Rodolphus zaczął zbierać porozrzucane przedmioty do torebki. Pomadka, portmonetka, dwie materiałowe chustki z inicjałami. Oprócz tego klucze i przypominajka, którą Lestrange wyciągnął z kieszeni i wrzucił do torebki. Zauważył, że ma rozwalony zamek i jest nieco podarta. Coś innego jednak zaprzątało teraz jego głowę.
- Nie uważasz, że powinna mieć różdżkę przy sobie? - zapytał cicho, wpatrując się tępym wzrokiem w torebkę, którą trzymał w dłoniach. Czyżby właśnie pomógł uratować charłaczkę? Albo mugolkę, która w rodzinie miała czarodzieja? Beznamiętnym wzrokiem spojrzał na kuzyna, jakby w ogóle ta myśl mu nie przyszła do głowy. Ale wiedział, że kuzyn wiedział. Nie mógł mu jednak pokazać, że to się stało, więc tylko odwrócił głowę. - Tak, lepiej będzie przewietrzyć głowę.
Rodolphus nie potrafił się teleportować. Może kiedyś, w przyszłości, w końcu dokończy to, co przerwał, ale na ten moment musiał korzystać ze świstoklików i fiuu. Za miotłami nie przepadał, psuły fryzurę. Przepuścił Laurenca przodem, upewniając się że zebrali wszystko co trzeba, a potem mogli iść. Oczywiście że gapie krążyli wokół alejki jak sępy, dlatego też Rolph musiał dwa razy sprawdzić, czy po tym całym zajściu została wyłącznie kałuża krwi.
- Prowadź, proszę - głos na powrót miał spokojny, nierozedrgany od emocji. Oddech się uspokoił, postawa wyprostowała. Gdy tylko dojdą do domu Laurenca, będzie musiał użyć zaklęcia, by zmyć tę krew. Czy chłoczyść wyczyści tak poważne plamy? Nie wiedział, zawsze cholernie uważał na swoje ubrania podczas takich... sytuacji.