26.09.2024, 15:04 ✶
Woody był zawsze zgrabny, piękny i pełen gracji, a jeśli ten chłystek Jonathan Selwyn twierdził inaczej, to dopuszczał się pospolitego łgarstwa. Dlatego tak dobrze się dogadywali.
Zdesperowany Śmierciożerca zaś miał to szczęście, że tuż pod nimi rozpościerały się kłujące, ale wytrzymałe gałęzie iglaków, które mogły zamortyzować jego upadek. W najgorszym scenariuszu wpadłby w mięciutką zaspę, a niedaleko był jego kolega, który mógł udzielić mu pierwszej pomocy. Czarny Pan z pewnością trzymał na stanie kilku uzdrowicieli, a magiczna medycyna czyniła cuda. Optymistycznie można było zatem założyć, że przeciwnik przeżył. Jeśli nie, dostał to wszystko na własne życzenie. Nikt go na ten dach nie zapraszał.
Podmuch magicznego wiatru przetaczającego się po dachu, który strącił nieproszonego gościa, zatrząsł całym wozem. Woody mocniej zacisnął palce na rączce ławki, zachybotał się, lecz nie spadł. Z pewnością pomógł w tym fakt, że znaleźli się już poza zasięgiem zakapturzonego, który został przy ziemi, i nikt nie miotał w niego zaklęciami.
Gdy zwiało ostatnią przeszkodę, mogli oficjalnie odtrąbić sukces, rozsiąść się na ławeczkach karocy i odsapnąć trochę, mimo mrozu. W drodze powrotnej Tarp opróżnił resztki pozostałe w piersiówce, czym nabawił się lekkich zawrotów głowy. Dość niefortunnych w warunkach lotu na otwartym wozie, ale szczęśliwie nie podzielił losu Śmierciożercy.
Po wszystkim z pewnością czekało na nich po kubku gorącej herbaty, którą stary naturalnie dodatkowo zaprawił sobie alkoholem, oraz ogień trzaskający w kominku.
Padał śnieg, padał śnieg, dzwoniły dzwonki sań
co za radość, że nam z dachu spadł jebany drań.
Zdesperowany Śmierciożerca zaś miał to szczęście, że tuż pod nimi rozpościerały się kłujące, ale wytrzymałe gałęzie iglaków, które mogły zamortyzować jego upadek. W najgorszym scenariuszu wpadłby w mięciutką zaspę, a niedaleko był jego kolega, który mógł udzielić mu pierwszej pomocy. Czarny Pan z pewnością trzymał na stanie kilku uzdrowicieli, a magiczna medycyna czyniła cuda. Optymistycznie można było zatem założyć, że przeciwnik przeżył. Jeśli nie, dostał to wszystko na własne życzenie. Nikt go na ten dach nie zapraszał.
Podmuch magicznego wiatru przetaczającego się po dachu, który strącił nieproszonego gościa, zatrząsł całym wozem. Woody mocniej zacisnął palce na rączce ławki, zachybotał się, lecz nie spadł. Z pewnością pomógł w tym fakt, że znaleźli się już poza zasięgiem zakapturzonego, który został przy ziemi, i nikt nie miotał w niego zaklęciami.
Gdy zwiało ostatnią przeszkodę, mogli oficjalnie odtrąbić sukces, rozsiąść się na ławeczkach karocy i odsapnąć trochę, mimo mrozu. W drodze powrotnej Tarp opróżnił resztki pozostałe w piersiówce, czym nabawił się lekkich zawrotów głowy. Dość niefortunnych w warunkach lotu na otwartym wozie, ale szczęśliwie nie podzielił losu Śmierciożercy.
Po wszystkim z pewnością czekało na nich po kubku gorącej herbaty, którą stary naturalnie dodatkowo zaprawił sobie alkoholem, oraz ogień trzaskający w kominku.
Padał śnieg, padał śnieg, dzwoniły dzwonki sań
co za radość, że nam z dachu spadł jebany drań.
Koniec sesji
piw0 to moje paliwo