Victoria Lestrange chowała bardzo dużo atutów w rękawie, którymi miała go jeszcze zadziwić. Że nie była wymarzoną partnerką? To dopiero przyjdzie mu ocenić. Tak samo jak musiał ocenić to, czy "będzie miło" po pierwszym przywitaniu czy też nie. Nie miał stereotypu "wymarzonego partnera". Może oprócz dwóch cech, z czego jedną akurat spełniała, a która była naprawdę cechą rzadką. Czyli bycia oklumentą, co do którego nie będziesz myślał, że zaraz wbije ci nóż w plecy. Czyli już można powiedzieć, że w połowie była ideałem. Druga cecha? Żeby dał mu spokój. I nie chodzi o spokój, którym będzie zupełne nie zwracanie się do siebie, robienie swojego bez patrzenia na drugą osobę, ani nic z tych rzeczy. Natomiast nie wytrzymałby z nadaktywną osobą, która ciągle by czegoś od niego chciała, ciągle chciałaby rozmawiać, dzielić się swoim życiem i przeżyciami. On... nie chciał o tym słuchać. Nie chciał poznawać problemów ludzi dookoła, nie chciał się emocjonalnie zżywać, nie chciał tworzyć jakichś... super zażyłych relacji. Przynajmniej nie chciał tego robić z każdym, kogo pozna, woląc utrzymywać zdrowy (dla niego) dystans. Co innego, kiedy już kogoś poznasz i rzeczywiście stwierdzisz, że ta osoba jest warta inwestycji twojego czasu i zainteresowania. To się zdarzało dość rzadko, bo Cain był naprawdę nieufny wobec ludzi. Tymczasem Victoria wpasowywała się w ten spokój idealnie. Broniłby się ze swoich słów, że "sympatyczna osoba" dla niego znaczyło nieco więcej niż brak słów na opisanie pokazywanych cech charakteru! W jego głowie tak było, ale no właśnie - dla świata brzmiało to inaczej. A on nadal nie wiedziałby, jak inaczej jej opisać, a więc..? Czy ot nie byłoby jedno z kłamstw najlepszych w swoim rodzaju - bo oszukiwaniem siebie samego? Albo po prostu wymagało zastanowienia się głębszego, żeby celniej kogoś opisać. Cain tego po prostu nie zrobił.
- Ciężko mi uwierzyć, że ludzie tak popierdoleni jak aurorzy mogą wracać do domu, odkładać odznakę do szuflady, wyciągać nogi na stół z gazetą i zapominać o tym, że są aurorami. - Były prace, w których to działało. Sekretarki, biurokraci, rzemieślnicy, a większość z nich i tak przychodziła do domu i myślała o tym, co jeszcze muszą zrobić i przygotować na jutro, nie potrafiąc się odciąć. W pracy stróżów prawa było coś jeszcze więcej. Trauma. Rysy na duszy za dokonane czyny i zbrodnie. - Jak idziesz ulicą i ktoś na twoich oczach bije jakiegoś gościa to przejdziesz obojętnie, bo jesteś po pracy? Nie. Przywalisz mu i zakujesz w kajdanki i zaprowadzisz do Ministerstwa. - Miała rację, że to nie było to samo - pracowanie po pracy i noszenie odznaki. Nawet to o czym mówiło mogło być inaczej odbierane. Jako "obywatelski obowiązek". I tak, byli ludzie w biurze aurorów, którzy rzeczywiście odwróciliby spojrzenie. Ba, wierzył nawet w to, że byli ludzie, którzy by pomogli temu bijącemu. Śmierciożercze szmaty.
- Widziałem, że jest straszny syf. - Media wariowaaały! Dziennikarze mieli pożywkę i wczepiali się jak kleszcze (kurwikleszcze, jak to ktoś stworzył piękne słowo) w ciało człowieka, wysysały i drałowały ze wszystkiego, co cenne. W tym z prywatności. Dla Zimnych, którzy nagle zaczęli dzielić swoje wspomnienia z innymi osobami, pojęcie prywatności i tak zostało mocno zachwiane. - Ale nie zobaczę cię jako sprzątaczka Grażynka w biurze, bo kryłaś się przed ludźmi po eliksirem wielosokowym? - Och, no zawsze to był jakiś sposób, chociaż akurat była to kolejna rzecz, której sobie jakoś nie wyobrażał. Brzmiała zbyt... NIEGODNIE dla takiej damy jak Victoria! O, może to mógłby o niej powiedzieć zapytany? Victoria jest... damą. Chociaż o tym akurat myślał z lekkim żartem, nie całkiem na poważnie. Dama brzmiała nieprzystępnie dla takiego prostaka jak on, tymczasem Victoria była bardzo przystępna. Nawet jeśli ni chuja nie wiedziałeś, co ma na myśli, kiedy żartuje, a kiedy mówi poważnie. Bo Cain nie miał zazwyczaj pojęcia. Po prostu się nadmiernie nie przejmował. Już kobieta dostała słowo klucz w razie czego i powiedzenie, że jeśli cokolwiek zawędruje za daleko niech da znać. Chociaż z kobietami wiadomo, jak to było... DOMYŚL SIĘ, bruh. - Zależy ci na tym, żebym dobrze o tobie myślał? - Może to pytanie dla niektórych brzmiałoby jako głupie, ale w zasadzie Victoria, jak było wspomniane, zabrzmiała trochę tak, jakby się w tamtym momencie wahała. Zarówno z plotką jak i z tym, co powiedziała dalej. Ewidentnie miała potrzebę to wytłumaczyć. I chociaż temat chciał kontynuować, to zatrzymał się, spoglądając na płonący krzew. Automatycznie skupił się na tym zjawisku i drgnął, wyciągając różdżkę, kiedy pojawił się Atreus tuż obok tego krzewu. Celował różdżką w leżące na ziemi ciało, bo Victoria badała właśnie dotykiem ogień. Wariatka. Ale przecież wszyscy byliśmy tu wariatami. Jego palce... Wyglądał jakby był martwy. Dreszcz strachu przesunął się po jego plecach. Obraz, jakże realny, zniknął, a Cain zaczął rozglądać się wokół szukając kogoś, kto mógł to wyczarować. Nikogo takiego jednak nie było w pobliżu.
- Wiesz coś o tym? - Zapytał nieco ostro. Przez głowę przeszła mu myśl, że może ona to zrobiła. Że może to był jakiś podstęp... ale to była tylko pojedyncza myśl. Natomiast samo pojawienie się tej wizji zbudowało gwałtownie napięcie w jego ciele.
Akcja nieudana
Akcja nieudana