Tym razem koślawą przepowiednię, słowa wypowiedziane przez martwą kobietę (kapłankę, Boginkę, Matkę, kimkolwiek była) do Atreusa pewnie dałoby się dość łatwo zinterpretować. Od tego najbanalniejszego, że chodziło tylko o przeżycie, o to że poznał świat przejścia, miejsce styku, do którego nadciągali zmarli; albo, że mówiła o odebraniu wspomnień; albo, że stanie się Zimnym.
Steward skinął głową, potwierdzając, że pytał o wspomnienia po przejściu przez portal. Tak, generalnie Atreus miał rację. Mieli podobne wspomnienia – co pewnie oznaczało, że droga do limbo zawsze była do pewnego stopnia podobna. Czy robiło to jakąkolwiek różnicę? Dla nich chyba nie, ale dla kogoś kto chciał badać limbo i próbowałby podróżować do niego, to pewnie byłaby cenna informacja. Ciekawe tylko czy ci, którzy przekraczali portal, bo umierali widzieli to samo…
Patrick nie był nekromantą. Nie był również jasnowidzem. Nie interesował się przesadnie ani światem duchów, ani światem z przepowiedni. Odwrotnie, skupiał się na tym, co było tu i teraz i teraz bardzo brakowało mu jakiejkolwiek pewnej wiedzy.
- Jeśli do tego międzyświata powinni wkraczać tylko umarli to już nasze pojawienie się tam było jakąś… aberracją – powiedział powoli. Oczywiście nie tak ogromną jak ta, którą popełnił Voldemort, ale jednak. – Nasza próba mogła być choćby tym, że przyszliśmy tam w nieodpowiednim czasie i nie weszliśmy do… - zacisnął usta. Nawet nie wiedział, jak powinien nazwać to, co widzieli. – Do tego błękitnego ognia? Strumienia jaźni? Bo odrzuciliśmy połączenie?
Ale to była tylko taka teoria. Całkiem możliwe, że nawet nie zauważył próby, którą przechodził, bo w międzyświecie większe znaczenie mogły mieć intencje niż słowa lub coś, o czym w ogóle nie pomyślał. Możliwe też, że już samo przebywanie w tym limbo wysysało z nich energię - stąd Atreus, choć nie został wzmocniony cudzymi wspomnieniami, już stał się zimny, bo utracił część własnych. Ta ostatnia myśl brzmiała wyjątkowo strasznie - jakby na końcu wszystkich czekała anihilacja.
Patrick niemal do samego końca nie zobaczył nadciągającego Atreusa. O jego przybyciu poinformowała go bodajże Victoria. Sam był zbyt wzburzony spotkaniem z ojcem, z Voldemortem i ze słowami ducha, który przypomniał mu o przepowiedni Szeptuchy. Teraz to wszystko wydawało się takie… takie odległe.
Zmarszczył brwi.
- Pewnie konsultacja z jakimś sprawdzonym nekromantą – nawet w uszach Stewarda brzmiało to dość obcesowo. Sprawdzony nekromanta to prawie jak nieszkodliwy wariat-morderca, ale może był do tego zbytnio uprzedzony, bo ciągle miał przed oczami kryptę w Little Hangleton i czającego się w niej czarnoksiężnika, i jego zastępy żywych trupów. – To dobry pomysł. A co do oddawania energii. Idąc tym tropem – tu spojrzał na Atreusa, by dać do zrozumienia, że o jego trop konkretnie chodziło. – A oddanie naddanej energii duchowi? Wampirowi? Ghulowi? – Ci bardziej martwi już być nie mogli. – Istnieje też chyba szansa, że z czasem się to po prostu wyrówna? – Tak, pewnie było to bardzo naiwne myślenie, ale skoro po czasie ocknęli się w namiotach i „ożyli” to z czasem może również… „ociepleją”?
Sam nie planował spotkania z żadnym nekromantą. Do rozmowy z pozostałą trójką nawet mu to do głowy nie przyszło.