• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[15.05.1972] Za siódmą chmurą

[15.05.1972] Za siódmą chmurą
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#11
21.10.2023, 14:05  ✶  

Victoria Lestrange chowała bardzo dużo atutów w rękawie, którymi miała go jeszcze zadziwić. Że nie była wymarzoną partnerką? To dopiero przyjdzie mu ocenić. Tak samo jak musiał ocenić to, czy "będzie miło" po pierwszym przywitaniu czy też nie. Nie miał stereotypu "wymarzonego partnera". Może oprócz dwóch cech, z czego jedną akurat spełniała, a która była naprawdę cechą rzadką. Czyli bycia oklumentą, co do którego nie będziesz myślał, że zaraz wbije ci nóż w plecy. Czyli już można powiedzieć, że w połowie była ideałem. Druga cecha? Żeby dał mu spokój. I nie chodzi o spokój, którym będzie zupełne nie zwracanie się do siebie, robienie swojego bez patrzenia na drugą osobę, ani nic z tych rzeczy. Natomiast nie wytrzymałby z nadaktywną osobą, która ciągle by czegoś od niego chciała, ciągle chciałaby rozmawiać, dzielić się swoim życiem i przeżyciami. On... nie chciał o tym słuchać. Nie chciał poznawać problemów ludzi dookoła, nie chciał się emocjonalnie zżywać, nie chciał tworzyć jakichś... super zażyłych relacji. Przynajmniej nie chciał tego robić z każdym, kogo pozna, woląc utrzymywać zdrowy (dla niego) dystans. Co innego, kiedy już kogoś poznasz i rzeczywiście stwierdzisz, że ta osoba jest warta inwestycji twojego czasu i zainteresowania. To się zdarzało dość rzadko, bo Cain był naprawdę nieufny wobec ludzi. Tymczasem Victoria wpasowywała się w ten spokój idealnie. Broniłby się ze swoich słów, że "sympatyczna osoba" dla niego znaczyło nieco więcej niż brak słów na opisanie pokazywanych cech charakteru! W jego głowie tak było, ale no właśnie - dla świata brzmiało to inaczej. A on nadal nie wiedziałby, jak inaczej jej opisać, a więc..? Czy ot nie byłoby jedno z kłamstw najlepszych w swoim rodzaju - bo oszukiwaniem siebie samego? Albo po prostu wymagało zastanowienia się głębszego, żeby celniej kogoś opisać. Cain tego po prostu nie zrobił.

- Ciężko mi uwierzyć, że ludzie tak popierdoleni jak aurorzy mogą wracać do domu, odkładać odznakę do szuflady, wyciągać nogi na stół z gazetą i zapominać o tym, że są aurorami. - Były prace, w których to działało. Sekretarki, biurokraci, rzemieślnicy, a większość z nich i tak przychodziła do domu i myślała o tym, co jeszcze muszą zrobić i przygotować na jutro, nie potrafiąc się odciąć. W pracy stróżów prawa było coś jeszcze więcej. Trauma. Rysy na duszy za dokonane czyny i zbrodnie. - Jak idziesz ulicą i ktoś na twoich oczach bije jakiegoś gościa to przejdziesz obojętnie, bo jesteś po pracy? Nie. Przywalisz mu i zakujesz w kajdanki i zaprowadzisz do Ministerstwa. - Miała rację, że to nie było to samo - pracowanie po pracy i noszenie odznaki. Nawet to o czym mówiło mogło być inaczej odbierane. Jako "obywatelski obowiązek". I tak, byli ludzie w biurze aurorów, którzy rzeczywiście odwróciliby spojrzenie. Ba, wierzył nawet w to, że byli ludzie, którzy by pomogli temu bijącemu. Śmierciożercze szmaty.

- Widziałem, że jest straszny syf. - Media wariowaaały! Dziennikarze mieli pożywkę i wczepiali się jak kleszcze (kurwikleszcze, jak to ktoś stworzył piękne słowo) w ciało człowieka, wysysały i drałowały ze wszystkiego, co cenne. W tym z prywatności. Dla Zimnych, którzy nagle zaczęli dzielić swoje wspomnienia z innymi osobami, pojęcie prywatności i tak zostało mocno zachwiane. - Ale nie zobaczę cię jako sprzątaczka Grażynka w biurze, bo kryłaś się przed ludźmi po eliksirem wielosokowym? - Och, no zawsze to był jakiś sposób, chociaż akurat była to kolejna rzecz, której sobie jakoś nie wyobrażał. Brzmiała zbyt... NIEGODNIE dla takiej damy jak Victoria! O, może to mógłby o niej powiedzieć zapytany? Victoria jest... damą. Chociaż o tym akurat myślał z lekkim żartem, nie całkiem na poważnie. Dama brzmiała nieprzystępnie dla takiego prostaka jak on, tymczasem Victoria była bardzo przystępna. Nawet jeśli ni chuja nie wiedziałeś, co ma na myśli, kiedy żartuje, a kiedy mówi poważnie. Bo Cain nie miał zazwyczaj pojęcia. Po prostu się nadmiernie nie przejmował. Już kobieta dostała słowo klucz w razie czego i powiedzenie, że jeśli cokolwiek zawędruje za daleko niech da znać. Chociaż z kobietami wiadomo, jak to było... DOMYŚL SIĘ, bruh. - Zależy ci na tym, żebym dobrze o tobie myślał? - Może to pytanie dla niektórych brzmiałoby jako głupie, ale w zasadzie Victoria, jak było wspomniane, zabrzmiała trochę tak, jakby się w tamtym momencie wahała. Zarówno z plotką jak i z tym, co powiedziała dalej. Ewidentnie miała potrzebę to wytłumaczyć. I chociaż temat chciał kontynuować, to zatrzymał się, spoglądając na płonący krzew. Automatycznie skupił się na tym zjawisku i drgnął, wyciągając różdżkę, kiedy pojawił się Atreus tuż obok tego krzewu. Celował różdżką w leżące na ziemi ciało, bo Victoria badała właśnie dotykiem ogień. Wariatka. Ale przecież wszyscy byliśmy tu wariatami. Jego palce... Wyglądał jakby był martwy. Dreszcz strachu przesunął się po jego plecach. Obraz, jakże realny, zniknął, a Cain zaczął rozglądać się wokół szukając kogoś, kto mógł to wyczarować. Nikogo takiego jednak nie było w pobliżu.

- Wiesz coś o tym? - Zapytał nieco ostro. Przez głowę przeszła mu myśl, że może ona to zrobiła. Że może to był jakiś podstęp... ale to była tylko pojedyncza myśl. Natomiast samo pojawienie się tej wizji zbudowało gwałtownie napięcie w jego ciele.


Rzut Z 1d100 - 14
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 25
Akcja nieudana


• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
21.10.2023, 15:10  ✶  

Było dużo rzeczy, o których powinni jeszcze ze sobą porozmawiać, jak to, że w ogóle chowa się za oklumencją (wszak nie wiedziała, że Cain jest aurowidzem) i dlaczego właściwie. Że nie ma nic złego na myśli i nie zamierza go porzucić przy pierwszej okazji, która się nadarzy. Że uważała, że skoro już miała partnera, to po to, by pilnować jego pleców, a nie by wbić w nie nóż. Ale to były takie pracowe rzeczy, które ledwie ocierały się o sprawy prywatne i rodzinne. Na to był czas i Victoria też wcale się nie kwapiła do tego, by mówić o swoich problemach w domu i w życiu prywatnym. Nie musiał wiedzieć jak spierdolone miała życie i że noszenie nazwiska rodu czystej krwi to nie było życie usłane różami. Nie było wcale łatwo, chociaż dostęp do pieniędzy wiele ułatwiał – a tych Victoria miała bardzo dużo. Była za to oszczędna i chociaż nie musiała sobie niczego odmawiać, to nie stroiła się na co dzień by wyglądać jak miliony galeonów. Sama nie miała wielkiego grona bliskich znajomych, bo też trzymała dystans i nie każdemu pozwalała się poznać, nie każdemu też pozwalała na to, by wszedł z butami w jej życie.

