17.10.2024, 19:52 ✶
– Torcik byłabym jej gotowa oddać, jeśli nie zjadłaby nas – roześmiała się Brenna. Miała raczej na myśli, że pewnie jakby ten smok latał bliżej, to nawet przywiązanie do Mony nie skłoniłoby ją do dokonania dostawy do drzwi… bo pewnie byłaby zajęta uciekaniem przed smokiem. Ale jeżeli Fiona zostawiłaby ją w spokoju za odrobinę czekolady, to nawet mogła się ze smokiem podzielić jedzeniem.
– Pamiętam. Jeźdźcy smoków, Anne… hm, dobra, nazwiska jednak nie pamiętam, Mc coś tam, mam tę powieść na półce, mogę sprawdzić. Lubię mugolskie książki, ale ta była trochę trudna, bo jest o tym, jak ludzie polecieli w przyszłości na inne planety, i jedną z nich zasiedlały inteligentne smoki. Dlatego na razie nie patrzyłam na kontynuację. Ale! Jest też jeszcze jedna książka, w której jest smok Smaug, i to taki gadający, siedzący na skarbach… ale nie wiem, czy ci się spodoba, bo tam jest czarnym charakterem – paplała Brenna po swojemu, wymaszerowując z domu jako pierwsza.
Poczekała za progiem na Monę oraz Zębatka, zanim ruszyły pośród roślin w stronę klifów. Rozglądała się – zarówno z prostej ciekawości, jak i trochę dlatego, że nie zapominała, że przebywają blisko rezerwatu smoków, a jakaś część człowieka jednak zwykle miała się (albo przynajmniej powinna się mieć) na baczność w obliczu zagrożenia spotkaniem z wielką, zębatą, zionącą ogniem bestią. Brenna nie wątpiła, że Mona doskonale wie, jak poruszać się tutaj bezpiecznie, ale to był odruch, który ciężko było zwalczyć.
– W sumie to nie jestem pewna, czy to dzieło natury, ludzi, czy może jakaś magia selkie… zdaje się, że niektóre tam lubią w okolicy pływać. Ale no, można w niej zobaczyć czasem ciekawe rzeczy. Jak tam raz zerknęłam, widziałam sady w Dolinie Godryka – opowiedziała, ale umilkła, gdy usłyszała morze. Huk i szum były słyszalne na długo, zanim zbliżyły się do samych klifów – tak samo jak zmienił się i wiatr, stał się bardziej wilgotny, i niósł ze sobą charakterystyczny zapach. Brenna uśmiechnęła się mimowolnie. Nie była wilkiem morskim, ale to nie oznaczało, że nie lubiła morza. Kto o zdrowych zmysłach by go nie lubił?
– Zębatek jest dużo bardziej uroczy niż pani Turpin – zapewniła z uśmiechem, zerkając na smoczoognika, siedzącego na ramieniu Rowle. – Ale lubię moją pracę. Nawet jeżeli oznacza częste spotykanie się z taką panią Turpin.
Albo znajdywanie ciał, przerywanie bójek w barach, uzupełnianie tony papierów, śledzenie ludzi po Nokturnie. Brenna jednak po prostu nie wyobrażała sobie, że mogłaby robić coś innego: tak jak nie mogła wyobrazić sobie, aby Mona działała w zawodzie niezwiązanym z magicznymi stworzeniami.
– Pięknie tutaj – powiedziała, gdy ułożyła koc na trawie i skierowała się na skraj klifów, aby spojrzeć na fale, uderzające o skały.
– Pamiętam. Jeźdźcy smoków, Anne… hm, dobra, nazwiska jednak nie pamiętam, Mc coś tam, mam tę powieść na półce, mogę sprawdzić. Lubię mugolskie książki, ale ta była trochę trudna, bo jest o tym, jak ludzie polecieli w przyszłości na inne planety, i jedną z nich zasiedlały inteligentne smoki. Dlatego na razie nie patrzyłam na kontynuację. Ale! Jest też jeszcze jedna książka, w której jest smok Smaug, i to taki gadający, siedzący na skarbach… ale nie wiem, czy ci się spodoba, bo tam jest czarnym charakterem – paplała Brenna po swojemu, wymaszerowując z domu jako pierwsza.
Poczekała za progiem na Monę oraz Zębatka, zanim ruszyły pośród roślin w stronę klifów. Rozglądała się – zarówno z prostej ciekawości, jak i trochę dlatego, że nie zapominała, że przebywają blisko rezerwatu smoków, a jakaś część człowieka jednak zwykle miała się (albo przynajmniej powinna się mieć) na baczność w obliczu zagrożenia spotkaniem z wielką, zębatą, zionącą ogniem bestią. Brenna nie wątpiła, że Mona doskonale wie, jak poruszać się tutaj bezpiecznie, ale to był odruch, który ciężko było zwalczyć.
– W sumie to nie jestem pewna, czy to dzieło natury, ludzi, czy może jakaś magia selkie… zdaje się, że niektóre tam lubią w okolicy pływać. Ale no, można w niej zobaczyć czasem ciekawe rzeczy. Jak tam raz zerknęłam, widziałam sady w Dolinie Godryka – opowiedziała, ale umilkła, gdy usłyszała morze. Huk i szum były słyszalne na długo, zanim zbliżyły się do samych klifów – tak samo jak zmienił się i wiatr, stał się bardziej wilgotny, i niósł ze sobą charakterystyczny zapach. Brenna uśmiechnęła się mimowolnie. Nie była wilkiem morskim, ale to nie oznaczało, że nie lubiła morza. Kto o zdrowych zmysłach by go nie lubił?
– Zębatek jest dużo bardziej uroczy niż pani Turpin – zapewniła z uśmiechem, zerkając na smoczoognika, siedzącego na ramieniu Rowle. – Ale lubię moją pracę. Nawet jeżeli oznacza częste spotykanie się z taką panią Turpin.
Albo znajdywanie ciał, przerywanie bójek w barach, uzupełnianie tony papierów, śledzenie ludzi po Nokturnie. Brenna jednak po prostu nie wyobrażała sobie, że mogłaby robić coś innego: tak jak nie mogła wyobrazić sobie, aby Mona działała w zawodzie niezwiązanym z magicznymi stworzeniami.
– Pięknie tutaj – powiedziała, gdy ułożyła koc na trawie i skierowała się na skraj klifów, aby spojrzeć na fale, uderzające o skały.