• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[16.08.72] Envoyer sur les roses

[16.08.72] Envoyer sur les roses
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#11
05.10.2024, 19:33  ✶  
Czy to był ten moment, gdy powinien dramatycznie rzucić się na kolana i krzyknąć O, zły losie, dlaczego?
Na pewno miałoby to swój urok, ale obawiałby się, że Morpheus wtedy zacznie podejrzewać u niego jakieś załamanie nerwowe, a tego jednak wolał uniknąć.
Dlatego też po prostu opadł na kanapę obok Longbottoma.
– To nie brzmi dobrze – mruknął, wodząc wzrokiem od filiżanki, do teczki, w którym było ukryte zdjęcie. Miłość i małżeństwo. W każdym innym przypadku nie brzmiałoby to znowu, aż tak tragicznie, wręcz przeciwnie, nie miał nic przeciwko miłości i małżenstwie, ale... No nie wyglądało to dla niego dobrze. Chciał zażartować, że najwyraźniej zostanie porwany niczym panna młoda i będą musieli go ratować i już nawet otworzył usta, ale... Ale jednak nie czuł się na siłach na żarty.
– My... – zawahał się, bo jak opowiedzieć w kilku zdaniach o tych latach? Jak wypowiedzieć na głos słowa, jednocześnie nasiąknięte naiwnością przeszłości, jak i smutkiem i wściekłością teraźniejszości? – Hm, poznaliśmy się na samym początku mojej ambasadury. Brakowało mi Anglii, a on był chyba pierwsza osobą, z którą zaprzyjaźniłem się na innym poziomie, niż zwyczajowe polityczne uprzejmości. Poza tym... Wiesz, chociaż nie pewnie nie wiesz, ty nie masz tego problemu, ale gdy jest się dość wybrednym, jeśli chodzi o gustowanie w mężczyzna, to ci który cię zainteresowali bardzo mocno pozostają w pamięci. A potem... Potem było dobrze, tak przynajmniej myślałem, aż nie zaproponował mi przemiany. Odmówiłem. Kilka tygodni później Tony poprosił mnie, abym wrócił, a ja się zgodziłem i hm... Tutaj chyba mamy różne wersje tej historii, bo dla mnie fakt, że złamał mi żebro było jednoznacznym zerwaniem, ale jak widzisz Jean ma inne zdanie na ten temat.
Westchnął ciężko i przejechał palcami po włosach.
– A wspominałem jeszcze, że gdy dostałem ten  list, następnego dnia obudziłem się z bólem w nadgarstku jakby ktoś ze mnie pił krew? Ale to chyba już po prostu moja psychika chciała mnie nastraszyć – dodał jeszcze z nerwowym śmiechem, obserwując taniec dłoni Morpheusa, gdy te tasowały karty.
Jonathan, nie znał się może doskonale na jasnowidzeniu, ani tarocie, ale miał dziwne wrażenie, że histeryczny śmiech przyjaciela nie był dobrym znakiem. Nie pomagało też to, że nie do końca rozumiał co pokazały mu karty, a sam chętnie teraz, by się histerycznie pośmiał.
– Morphy... – zaczął, bardzo poważnie patrząc w oczy przyjaciela. – Bądź ze mną szczery. Czy wszystko sugeruje, że dla dobra was wszystkich powinienem dać mu się przemienić i zaszyć się gdzieś we Francji? – Nie żartował. Chciałby, bo ani trochę mu się to nie uśmiechało, ale mówił całkowicie poważnie.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#12
07.10.2024, 15:51  ✶  

— Pewnie za dużo piszesz za Anthony'ego raportów i sprawozdań, dlatego cię nadgarstek boli — stwierdził Morpheus, gdy wziął już kilka głębokich wdechów. Miał całe czerwone uszy i zarumienione policzki, ale wcale nie wyglądał na szczególnie uspokojonego ani rozluźnionego. Wyglądał na niesamowicie przejętego, pomimo wcześniejszego żartu. Przynajmniej nie zasugerował nadmiernej masturbacji.