– Polecam się nauczyć myśleć o innych rzeczach po prostu, skupiać się na czymś innym. Jak staję nad kociołkiem i myślę o eliksirach, to staram się skupić w całości na tym, a nie na wszystkim co działo się w ciągu dnia – ale nie zawsze się dało. No i… Oklumencja pozwalała jej się wyciszyć, chociaż na moment odgrodzić się od świata zewnętrznego, kiedy chciała w pełni skupić się na innych rzeczach. – Nie trzeba mieć odznaki, żeby rzucić się na pomoc komuś w potrzebie – odpowiedziała mu gładko. – Ale nie, w takich sytuacjach odznaka w kieszeni potrafi ostudzić zapał co poniektórych, tu się zgodzę – i takich sytuacji wcale nie ignorowała. Po prostu nie musiała na każdym kroku myśleć o tym, że o tutaj ktoś łamie prawo, a tutaj mandacik, a tutaj pouczenie, a tutaj coś tam.

– Nie, po prostu zabarykaduję się w pokoju – już zresztą miało to miejsce, kiedy kilka razy zamek w drzwiach musiał kliknąć przekręcony na odległość, by zamknąć się od środka. Nie widziała, by te ruchy Cainowi przeszkadzały. – Zresztą co tu sprzątać. Machnie się różdżką i będzie posprzątane – a Victoria ogólnie wokół siebie trzymała irytujący wręcz porządek, nie potrzeba było sprzątaczki w tamtejszym pokoju. Jednak to, że czasami trzeba było przybrać inną formę za pomocą eliksiru wielosokowego to inna sprawa. Było to okropne i obrzydliwe, ale Victorii się zdarzało. Ale na pewno nie po to, żeby się podszyć pod sprzątaczkę Grażynkę. – Hm? – zdumiała się, nie spodziewając się podobnego pytania. – Oczywiście, że tak – odpowiedziała po chwili zastanowienia, chociaż wymagało to odrobiny wyjścia ze strefy komfortu. Ale w zasadzie to taka była prawda, chciała, żeby dobrze o niej myślał, tylko że to nie był cel tego, by podzielić się tym, na co się zdecydowała. – Ale nie o to chodziło. Plotki plotkami, po prostu… Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć co się dzieje – ze mną. I że to nie jest wcale takie proste, to nie jest tylko zimno, którego nic nie jest w stanie ogrzać.

Gapiła się bez słowa, ale kiedy Cain odezwał się do niej, tak ostro, to przypomniała sobie o tym, że należy oddychać. I zamknęła usta, nieco lękliwie przenosząc na niego spojrzenie.

– To było… – odetchnęła i pomasowała sobie kawałek ciała pod mostkiem, ale nad sercem. – Taki płonący na niebiesko krzew był w Limbo – odparła w końcu, starając się wytrzymać ewentualne spojrzenie. – To ostatnie co pamiętam stamtąd. Ten gorejący krzak. A Atreus… – spojrzała znowu na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą leżał. – Chciał wejść w ten ogień. Rozmawiałam z nim kilka dni temu, wyglądał normalnie, ale mówił… Powiedział mi, że wszedł do Limbo z połamanymi palcami – dla niej to był obraz, jaki mogła tam zobaczyć, szczegóły, których nie dostrzegała wtedy… Albo może to było krzywe zwierciadło? Nie potrafiła powiedzieć, ale nie sądziła, by obecnie Atreusowi coś się stało. Za to bardzo pasowało to do tego, czego sama doświadczyła i o czym Bulstrode powiedział jej pięć dni temu na kawie.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#13
21.10.2023, 18:11  ✶  

