Stanley pokiwał głową na zgodę z Richardem. Jego słowa sprawiły, że uwierzył? We własną rodzinę? W to, że rzeczywiście może polegać na swoich krewnych od strony ojca? W końcu nie było to tak, że go kiedyś wystawili i oszukali - na pewno nie w niedalekiej przeszłości. Czasy sprzed dwudziestu paru lat należało odłożył na bok, ponieważ nie mieli czasu, aby się nad tym rozwodzić. Trochę w imię zasady - było, minęło. Byli dorosłymi ludźmi i musieli stawiać czoła przeciwnościom losu, które na nich czyhały.
- Zrobię co w mojej mocy - niejako obiecał. Nie chciał rzucać słów na wiatr czy obiecać gruszek na wierzbie. Nie miał pojęcia jak zareaguje na widok osoby, która go "sprzedała". Czy będzie spokojny? Może wybuchnie gniewem i zmiecie wszystko w swojej najbliższej okolicy? Obydwie opcje były jak najbardziej możliwe i realne.
Słuchał z uwagą słów lustrzanego odbicia Roberta. Kto jak kto, ale Richard znał najlepiej swojego brata - nawet jeżeli spędził ostatnie kilka czy kilkanaście lat w Norwegii. Swoją odpowiedzią, wujowi, udało się zasiać ziarno nadziei w umyśle Borgina. "Zaniepokojny", a nie "wściekły", brzmiało jak całkowity sukces, a nawet jeżeli nie on - to coś, co bardzo podobało się Stanleyowi. W końcu wszystko było lepsze od reprymendy za coś, co nie do końca było jego winą.
- Jasne. Rozumiem. Dziękuje - raz jeszcze pokiwał głową. Tym razem miało to wydźwięk czysto dziękczynny. Dało się też dostrzec, że sam młodzieniec odetchnął odrobinę, a z każdym kolejnym zdaniem i sekundą, wracał do swojej "normalnej" formy - o ile tak to można w ogóle określić. Na pewno mu to pomogło, nie dało się tego ukryć.
- Oczywiście - rzucił zanim zdanie zostało dokończone. Mieli w końcu pakt z Mulciberem. Mogli się pytać chyba o wszystko... zwłaszcza kiedy wuj już wiedział o tym, co wraz z jego bratem, robią w wolnych chwilach. O tym, że działają dla Czarnego Pana - Niestety nie... - przetarł dłonią po swojej twarzy - Ale z chęcią bym się tego nauczył, kiedy tak Ciebie słucham. To brzmi bardzo przydatnie - zgodził się - Może Ty mógłbyś mnie nauczyć? Wtedy mielibyśmy pełnie możliwości, aby się komunikować i dopilnować, aby Robertowi nic się nie stało - dodał. W końcu to zawsze rozchodziło się o Roberta Mulcibera i jego bezpieczeństwa. O to, aby uchronić go przed samym sobą i przed wszystkim do czego był skłonny się wpierdolić po uszu.
Stanley wstał, rozejrzał się raz jeszcze po okolicy, a następnie wziął głęboki oddech. Przez kilkanaście sekund się nie odzywał, aby po chwili wyciągnąć dłoń w kierunku wujka - Dziękuje. To dla mnie bardzo wiele znaczy, że mogłem tutaj kogoś spotkać. Że mogłem tutaj Ciebie spotkać - wyjaśnił - Będę się zbierać. Muszę odpocząć i samemu to sobie poukładać jeszcze. Pewnie zacznę też zbierać najważniejsze rzeczy, ale to jeszcze zobaczę - jego mieszkanie było już raczej spalone. Może nie dla wszystkich ale dla niego - na pewno. Musiał znaleźć nową kryjówkę.
Nie czekając dłużej, pożegnał się kulturalnie i czym prędzej opuścił "Olibanum". Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Przed Borginem była bardzo długa noc.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972