— Nie ma mowy, że ktokolwiek zmieni cię w pijawkę z impotencją — burknął. Wyprostował się jednak, aż coś strzeliło mu w kręgosłupie. Starość nie radość. — Do rzeczy. Trzy buławy w przeszłości. Stoisz u progu dalszych decyzji. Rozwoju relacji. To był moment, gdy Jean-jak-mu-tam, zaoferował ci przemianę. Potrzeba zaplanowania dalszej wspólnej podróży, abyś stał się jego wiecznym, nieśmiertelnym kompanem. Kolejna karta. Kochankowie. Zanim opowiem ci o znaczeniu, spójrz na obraz. — Postukał kartonik palcem dwukrotnie i przysunął w stronę Jonathana. — Adam i Ewa. Zakazany owoc poznania dobra i zła. Dar, który wedle mitologii chrześcijańskiej, odebrał nam niewinność i dostęp do raju. To wisi teraz przed tobą. Nabrzmiały, wypełniony poczuciem winy, przegniły owoc. Ale jeszcze przecież go nie podnieśli. Jeszcze nie wstydzą się swojej nagości. W znaczeniach to karta miłości, wzajemnego zrozumienia, harmonii i często oznacza, że relacja opiera się na głębokich uczuciach, zgodności i szczerości.

Zostawił Jonathana z ciszą. Czy to było to, co miał z wampirzym hrabią czy może gdzieś indziej, w podziemnej łazience, gdzie rozbrzmiewały śmiechy czterech osób, rozbijające się po suficie. Pomimo ciszy jednak, Morpheus wwiercał się wzrokiem w przyjaciela.

— Karta może również wskazywać na moment podejmowania ważnej decyzji dotyczącej związku lub relacji — ciągnął po chwili — co może dotyczyć zobowiązań, przyszłości lub wyboru między różnymi ścieżkami życiowymi.

Coraz bardziej był zrozumiały histeryczny śmiech Morpheusa. Karty pokazały dokładnie to, o czym mówił Jonathan, gdy karty były tasowane. Na końcu jednak było coś, co ma związek z przyszłością. Ostatnia z trzech akty przedstawiała mężczyznę uciekającego z naręczem mieczy, oglądającego się za siebie.

— To przestroga. Muszą zostać odsłonięte manipulacje. Trzeba je odkryć. To nadchodząca szczerość wobec dawnych klamst i oszustw. Sugeruje nadchodzącą szczerość. Może też oznaczać, że Jean nie da rady tak łatwo wywieść się w pole.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#13
14.10.2024, 13:23  ✶  
Jonathan przygryzł wargi i utkwił wzrok w niegdyś bolącym nadgarstku.
– Hm... Mam wrażenie, że od początku tej całej sprawy z Kambodżą ciągle coś za niego piszę – mruknął, niejako na potwierdzenie teorii Morpheusa, bo najprawdopodobniej była ona prawdziwa. Ewentualnie po prostu źle spał. Przynajmniej przyjaciel nie zasugerował nadmiernej masturbacji.
Oderwał wzrok od gładkiej skóry bez żadnych śladów po ugryzieniu i przyjrzał się Morpheusowi. No cóż. Przynajmniej nie powiedział: Tak Jonathanie to jedyne rozwiązanie. To albo wyskoczenie przez okno, jeśli chcesz pomogę spisać ci ostatnie słowa i rozchylę dla ciebie te nowe gustowne zasłony, które kupiłeś. Tylko proszę zanim jeszcze zakończysz swoje życie w ten lub inny sposób, powiedz mi gdzie je kupiłeś, bo twój gust jest tak znakomity, że pozostaje tajemnicą nawet dla mojego departamentu.
Przynajmniej tyle.
W pierwszej chwili nie komentował wywodu Morpheusa, a jedynie wysłuchiwał jego słów z kamienną twarzą, ignorując wwiercaiące się w niego spojrzenie Longbottoma.
To wszystko brzmiało... Niekomfortowo znajomo i na swoim miejscu. Karty, głosem Morpheusa, bezlitośnie opisywały to co było, a co tak bardzo rzucało cień na ich przyszłość i teraźniejszość. Miał ochotę zerwać się ze swojego miejsca i ponownie zacząć nerwowo chodzić po pokoju. A może oni byli przeklęci? Może nad ich czwórką coś ciążyło, bo czemu by inaczej Morpheus musiał się mierzyć z czymkolwiek się mierzył w relacji z Vakelem, Charlotte była wdową, jego decyzje miłosne narażały ich wszystkich, a Anthony... O problemach miłosnych Anthony'ego nie chciał myśleć, bo skoro przyjaciel był na razie szczęśliwy, to nie chciał nawet sugerować, by mogło być inaczej.
Ale jeszcze przecież go nie podnieśli.
Westchnął ciężko i potarł skronie. Nagle poczuł się strasznie zmęczony, a niespokojne noce dały o sobie znać.
To nadchodząca szczerość wobec dawnych klamst i oszustw.
Czyich? Jeana wobec niego? Było coś jeszcze o czym myślał, że było prawda tylko po to, by okazało się kolejnym kłamstwem?
Jego wobec przyjaciół? Czy chodziło o te wszystkie lata, gdy milczał na temat niektórych wydarzeń we Francji? Gdy przerobił historię ze złamanym żebrem na śmieszną historyjkę o upadku z abrakasana?
Nachylił się nad kartami, łapiąc się za mostek nosa. To, że może nie być tak łatwo go wywieść w pole, nie znaczy, że jest to niemożliwe prawda?
– Zaczynam doceniać urok jednorazowych przygód romansowych. Są zdecydowanie mniej problematyczne – wyszeptał dziwnym ni to żartobliwym, ni to powaznym tonem, przymykając na chwilę oczy, tylko po to, by zaraz ponownie je otworzyć i spojrzeć na Morpheusa. – No dobrze. Dziękuję ci za to. Muszę pomyśleć nad twoimi słowami, ale hej. Są gorsze rozkłady, prawda? Myślę... Coś wymyślę. Oczywiście nie wymagam od ciebie, abyś jakkolwiek się w to więcej mieszał. Tak samo jak od reszty. Muszę im to tylko jeszcze wytłumaczyć. – Uśmiechnął się bez entuzjazmu. – Przynajmniej mam temat, którym zakryję niezręczność wynikającą z tego, że całowaliśmy się z Lottie.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#14
23.10.2024, 21:21  ✶  

— Owszem. Dusza cierpi znacznie mniej, gdy używasz substytutu i udajesz, że to wystarczy. Jak cukier — stwierdził, a w pozornej swobodzie brzmiał kwas żołądkowy, gorzki, piekący w gardło, jak coś, co odbija się czkawką i trawi żywym ogniem.  To cokolwiek, które brzmiało niskimi tonami w Morpheusie, dotyczące Vasilija, próbowało wypłynąć na powierzchnię, niczym oliwa, ale Morpheus nie pozwalał na więcej, niż kilka oczek, przebłysków. Nigdy nie pozwalał. To była jego sprawa, nawet Anthony nie wiedział wszystkiego, pełnego zakresu tego, co zdarzyło się między nimi. Nie chciał obarczać przyjaciela tragizmem, wtedy nie, bo nie był sam w stanie przed sobą przyznać się na głos do tego, a teraz nie bo szczerze? Mieli znacznie większe problemy, niż jego och takie biedne złamane serce.

Na rewelację przyjaciela o pocałunku z Charlie, uniósł tylko brwi i schował usta w porcelanowym brzegu naczynia, mimowolnie uśmiechające się w wyrazie samozadowolenia w pustej filiżance herbaty, udając, że z niej pije. Tak żeby cokolwiek zrobić z rękoma. Nie często miał problem z tym, co z nimi zrobić, miał dużo wyuczonych manieryzmów, ale w szczerości przed przyjacielem był obranym jabłkiem, z całą niezręcznością odsłoniętego miąższu, który jest słodki, miękki ale i gąbczasty i lepki.  Czasami nadal trafił rezon i pamięć mięśniowa nie potrafiła go uratować.

— Nie wiem czy jestem zaskoczony czy zawiedziony. Stawiałem orzechy przeciwko szyszkom, że już przynajmniej ze sobą spaliście, przecież Ned nie żyje... — Morpheus zaczął liczyć w głowie, robiąc tę charakterystyczną minę i kalkulacje, które nie miały sensu, odliczając wiek dzieci od pozycji Saturna wzglem Marsa w Trzecim Domu. W połowie dał sobie spokój, bo i tak nie miało to znaczenia. — Już kawał czasu.  Może to jest ten ślub, dla świętego spokoju i wiesz... Bezpieczeństwa dzieciaków. Tylko teraz to tak na... O bogowie, nienawidzę tego powiedzenia, ale na dwoje babka wróżyła. Chociaż może to niefortunne, bo chodzi dywinację nad ciężarną i... Już przestaję. Zresztą, za godzinę odpływa mój prom do Francji.

Morpheus miał teleportować się do portu w Dover, wsiąść na statek, dotrzeć do Calais drogą morską, a następnie przejechać pociągiem do Paryża, dla samej przyjemności podróży i stukotu rytmicznego kół i szumu szyn, spinających miasta na kontynencie, by wylądować ostatecznie w winnicy Shafiq'a, a stamtąd do Pragi, świstoklikami.

— Proszę tylko, bądź rozsądny i gdyby działo się coś dziwnego, mów. Wszystko rozwiążemy.

Wstał, przeszedł do przyjaciela i uścisnął go mocno, aby na chwilę pozwolić mu poczuć się bezpiecznie. W końcu zawsze mógł na niego liczyć, księcia czasu, który odkręci, który pomoże, który zmieni bieg czasu, aby go uratować.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2367), Jonathan Selwyn (3005)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa