Można było powiedzieć, że też miała na tym punkcie fioła. Lubiła to, uspokajało ją to. Czasami robiła takie standardowe mikstury, na które przepisy można było znaleźć w podręcznikach, a czasami proszono ją o coś mniej standardowego, wtedy trzeba było dostosować przepis… Albo jak wtedy, gdy ktoś miał uczulenie na któryś składnik występujący w danym eliksirze. Odpowiednia wiedza była tutaj niezbędna, to bez dwóch zdań, a Victoria nie lubiła nie wiedzieć. Tam, gdzie miała braki, starała się to uzupełniać w miarę potrzeb i własnej ciekawości.
– O… no proszę. Nie spodziewałam się – rzeczywiście się nie spodziewała. Kojarzyła, że Geraldine ma braci, ale jakoś tak… Łatwiej było założyć inny stopień pokrewieństwa. Nie robiło jej to różnicy w gruncie rzeczy, więc tylko się uśmiechnęła. – Jasne, mam nie informować siostry, zrozumiałam – teraz uśmiechnęła się nawet bardziej, bo po części sobie żartowała. Ale jeśli wolał, żeby po prostu nikomu nie mówić… Zgoda, jak chciał. I tak przynajmniej jedna osoba będzie miała tego świadomość: ta sama, która ich ze sobą skontaktowała. I być może druga, która też może będzie brała w tym udział.
Zapatrzyła się na Astarotha z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, kiedy zapytał, czy mógłby się u niej zaopatrywać. Eliksir wiggenowy i uzupełniający krew bardzo szybko powiedziały jej co się właściwie działo. Przyjaciółka, hm? Nie potępiała tego absolutnie, wampir musiał się gdzieś pożywiać i w sumie to chyba nawet lepiej, że miał stałe źródło, a nie musiał szukać i napadać przypadkowych ludzi.
– Bycie wampirem nie jest nielegalne – odparła na to, ale rozumiała skąd się to brało, ta chęć utrzymania rzeczy w tajemnicy i tak dalej. – Nie ma problemu, mogę je wam robić. Nie za darmo, ale tak pewnie będzie wygodniej – i nie trzeba będzie się bać, że ktoś zada jakieś niewygodne pytanie. Mogłaby to robić za darmo, pieniędzy jej nie brakowało, ale nie chciała być też brana za jakąś wolontariuszkę ani opcją charytatywną. Poza tym, wtedy zwykle i druga strona czuła się spokojniej i czyściej – że nagle Victoria nie będzie chciała „odebrać długu” czy coś w ten deseń. – To na szczęście nie jest nic, co wymaga długiego warzenia, więc jak tylko będziecie potrzebować, to wyślij do mnie sowę. Albo twoja przyjaciółka, obojętnie. Tylko najpierw będę musiała wiedzieć, że ona to ona.
– Nie, dzisiaj nie. Najpierw chciałam z tobą po prostu porozmawiać i zobaczyć na czym stoimy. Na razie jestem w trakcie opracowywania pierwszej wersji receptury, dam ci znać, jak coś będzie gotowe do przetestowania – nie było sensu od razu rzucać się na głęboką wodę, a była pewna, że Astaroth będzie miał sporo do poukładania sobie w głowie i przemyślenia po tym spotkaniu. Widziała zresztą, że się denerwował – w przeciwieństwie do niej. Nie chciała go stresować. – Jeszcze jedno… Masz na coś uczulenie? Albo czy miałeś, jeśli teraz nie jesteś pewien, czy ci zostało? Uwzględnię to.