- Radzę sobie, ale dzięki. - Ważyła eliksiry tak hobbystycznie? Lestrange z tych eliksirów słynęli. Hobby jednak można mieć różne. Tak jak można robić też różne rzeczy, żeby sobie dorabiać i mieć więcej pieniędzy na własne przyjemności. Pod warunkiem, że jeszcze masz czas te galeony na coś wydawać. Aurorom przydałaby się częściej jakaś integracja, ale z drugiej strony każdy wie, jakby się to skończyło. Ten nie może, ten ma robotę, tamta chce poświęcić czas dzieciom, bo go nie ma za wiele - i tak to się by kończyło. Jakoś sobie przędliśmy te życie, byle tylko brnąć do wyznaczonego celu. Żeby zaś nie skupiać się na pracy? Nooo... tak. Znaleźć właśnie zajęcie, które pochłania myśli i nie pozwala na to, żeby głowa ciągle tkwiła w jednym punkcie, jakim była praca. Że siedzisz w pracy i myślisz o niej, wracasz i robisz to samo. Mniej myślał w pracy o pracy niż w domu - dziwne? Może. Papierki były bezosobowe. Pozbawione emocji, życia, kolorów. Można je podpisać i nie zastanawiać nad nimi. Można popsioczyć albo dopisać "T" w wielkim kółeczku, wystawiając ocenę trolla przez ilość narobionych błędów dla żartów, żeby potem Harper cię goniła, bo bazgrasz po rządowych dokumentach. Tak, zrobił już taki numer. - Tooo... jakby koło ciebie ktoś ze znajomych zaczął palić opium, kiedy siedzicie w barze - co byś zrobiła? - To, że nie mógł zobaczyć, czy kłamczy, czy mówi prawdę było wspaniałe. Nie przeszkadzało mu to, że mogła go tu kłamczyć z góry na dół, bo ciężko było powiedzieć, kiedy żartuje, kiedy nie, czy coś zmyślała, czy zawsze była szczera - problem byłby w sprawach poważnych. Natomiast przy lekkich rozmowach jak to? Ludzie z oklumencją, chociaż zawsze mieli coś do ukrycia jednocześnie byli wspaniale... ludzcy? Obcy jak obcy, ale Taki Alastor chociażby - przy nim można było odpocząć. Najprościej ująć, że hej - wystarczy nie sprawdzać kolorów! Ale to tak nie działało. Nie było takie proste. I przede wszystkim byłoby głupim nie korzystać z posiadanego daru.

- Jak idziesz do biblioteki to ciężko się zamknąć w pokoju. - O to mu w zasadzie chodziło z wpadaniem tutaj w stroju sprzątaczki - że przyjdzie tak do pracy, bo akurat będzie wracała skądś tam i nie będzie chciała, żeby wszyscy i wszystko jej przeszkadzali, żeby ją zaczepiali, żeby ją pytali. Rany nie goją się dobrze, kiedy ciągle są nacinane na nowo i memłane. Jej niby oczywiste stwierdzenie było w sumie miłe. Zrobił taką dziwną minę, wyginając wargi w takim wyrazie "och, okej!", potwierdzając właśnie to, że dla niego to nie było takie "oczywiście". Można mieć za nic, co kto o tobie myśli. Czystokrwiści szczególnie potrafili troszczyć się o swoją reputację, chociaż byłoby milej, gdyby to nie o to chodziło. - Lubię słuchać tego shit talku, jaki uprawiają ludzie, ale niczego z tego nie biorę do siebie. - Uspokoił ją. - Zresztą znając Brennę to jakby kradła z kimś kurtkę to po to, żeby mu dać dziesięć nowych, więc. - Rozłożył ręce i nimi wzruszył, dając znać, że może i w plocie padło jej imię, ale kompletnie się nad tym nie zatrzymał, nie pochylił, nie wziął do serca. Gdyby plotki dotyczyły czegoś bezpośrednio go interesującego, sprawy, zagadnienia Śmierciożerców - wtedy by drążył. Cała reszta gównianych plotek - machał na nie ręką. Natomiast wyjaśnienia dotyczące jej stanu psychicznego przyjmował na poważnie. Taką rzecz dobrze było wiedzieć.

Cain powoli opuścił różdżkę, pozwalając się poczuciu zagrożenia oddalić, kiedy Victoria zaczęła wyjaśniać, co właśnie ich spotkało. Albo raczej - co ona sama widziała, jak to było powiązane i tak dalej. Bo to, że to nie był Atreus, było oczywiste. To jest - dla niego oczywiste. Co najwyżej jakieś wspomnienie... na to wychodziło. Echo poprzednich wydarzeń.

- W porządku... - Powiedział już spokojnie, ale jeszcze napięcie w pełni nie zniknęło z jego głosu. Czy w porządku było? No... nie można było się dać zwariować, natomiast żadne zjawisko tego typu nie tworzyło sielankowego nastroju. - Okej. - Odetchnął i schował różdżkę, jeszcze raz taksując wzrokiem otoczenie. - Nooo... to mamy nasze... coś nadzwyczajnego. - Wsunął dłonie do kieszeni spodni, przyjmując powoli znów swobodną postawę.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
21.10.2023, 19:15  ✶  

Przecież miał w rękach jej akta. Z pewnością było tam wpisane, prócz bycia specjalistą od rozpraszania magii, również zaklęcia, prostsze uroki, ale też eliksiry i maści, a także wiedzę przyrodniczą. Nie hodowała swoich roślin, ani nie zajmowała się zwierzętami, ale potrafiła rozpoznać co jest czym i posiadała wiedzę odnośnie ich właściwości, ale także że jest biegła w wytwarzaniu eliksirów. To nie była żadna tajemnica. Tajemnicą była znajomość nekromancji i umiejętność wytworzenia patronusa, lecz to, nad czym zdecydowanie powinna popracować to… szczęśliwe wspomnienia.

– Na pewno? – to było pytanie zadawane z troską, nie prześmiewczo ani nie sarkastycznie, ale jak zostanie odebrana… Pytała czy na pewno sobie radzi, bo wiedziała, że mnóstwo ludzi ma z tym problem, nie potrafili odłożyć pewnych rzeczy i się faktycznie zrelaksować. – Powiedziałabym mu, że to bardzo uzależniająca używka i że nie warto po nią sięgać. Im więcej się bierze, tym bardziej organizm staje się odporny, więc chce się więcej. A wtedy przedawkowanie ma się wręcz gwarantowane. Po co to sobie robić? Przecież tak łatwo przegapić życie – i je stracić, a nawiązanie do słów Caina było całkiem celowe. Nie aresztowałaby znajomego, po prostu dałaby dobrą radę. – Zaoferowałabym pomoc, nie areszt – bo zdaje się, że to o to pytał, i nie widziała powodu, by kłamać. Co, doniesie na nią, że nie aresztuje potencjalnego narkomana? Wszystko było dla ludzi – niby. Ale opium… Opium to był prawdziwy syf. Z drugiej strony aurorzy to byli tacy mugolscy… FBI. Raczej nie zajmowali się aresztowaniem jakiegoś kolegi-narkomana, to bardziej działka BUMu… ale wiadomo, spektrum było całkiem szerokie. – A ty co byś zrobił? – odbiła od razu piłeczkę. Też nie wiedziała czy kłamie czy mówi prawdę, ale nie zakładała od razu, że każdy człowiek na świecie próbuje ją oszukać: jaki miałby w tym cel?

– To biblioteka, którą zajmuje się moja rodzina. Myślisz, że nie wiem gdzie można się tam schować? – uniosła nawet w uśmiechu jeden kącik ust. Nie próbowała mu zaimponować koneksjami, nie o to zupełnie chodziło, po prostu chciała mu uświadomić, że miała jak się ukryć i gdzie zamknąć, żeby ludzie jej nie przeszkadzali. Prawdą jednak było, że gdy każdy rozdrapuje i to jeszcze w taki sposób, jak robiono to w gazetach, nieczule i niedelikatnie, to rany nie miały się jak zabliźnić.

–Mmm… Brenna nie kradła żadnej kurtki. Ja poprosiłam o kurtkę jednego z aresztowanych… – pana Rookwooda. Westchnęła cicho. – Oddałam ją, jakby cię to interesowało. A Brenna była w odwiedzinach u rodziny, w sukience, wymalowana… uznała, ze nie pójdzie tak na Nokturn, więc od któregoś brygadzisty wzięła koszulę – zmarszczyła oczy, próbując sobie przypomnieć mgliste szczegóły. – Chyba Erik miał wtedy dyżur, to pewnie jego – stwierdziła po prostu po czym wzruszyła ramionami. – Naprawdę nie wiem kto wymyśla te plotki – jęknęła, ale była całkiem wdzięczna, że Cain w to nie wierzył. Nie była taka paskudna jak ją opisywano.

– Nie rozumiem co się tutaj dzieje – powiedziała w końcu, gapiąc się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widzieli gorejący krzak i Atresu,a a za chwilę odwróciła się w kierunku Polany Ognisk. – To zupełnie jak… Nie wiem. Jakby Voldemort rozerwał coś tam i część rzeczy przeniknęła tutaj? Była straszna wichura, wiele domów w Dolinie ucierpiało. Ale źródło tego wiatru… Było w Limo – tak sądziła przynajmniej, biorąc pod uwagę wszystko co przeżyła tam, jak to wyglądało… Kręcący się wokół ognia kamień, który wytwarzał wiatr tak ogromny, że ciągnął wszystko do swojego centrum… tylko nie ich.

Sama wydobyła różdżkę z kieszeni i machnęła dłonią, chcąc się upewnić, że wokół nich nie działa żadna magia, że nic nie wpływa na ich zmysły. Ale nic takiego nie miało miejsca, nic tutaj się nie działo. Lestrange zmarszczyła brwi.

– Nie tego się spodziewałam – nie sądziła, że znowu… spojrzy na Limbo.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#15
21.10.2023, 20:52  ✶  

Owszem, było napisane, że zna się na przyrodzie, w tym na ziołach i eliksirach, co niekoniecznie było zawsze równoznaczne. Inaczej by nie zawędrował tak chętnie z nią na Polanę Ognisk, Maeve mi świadkiem. Ta legendarna, nie ta z Palarni Changów. Już raz wybrał się z taką jedną, co się zarzekała, że zna skróty, dzięki czemu tak się zgubili, że błądzili przez kilka najbliższych godzin, a Cain prawie nerwowo obgryzał paznokcie. Na jej słowa przechylił głowę, uśmiechając się na nowo po tym nieprzyjemnych zajściu, jakim to widmo z Limbo było. Kosmyki włosów przesunęły się po jego czole. I czy to było złe, że komuś się podobał czyjś uśmiech? W żadnym razie. Ludzie wyglądali ładnie z uśmiechami! Dlatego warto się było uśmiechać często i gęsto i nie dawać pogrążać temu, co się wokół działo. Nawet jeśli łatwiej się mówiło niż robiło.

- Martwisz się o mnie? - Zatrzepotał rzęsami, ubawiony na nowo, chociaż tak, wyglądało na to, że pytała poważnie i nie brzmiało to jak jakaś kpina czy przytyk. Nie wyglądał na zestresowanego, przejętego, zmarnowanego pracą aurora. Na jakoś szczególnie przejętego też nie - tylko tutaj, przez chwilę, kiedy niebieski ogień tańczył przed nimi, a Atreus leżał pod ich nogami. Spojrzał z powrotem na to miejsce, widząc ten obrazek. Nieprzyjemny obrazek. Już niczego tam nie było, jakby naprawdę mieli urojenia. Zbiorowe, co gorzej. Ruszył do przodu dróżką, którą tutaj dotarli. - Bardzo szlachetnie. - I nie powiedział tego z przekąsem czy złośliwie, tylko było to stwierdzenie faktu z jego strony. Ćpuni byli... byli problematyczni. Mając na głowie kuzyna i matkę miał to doświadczenie z pierwszej ręki. - Hmmm... - Kopnął kamyczek pod swoimi nogami, zastanawiając się nad tym, co zrobiłby on. Tak jakby było się nad czym zastanawiać. Ale tka - głęboko się nad tym zamyślił. - Zażartowałbym, że dołączyłbym do zabawy, ale już zepsułaś dowcip. - Spojrzał na nią przez moment, nim podniósł wzrok przed siebie. A zepsuła, bo już się tam mądrze i szlachetnie o tym wypowiedziała, że aż ten "żarcik" głupio by zabrzmiał. - Mniej więcej to, co ty. Tylko pewnie dodałbym "pojebało cię?" - Kąciki ust drgnęły mu odrobinę bardziej. Chciał powiedzieć, że nic by nie zrobił. Że by zignorował problem. Ale nie zrobiłby pewnie tego. Albo by zapytał, czy ma więcej - w zależności od tego, jak bardzo kiepsko byłoby na dany moment. Lecz tak, nie potrafił przejść obojętnie obok cudzej krzywdy, nawet jeśli ten ktoś robił krzywdę sobie samemu.

Niektóre żarty naprawdę traciły na śmieszności, kiedy za bardzo się je ciągnęło, wyinaczało, albo tłumaczyło - tak było w tym przypadku, sprzątaczki Grażyny i biblioteki. Była mowa o tym, jak się przechodzi z punktu A do B... ale, no cóż. Zanotował za to jej słowa, które rzeczywiście zabrzmiały jak taka mała przechwałka, tak dobrze powiedziane - jak próba zaimponowania. Jestem panią Lestrange, a ty? Jesteś kimś mniej niż ta baby duck puszczana w kąpieli dzieciom. Albo rzucana psu, żeby ten się pobawił. Przerysowując, bo Cain wcale nie odebrał tego jako przytyku, nie poczuł się gorszy i nie czuł się, broń Merlinie, atakowany czy obrażany. Tym nie mniej nie kontynuował i tylko z rozbawieniem pokręcił głową. Ważne, że miała się gdzie chować, ot co!

- Ktoś, kto widział, albo słyszał, tylko część i jego wyobraźnia dopisała resztę. - Zaśmiał się, ale nie nawet z samego tematu, tylko z jej nieszczęśliwego tonu i tej drobnej zmiany mimiki, którą przybrała, najpierw się marszcząc, a potem wydając z siebie ten smutno-żałosny dźwiękojęk. - Przynajmniej czegoś się spodziewałaś. - Bo w zasadzie Cain to nie wiedział nawet, czego się spodziewać. Widmo z Limbo wpisywało się jakoś... w rzecz akceptowalną i wcale nie tak szokującą. Albo po prostu naoglądał się już w swoim krótkim życiu za dużo szajsu, dlatego teraz robiło to na nim mniejsze wrażenie, niż powinno? Przez moment jednak jeszcze się jej przypatrywał, żeby się upewnić, że nie ma jakiegoś ataku paniki na ten przykład. Ofiary wypadków tak miewały. I te ataki potrafiły być bardzo niebezpieczne. - Na szczęście możemy poutrudniać pracę Departamentowi Tajemnic i niczego nie mówić.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
21.10.2023, 22:17  ✶  

Na szczęście z Victorią nic takiego mu nie groziło, bo nie dość, ze całe życie mieszkała w Dolinie Godryka i znała tę miejscowość oraz okoliczna Knieję, to naprawdę nie miała problemu z orientacją w terenie, a jej papiery nie były napisane dla zabawy i nie było w nich fałszu. W ogóle nie miała żadnych złych intencji i miała nadzieję, że Cain tak na nią nie patrzy. Nie wiedziała na ile brał ją na serio, na ile podchodził z ostrożnością, ale Victoria sama czasami zastanawiała się, czy miał czyste serce, czy może jednak służył komuś… złemu. Bo nie miała już wątpliwości, że Ministerstwo zostało zinfiltrowane, tylko pytanie kto, gdzie i jak? Z drugiej strony paranoja i unikanie każdej osoby nie przyniosłaby na pewno nic dobrego. A Victoria chciała zaufać. Miała nadzieje, ze ten świat… że nie jest do końca zły.

– No… Tak? – zaintonowała, gapiąc się jak trzepocze tymi rzęsami, niczym zawstydzona panna. Nie była pewna, czy sobie dworował, czy faktycznie go zawstydziła. Za to ruszyła za nim, kiedy i on postanowił, że nie będą tutaj tak stać. Oczywiście, że na pewien sposób się martwiła. I może nie była osobą, która gotowa byłaby pomóc każdej osobie, ale Cain nie był „każdym”, nie był też jakimś nieznajomym obcym, nawet jeśli się jakoś świetnie nie znali, a w tej znajomości powolutku się dopiero docierali i poznawali. – Wybacz, nie chciałam psuć. Po prostu mnie zapytałeś, więc ci odpowiedziałam – odparła mu i uśmiechnęła się lekko. – Ja bym tego pewnie nie dodała. Chociaż… W sumie zależy do kogo – dodała po chwili namysłu. I nie chodziło wcale o to, że bliska osoba robiła sobie krzywdę – po prostu… czasami człowiek nie widział dla siebie wyjścia, póki ktoś nie podał mu wyciągniętej ręki. Victoria to mogła zaoferować, ale nie każdemu.

– To było pytanie retoryczne – dodała, kiedy już udało jej się zrównać z nim krokiem. Przecież wiedziała skąd się biorą plotki, nie była towarzyską amebą, która nie rozumiała takich prostych i oczywistych rzeczy. I to nie tak, że nigdy sama plotki nie puściła, bo na pewno się zdarzyło, tylko niekoniecznie celowo, bo na pewno była ponad takimi zagrywkami. – Teraz to mnie łapiesz za słówka – poskarżyła się. – Nie spodziewałam się niczego. Raczej miałam nadzieję, że może zobaczysz coś, czego ja nie widzę – ale nic takiego nie miało miejsca. Oboje nie widzieli tego, co widzą mugole i oboje zobaczyli coś czego nie powinno tutaj być. Na szczęście atak paniki nie nadszedł, natomiast na pewno czuła się mocno nieswojo i musiała uspokoić oddech, bo wcześniej serce jej przyspieszyło. – Właśnie miałam pytać, czy piszemy jakiś raport.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#17
21.10.2023, 23:57  ✶  

W tych czasach każdy powinien był uważać, kogo wpuszcza do domu, z kim rozmawia, o czym rozmawia. Szczególnie, kiedy było się mugolakiem. łatwo było zapomnieć o drugiej strony medalu, kiedy samemu uważało się, że ty i ci, których masz blisko są w porządku - to z całą resztą świata mogło być coś nie tak. Cain regularnie się zastanawiał, czy ktoś, kogo ma blisko nie zdradzi. Czy nie zdradzi ktoś z Zakonu. Komu można ufać wśród aurorów. Czy Minister Magii była już przekupiona? Jakie wartości wyznawała jego partnerka i co kryła za oklumencją... bo to, że była lubiana przez Brennę, że robiła na nim dobre wrażenie to jedno. To, że mogła mieć drugie życie, brzydkie i mroczne, drugie. Choć wtedy nie byłoby mowy o walce z Czarnym Panem. Wątpliwość pozostawała, ale to znowu nie tak, że Bletchley widział i szukał w każdym, kogo napotkał na swojej drodze zdrajcę. Szukał? Może tak. Tak, chyba szukał niepokojących znaków, ale niekoniecznie od razu myślał o każdym jak o psychopacie. W dodatku to, że popierasz czystość krwi nie mówiło od razu, że musisz być po stronie tego spierdoleńca. To wszystko było ciężkie, a świat nie chciał być czarno-biały.

Przez moment szedł tak z przechyloną głową, spoglądając na nią rozjaśnionymi przez promienie słońca szarymi oczami. Naprawdę wydawała się taką... szczerą, dobrą osobą. Przez tych kilka dni, kiedy mieli ze sobą do czynienia, niewiele o człowieku można powiedzieć i jak zostało już napisane - musieli się ciągle o sobie wiele dowiedzieć. Pierwsze wrażenia były jednak dla Caina naprawdę bardzo istotne. Bo niekoniecznie łatwo mu przychodziło zamazanie ich i zastąpienie czymś nowym, nawet jeśli te wspominane metki były odrywalne i niektóre naprawdę niestałe, bo bardziej lekkie, tak niektóre stanowiły wręcz naszywki. Tego już ciężej się było pozbyć. Tak, to było miłe. Oderwał od niej spojrzenie. Chyba światło słońca rzucało inne spojrzenie na drugiego człowieka, ale... było naprawdę przyjemnie ciepło. Tak letnio.

- Nie psujesz, co ty. - Na moment pogłębił się jego uśmiech w takim serdecznym rozbawieniu. - A właśnie - zależy! - Pstryknął palcami. - To niemal zawsze zależy. - Powiedział zdawkowo, ale sądził, że to dość oczywiste po zdaniu, które wypowiedziała sama Victoria. Zależy do kogo, zależy kiedy, zależy od warunków, zależy od tego, czy sam akurat nie jesteś pijany i czy coś głupiego ci nie strzeli do głowy. Bardzo dużo zależności, natomiast to była... - Ale to tylko taka mała spekulacja. Możemy pociągnąć - śmiało, od czego zależy. - Zachęcił ją do tej małej debaty, dyskusji, wymienienia się różnicą przekonań i poglądów na temat tego, gdzie była granica dbania o bliskich i do którego punktu człowiek poświęcał się bardziej komuś, kto był bliżej, a gdzie pojawiało się przyzwolenie na robienie sobie krzywdy wobec obcych, bo "nie moja sprawa".

- Niecelowo. W sensie - niespecjalnie. - Poprawił się, kiedy pożaliła się na to łapanie za słówka. Nie było to celem, żeby zrobić po złośliwości i słówko wytknąć, bo o ile jakiś mały żarcik zrobić można, tak nie był fanem tego typu dowcipów, jego zdaniem były raczej irytujące. - Można napisać coś dla Harper. Żarty, żartami, ale jeśli to może pomóc lepiej zmarnować trochę atramentu, niż nie.

Skierowali swoje kroki do wioski, by tam jeszcze trochę się przespacerować, posprawdzać, poszukać czegoś i niczego. Trochę pomilczeli, trochę jeszcze pogadali, a w końcu wrócili do biura, żeby spisać raport.


Koniec sesji


• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5805), Pan Losu (66), Cain Bletchley (5828)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa