• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[02/05/1972] Rachunek sumienie – poranek po wielkiej wichurze

[02/05/1972] Rachunek sumienie – poranek po wielkiej wichurze
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#11
10.07.2023, 00:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2023, 00:17 przez Bellatrix Black.)  

- Nie wydaje mi się mój drogi, żeby go to obchodziło. Strach powoduje lojalność, kiedy ludzie się boją, że ich najbliżsi mogą zginąć są postawieni pod ścianą, nie znają granic, są w stanie dla nich zrobić wszystko, a to mu chodzi. Chce, żeby byli mu posłuszni. Nie wszyscy są jak my. Nie rozumieją idei, którą się kierujemy, więc musi znaleźć inna drogę, aby zyskać ich wsparcie. Może z czasem do nich dotrze, może zrozumieją po co to robimy. W końcu chodzi nam o dobro czarodziejskiego świata. - Trixie starała się usprawiedliwić jakoś działania Czarnego Pana. Wydawało jej się, że musi postępować w ten sposób, żeby zyskać większe poparcie. Potrzebowali przecież jak najwięcej popleczników, aby walczyć z plugastwem. - Z tchórzami sobie poradzimy, jeśli przyjdzie taka potrzeba mój drogi. - Dodała jeszcze.

Trixie marzyła o tym, żeby stać w pierwszym szeregu przy lordzie Voldemorcie. Wiedziała jednak, że wymaga to ogromnego zaangażowania, także jak mogła starała się pokazać swoje oddanie. Nie chciała go zawieść, a gdy realizowała takie mniejsze zadania, było większe prawdopodobieństwo, że się jej powiedzie. Małymi krokami chciała wspinać się po drabinie hierarchii w ich organizacji. Była młoda, miała jeszcze czas, aby się wykazać. Zdawała sobie sprawę, że póki co większe uznanie zyskują ci bardziej wiekowi czarodzieje, wierzyła jednak w to, że z czasem Lord Voldemort doceni to młodsze pokolenie. W końcu teraz nadchodził ich czas, oni mieli przejąć władzę, zastąpić swoich rodziców, zapewne i Czarny Pan dostrzeże, jakimi wartościowymi są czarodziejami.

- Dokładnie tak jest mój drogi. Dobrze, że się pokazaliśmy, to odsunie ewentualne podejrzenia od naszych rodzin, w końcu sprawcy nie wróciliby na miejsce zbrodni. - Cieszyło ją to, że Rabastan widział to wszystko w ten sam sposób, co ona. Utwierdzało ją to w tym, że był to wyśmienity pomysł. Przejdą się po lesie, zrobią swoje, uśmiechną się do kilku zdjęć i tyle, nie było to specjalnie wymagające zadanie.

No, może pierwsze spotkanie z zagrożeniem podczas wizyty w lesie wcale nie potwierdzało tego, że jest to takie proste, jednak jakoś udało im się umknąć. Los im sprzyjał, zawsze mogło być gorzej. - Myślisz, że by nas zabiło? Ciekawe, czy zostałabym duchem. Mogłabym wtedy straszyć wszystkich w lesie... - Zachichotała na samą myśl o śmierci. - Tak, ten chłód zniknął, kiedy się oddalilismy od tamtego miejsca. - Czuła to samo, co jej towarzysz, może faktycznie więc byli bezpieczni. - Może ktoś bardziej kompetentny będzie wiedział, co zrobić z tym czymś, bo ja nie mam pojęcia, co to właściwie było. - Na polanie było wielu czarodziejów, na pewno wśród nich znajdzie się jakiś specjalista od dziwnych stworzeń.

Zadecydowali o tym, że wykonają swoje zadanie dokładnie. Rabastan wszedł za nią do opuszczonej chaty. - Wygląda jakby nikt tu nie mieszkał, nie sądzisz? - Stwierdziła tak przez tę warstwę kurzu która unosiła się w środku pomieszczenia. - Halo, jest tu ktoś? - Krzyknęła jeszcze, aby się upewnić, że ma rację. Podążyła w głąb chaty, jednak nie widziała tutaj nikogo potrzebującego pomocy.

- Patrząc na te zniszczenia, to mam wrażenie, że coś musiało dolecieć. Możemy później zobaczyć, jak wygląda wioska, jeśli będziemy mieć siłę. - Powiedziała jeszcze, bo sama była ciekawa, jak wyglądała sytuacja w innych miejscach.

Jako, że nikt się nie odezwał, a nic nie zwróciło jej uwagi, po oględzinach wyszła z chaty. - Wydaje mi się, że możemy już iść dalej, nic tu po nas. - Zawiesiła na gałęzi czerwoną wstążkę i ruszyła jeszcze głębiej w las. Gotowa na kolejne znaleziska. Była ciekawa, co jeszcze skrywa w sobie Knieja. Im głębiej w las zmierzali, tym wydawało się jej, że jest ciszej. Nie było słychać żadnych dźwięków, starała się rozglądać na wszystkie strony, żeby dostrzec ewentualne anomalia, aby nic jej nie zaskoczyło.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#12
10.07.2023, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2023, 00:38 przez Rabastan Lestrange.)  

Przekonanie, jakie emanowało z każdego wypowiedzianego przez Trixie słowa, miało też wpływ na Rabastan. Jak mógł podawać w wątpliwość plany Śmierciożerców i Czarnego Pana, gdy osoba, która go w to wszystko wtajemniczona mówiła z taką pewnością? W duchu cieszył się, że ma kogoś takiego u swojego boku. Po stracie ukochanej nie wiedział, co zrobić ze swoim życiem, a teraz przynajmniej miał jakiś kierunek i cel. Wprawdzie finałowy przystanek tej drogi mu umykał, ale mieli wiele do zrobienia po drodze. On miał wiele do zrobienia po drodze. Cała reszta się wyklaruje wraz z biegiem czasu.

— Kiedy już zyska przewagę... Ci, którzy są z nami ze strachu, zrobią wszystko, aby nie wypaść z jego łask. Będą efektywni, jak nigdy przedtem — zauważył pod dłuższej chwili ciszy, gdy przemyślał sobie wypowiedź przyjaciółki. W jego oczach pojawiły się iskierki zrozumienia. Był to plan ryzykowny i dalekosiężny, jeśli jednak ich przywódcy uda się wylądować na szczycie, to obawy niepewnych zwolenników staną się potężnym narzędziem w rękach wewnętrznego kręgu. — Nie widziałem tego wcześniej w ten sposób. Ty... wiesz, o czym mówisz.

W gruncie rzeczy, pomimo tego, że od słynnego manifestu minęło parę dobrych lat, Czarny Pan dopiero zaczynał swoją „karierę”, zwłaszcza jeśli chodzi o prowadzenie tak rozległej organizacji. To był czas, gdy wręcz należało oddzielić niewarte uwagi plony od tych zdrowych, które mogły służyć jeszcze przez długie lato. Musiał się odbyć swego rodzaju przesiew, a test na odwagę był tylko jednym z wielu. Dlatego organizacja nie ufała każdemu jak leci, nawet jeśli wyznawał podobne zasady. Na miejsce w szeregu trzeba było sobie zasłużyć.

— Jesteśmy idealnym narzędziem do tego typu zadań — przytaknął na słowa Bellatriks.

Kto mógł ich podejrzewać o to, że mieli coś wspólnego z tym atakiem? Dla znamienitej większości wolontariuszy i pracowników Ministerstwa Magii byli tylko parą młodzików, których przygnały oczekiwanie rodziny i szczere zaciekawienie tym, co się stało. Do idealnej przykrywki brakowało, tylko aby mieli o kogo wypytywać z imienia spośród rannych lub personelu Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, który wykazał się tak ogromną „odwagą” i „zaciekłością”.

— Nie wiem — przyznał z niechęcią, drapiąc się po okolicy serca. — Może wykończyłby nas nasz własny strach albo doprowadziłoby to nas do takiego stanu, że nie bylibyśmy w stanie się bronić. — Wzdrygnął się na samą myśl, a jego włosy gwałtownie zmieniły kolor na kasztanowe, pod wpływem tej jakże negatywnej wizji. — Haha... Faktycznie. To coś bardzo w twoim stylu, belle. — Wykrzywił usta z niesmakiem. — Naprawdę chciałabyś być jak Krwawy Baron? Mam wrażenie, że jego nie-życie nie dostarczało mu zbyt wielu rozrywek.

Obchód chaty nie zajął im długo bo... Faktycznie nic nie było w środku. Być może mieszkańcy podczas Beltane bawili się na festiwalu lub byli poza domem? A może faktycznie była to ruina, na którą nie dało się naturalnie natrafić, podróżując na co dzień przez Knieję? Tak czy siak, to teraz tylko ruina, pomyślał Rabastan, zamykając za Bellą drzwi, gdy wrócili na zewnątrz.

— W takim razie ruszajmy — stwierdził, taksując wzrokiem okoliczne drzewa i krzaki, aż w końcu obrał kierunek, który wydawał mu się w miarę... spokojny. Uśmiechnął się pod nosem. — Wyobraź sobie, co by było, gdybyśmy znaleźli tutaj coś, co faktycznie przydałoby się naszej wielkiej sprawie. Nie wiem, jakiś artefakt kowenu zgubiony przez kapłana albo jakąś magiczną szyszkę z zaczarowanego zagajnika.

Zawsze warto pomarzyć, co?


