• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[02.66 Brenna & Anthony] Thy corse shall from its tomb be rent

[02.66 Brenna & Anthony] Thy corse shall from its tomb be rent
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
16.09.2024, 12:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 10:21 przez Anthony Shafiq.)  
– Gobelin najprawdopodobniej podchodzi z końcówki XIX wieku, jak jeszcze Pluton nie był w ogóle odkryty – podsunął usłużnie, pozostając w pozie salonowego lwa, mimo, że wcale nie w tej wieży spędził siedem lat żmudnej hogwardzkiej edukacji.

I trzymał różdżkę, bawił się nią okazjonalnie wyczarowując dodatkowe źródła światła - lewitujące białe kule, które miałyby pomóc Brennie w eksploracji pokoju, nie odsuwał się jednak od swojego posterunku przy drzwiach. I w końcu, kiedy odwróciła się na moment, kątem czujnego ok dostrzegła jego ruch inny niż "bazowy", a w celowo sformuowanym kaszlnięciu rozbrzmiało ledwie słyszalne kliknięcie. Była czujna, jej zmysły podsycane nieufnością wychwyciły fakt, że dłoń bez różdżki była za jego plecami, na złączeniu obu skrzydeł drzwi prowadzących do biblioteki, a potem... potem jak gdyby nigdy nic odszedł od tych drzwi, przyglądać się obrazkom po drugiej stronie.

Obrazki, obrazki, oficjalna zagadka najprawdopodobniej drwiła z niej tuż przed nosem.
– Jego świeżopoślubiona małżonka nie cechuje się zbyt wyrafinowanym gustem, ale niewątpliwie ma inne zalety. Jak chociażby uczynienie jej bezguścia doskonałą anegdotką na czas męskich spotkań. – Kolejny detal, informacja, którą mógł się podzielić skoro teraz byli partnerami.

Tymczasem przyjrzenie się obrazom zaowocowało tym, że Longbottomówna dostrzegła nieco powyżej linii oczu jakieś żłobienie pod jednym z nich - na drewnianej powierzchni regału. Obraz już wcześniej był dziwnie lekko przekrzywiony - gdyby był w pozycji prostej, znalezienie żłobienia nie byłoby tak proste, choć gdy wisiał nie dało się ocenić na ile rysa jest celowa. Inspekcja ramy rychło przyniosła odpowiedź - oczom Brenny ukazał się znak stworzony najpewniej transmutacją w wiekowym meblu, a przedstawiający czwórkę z wygiętą górną skośną belką. Nawet jeśli nie była zbyt uważna na zajęciach z wróżbiarstwa czy astronomii, na gobelinie pysznił się symbol Jowisza w sposób nader dobitny. Ten sam, który zdobił drewno. Co ciekawe, symbol ten był bardziej po lewej stronie, niż w centrum, jednoznacznie w liniach wyznaczanych dwiema półkami.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#12
16.09.2024, 16:55  ✶  
– Muszę przyznać, że nigdy nie byłam wielbicielką astronomii.
To nie tak, że nie lubiła gwiazd ani gwiazdozbiorów, bo je lubiła. Potrafiła znaleźć na niebie Wenus, gwiazdę polarną czy patronujący jej gwiazdozbiór bliźniąt. Ale to właściwie tyle. Męczyła się na szkolnych wypracowaniach, opisując wszystkie księżyce Jowisza, nie chciało się jej wyliczać w jaki sposób ustalać kierunek na podstawie położenia gwiazd. Mocno teoretyczne przedmioty męczyły energiczną nastolatką, i to mimo całego jej zamiłowania do starych ksiąg. Pluton? No był sobie na mapach nieba, a kiedy się tam znalazł, to już Brenna nie miała pojęcia.
Uśmiechnęła się sama do siebie, uśmiechem którego nie mógł dostrzec Anthony Shafiq, gdy jej uszu dobiegło szczęknięcie drzwi. Powoli przesunęła ręce, poszukując podobnych symboli na regale, na ramach – wątpliwe, by pamiętała je wszystkie, ale sam fakt ich istnienia byłby tutaj już wskazówką.
Osiem obrazów, osiem planet, odpowiednie ich ułożenie? Przesunięcie, naciśniecie? Czy symbole na ramach były już ustawione równo z tymi na półkach…?
– Nie może to być udane małżeństwo, skoro lubi ośmieszać ją przed kolegami, nie uważa pan, panie Shafiq? – spytała, gdy jej palce przesuwały się po drewnie, szukały symboli, i zdawało się, że zupełnie nie zwraca na niego uwagi. Myślała teraz mimowolnie o pewnej mugolskiej powieści, z której początkowo rozumiała piąte przez dziesiąte, a potem, przy kolejnej lekturze dziwiła się wręcz, ile w niej podobieństw do czystokrwistego światka. O panu Bennecie, który nie mogąc kochać żony ani się z nią rozwieść, czerpał przynajmniej przyjemność z wyśmiewania jej głupoty. – Czy to zamykanie drzwi było naprawdę konieczne, panie Shafiq? – Słowa padły, gdy mógł już sądzić, że nie zauważyła tych machinacji. Obróciła się na krześle, ze stukotem ciemnych pantofelków, z uśmiechem na ustach: na razie nie mówiąc ni słowa o znalezionym symbolu, o rzeźbieniach w drewnie? Dlaczego by miała: weszli tu razem, ale nie byli partnerami w zbrodni, przynajmniej jeszcze nie, i każde z nich grało we własną grę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
17.09.2024, 12:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 10:21 przez Anthony Shafiq.)  
Obrazów było sporo i nie miały żadnych symboli: stanowiły zasłonę dla wskazówek, które wydrążone były w drewnie regału. Znalazła ich trzy - na różnych wysokościach, z prawej lub z lewej, zawsze równo pomiędzy półkami. Łatwo było wydedukować, że wskazywały na konkretną półkę, konkretny rząd książek. Pozostawały jeszcze trzy regały do sprawdzenia.

