20.12.2023, 09:42 ✶
Rodolphus milczał. Czemu mugolski szpital? Jak poważne były obrażenia? Pozostawił te kwestie Laurencowi - on był tylko przypadkową osobą, która znalazła kobietę w zaułku. Gdyby nie starszy Lestrange, pewnie poszedłby dalej, zgłosił komukolwiek i umył rączki, bo przecież zrobił co mógł. Ale napatoczył się kuzyn, więc musiał grać w tę farsę, udając jak może, że przejmuje się losem nieznajomej kobiety, chociaż po prawdzie jego zachowanie w ogóle nie potwierdzało, jakoby się przejął. Ale był tutaj, prawda? To już znaczyło dużo. Dla niego mogłaby równie dobrze umrzeć w trakcie transportu, bez różnicy. Chociaż czuł lekką irytację na możliwość, że była czystej krwi, a atak przypuściła szlama, charłak lub mugol. Dwie ostatnie możliwości były bardzo prawdopodobne, ale równie dobrze mogli spuszczać się teraz nad charłaczką. Jednak jeżeli nie będą mieć pewności, musieli - chyba - zakładać, że kobieta była czarownicą, chociaż półkrwi. Inaczej nie miałaby ze sobą przypominajki.
To, czy martwi mogą pomagać, czy nie, było dla niego zbyt złożoną kwestią, by w tej chwili o tym dywagować. Sam pracował na zwłokach, wiedział więc jak potrafią być pomocne. Czy jednak istniała możliwość, by zmarły opowiedział szczegółowo, co się zdarzyło w tamtej chwili? Tego nie wiedział - może i była. A może i nie. Zawsze lepiej jednak było przesłuchiwać żywą osobę, z zabójstwem zawsze wiązała się masa niedogodności. Tutaj jeszcze pozostawała kwestia ewentualnej różdżki, cofnięcia się po śladach kobiety. Najłatwiej by było ją o to zapytać, ale pamiętał jak jej ciało wiotczało na jego rękach, jak krwawiła z rany i bladła z każdą kolejną sekundą. Chester będzie musiał uzbroić się w cierpliwość, bo co do tego, że w mugolskim szpitalu niczego nie przyspieszą, miał pewność. Medycyna czarodziejów według niego była dużo bardziej zaawansowana, szybsza i lepsza. Co mogli mugole w tej sprawie zrobić? Przetoczyć kobiecie krew, podać leki żeby nie nabawiła się sepsy i czekać. Zapewne co najmniej tydzień, bo może i obrażenia nie były zbyt duże, ale nieznajoma straciła bardzo dużo krwi. Odniósł wrażenie, że jedną nogą stała już po drugiej stronie w chwili, gdy pakował ją do samochodu.
Lekko uniósł brew, gdy Chester wspomniał o tym, że nie ma całego dnia na rozmowy. Przeniósł spojrzenie na Laurenca, jednak to nie mówiło za wiele, chociaż kuzyn mógł się domyślić, że Rolph mógł być... zirytowany. Albo traktował to po prostu jako pewną niedogodność, przeszkodę nad którą musiał przekroczyć, żeby w końcu zostawili go w spokoju. Może faktycznie skończy się na tym, że będzie mieć wolne po obejrzeniu miejsca zbrodni? A może przeciwnie: obejrzenie go dokładniej sprawi, że pojawi się więcej pytań i spieprzy sobie nie tylko dzisiejszy dzień, ale i kilka kolejnych. Na myśl o tym, że będzie musiał między zawodowymi obowiązkami przychodzić zdawać raporty i się tłumaczyć, czuł jak żołądek wykręca mu się ze złości. Ostatnio mało co szło po jego myśli, wszystko się komplikowało. Miał jednak nadzieję, że to tylko chwilowe perturbacje.