!E3
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#13
10.07.2023, 00:36  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście tam na zapłakaną dziewczynę, która biegała po lesie boso. Zaczęła opowiadać wam o tym, że tańczyła z bratem wokół ognisk, kiedy nagle pojawili się tam Śmierciożercy. Uciekali ile sił w nogach, aż wreszcie zgubili się i od godziny nie może go znaleźć. Kobieta jest atrakcyjna, każda osoba z cechą wyuzdany zachowuje się przy niej niestosownie, co bardzo ją denerwuje. Ostatecznie udaje jej się odnaleźć brata, a jeżeli ten wyczuje, że siostra nie czuje się przy tobie komfortowo, od razu da ci w nos i wywiązuje się pomiędzy wami bójka. Do Doliny wracają sami.
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#14
10.07.2023, 11:22  ✶  

Trixie wierzyła, że to za czym podążają jest słuszne. Była pełna optymizmu i pewna, że cel, jaki się za tym kryje jest właściwy. W końcu zależało im na tym, aby świat czarodziejów pozostał czysty, nietknięty osobami, które nie były do tego godne. Nie bez powodu sztuka magiczna była przekazywana w rodzinach od pokoleń. Oni zasługiwali na swoją pozycję, reszta powinna to docenić i nie negować tego, że im należy się władza.

- Dokładnie tak, będą robić wszystko, aby się utrzymać i mu się przypodobać. Będą się bali tego, co ich spotka jeśli zawiodą. - Uśmiechnęła się do Rabastana, bo cieszyła się, że zrozumiał jej wizję. Dobrze wiedzieć, że nie była jedyną osobą dla której miało to sens. Im ich więcej, tym lepiej. Oby dotarło do do jak największej ilości osób, po wydarzeniach, które miały miejsce wczorajszego wieczora na pewno wielu zmieni stronę. Będą chcieli być po tej silniejszej, która miała szansę na przejęcie władzy. - Wydaje mi się, że wiem. Zresztą było nam to wpajane od zawsze, słuchałam od najmłodszych lat podobnych stanowisk. - Nie powinno więc nikogo dziwić, że Trixie widziała to wszystko szerzej, że rozumiała bardzo dobrze o co walczą. Wydawała się być naprawdę pewna tego, o czym mówiła. Można to było uznać za ślepe zapatrzenie, ale czy na pewno? Ważne, żeby mieć ideały, za którymi się podąża.

- Tak, idealni. Dzięki takim zadaniom zasłużymy na swoje miejsce w jego szeregach. - Wierzyła, że dostrzeże ich zaangażowanie. Czuła, że już niedługo będzie jej dane faktycznie się wykazać. Nie zamierzała też na siłę udowadniać jaka to nie jest potężna, lepiej powoli, małymi kroczkami pokazywać swoje zaangażowanie. Miała świadomość, że jej młody wiek mógł być przeszkodą, ale wszystko przyjdzie z czasem. Dobrze było mieć przy swoim boku tak zaufaną osobę jak Rabastan, liczyła na to, że razem będą się wspinać po szczeblach kariery w organizacji. Już niedługo zaczną błyszczeć.

- Umrzeć ze strachu, ironia trochę. - Skomentowała słowa swojego przyjaciela. Pokręciła głową, kiedy zobaczyła, że Rabastan zmienił kolor włosów. Rozumiała jednak jego strach, w końcu sama czuła się bardzo nieswojo, kiedy to stworzenie pojawiło się niedaleko nich.

- Trzeba szukać plusów w każdej sytuacji. Takie strasznie ludzi mogłoby mi dawać dużo przyjemności, chociaż sądzę, że mogłoby się znudzić. - W końcu trwałoby to latami. Pewnie by się zanudziła na śmierć, chociaż by się nie dało, bo by nie żyła.

Szli przed siebie dłuższą chwilę i wypatrywali kolejnych atrakcji w lesie. - Szyszkę, naprawdę chciałbyś znaleźć szyszkę? - Wizja Rabastana znajdującego magiczną szyszkę ją rozbawiła.

Nie znaleźli jednak szyszki, ale dziewczynę, biegającą boso po polanie. Trixie zatrzymała się na moment. Zguba płakała, najwyraźniej nie mogła znaleźć wyjścia. Powoli zbliżyła się do dziewczyny. - Witaj... - Powiedziała spokojnym głosem, nie chciała jej przecież jeszcze bardziej wystraszyć. - Nie bój się, przyszlismy tutaj, żeby Ci pomóc. - Zagaiła znajdę. Nie mogli sobie pozwolić na niesubordynację.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#15
10.07.2023, 17:16  ✶  

Ciężko było nie zgodzić się z tym tokiem myślenia. Rabastan może i chciał nieco się usamodzielnić i odsunąć od siebie swego rodzaju kaganiec w formie kontroli rodziców, jednak aż zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że całkowicie odrzucenie tradycji rodów czystej krwi było kompletnym samobójstwem. Głupotą. Coraz częściej wytykano im staromodne poglądy, krzywdzące podejście do niektórych grup społecznych... Jednak coś musiało w tym być, skoro Ministerstwo Magii nie było tak otwarte na zmiany, jak chcieli tego liberałowie. Innowacyjne podejście mogło działać na korzyść, jednak czekanie na wyniki mogło w międzyczasie pogrążyć wielu ludzi, całe rodziny.

— Zapewne twoje siostry również? — Uniósł lekko brwi, przenosząc ciężar rozmowy na nieco mniej kontrowersyjne kwestie. Chociaż z całej trójki to z Bellą był najbliżej, tak towarzystwo Andromedy i Narcyzy nigdy mu szczególnie nie przeszkadzało. Ba, bywały nawet chwilę, gdy wręcz wyczekiwał, aż siostry Black pojawią się gdzieś w całej grupie. Był to wręcz spektakularny widok. — Powinniśmy się wybrać na jakimś obiad w młodym gronie. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio byliśmy gdzieś w większym gronie.

