Historia rodziny Juliusów odcisnęła piętno na Księżycowym Stawie i potrzeba było wiele uporu, aby postanowić w nim pozostać. Oni mieli ku temu dobre powody i, przede wszystkim, byli grupą – ale ile mogła zdziałać pojedyncza, francuska czarodziejka, która jako pierwsza kupiła posiadłość…?
Zaklęcie rzucone przez Thomasa było poprawne, ale nie dostrzegli żadnego widocznego rezultatu. Albo czary ochronne teraz nie działały (poza pieczęciami, ale to jak Figg mógł ocenić była ochrona antymugolska, dla nich nie miała więc znaczenia), albo umieszczono tutaj coś, czego nie dało się ot tak zdjąć za pomocą rozproszenia. Nie dostrzegali niczego, co świadczyłoby o tym, aby wejście na teren posesji było niebezpieczne.
Heather, próbując cokolwiek wyłapać, w pewnym momencie wyczuła specyficzną woń. Bardzo słabą, ale charakterystyczną: dym, i to nie taki tytoniowy czy z ogniska, a świadczącą o tym, że użyto tutaj jakiś czas temu czarnej magii. Nasilała się nieco, jeśli weszłoby się na teren posesji albo przeszło wzdłuż muru – na tyłach domu, pod murem, ktoś niedawno musiał wyciąć rosnące tam krzewy (magią zapewne) i kwiaty przerzucić na bok, a ziemia wyglądała na naruszoną. W kwiatach – już przekwitających – Dora mogła rozpoznać asfodele, tradycyjnie uznawane za symbol umarłych, a Erik rozglądając się dostrzec i tutaj trochę świeżych śladów, podobnych do tych, które wcześniej widzieli na ścieżce wiodącej do posiadłości.
Same drzwi domu pozostawały zamknięte, alohomora i wiedza Thomasa Figga o mechanizmach wystarczyłyby jednak, aby je sforsować.
Odpisy do 26.06, godzina 20.
Jeżeli postanowicie próbować wejść do domu, nie musicie na to rzucać.