– Zdecydowanie nie jest to udane małżeństwo. Cóż jednak, żyjemy w świecie w którym małżeństwa rzadko kiedy są efektem sformalizowania dojrzałego związku opartego na wzajemnym szacunku, zrozumieniu czy zaufaniu. Wybór rodziny, polityka, władza, pieniądze, ostatecznie chuć lub jej niezamierzony efekt - to brzmi bardziej jak realny świat. Czyżbym słyszał nutę romantyzmu panno Helsing? Gdyby miała pani możliwość absolutnego w tym zakresie wyboru, z dala od rodzinnych tradycji i oczekiwań... Któż byłby pani idealnym partnerem z umową wiążącą na całe życie? – Ton wciąż miał lekki, powoli zacierające się wspomnienia Edith nie miały wstępu do tej rozmowy, ukryte za stalową kurtyną w jego własnym umyśle. Nie oczekiwał też za bardzo odpowiedzi, czy szczerości w niej, ot - temat dobry jak każdy inny, by umilić sobie czas, który jej dal na rozwikłanie tej zagadki.

Sam bowiem Anthony zdawał się być mało zainteresowany regałami. Stał pod przeciwnym z jadowicie czerwoną książką w dłoni i przeglądał jej zawartość. Na pytanie o zamknięcie biblioteczki nawet nie podniósł głowy, choć kącik ust uniósł się ku górze w szelmowskim, jakże wampirzym uśmiechu.

– Nie chcę konkurencji. Nie tylko ja wiem o tej zagadce, jak wspominałem... czas jest esencją w naszych działaniach. A skoro już mowa o działaniach - jakiś przełom?– zagadnął jak gdyby nigdy nic, jakby był jej przełożonym zaglądającym do sali brygadzistów, gdzie grupa ludzi rozmyślała nad trudnym śledztwem.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
18.09.2024, 17:47  ✶  
– Czy nie rozmawialiśmy już o tym, panie Shafiq? Nie zdradza się zbyt wielu informacji swoim nieprzyjaciołom. Pan rzuca mi je aż nazbyt chętnie, i aż zaczynam zastanawiać się, czy są prawdziwe, czy celowo mnie pan zwodzi… – stwierdziła Brenna, wciąż z wyżyn swojego krzesła, uśmiech czający się w kącikach ust był ledwo zauważalny, i znikł po chwili. – Na przykład niemal pan przyznał, że nie kochał swojej żony.
Gdyby prawdziwie ją kochał, nie mówiłby o umowach na całe życie. Dla Brenny małżeństwo w ogóle nie było umową. Po prawdzie też chyba zaczynała powoli sądzić, że nigdy nie było jej pisane – choć gdyby faktycznie miała się zastanowić, u boku kogo by się widziała, to obstawiałaby, że byłby to jakiś miły chłopiec, w rodzaju Castiela Flinta czy Thomasa Figga (broń Merlinie nie któryś z nich, toż to byłoby właściwie kazirodztwo… i tak, może dlatego była wciąż sama).
Ale nie zamierzała opowiadać o żadnej z tych rzeczy człowiekowi, którego ledwo co poznała. No dobrze, inaczej: poznała go parę lat temu, ale w takich trochę nietypowych okolicznościach, i podobnych, i zupełnie nie do dnia dzisiejszego. Ani wtedy, ani teraz, nie zachowywali się tak, jak wypadało, i wtedy, i teraz, włóczyli się po dziwnych miejscach. Ale tamtego dnia Brenna była rozgadaną dziewczyną w trampkach, z kolorowym plecakiem – teraz oboje wystrojeni w szaty, i nawet jakby to ubranie narzucało i płaszczyk na jej zachowanie, że mówiła nieco inaczej, ale cóż, uśmiech i bezczelność pozostały te same.
– Czy ja o to nie powinnam zapytać? Pan sam chciał się szczycić rozwiązaniem zagadki i zostawia całą pracę mnie? – spytała, mrużąc lekko oczy, trochę podejrzliwa. – Wie pan, panie Shafiq, że jeśli właściciel będzie szukał, kto tutaj wszedł, po prostu się przyznam?
Nie było mowy o kupieniu jej milczenia przez bycie partnerką w zbrodni.
Tych odcieni szarości Brenna dopiero miała się nauczyć, gdy nadejdzie wojna.
Na razie zeszła z krzesła, nieco ostrożniej niż zrobiłaby to zazwyczaj, z powodu obcasów.
– Na regałach są symbole. Półka, rząd, książka. Najwyraźniej faktycznie chciał, aby ktoś rozwiązał tę zagadkę, inaczej po co zostawiłaby takie wskazówki? – stwierdziła, podchodząc do kolejnego regału. Sam właściciel przecież pewnie doskonale wiedział, jak dostać się do kryjówki: igrał, zaiste, tutaj Shafiq miał rację.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
21.09.2024, 17:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 10:21 przez Anthony Shafiq.)  
...aż zaczynam zastanawiać się, czy są prawdziwe...
Słowa wywołały specyficzny, nauczycielski uśmiech na twarzy wampira, który nie krył swojej aprobaty, wobec refleksji młodej policjantki. Nie było w tym protekcjonalności, jedynie zadowolenie, że odkryła coś, co powinna odkryć. Czyż nie lepsze było to od kłamstwa wprost? Czyż nie lepsze było od wymigiwania się od odpowiedzi? Kontrolował rozmowę, odsłaniając takie karty jakie chciał, tasując i przekładając narracje i znaczenia, prezentując się w rolach, które mu odpowiadały. Lubił porównywać się do smoka, którego łuska lśniła i w zależności od światła i kąta padania tegoż, przeróżne można było uzyskać barwne refleksy. Mimikra, sztuka dostosowania się do okoliczności, była niezbędną by przetrwać, a on wsiąkł tak bardzo w maski, które wybierał na dane okoliczności, że stopniowo zapominał kim był.

Miłość do Edith została podważona, tak łatwo, że z powodzeniem mógł wyjść z biblioteczki śmiertelnie obrażony. A jednak, nawet nie zadrgało jego serce, na tą jawną prowokację. Nie musiało, skoro zdanie było nieprawdziwe. Kochał Edith, która była jedną z jego najznamienitszych przyjaciółek, prawdziwych partnerek w zbrodni, gdy uknuli doskonały plan, umowę, mającą dać im spokój w świecie, który nie akceptował takich jak oni. Nie byli kochankami, ale to nie wykluczało miłości, której Anthony znał bardzo wiele odcieni. Jednak ta o której pewnie myślała panna Helsing, miłość płonąca zakochaniem i bezpamięcią, pragnieniem zapadnięcia się w drugą osobę tak bardzo, że uczucie sprawiające przyjemność było również trudne i bolesne? Ta miłość nie była mu dostępna i podejrzewał, że nigdy nie będzie mu dane jej już posmakować. Jego ukochany umarł niemal piętnaście lat temu i mężczyzna dawno już odrzucił myśl, że kiedykolwiek spotka kogoś, kto mógłby rozniecić w nim żar. Ale o tym nie zamierzał opowiadać dziewczynie. O tym nie zamierzał opowiadać nikomu.

– Nie przeszkadza mi pani prawdomówność panno Helsing. Właściciel spodziewa się, że ktoś podejmie próbę. Jeden drugi, nie przed właścicielem zamykałem drzwi, a przed naszą ewentualną konkurencją. W tej porze właśnie powinien być podawany tort, zakładam, że po nim kilka osób będzie chciało tu przyjść, dlatego zależy mi na czasie. – Kolejna i kolejna karta. Dawkowane, odsłaniane i chowane znów wprost do talii. – To nie była jedyna zagadka, poprzednie prowadziły do tego miejsca i uporałem się z nimi wcześniej, nim tańczyliśmy.– Udawał obrażonego tak teatralnie, że nie mogła odebrać jego dąsów na poważnie. Zaraz potem jednak, prowadzony jej słowem odsłonił kilka obrazów po swojej stronie i znalazł kolejne dwa symbole. Jeden z nich był na linii półki, której książkę trzymał w dłoniach. Spojrzał na jej okładkę i zmarszczył czoło, po czym skupiony już na zagadce przeszedł na drugą stronę i sięgnął po tom znajdujący się przy ściance drugiego symbolu.
– "Purpurowe skrzypce" na Wenus i "Dziewczyna w niebieskiej sukience" na Marsie. Czyżby to był nasz kolejny krok? – zwrócił się do Brenny, unosząc pytająco brwi, choć raczej nie było to pytanie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
23.09.2024, 20:16  ✶  
Nie usiłowała być celowo niegrzeczna - nie troszczyła się jednak zbytnio o to, jak wypadnie i czy nie urazi Shafiqa, co zapewne zwykle miałaby bardziej na względzie. Być może winne były tutaj przedziwne okoliczności i pierwszego, i drugiego spotkania, niekoniecznie sprzyjające pełnym konwenansów, i to przez nie pozwalała sobie na bezpośredniość. Nie zarzucała nic wprost zresztą, mówiła wszak, że tylko można by tak pomyśleć, jakby snuła dalej opowieść, mówiła o wampirzym lordzie, nie prawdziwym Anthonym... choć zaiste myślała, że ktoś, kto o małżeństwie mówi jak o umowie, nie stanął na ślubnym kobiercu z miłości.
Nic niezwykłego w ich świecie. Jej rodzina, pokolenie ojca, była ewenementem, bo wszyscy bracia i jedna siostra wybrali sobie partnerów wiedzeni szczerym uczuciem. Brenna nie obawiała się więc, mimo pewnych swatów ze strony matki, że ją czeka taka umowa - wysiłki rodziny zresztą skupiały się bardziej na dziedzicu, choć i tu nie było tak wielkiej presji, gdy w Warowni dorastał młody Frank, nadzieja i duma rodu.
- Jak to szło? Merkury, Wenus, Ziemia, Mars... - wyrecytowała Brenna, jedną z podstawowych astronomii, co jeszcze jej w głowie się ostała, ruszając sprawdzić swoje znaki, zerknąć, które książki przypisano kolejnym planetom. Ale też ledwo Shafiq odczytał tytułu, jej wzrok powędrował ku kadzidłom i gobelinowi, w poszukiwaniu purpury i niebieskiego, bo na razie oczywistym tropem wydał się kolor. - Mam nadzieję, że znalezisko jest tego warte, panie Shafiq, skoro przegapiamy dla niego tort. Podobno jest czekoladowo - malinowy - westchnęła z odrobiną żalu, wydobywając właściwe książki z półek. Brenna nigdy nie udawała, że je jak ptaszek, bo jadła jak wilk, a kondycję pomagały jej utrzymać chyba tylko dobra przemiana materii i hiperaktywność. - Na miejscu pana kolegi umieściłabym na końcu drogi jeden z rysunków żony. To dopiero byłby sposób na to, aby zakpić z poszukiwaczy, prawdziwa igraszka.
Choć ktoś tak pewny siebie jak gospodarz zapewne faktycznie ukrył tutaj ten skarb.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#17
29.09.2024, 14:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 10:21 przez Anthony Shafiq.)  
– Jowisz, Saturn, Uran i Neptun – dokończył za nią, zbierając książki, które przylegały do półek po "jego" stronie biblioteki. Było ich osiem, czyli tyle ile planet i tyleż samo co talerzyków i podstawek pod świece i kadzidła. I tak... jedna z podstawek była purpurowa, wpadająca w czerwoną bardziej niż fioletową, inna błękitna. Kolejna szara, rdzawa, niebieska i w głębokim kolorze indygo. Była też beżowa, z wyraźną białą pręgą przez środek. Z drugiej strony kolory wskazywane przez tytuły książek, co łatwo było zauważyć, stanowiły pewną kontrę do tego, jak w tradycji przypisywało się barwy poszczególnym planetom. Błękit na Marsie? Purpura na Wenus? Brenna znalazła tuż przy ściance koło znaku Jowisza książkę "Piaskowe bezdroża", na Saturnie "Głębia oceanu" a Merkury niósł ze sobą "Pośród zieleni w bezbrzeżnej Kniei".

– Jestem pewien, że będę w stanie wynagrodzić trud związany z tak wielkim poświęceniem panno Helsing. – Mruknął Shafiq uśmiechając się pod nosem i przechodząc do drugiego regału. – Natomiast jeśli chodzi o finish naszych zmagań, nie sądzę aby było to cokolwiek cennego. Najistotniejsze jest pozostawienie śladu od sobie, aby nie było wątpliwości kto... – urwał, bo z dołu dobiegł ich gromki toast i lekko podchmielone śpiewy biesiadników. – Jeśli taka jest Twoja wola, mogę dopisać Twoje nazwisko dzielna łowczyni. Jeśli nie będzie Ci to wadzić, że znajdzie się obok mojego. – Nieco dziwny dobór słów, nieco dziwne jak mimowolnie odwrócił twarz ku regałom, nieco dziwny, lekki ton, nie pasujący do mowy ciała. – Och, chyba znalazłem Ziemię.

Kilka detali mogło Ci umknąć. Określ czemu się przyglądasz i rzuć 1xPercepcję, może coś jeszcze wpadnie Ci w oko.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#18
29.09.2024, 16:58  ✶  
– Motyw przewodni kolorów. Purpura, niebieski, piaskowy, zielony – wyliczyła, machając kolejnymi książkami, zanim każdą z nich przekartkowała, ot tak, sprawdzając, czy nic nie wypadnie spomiędzy stron. – Podstawki mają różne kolory, chociaż niby to Mars jest czerwoną planetą. Co jest na Ziemi? Numer strony i wersu, odpowiadający miejscom na półkach, nie ma tam czegoś ciekawego?
Czerwień Marsa. Była to jedna z niewielu rzeczy, jakie zapamiętała i to chyba tylko dlatego, że czerwień była kolorem Gryffindora, a Mars – planetą wojowników. Wenus, tradycyjnie uważana za symbol kobiecości, była piękna i mordercza, ale chyba jednak to wobec Marsa Brenna miała cieplejsze uczucia.
– Jeśli to nie jest coś do jedzenia, to nie jestem zainteresowana – odparła lekko, nie mając zamiaru przyjmować nawet od przyjaciela Morpheusa żadnych podarków innych niż pączek z galaretką. Za słaba go znała, i w zbyt dziwnych okolicznościach tutaj działali, aby mogła być pewna, że za takim wynagrodzeniem nie kryje się coś więcej i nie będzie wiązało się z kolejną zapłatą. – Niech pan nie wybiega tak do przodu, panie Shafiq, niczego jeszcze nie znaleźliśmy – stwierdziła, a potem spojrzała na moment na niego, odwracając wzrok od podstawek, do których podeszła, by przyjrzeć się im uważnie. – Co jest złego w pańskim nazwisku? Ale nie muszę się chwalić, że tu byłam.
Wzruszyła lekko ramionami, bo zaszczyty nigdy nie były tym, na czym zależało Brennie. Kiedyś Tiara rozważała dla niej przez moment Slytherin, zapewne przez skłonności do manipulacji i knucia, których jedenastoletnia Brenna sama u siebie nie podejrzewała, ale ostatecznie zaważyły i jej pragnienie bycia w Gryffindorze, i fakt, że nie miała w sobie wiele ambicji. Nie potrzebowała pochwał ani niczyjej uwagi.

Oglądam sobie podkładki
Rzut Z 1d100 - 67
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#19
29.09.2024, 17:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 10:21 przez Anthony Shafiq.)  
Czy było to dobre, że młoda Longbottomówna pamiętała o zażyłości, która przed laty łączyła Morpheusa i Anthony'ego, to było osobną kwestią. Obaj panowie od pamiętnej rozmowy z Godrykiem Longbottomem, umówili się na pewną szaradę, która dawała spokój jednemu z nich od nacisków ze strony ojca, a drugiemu spokój od podejrzeń wobec nazbyt prędko zyskiwanego bogactwa. Ich przyjaźń stała się niedostępna dla świata - Anthony zgodnie z zakazem nie przekraczał progu Warowni, nie zapraszał Morpheusa na przyjęcia, nie rozmawiał z nim publicznie bardziej niż skinienie głową. Morpheus nie wspominał przy innych swojego wychudłego przyjaciela, który przed laty krążył z nim w okolicach dolinowego jeziora, żeby dwie pary oczu mogły pilnować rozwrzeszczaną gromadkę bawiącego się młodszego pokolenia.

– Zapamiętam – odpowiedział krótko na uwagę Brenny co do jej kulinarnych słabości, podobnie jak pamiętał smaki, które wymieniła z takim utęsknieniem w głosie. Żołądek często prowadził do serca i choć nie zależało mu akurat na sercu młodej dziewczyny, tak lubił nosić w pamięci takie drobnostki, choćby po to, by mile zaskakiwać po latach ulubionymi łakociami. Z czasem miał się przekonać, że słabość do słodyczy dotknęła również podniebienie jej brata, tamtego wieczoru jednak zaśmiałby się tylko, gdyby ktoś powiedział mu jak przewrotny w swych planach okaże się Los.

– Niestety nie ma żadnych dodatkowych cyfr i karteczek, ale sprawdzę pozostałe książki – powiedział znad tej, którą wskazywała ziemia. – Może... planety są kolejnością, a kolory z książek kluczem do ułożenia podstawków? Wtedy... krew jako druga i błękit na czwartej pozycji. – Zasugerował próbę, sięgając po kolejne książki, aby wertować je w poszukiwaniu ewentualnych notatek, które mogłyby im powiedzieć - zgodnie z pomysłem Brenny - cokolwiek więcej.

Jako widmowidz, który pracuje ze świecami, rozpoznajesz wspomnienie zapachu dymu i po dotknięciu lontu jesteś w stanie ocenić, że świece i kadzidła były niedawno zapalone.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#20
29.09.2024, 18:45  ✶  
Na tym etapie życia jedzenie wydawało się jej znacznie lepsze od jakichkolwiek bardziej zobowiązujących wyrazów wdzięczności, zwłaszcza że miało być rekompensatą za utracony tort. Dopiero za parę lat miała zacząć wpadać w paranoję, co można dodać do potrawy albo do picia i uważać, co, kiedy i od kogo bierze – w gościach zwykła prosić co najwyżej o wodę, ale… jeszcze nie teraz.
– W takim razie… Merkury i zieleń jako pierwsza? – spytała z pewnym wahaniem, odruchowo zerkając w stronę regału, na który przed chwilą odstawiono książkę przyporządkowaną tradycyjnie tej planecie. – Chyba że chodziłoby o kolory planet, wtedy na przykład Jowisz byłby podkładką z tym białym paskiem… ale to nie miałoby sensu, żeby szukać książek, bo dałoby się to odgadnąć patrząc tylko na ten model i na podstawki. Symbole nie byłyby potrzebne.
Cóż, na pewno uruchomienie tego w niewłaściwej kolejności nie wywołała mechanizmu autozagłady. Właściciel nie zaryzykowałby przecież, że utraci swoją cenną bibliotekę.
– Spróbujmy pańskiego sposobu, panie Shafiq. Te kadzidła niedawno odpalano – dorzuciła, dotykając lekko knota. Sama posługiwała się świecami tego typu na tyle często, że łatwo szło to rozpoznać. Czy robił to właściciel, czy ktoś tutaj był? – Merkury i zieleń, Wenus i purpura druga, co było na Ziemi? – zapytała, zerkając na niego, bo to on szukał przed chwilą ziemi. Wyciągnęła różdżkę i po kolei zaczęła odpalać kadzidła. Dlaczego nie? W końcu to Shafiqowi zależało na dotarciu do rysopisu: ona niewiele miała do stracenia, jeśli popełnią błąd.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4274), Anthony Shafiq (4377)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa