Świetnie. Obscurus, statek zabijający ludzi i infernusy. Czemu jego rodzina nie mogła mieć jakiś normalnych kontuzji? Wczoraj na przykład zajmował się pacjentką z drobnym urazem, którego doznała podczas zajmowania się ogródkiem. Czemu Laurent nie mógł po prostu zajmować się ogródkiem?
– A powiedz mi jeszcze, jak to się w ogóle stało, że się na tym statku znalazłeś, zamiast po prostu zignorować zew morza i życzenie pereł? I skąd w ogóle miałeś te perły? – spytał, bo to swoją drogą też było szalenie ciekawie. Dlaczego ze wszystkich ludzi na tym świecie to jego kuzyn musiał wpakować się w coś takiego? Może rzeczywiście wszyscy Prewettowie mieli coś z głową, co kazało im pchać się w ryzykowne sytuacje. Inaczej pewnie ich rodzina nie zajmowałaby się tym, czym się zajmowała. A najgorsze, że chyba też tę chorobę głowy odziedziczył, nawet jeśli w znacznie mniejszej dawce.
– Michael wrócił do rezerwatu – odpowiedział za brata, przyglądając się ranie, którą właśnie zabandażowywał. Krwawienie ustało, nic nie powinno się też babrać, ale Laurent i tak potrzebował zdecydowanie odpoczynku i jakiegoś nadzoru. Odsunął się nieco ponownie i podał kuzynowi kolejny eliksir – tym razem na uzupełnienie krwi, a następnie zerknął na brata.
– Mógłbyś przynieść jakiś sweter? I koce? – poprosił, bo Laurent dalej był lodowaty, a on nie chciał go jeszcze na razie zostawiać samego. – I byłoby mi szalenie miło gdybyś po drodze nie odpowiadał na żadne wezwania morza, dobrze? Nie, naprawdę Icarusie, powiedź, że ty tego byś nie zrobił.
Cerber w tym czasie zaczął się kręcić pomiędzy nogami Icarusa, jakby wiedząc, że nie za bardzo powinie podchodzić teraz do pozostałych zgromadzonych w tym pomieszczeniu.