16.09.2024, 12:38 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 10:21 przez Anthony Shafiq.)
– Gobelin najprawdopodobniej podchodzi z końcówki XIX wieku, jak jeszcze Pluton nie był w ogóle odkryty – podsunął usłużnie, pozostając w pozie salonowego lwa, mimo, że wcale nie w tej wieży spędził siedem lat żmudnej hogwardzkiej edukacji.
I trzymał różdżkę, bawił się nią okazjonalnie wyczarowując dodatkowe źródła światła - lewitujące białe kule, które miałyby pomóc Brennie w eksploracji pokoju, nie odsuwał się jednak od swojego posterunku przy drzwiach. I w końcu, kiedy odwróciła się na moment, kątem czujnego ok dostrzegła jego ruch inny niż "bazowy", a w celowo sformuowanym kaszlnięciu rozbrzmiało ledwie słyszalne kliknięcie. Była czujna, jej zmysły podsycane nieufnością wychwyciły fakt, że dłoń bez różdżki była za jego plecami, na złączeniu obu skrzydeł drzwi prowadzących do biblioteki, a potem... potem jak gdyby nigdy nic odszedł od tych drzwi, przyglądać się obrazkom po drugiej stronie.
Obrazki, obrazki, oficjalna zagadka najprawdopodobniej drwiła z niej tuż przed nosem.
– Jego świeżopoślubiona małżonka nie cechuje się zbyt wyrafinowanym gustem, ale niewątpliwie ma inne zalety. Jak chociażby uczynienie jej bezguścia doskonałą anegdotką na czas męskich spotkań. – Kolejny detal, informacja, którą mógł się podzielić skoro teraz byli partnerami.
Tymczasem przyjrzenie się obrazom zaowocowało tym, że Longbottomówna dostrzegła nieco powyżej linii oczu jakieś żłobienie pod jednym z nich - na drewnianej powierzchni regału. Obraz już wcześniej był dziwnie lekko przekrzywiony - gdyby był w pozycji prostej, znalezienie żłobienia nie byłoby tak proste, choć gdy wisiał nie dało się ocenić na ile rysa jest celowa. Inspekcja ramy rychło przyniosła odpowiedź - oczom Brenny ukazał się znak stworzony najpewniej transmutacją w wiekowym meblu, a przedstawiający czwórkę z wygiętą górną skośną belką. Nawet jeśli nie była zbyt uważna na zajęciach z wróżbiarstwa czy astronomii, na gobelinie pysznił się symbol Jowisza w sposób nader dobitny. Ten sam, który zdobił drewno. Co ciekawe, symbol ten był bardziej po lewej stronie, niż w centrum, jednoznacznie w liniach wyznaczanych dwiema półkami.
I trzymał różdżkę, bawił się nią okazjonalnie wyczarowując dodatkowe źródła światła - lewitujące białe kule, które miałyby pomóc Brennie w eksploracji pokoju, nie odsuwał się jednak od swojego posterunku przy drzwiach. I w końcu, kiedy odwróciła się na moment, kątem czujnego ok dostrzegła jego ruch inny niż "bazowy", a w celowo sformuowanym kaszlnięciu rozbrzmiało ledwie słyszalne kliknięcie. Była czujna, jej zmysły podsycane nieufnością wychwyciły fakt, że dłoń bez różdżki była za jego plecami, na złączeniu obu skrzydeł drzwi prowadzących do biblioteki, a potem... potem jak gdyby nigdy nic odszedł od tych drzwi, przyglądać się obrazkom po drugiej stronie.
Obrazki, obrazki, oficjalna zagadka najprawdopodobniej drwiła z niej tuż przed nosem.
– Jego świeżopoślubiona małżonka nie cechuje się zbyt wyrafinowanym gustem, ale niewątpliwie ma inne zalety. Jak chociażby uczynienie jej bezguścia doskonałą anegdotką na czas męskich spotkań. – Kolejny detal, informacja, którą mógł się podzielić skoro teraz byli partnerami.
Tymczasem przyjrzenie się obrazom zaowocowało tym, że Longbottomówna dostrzegła nieco powyżej linii oczu jakieś żłobienie pod jednym z nich - na drewnianej powierzchni regału. Obraz już wcześniej był dziwnie lekko przekrzywiony - gdyby był w pozycji prostej, znalezienie żłobienia nie byłoby tak proste, choć gdy wisiał nie dało się ocenić na ile rysa jest celowa. Inspekcja ramy rychło przyniosła odpowiedź - oczom Brenny ukazał się znak stworzony najpewniej transmutacją w wiekowym meblu, a przedstawiający czwórkę z wygiętą górną skośną belką. Nawet jeśli nie była zbyt uważna na zajęciach z wróżbiarstwa czy astronomii, na gobelinie pysznił się symbol Jowisza w sposób nader dobitny. Ten sam, który zdobił drewno. Co ciekawe, symbol ten był bardziej po lewej stronie, niż w centrum, jednoznacznie w liniach wyznaczanych dwiema półkami.