Między innymi dlatego Lestrange nienawidził Doliny Godryka - gdyby to stało się w magicznym Londynie, nie mieliby teraz takiego problemu. Wiadomo by było, że atak został przeprowadzony przez czarodzieja lub czarownicę, opcjonalnie charłaka ze względu na użyte narzędzie. Ale od razu kobieta trafiłaby do Munga i po problemie. A tak? Parzenie się świata magicznego z niemagicznym sprawiało dużo problemów. Czarownica czy nie? Mugol czy nie? Jakaś rodzina młodego czarodzieja? Kim był napastnik? Pojawiło się tu bardzo dużo wątków, dużo sznurków za które trzeba było pociągnąć. I jeżeli wcześniej naiwnie myślał, że jego to nie dotyczyło, tak teraz zmienił zdanie, bo został wytypowany do roli przewodnika. Rozumiał dlaczego, ale nie skakał z radości na myśl o tym, że zaraz będą musieli przetransportować się z powrotem do Doliny Godryka, a on będzie maglowany przez Rookwooda. Mężczyzna może i nie był najprzyjemniejszą osobą, ale był konkretny, a to Rodolphus w ludziach cenił. To, że był obcesowy w rozmowie, wcale mu nie przeszkadzało. Przeszkadzał mu natomiast fakt, że za tą szczegółowością na pewno będzie się kryć masa pytań, na które mniej lub bardziej będzie potrafił odpowiedzieć.
- Mhm - mruknął w odpowiedzi na słowa Rookwooda, ruszając zaraz za nim. On ma sporo roboty. W zasadzie pewnie to była prawda, lecz zakładanie, że inni siedzą i popijają whisky od rana, nie robiąc nic, było błędnym założeniem. Rodolphus też miał swoje sprawy, w końcu coś przywiało go do Doliny Godryka. Coś ważnego zapewne, skoro nią tak bardzo pogardzał.
Pierwszy wyszedł Laurence, potem za nim Chester, a na końcu Rolph. Mogli opuścić budynek Ministerstwa Magii i teleportować się do miejsca niedaleko alejki, w której znaleziono kobietę. Korzystanie z fiuu w chwili, gdy Laurence'a nie było w domu, byłoby niegrzeczne. Rodolphus co prawda nie przepadał za teleportacją, ale w skrajnych przypadkach z niej korzystał - a ten przypadek postrzegał jako skrajny. Po pierwsze miał wrażenie, że lepiej przy Chesterze w ogóle się nie odzywać, chyba że ten zapyta. Po drugie: teleportacja była szybsza, a znali oboje miejsca, w których mogli się pojawić bez wzbudzania niepotrzebnej sensacji osób niemagicznych. No i w końcu po trzecie: mogli pojawić się bliżej, niż jakikolwiek kominek. Ani on, ani Laurence nie zabezpieczyli "miejsca zbrodni", za co pewnie Rookwood zmyje mu głowę, bo kuzyn się wyłgał. Ale też nie mieli żadnych uprawnień, by podjąć takie kroki. Poza tym, jak Laurence wspominał, liczył się tu czas. Więc pozostało tylko zamknąć oczy i przeżyć skręt żołądka i całego ciała, by móc uchylić oczy w jednym z mało uczęszczanych zaułków, z boku, zaledwie dwa kroki od miejsca, w którym kobieta została zaatakowana.
To, czy martwi mogą pomagać, czy nie, było dla niego zbyt złożoną kwestią, by w tej chwili o tym dywagować. Sam pracował na zwłokach, wiedział więc jak potrafią być pomocne. Czy jednak istniała możliwość, by zmarły opowiedział szczegółowo, co się zdarzyło w tamtej chwili? Tego nie wiedział - może i była. A może i nie. Zawsze lepiej jednak było przesłuchiwać żywą osobę, z zabójstwem zawsze wiązała się masa niedogodności. Tutaj jeszcze pozostawała kwestia ewentualnej różdżki, cofnięcia się po śladach kobiety. Najłatwiej by było ją o to zapytać, ale pamiętał jak jej ciało wiotczało na jego rękach, jak krwawiła z rany i bladła z każdą kolejną sekundą. Chester będzie musiał uzbroić się w cierpliwość, bo co do tego, że w mugolskim szpitalu niczego nie przyspieszą, miał pewność. Medycyna czarodziejów według niego była dużo bardziej zaawansowana, szybsza i lepsza. Co mogli mugole w tej sprawie zrobić? Przetoczyć kobiecie krew, podać leki żeby nie nabawiła się sepsy i czekać. Zapewne co najmniej tydzień, bo może i obrażenia nie były zbyt duże, ale nieznajoma straciła bardzo dużo krwi. Odniósł wrażenie, że jedną nogą stała już po drugiej stronie w chwili, gdy pakował ją do samochodu.
Lekko uniósł brew, gdy Chester wspomniał o tym, że nie ma całego dnia na rozmowy. Przeniósł spojrzenie na Laurenca, jednak to nie mówiło za wiele, chociaż kuzyn mógł się domyślić, że Rolph mógł być... zirytowany. Albo traktował to po prostu jako pewną niedogodność, przeszkodę nad którą musiał przekroczyć, żeby w końcu zostawili go w spokoju. Może faktycznie skończy się na tym, że będzie mieć wolne po obejrzeniu miejsca zbrodni? A może przeciwnie: obejrzenie go dokładniej sprawi, że pojawi się więcej pytań i spieprzy sobie nie tylko dzisiejszy dzień, ale i kilka kolejnych. Na myśl o tym, że będzie musiał między zawodowymi obowiązkami przychodzić zdawać raporty i się tłumaczyć, czuł jak żołądek wykręca mu się ze złości. Ostatnio mało co szło po jego myśli, wszystko się komplikowało. Miał jednak nadzieję, że to tylko chwilowe perturbacje.
Między innymi dlatego Lestrange nienawidził Doliny Godryka - gdyby to stało się w magicznym Londynie, nie mieliby teraz takiego problemu. Wiadomo by było, że atak został przeprowadzony przez czarodzieja lub czarownicę, opcjonalnie charłaka ze względu na użyte narzędzie. Ale od razu kobieta trafiłaby do Munga i po problemie. A tak? Parzenie się świata magicznego z niemagicznym sprawiało dużo problemów. Czarownica czy nie? Mugol czy nie? Jakaś rodzina młodego czarodzieja? Kim był napastnik? Pojawiło się tu bardzo dużo wątków, dużo sznurków za które trzeba było pociągnąć. I jeżeli wcześniej naiwnie myślał, że jego to nie dotyczyło, tak teraz zmienił zdanie, bo został wytypowany do roli przewodnika. Rozumiał dlaczego, ale nie skakał z radości na myśl o tym, że zaraz będą musieli przetransportować się z powrotem do Doliny Godryka, a on będzie maglowany przez Rookwooda. Mężczyzna może i nie był najprzyjemniejszą osobą, ale był konkretny, a to Rodolphus w ludziach cenił. To, że był obcesowy w rozmowie, wcale mu nie przeszkadzało. Przeszkadzał mu natomiast fakt, że za tą szczegółowością na pewno będzie się kryć masa pytań, na które mniej lub bardziej będzie potrafił odpowiedzieć.
- Mhm - mruknął w odpowiedzi na słowa Rookwooda, ruszając zaraz za nim. On ma sporo roboty. W zasadzie pewnie to była prawda, lecz zakładanie, że inni siedzą i popijają whisky od rana, nie robiąc nic, było błędnym założeniem. Rodolphus też miał swoje sprawy, w końcu coś przywiało go do Doliny Godryka. Coś ważnego zapewne, skoro nią tak bardzo pogardzał.
Pierwszy wyszedł Laurence, potem za nim Chester, a na końcu Rolph. Mogli opuścić budynek Ministerstwa Magii i teleportować się do miejsca niedaleko alejki, w której znaleziono kobietę. Korzystanie z fiuu w chwili, gdy Laurence'a nie było w domu, byłoby niegrzeczne. Rodolphus co prawda nie przepadał za teleportacją, ale w skrajnych przypadkach z niej korzystał - a ten przypadek postrzegał jako skrajny. Po pierwsze miał wrażenie, że lepiej przy Chesterze w ogóle się nie odzywać, chyba że ten zapyta. Po drugie: teleportacja była szybsza, a znali oboje miejsca, w których mogli się pojawić bez wzbudzania niepotrzebnej sensacji osób niemagicznych. No i w końcu po trzecie: mogli pojawić się bliżej, niż jakikolwiek kominek. Ani on, ani Laurence nie zabezpieczyli "miejsca zbrodni", za co pewnie Rookwood zmyje mu głowę, bo kuzyn się wyłgał. Ale też nie mieli żadnych uprawnień, by podjąć takie kroki. Poza tym, jak Laurence wspominał, liczył się tu czas. Więc pozostało tylko zamknąć oczy i przeżyć skręt żołądka i całego ciała, by móc uchylić oczy w jednym z mało uczęszczanych zaułków, z boku, zaledwie dwa kroki od miejsca, w którym kobieta została zaatakowana.
Koniec sesji