Zmarszczył lekko brwi. Odkąd przyjął pracę w stacji radiowej, stał się nieco bardziej kontaktowy, jednak dalej nie nazwałby się duszą towarzystwa. Poza tym w swojej sugestii kierował się też pragmatyzmem. Odkąd opuścili szkolne mury nie mieli zbyt wielu okazji do tego, aby być na bieżąco z życiem swych rówieśników... Spotkanie w większym gronie mogłoby im pomóc rozeznać się w nastrojach, jakie panowały pośród ex-Ślizgonów. Kto wie, może nawet zdołaliby namierzyć paru kandydatów, którzy mogliby się przydać w organizacji?

— Boli mnie to, jak nisko sobie stawiasz poprzeczkę — zacmokał, spoglądając na Black niemalże z żalem. — Zawsze sądziłem, że stawiasz sobie poprzeczkę nieco wyżej. Dziedziczka wielkiego rodu Blacków, dla której maksimum szczęścia, to straszenie pierwszych lepszych ludzi w chaszczach na jakieś wiosce...

Nie zdążył się nawet zająknąć, co by odpowiedzieć na pytanie przyjaciółki, gdy z krzaków wybiegło jakieś rozhisteryzowane dziewczę. Na Merlina, boso? Dziwne, że jeszcze jest w stanie chodzić, przeszło mu przez myśl, gdy nieznajoma się zatrzymała pod wpływem słów Bellatriks. Rabastan trzymał się z boku, jednak czujnie rozglądał się na boki, oczekując, że z zarośli wyłoni się kolejna twarzyczka.

— Jesteśmy z Ministerstem... Zorganizowali poszukiwania zaginionych po tym, co się wydarzyło na Beltane — dodał od siebie. W końcu wszyscy wolontariusze byli na swój sposób kontrolowani przez pracowników Ministerstwa. — Co ci się...

— T-to b-b-było okropne! — zawyła dziewczyna. — M-mój brat t-to znaczy J-jace ch-chciał mi p-pokazać łąkę w Kniei, ale p-poszliśmy t-tańczyć i — Pociągnęła nosem, ocierając łzy z policzków — Zaatakowali! C-ci dranie! Śmierciożercy! — Opadła na kolana, dalej łkając. — Uciekliśmy, ale drzewo spadło na dróżkę i m-musieliśmy się rozdzielić! Nie mogę go znaleźć! — Spojrzała na Bellatriks. — J-ja nazywam się Ellie. M-może p-pójdziecie ze mną na tę ł-łąkę? M-może tam jest Jace! T-to niedaleko, naprawdę! Może 15, nie 10 minut drogi! Proszę, nie mogę go tutaj zostawić!

Blondyn spiął się nieco, drapiąc się po karku. Zerknął na swoją towarzyszkę. Pracowała w Pogotowiu Ratunkowym, chyba powinna wiedzieć, co robić z osobami, które miały za sobą... cóż... jakąś traumę? Chyba nie oberwała żadnym zaklęciem, pomyślał, taksując ją wzrokiem. Noc w lesie mogła ją wystraszyć bardziej niż sama ucieczka przed Śmierciożerecami. W każdym razie Lestrange był gotów podążyć za wytycznymi koleżanki.

Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#16
10.07.2023, 21:27  ✶  

Trixie nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogliby odrzucić to, co było im wpajane od lat. Tradycja była dla niej bardzo istotna, w końcu dzięki temu jej rodzina miała taką wysoką pozycję, zresztą nie tylko jej rodzina. Rody czytokrwiste od lat piastowały najważniejsze stanowiska w magicznym świecie, i bardzo dobrze, należało im się to w końcu. Kto jak nie oni był w stanie trzymać wszystko pod kontrolą, od lat się tym zajmowali, mieli doświadczenie. Nie znaleźliby lepszych - tego zdania się trzymała. Zresztą bardzo dobrze, że ich rodziny były poważane w świecie czarodziejów, dzięki temu wszystkie dzieciaki nie miały mniejszego problemu z tym, aby zajmować istotne stanowiska w hierarchii.

- Niby tak, ale mam wrażenie, że one jeszcze nie do końca rozumieją, jak bardzo jest to istotne. - Nie wydawały się być aż tak mocno zaangażowane w sprawę jak Trixie. Wierzyła, że niedługo się to zmieni i wykażą się większym zaangażowaniem. - One są delikatniejsze, wiesz. - Próbowała znaleźć argument, wydawał się jej on być odpowiedni. - Są niczym kwiaty, które jest w stanie uszkodzić mocniejszy powiew wiatru. - Bała się tego, że jeśli przyjdzie im wyruszyć w teren, to mogą nie wrócić. Zdecydowanie brakowało im siły Trixie, przynajmniej ona tak uważała. Była najstarsza z trójki rodzeństwa, musiała być najsliniejsza, zawsze gotowa je ochronić, no i siebie, bo kto ochroniłby ją? Dlatego też, co by się nie działo, zaciskała zęby i szła przed siebie - bez względu na konsekwencje, taka była jej rola.

- Mogę coś zorganizować na  Grimmauld Place, chyba, że wręcz przeciwnie, wybierzemy się gdzieś, gdzie nasi rodzice nie będą mogli nas obserwować. - Przydałoby im się takie spotkanie, gdzie nie musieli by ciągle się pilnować, mogli pokazać swoje prawdziwe twarze, które przecież znali, bo spędzali ze sobą sporo czasu. Tyle, że dawno nie organizowali niczego w większym gronie. Pomysł wydawał się naprawdę wyśmienity. - Myślę nawet, że jest to odpowiedni czas, aby świętować sukces Czarnego Pana. - Okazja sama się znalazła.

- Przykro mi, że Cię rozczarowałam Rabi. - Odparła z udawaną troską. - Tak naprawdę, to mam trochę większe ambicje, ale opowiem ci o nich w innych okolicznościach, jeszcze nas ktoś podsłucha...

Wcale nie musieli czekać długo, aby dziewczyna się przed nimi otworzyła. Zaczęła śpiewać, gdy tylko ją zagadali - wspaniale. Wysłuchała tego, co miała im do powiedzenia Ellie. Miała wrażenie, że trochę dramatuzyje, najchętniej by ją uspokoiła w magiczny sposób, jednak nie powinna tak się zachowywać, gdy oczy wszystkich były skierowane na to, co dzieje się w Kniei. Pozwoliła więc dokończyć dziewczynie jej historię. Odetchnęła głęboko, musieli znaleźć jej brata - to powinno ją uspokoić.

Przeniosła spojrzenie na Rabastana, chciała zobaczyć, co o tym myśli, starała się wyczytać to z jego oczu. Zadecydowała jednak, bez wcześniejszej konsultacji z nim. - Pójdziemy na łąkę, twój brat na pewno jest cały i zdrowy. - Musieli to zrobić, nie mogli rzucać się w oczy. Ona jeszcze trafiłaby na polane i powiedziała, że zignorowali jej prośby.

Trixie ruszyła więc za Elle w stronę łąki, aby odnaleźć jej zagubionego brata. - Jace, jesteś tu? - Postanowiła krzyknąć, aby do szybciej odnaleźć.

Nagle zupełnie znienacka wybiegł w ich stronę młodzieniec. Minął Bellę i Rabastana i rzucił się w stronę siostry, aby mocno ją przytulić. - Myślałem, że coś ci się stało. Ta wichura była niebezpieczna. Bałem się, że cię straciłem na zawsze. - Widać było, że był mocno przejęty całą sprawą. Dopiero po tym, jak wyściskał siostrę zauważył, że nie jest tutaj sama. - Dziękuję, że jej pomogliście. - Powiedział do Rabastana i Belli.

- Czy traficie sami na miejsce? - Wolała się upewnić i dowiedzieć, czy mogą iść dalej. - Tak, razem damy sobie radę, dziękuję Wam za pomoc, oby los wam sprzyjał. - Powiedziała jeszcze Ellie w stronę naszej grupy poszukiwawczej niż z bratem wyruszyła w stronę doliny.

Bellatrix po raz kolejny powiesiła wstążkę na drzewie, żeby inni wiedzieli, że ktoś już tutaj był. Następnie ruszyła przed siebie. Las był coraz ciemniejszy, gęstszy. Promienie słońca miały nieco więcej problemu, aby przebijać się przez rozłożyste korony drzew. Atmosfera była coraz cięższa, miała wrażenie, że zaraz coś im wyskoczy zza krzaka. Trzymała mocno różdżkę w dłoni, gotowa zaatakować, gdy tylko pojawi się taka potrzeba.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#17
10.07.2023, 22:11  ✶  

— A ty jesteś jak róża z kolcami? Czy może raczej „skałą, którą kształtują wiatry przeznaczenia”? — Zaśmiał się w głos na to iście literackie porównanie. — Na pewno znajdą swoje miejsce. Wszyscy dalej odkrywamy swoje talenty. Spójrz na mnie. — Uśmiechnął się krzywo. — Całe życie przede mną. Teraz zupełnie nie wiem, kim mogę i kim chcę być.

Dlatego tak dobrze mu się żyło, gdy to inni ciągnęli go do bliżej nieokreślonego celu. Wierzenie Śmierciożerców były wystarczająco bliskie polityce jego rodziny, aby mógł je uznać za jego własne, a też nigdy nie widział się w roli pełnoprawnego lidera. Wolał doradzać z drugiego planu, podsyłać drobne sugestie, tudzież wyciągać informacje, o jakich nikt inny nie miał pojęcia. Czy jego taktyka może się okazać przydatna organizacji? Nie miał pojęcia, ale miał nadzieję, że tak. Pomimo tego, że akcja z ubiegłej nocy nie miała w sobie za grosz subtelności.

— Byłoby świetnie, gdybyśmy mieli jakąś miejscówkę. Restaurację lub bar — skomentował z cichym westchnieniem. — Mam wrażenie, że planowane spotkania w większym gronie rzadko kiedy mogą wypalić. W ciągu miesiąca tyle się może zmienić. Dobrze by było mieć miejsce, gdzie zawsze moglibyśmy spotkać kogoś ze swoich.

Takie miejsca były jednak rzadkie i niekoniecznie bezpieczne, gdyby chcieli faktycznie rozprawiać o rzeczach ważnych. Kluby pojedynków stworzone dla „wybranych”? Zawsze znajdzie się tam ktoś o poglądach promugolskich/ A popularne knajpy? Zero prywatności.

Następne wydarzenia potoczył się stosunkowo szybko. Na całe szczęście młoda dziewczyna dosyć szybko doszła do siebie i rozgadała się na temat swoich przeżyć. Skoro Bella zgodziła się zaprowadzić ocalałą na polaną, Rabastan ruszył wraz z nimi, a tam również dopisało im szczęście. Brat został ponownie złączony ze swą siostrą. Jak cudownie. I jeszcze na dodatek mieli na tyle dużo siły, aby na własną rękę wrócić na polanę. Jeszcze lepiej.

— Zgłoście się do wolontariuszy po powrocie — rzucił jeszcze na odchodne, gdy rodzeństwo zebrało się w sobie, aby ruszyć w dalszą drogę. Uśmiechnął się pokrzepiająco, machając za dziewczyną niezdarnie.

Nawet nie chodziło mu o to, aby poinformowali organizatorów o swoim powrocie ze względu na bliskich czy znajomych, z którymi się bawili. Skoro już nadarzyła się ku temu okazja, powinni zadbać o to, aby odpowiednio ich zapamiętano. Wprawdzie nie zrobili wiele, bo po prostu wysłuchali rozhisteryzowanej dziewczyny i zboczyli na moment z głównego szlaku, jednak zapadli im w pamięć. A to już mogło działać na ich korzyść.

— Ah, dobre myślenie — pochwalił Bellę, widząc, że ta zostawiła wstążkę na jednej z niższych gałęzi pobliskiego drzewa.

Wypadło mu to nieco z głowy, ale czy można go było za to winić? Z ich dwójki, to Black była bardziej kompetentna. Wprawdzie zajmowała się przede wszystkim czyszczeniem pamięci w pracy, jednak na pewno była lepiej rozeznana w procedurach, gdy występują tego typu „incydenty”. Rabastan w gruncie rzeczy był jedynie towarzyszem, cieniem, który działał jak dodatkowa para oczu i uszu.

— Myślałem, że będzie tu nieco gorzej — przyznał z zaskoczeniem. — Albo mamy niezwykłe szczęście, albo Śmierciożercy wcale nie wyrządzili tak wielkich szkód. — Zamilkł na chwilę, kontemplując tę możliwość. — Ciekawe, czy sam las jak się... bronił?

Ciężko było mu ubrać w słowa to, co miał na myśli. Powyrywane drzewa, namioty medyków, zrujnowane stoiska... To wszystko mu się nie dodawało z tym, co natknęli do tej pory. Przerażona para dzieciaków w ich wieku – okej, był w stanie zrozumieć, z czego wynikał ich stan. Ale ten potwór i fakt, że ścieżka nie była usłana rannymi i martwymi uczestnikami zabawy? Można było niemalże odnieść wrażenie, że to nie ludzie Czarnego Pana byli winni największym „stratom”, a działanie dzikiego wiatru, który zerwał się w nocy.

— Jesteś podenerwowana? — spytał, gdy zauważył dłoń Bellatriks zaciśniętą na jej różdżce. Dla pewności sam Lestrange również pewniej chwycił swój zaczarowany patyk. Strzeżonego Merlin strzeże. Czy coś w tym guście.


!E4
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#18
10.07.2023, 22:11  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście tam na zwłoki mężczyzny. Jego ciało jest jeszcze ciepłe, ale nie reaguje na nic. Jeżeli ktokolwiek z was posiada przewagę Leczenie, jest w stanie potwierdzić, że nie da się go już w żaden sposób uratować i zmarł w wyniku odniesionych obrażeń (upadek z dużej wysokości). Młody, ledwie trzydziestotrzyletni czarodziej posiada dokumenty na nazwisko Clutch, złamaną różdżkę i do ostatniej chwili zaciskał dłoń na medaliku, w którym znajduje się zdjęcie jego córki. Nie powinniście porzucać tutaj jego ciała.
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#19
10.07.2023, 22:47  ✶  

- Raczej daleko mi do róży, chyba, że istnieją takie tylko z kolcami. - Takie róże nazywały się najprawdopodobniej kaktusami, ale Trixie nie była jakoś specjalnie dobra z wiedzy przyrodniczej, nawet jeśli była tak bardzo elementarna. - Mam wrażenie, że bliżej mi do skały, wiesz. - Była w tym, co mówiła wyjątkowo szczera. Ojciec zadbał o to, aby jako pierworodna tym właśnie się stała. Musiała dźwignąć ten ciężar, chociaż czasem nie było to takie łatwe. Szczególnie, gdy widziała, jak traktuje Cyzię i Andy. Zdecydowanie mniej od nich wymagał. Z drugiej strony, czuła, że dzięki temu stała się taka silna. Nie powinna narzekać na swój los.

- Tak, nie wątpię w to, na pewno znajdą swoje ścieżki, ewentualnie będą ozdobami swoich przyszłych mężów. - Odparła z przekąsem, bo nie uważała, żeby to była odpowiednia droga. Kobiety powinny walczyć o swoją pozycję w tym nadal męskim świecie. - Na pewno znajdziesz coś, zobaczysz, wtedy będziesz pewien, tylko musisz próbować różnych zajęć. - Ona sama średnio była zadowolona z tego, że pracowała w pogotowiu. Uważała, że może osiągnąć więcej, jednak wiedziała, że od czegoś trzeba zacząć, żeby później móc piastować lepsze stanowisko.

Potrzebowali osób jak Rabastan. W każdej organizacji byli tacy, którzy musieli wykonywać polecenia innych. Sama Trixie póki co należała do takich szeregowych jednostek, nic nie znaczących. Nie przeszkadzało jej to, jak na razie. Wiedziała, że jej wiek może być czymś, co póki co ją ogranicza. Wydawało jej się jednak, że przyjdzie moment, w którym młodsi, jak ona, czy Rabastan zostaną przesunięci na pierwszy plan, kiedy nowe pokolenie będzie mogło zacząć się pokazywać.

- Można coś wynająć, najlepiej miejsce, w którym nie kręcą się szlamy. Jeszcze ktoś przerwałby nam zabawę, a tego wolałabym uniknąć podczas takiego spotkania. - Będzie musiała przemyśleć sprawę i popytać w kilku miejscach. Wiedziała, że na pewno znajdą się tacy, dla których będzie zaszczytem to, że wybrali właśnie ich pub, czy restaurację. Młodzież, elita czarodziejskiego świata, będą mogli chwalić się tym, że to ich chcą odwiedzać. - Masz rację, znaleźć takie miejsce, w którym zawsze będziemy mile widziani, to naprawdę doskonała myśl. - Podobał jej się tok rozumowania Rabastana.

Mieli szczęście, że rodzeństwo, które znaleźli było w stanie wrócić o własnych siłach, nie tracili czasu na wracanie się. Mogli eksplorować las dalej. Mieli szansę zobaczyć, co jeszcze się w nim kryło.

- Tak, zostawiajmy po sobie ślady. Gdy ktoś nas spyta, gdzie byliśmy, zawsze znajdą dowody na naszą obecność. - Wydawało się jej to dosyć istotne, szczególnie, że czystokrwiści byli podejrzewani o spiskowanie z Voldemortem, tak odsuną od swoich rodzin podejrzenia. Przyda im się to.

- Poza tym dziwnym stworem, tak naprawdę nic złego nas nie spotkało. - Odpowiedziała przyjacielowi. Spodziewała się jak i on, że napotkają na swej drodze bardziej dramatyczne widoki, póki co nie było aż tak źle.

- Myślisz, że las się bronił? Nie wiem, czy to miejsce ma w sobie taką siłę, aby stawiać się potędze Lorda Voldemorta. - Właściwie to była ciekawa, jak dokładnie przebiegło wszystko dzień wcześniej, bo nie było jej dane zobaczyć tego na własne oczy.

Kolejne pytanie nieco wybiło ją z tropu. Czy była poddenerwowana? Może trochę, w końcu zagłębiali się coraz bardziej w las, który był dla niej zupełnie obcym miejscem. - Nie, nie jestem, bardziej zastanawiam się, czy nie kryją się tu podobne stwory do tego, którego spotkaliśmy na samym początku. - Podświadomość sugerowała jej, że w głębi może być bardziej niebezpiecznie.

Rozglądała się uważnie, gdy stawiała kolejne kroki. Przeszli już sporo, gdy trafili na coś. Nie widziała z daleka, co to takiego. Ktoś zemdlał? Być może. Zbliżyła się do ciała, które okazało się być mężczyzną. Nachyliła się nad nim. Dotknęła jego policzka. - Jeszcze ciepły. - Nachyliła się nad nim, aby sprawdzić, czy oddycha. - Nie oddycha Rabi, nie wiem, czy możemy go uratować. - Tym bardziej, że żadne z nich nie było medykiem.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#20
10.07.2023, 23:43  ✶  

Ach, tak. Obowiązki i zobowiązania pierworodnych. Coś, z czym Rabastan – na całe szczęście – nie miał wiele wspólnego. Była to jedna z rzeczy, jakich zupełnie nie zazdrościł bratu. W ich rodzinie to on musiał zawsze wychodzić przed szereg, próbować wszystkiego jako pierwszy, poniekąd wytyczać drogę dla młodszego brata. Musiał stać się poniekąd liderem przez to, że przyszedł na świat wcześniej. Być może to stąd u młodego Lestrange'a wzięła się niechęć do kierowania poczynaniami innych?

— Skądś się wzięły te legendy o „zaklętych zagajnikach”, które odpędzają nieproszonych gości — zauważył, rozglądając się coraz bardziej czujnie na boki. — Kto wie, co się zagnieździło w tej Kniei? Zostaje też kowen. Może się przygotowali jakoś na tę ewentualność.

Domysły, domysły i jeszcze raz domysły. Czym więcej mógł się podzielić z Bellą odnośnie do wydarzeń, które miały tu miejsce? Byli na tyle młodzi, że z tradycjami ich wiary mieli stosunkowo niewiele wspólnego. Większość świąt w magicznym świecie obchodzono, gdy oni byli zamknięci w Hogwarcie, a te nielicznie obchody, w których mogli uczestniczyć, jak chociażby Yule często wiązały się ze świętowaniem w gronie rodziny.

Komuś niezwiązanemu z Macmillanami trudno by było powiedzieć, jak bardzo kowen mógłby się zabezpieczyć przed podobnymi atakami. No i była też szansa na to, że kompletnie nikt nie wiedział, co właściwie się tutaj wydarzyło. Może Czarny Pan uchyli rąbka tajemnicy, gdy zostanie zebrane następne zebranie w pełnym gronie jego zwolenników? Może czeka nas kolejny manifest..., rozmarzył się Rabastan, aż nagle się zatrzymał, gdy jego towarzyszka ruszyła do przodu.

— Ugh — syknął przez zaciśnięte zęby, gdy zobaczył ciało czarodzieja. — Może sprawdź, czy oddycha, czy coś? — Przykląkł tuż za panną Black. — Dotknij nadgarstku albo gdzieś tu? — Przesunął palcem po swojej szyi, wskazując niewłaściwe miejsce. — Jesteśmy już dosyć głęboko w lesie, a on nie reaguje. — Skrzywił się, dotykając czubkiem różdżki boku czarodzieja. — Przepraszam?

Miał za swoje. Wypaplał jak zwykle! Już się nastawił na to, że nie natrafią w tej głuszy na nic tragicznego, a tu proszę – ciało. Rabastan przesunął różdżką wzdłuż boku mężczyzny, jakby licząc, że ten się wzdrygnie i w jakiś sposób wyrwie z otępienia. Tak się jednak nie stało, za to z kieszeni wypadł mu portfel z dokumentami. Nie chcąc dotykać przedmiotu własnymi rękami, Rabastan uniósł je w powietrze przy pomocy magii.

— Clath? Clatch? Nie, nie. Clutch, chyba tak? — Przekrzywił głowę, mrużąc lekko oczy. — Kojarzysz kogoś takiego? — Ponownie zerknął na mężczyznę. Był ubrany dosyć normalnie. Raczej nie był Śmierciożercą. Brak ciemnych szat i masek, jakimi szczycili się członkowie organizacji. Poza tym żaden zdrowo myślący sojusznik Czarnego Pana nie wziąłby ze sobą dowodu tożsamości na akcję. — Jakiś przypadkowy gość?

Wstał z ziemi, pozwalając Bellatriks dokonać dalszych oględzin. Poza tym zrobiło mu się trochę słabo od przyglądania się z tak blisko prawie-na-sto-procent-martwemu-człowiekowi. Odszedł na parę kroków. Powoli odczuwał, że ciężar leśnej wędrówki zaczyna odciskać na nim swoje piętro. Był leniem, ale miał też całkiem niezłą kondycję. Krążyli jednak po okolicy już kawał czasu. Niedługo będą musieli się zacząć wycofywać do obozu wolontariuszy.

— Nie powinniśmy iść bez niego — stwierdził oczywistą oczywistość. — Nie wiadomo, ile grup poszukiwawczych przygotowali. Możliwe, że nie będzie komu po niego wrócić. — Poklepał się po kieszeniach, aż wyjął małe czarne zawiniątko, które po otworzeniu okazało się workiem na zwłoki, który każdy poszukiwacz dostawał przed ruszeniem w trasę. — Chyba czas z tego skorzystać. — Ponownie się skrzywił, najwyraźniej niezbyt zadowolony z tego obrotu spraw. — Od razu mówię, że nie mam zamiaru go nieść. W grę wchodzi tylko lewitacja albo wrzucenie go na magiczne nosze.

Wbił twardy wzrok w pannę Black. Jeśli mieli zajść jeszcze dalej w las wraz z tym gościem, to musieli zacząć się posiłkować magią. Nawet jeśli czary nie byłyby do końca stabilne w obecnych okolicznościach, to było ich dwoje, czyż nie? A co dwie różdżki to nie jedna. Jeśli zaklęcie zacznie słabnąć, to druga osoba je wzmocni. Musieli sobie jakoś radzić w tych niesprzyjających warunkach. W końcu, najgorsze już chyba za nimi, prawda? Hehe... He. He. Yghym.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bellatrix Black (6548), Rabastan Lestrange (6468), Pan Losu (540)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa