworzyła usta, chcąc znowu coś powiedzieć, tym razem do Nory i Camerona, gdy na głowie Lupina wylądowała kura. I Brenna przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy przypadkiem nie leży w namiocie medyków, nieprzytomna, bo wszystko, co działo się wokół, stawało się aż nazbyt absurdalne. Odruchowo wyciągnęła ręce, by uwolnić chłopaka od tego niespodziewanego towarzystwa. A wtedy… Kura wskoczyła na jej dłoń, przespacerowała się wzdłuż ramienia i z furkotem szczątkowych skrzydeł przeskoczyła na ramię Vinca.
– Sprawdź, proszę, czy to nie animag – poprosiła podejrzliwie. Vincent sam był animagiem, podejrzewała więc, że zna inkantację, która mogła zmusić kurę do ujawnienia… Sama za to wyciągnęła z kieszeni… coś, co wyglądało jak śmieć.
W istocie było świstoklikiem.
Te spod stoiska Nory przepadły wraz ze stoiskiem – choć jednego prawdopodobnie użył Salem. Ten Brenna odnalazła, chociaż drzewo, w którym go ukryła, zostało obalone. Wyciągnęła go w stronę Figg.
– To świstoklik bezpośrednio do Doliny, wylądujecie w pobliżu mojego domu. Dotknijcie go we troje i aktywujcie. Ja rozejrzę się po okolicy, może zdołam znaleźć waszych kolegów z… przygody z wiedźmą i wrócę na polanę jako wilk – powiedziała. Nie chciała zostawiać tych ludzi w Kniei, gdzie mogło czaić się coś niebezpiecznego, choćby nie próbując ich znaleźć. A z kolei przeszukiwania w całej grupie… Po prostu będą wolniejsze. - I zanim zaprotestujesz, Nora, biegam na czterech łapach dużo szybciej od ciebie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
irish mutineer
living like we're renegades

Raczej łatwo przegapić go w tłumie. Nieco niższy od przeciętnego Brytyjczyka (174 cm), jest krępej budowy mężczyzną. Ma jasnoniebieskie oczy oraz wiecznie roztrzepane jasne włosy, a ich długość sugeruje, że dawno nie był u fryzjera. Vinnie preferuje modę mugolską, rzadko ubiera się elegancko, zdecydowanie preferuje odzież, która nie krępuje jego ruchów. Kiedy podwija rękawy swetra lub koszuli, można dostrzec liczne blizny pokrywające jego przedramiona, zarówno po oparzeniach jak i cięte. Ma silny akcent po którym nietrudno zgadnąć, że nie urodził się w Londynie. Pachnie tytoniem.

Vincent O’Dwyer
#14
07.07.2023, 20:59  ✶  

Z lekko uniesioną brwią wsłuchiwał się opowieść chłopaka, której zrozumienie było nieco utrudnione zważywszy na wadę wymowy oraz zawiłość i niespodziewane zwroty akcji w historii. Być może nawet by się zniecierpliwił, że opowieść zajmuje dwa razy dłużej, niż gdyby opowiadała ją osoba bez wady, jednak tym razem chodziło o Norę. Historia dopiero po chwili zaczynała układać się w jedną, w miarę zrozumiałą całość. Oczywiście, wciąż była dziwna, jednak O'Dwyer zdążył już przywyknąć, że nie wszystko w tym świecie dało się logicznie wytłumaczyć. Mógł jedynie cieszyć się, że ominęły ich wydarzenia z polany i pokazówka Voldemorta, przez którą ucierpieli nie tylko mugolacy, ale wszyscy inni, niezależnie od statusu krwi.

- Jak daleko udało wam się uciec? Jest jakiś cień szansy, że ta wiedźma wyruszyła za wami? - zapytał. Dla pewności trzymał różdżkę w pogotowiu, w razie gdyby okazało się, że ta postanowi zemścić się na dwójce czarodziejów, którzy pomimo swojej drobnej budowy dali radę ją obić i uciec. Jakakolwiek odpowiedź by nie była, to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że muszą się stąd ewakuować i to czym prędzej.

Pytanie Nory o wiatr sprawiło, że westchnął, posyłając jej krótkie, przygnębione spojrzenie. Wzruszył lekko ramionami.
- Być może. To, co wydarzyło się na polanie... wiatrowi kompletnie odwaliło. Ciężko tego nie powiązać z tym skurwielem. Być może wcale nie jest taki potężny, a jakiego próbuje uchodzić i nie potrafi sobie poradzić z taką magią - mruknął. O ile nie był świadkiem samych wydarzeń, tak nie sposób było nie dostrzec tego, co wydarzyło się na polanie - pulsująca pod stopami ziemia, leżące na środku  masywne drzewa. Miał tylko nadzieję, że Voldemort przeklina i wścieka się w swojej kryjówce, bo jego plan faktycznie się nie powiódł, a nie podskakuje z radości, bo dokonał czegoś, na czym mu zależało.

Zerknął na Camerona, gdy ten zapytał o jego nazwisko. No tak. W tym całym zamieszaniu kompletnie zapomniał się przedstawić
- Vincent O'Dyer, do usług - od niechcenia zasalutował. - Ewentualnie O'Dweyer, w zależności od tego, jak akurat przejęzyczy się Brenna - dodał. W sumie to przestał ją poprawiać po którymś z kolei razie, uznał że to nie ma absolutnie żadnego sensu. Poza tym, on sam nie potrafił zapamiętać nazwisk czystokrwistych rodów i już miał na swoim koncie oburzonego Blacka, którego akurat nazwał Panem Brownem. Nijak dało mu się wyjaśnić, że to zwykła pomyłka, a nie próba obrazy wątpliwej jakości majestatu.

Pewnie odpowiedziałby coś równie głupiego na prowokację Brenny, żeby lepiej go nie podpuszczała bo miał już do czynienia ze smokami, więc jedna rozgadana Shortbuttocks to dla niego bułka z masłem, gdyby nie to, że w okolicy pojawiła się... kura. Kura. Ptak.  A może to wiedźma, która akurat zdołała ich dogonić i teraz próbowała zaatakować uciekinierów. Odruchowo uniósł różdżkę gotów rzucić zaklęcie, jednak ta zdążyła przeskoczyć mu na ramię. Zgodnie z sugestią Brenny, rzucił czar mający ujawnić ludzką formę, w razie gdyby był to animag. Nie był.

- To kura - zauważył błyskotliwie. - Może znosi złote jajka? Myślę, że ludzie na polanie będą zachwyceni, gdy zaoferujemy im tak ekskluzywną jajecznicę - zasugerował, sprawnym i szybkim chwytem łapiąc ją w obie dłonie, tak żeby nie uciekła. Z jakiegoś powodu uznał, że podsunięcie jej Cameronowi będzie niezwykle zabawne.
- Trzymaj. To Ciebie wybrała jako pierwszego - dodał.

Zdecydowanie nie chciał zostawiać Brenny samej - choć wiedział, że raczej nie ma szans na kompromis, Rockbottom była niestety upartym stworzeniem. Nie chciał też zostawiać Nory i Camerona, których wolał odstawić pod sam namiot medyków, a gdy upewni się że są we właściwych rękach, zgłosić się jako wolontariusz do przeszukiwania kniei.

- Niech będzie. Ale jeżeli coś Ci się stanie, Shortbuttocks, przyrzekam że nakopię Ci do tyłka - ostrzegł ją. Nieważne, czy do długiego, czy krótkiego.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#15
16.07.2023, 23:19  ✶  

Słuchała tego, co mówił Cameron. Na samą myśl o tym, co wydarzyło się w nocy robiło jej się ciepło. Nie spodziewała się, że to wszystko zakończy się w ten sposób. Bardzo dużo się działo, do tego bardzo szybko, a jedyne, co pamiętała to widok tego mężczyzny, kiedy wianek zamienił się w koronę z cierni, a jego głowa została nimi przebita. Zapewne nigdy nie wymarze tego ze swojej pamięci.

- Nie mam pojęcia, ona była jakaś dziwna, ta kobieta, dobrze, że udało nam się stamtąd uciec. - Mieli przewagę liczebną, nic więc dziwnego, że jakoś, prawie bez przeszkód opuścili dom wiedźmy.

Potakiwała, gdy Lupin kontynuował opowieść. Przekazał wszystko bardzo dokładnie i na tyle szczegółowo na ile dało się to opisać w krótkiej formie. Brzmiało to naprawdę dziwnie, no ale poprzedniej nocy wydarzyło się wiele nieprawdopodobnych rzeczy. Może więc i w tę historię uwierzą? - Tak, Brenn, to wszystko to jest prawda, wiem, że brzmi to dziwnie, ale dokładnie tak było. - Potwierdziła jeszcze słowa chłopaka, który dzielił z nią niedolę.

- Szliśmy już dosyć długo, nie mogliśmy trafić do Doliny no i spotkaliśmy Was. Myślę, że nas nie śledziła, raczej nie była w stanie. - Odpowiedziała jeszcze na pytanie Vince'a. Odwróciła się przy tym za siebie, żeby sprawdzić, czy faktycznie nie kręci się w okolicy jakaś wiedźma. Na szczęście nikogo tutaj nie było.

- Mam nadzieję, że nie potrafi manipulować żywiołami, jeszcze tego brakuje, żeby Samiwieciekto to robił... - Zimny dreszcz przeszedł jej po karku. To było okropne, wolałaby, żeby się więcej coś takiego nie powtórzyło.

Marzyła o tym, żeby znaleźć się przy Mabel, przytulić do niej i zapomnieć chociaż na chwilę o tym wszystkim. Na szczęście ta dwójka ich znalazła i jeszcze chwila, a jej marzenie powinno się spełnić.

Wtedy nagle pojawił się ptak, nie byle jaki ptak, no bo była to kura. Norka spojrzała na Camerona. Nie zdążyła się odezwać, kiedy to stworzenie wskoczyło na chłopaka. - NIE RUSZAJ SIĘ... - Krzyknęła jeszcze, chociaż sama nie wiedziała dlaczego miałby się nie ruszać.

- Brenna nie możesz zostać tutaj sama! - Jeszcze tego brakowało, żeby Longbottom się coś stało. - Nie miałaś łatwej nocy, nie jesteś w najlepszej formie. - Chciała jej o tym przypomnieć, gdyby zapomniała. Nie mogła ryzykować! Nie przy pannie Figg, nie pozwoli na to.

Przeniosła spojrzenie na Vincenta, który to zaczął zajmować się kurą. Całkiem sprawnie poszło mu zdjęcie zwierzaka z głowy Lupina. - Widać, że się znasz na rzeczy. - Skomentowała jeszcze. - Może jej nie oddawajmy, chyba wybrała swojego nowego właściciela. - Szkoda było, żeby kura trafiła w nieodpowiednie ręce.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#16
20.07.2023, 21:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2023, 21:40 przez Cameron Lupin.)  

Odetchnął z ulgą, gdy Brenna zabrała z niego kurę i przekazała go swojemu towarzyszowi. Momentalnie odsunął się na kilka kroków od nich, co by znaleźć się w bezpiecznej odległości. Czy pod tymi piórami faktycznie skrywał się animag? Jakiś straumatyzowany czarodziej, który nie mógł wrócić do ludzkiej postaci po tym, czego doświadczył podczas Beltane?

— Och, jajecznica byłaby dobra... Z przysmażonym bekonem albo skwarkami. Dobrze, że to nie nikt eee z czarodziejów, co nie? Może wywiało ją z jakiegoś kurnika w Do... — Odskoczył, gdy O'Dwyer podsunął mu kurę. Zaczął machać rękami w geście protestu. — O nienienienie! Ja podziękuję. N-nora, może ty?

Spojrzał błagalnie na kobietę, licząc, że i tym razem wybawi go z opresji. Aż dotąd radziła sobie wręcz wyśmienicie, więc nie powinna przerywać passy. Wycelował palcem w kurę, a potem wskazał blondynkę. No dalej, idź do niej, pomyślał. Ptaszor przekręcił głowę, zerkając to na niego, to na pannę Figg, aż w końcu zaczął się ku niej wyrywać. Oby Vincent nie chciał sobie dalej robić żartów! Kurę ewidentnie ciągnęło do Nory...

— Na moje to dobry plan. To ty pracujesz w Ministerstwie — skomentował w stronę Brenny, jakby ten fakt wszystko wyjaśniał. — Wprawdzie na drodze nie spotkaliśmy już nikogo, ale może tobie uda się coś znaleźć.

Cieszył się z tego, że znalazła ich grupa poszukiwawcza. Przynajmniej mieli pewność, że zmierzali w dobrym kierunku. Cameron nie czuł się jednak w obowiązku, aby krążyć w tym stanie po lesie w poszukiwaniu innych osób, którym potencjalnie mogło się coś stać. Przede wszystkim musiał wrócić na polanę i dowiedzieć się, czy z Charlesem i Heather było wszystko w porządku. Nie wspominając już o tym, że gdy ostatnio próbował komuś pomóc wraz z Norą, to nieświadomi włączyli się w trójstronny konflikt między duchem, nieumarłym a wiedźmą. Wolał nie powtarzać tego po raz drugi w ciągu w najbliższym czasie. Poza tym Brenna była zdecydowanie lepiej przygotowana do tego, aby pracować w tak niecodziennych warunkach.

— Długo się idzie spod waszej posiadłości na polanę? — spytał, zerkając kątem oka na Longbottom. Nie był stałym gościem w rezydencji, a ciężko było mu określić, ile mógłby im zająć szybki spacer z wioski na Polanę. — M-muszę zobaczyć, co z Heather i... Julkiem.

Nie miał zamiaru dać się namówić na to, aby wrócić do Londynu. Poza tym, jeśli sytuacja faktycznie była tak dramatyczna, jak mówili, to na miejscu pewnie już czekało kilka osób ze św. Munga. Tam będą mogli otrzymać odpowiednią opiekę po tej pełnej wrażeń nocy, a być może też pomóc w organizowaniu wsparcia na polanie. Tak, to był dobry plan. Lepszy niż siedzenie samemu w mieszkaniu, gdy wszyscy byli w Dolinie.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#17
20.07.2023, 21:49  ✶  
- Te irlandzkie nazwiska powstały specjalnie po to, żeby łamać mi język – poskarżyła się, uśmiechając blado. – Jasne. Jeżeli tu zginę, możesz nakopać moim zwłokom… żartowałam – dodała szybko, spoglądając na Norę. Poniewczasie pomyślała, że takie dowcipy nie były na miejscu przy zdenerwowanej Figg. – Nie zostałam ranna, to tylko mundur jest w kiepskim stanie. Obiecuję, że rozejrzę się za nimi, powęszę i jeśli nic nie znajdę, pobiegnę jako wilk z powrotem na polanę – przyrzekła solennie. Na kolejne poszukiwania ruszy już z następną osobą. Ale ot, skoro dostała informację o innych osobach, zagubionych tak głęboko w lesie, w miejscu, gdzie mogła być mordercza wiedźma, musiała przynajmniej spróbować to sprawdzić. Jeżeli nie trafi na trop, owszem, zawróci, ale nie mogła chociaż nie podjąć próby.
Na pytanie Camerona Brenna pokręciła głową.
– Na skraj Kniei dojdziecie błyskawicznie, a na samą Polanę i tak was nie wpuszczą. Jest odgrodzona. Namioty rozłożono w pobliżu – wyjaśniła. Do lasu wchodzili tylko ochotnicy i tylko w mniejszych lub większych grupach. Coś się w nim czaiło, ale Brenna nie chciała o tym teraz wspominać. Nie wspominając już o tym, że na polanie były te przedziwne drzewa, a także ślady, które musieli zbadać ludzie z Ministerstwa.
– Lećcie – powiedziała, sięgając po dłoń Nory, by położyć ją na świstokliku. A chwilę później trzy osoby (plus kura) zniknęły ze świstem z lasu, by jakiś czas później opaść z powrotem na ziemię w Dolinie Godryka.
Brenna natomiast znów się przemieniła: w miejscu kobiety zmaterializowała się ciemnowłosa wilczyca, która zaczęła węszyć w okolicach, w poszukiwaniu śladów.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2040), Nora Figg (2071), Cameron Lupin (2131), Vincent O’Dwyer (1997)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa