Ulżyło jej. Nie wiedzieć, czemu tym razem faktycznie potrzebowała usłyszeć to głośno, żeby zyskać pewność, iż dotrzyma słowa. Odetchnęła z ulgą, kiedy się odezwał. Teraz wiedziała, że nabrało do głębszego znaczenia. Na pewno jej nie zawiedzie, na pewno nie pozwoli na to, aby została sama na tym świecie.
Jasne, niby miała swoich rodziców, braci, przyjaciół, całą resztę mniej lub bardziej istotnych osób wokół siebie, ale liczył się tylko on. To Ambroise był jej rodziną, może nie oficjalnie, ale to jego wybrała na towarzysza swojego życia, to u jego boku zamierzała się zestarzeć i żaden Voldemort, czy inny oszołom nie miał jej w tym przeszkodzić.
Zdarzały im się kłótnie, które kończyły się trzaskaniem drzwiami i wychodzeniem na krócej lub dłużej by ukoić swoje nerwy. To było nawet zdrowsze od niekończącej się serii wyrzutów z jednej, czy z drugiej strony. Bywali dla siebie czasem niezbyt przyjemni, ale tacy już byli. Mogli sobie na to pozwolić, bo mieli pewność, że coby się nie działo, to zawsze będą na siebie czekać. Jaki okropne słowa by między nimi nie padły, to zawsze była możliwość powrotu, pogodzenia się. Yaxleyówna potrafiła się denerwować, czasem bardzo mocno, wybuchała zupełnie znienacka, ale jej wybranek robił to samo. Mieli podobne charaktery, nad którymi trudno było zapanować. Nigdy jednak nie żywili do siebie urazy zbyt długo, zawsze udawało im się jakoś przetrawić temat, później go wyjaśnić i wrócić na dobre tory.
Tak właściwie to miała wrażenie, że ostatnio wszystko się ustabilizowało, było dobrze, tak jak nigdy wcześniej. Lata doświadczenia we wspólnym życiu robiły swoje. Spokornieli, na pewno ona. To nie tak, że całkowicie zatraciła swój pazur, bo to raczej nie wchodziło w grę, ale umiała szukać kompromisów, nauczyła się rozmawiać i podejmować decyzje, które były najlepsze dla tego, co próbowali stworzyć.
Nadal nie do końca przeszkadzało jej to, że ich relacja nie została oficjalnie sformalizowana, chociaż zdarzyło się jej usłyszeć pewne plotki, które mówiły o tym, że Greengrass pewnie nie chce jej w swoim życiu, bo tak długo zwleka z tą najpoważniejszą ze wszystkich decyzji, która mogła spowodować, że połączyli by swoje rodziny oficjalnie. Miała gdzieś te podszepty zupełnie obcych ludzi, bo gówno wiedzieli o tym, jak wygląda ich życie. Na pewno kiedyś miał nadejść moment, w którym zdecydują sie podjąć tę poważną decyzję, nie mogli unikać tematu do śmierci. W sumie coraz częściej łapała się na tym, że naprawdę była gotowa to zrobić, mogłaby nawet zmienić swoje zdanie na temat dzieci, o których kiedyś nigdy nie myślała, ba była zagorzałą przeciwniczką posiadania potomstwa, a jednak nawet to się przy nim zmieniło. Oczywiście nie miały to być jakieś zawrotne ilości dzieci, bo bez przesady, ale mogła się zastanwoić nad jednym, czy dwoma. Może ich styl życia nie był szczególnie bezpieczny, a jednak wiedziała, że byliby w stanie obronić swoje ewentualne młode przed całym złem tego świata, no i w sumie pewnie przyjemnie byłoby patrzeć na kogoś, kto byłby połączeniem ich dwójki. Tak, przede wszystkim o to chodziło.
Cóż, teraz kiedy świat wywrócił się do góry nogami nie było sensu myśleć o takiej dalekiej przyszłości, musieli skupić się na tym, co trwało tu i teraz. Znaleźć jakieś wyjście, rozwiązania, określić się. Nie zmieniało to właściwie niczego między nimi, chociaż wprowadzało nieco chaosu. Musieli razem się w tym odnaleźć, wierzyła, że im się to uda. Byli przecież całkiem nieźli w radzeniu sobie z podbramkowymi sytuacjami, nie sądziła, że istniają w tym lepsi specjaliści od nich, nie należała do szczególnie skromnych osób. Ambroise przez te lata, któe spędziła u jego boku dosyć mocno podleczył jej pewność siebie. W zasadzie to zaczęła zadzierać nosa pewna swojej wartości niemalże tak, jak on. Może jeszcze kiedyś uczeń przerośnie mistrza (nie, w tym wypadku to chyba nie było możliwe).
Pokiwała twierdząco głową, bo miała świadomość, że nie był to dobry czas, aby się wystawiać. Lepiej było pozostawać w cieniu, chociaż nie zamierzała całkowicie zniknąć. Wolała mieć pewność, że nie umkną jej żadne informacje, że będzie na bieżąco z tym, co działo się na świecie. To było dla niej dość ważne, po prostu chciała wiedzieć.
- też cię kocham Roise. - Tak, musiała mu to powiedzieć, zakładała, że teraz będzie bardzo często mu o tym przypominać, żeby przypadkiem o tym nie zapomniał. To nie tak, że unikała wyznawania uczuć, aczkolwiek robiła to raczej rzadko, musiało się to zmienić, teraz, kiedy nie było pewności, że chociażby na ulicy nie dojdzie do jakiejś niepotrzebnej wymiany zaklęć, w której nie ucierpi ktoś przypadkowo. Nigdy nie zna się dnia, ani godziny. - Nie dam się w nic wciągnać. - Wolała mu to wyjaśnić. Wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Nie zamierzała wybierać żadnej ze stron, ceniła sobie ich wygodną neutralność i miała nadzieję, że nie będzie ona nikomu przeszkadzała. Cóż, jeśli tak by się wydarzyło to na pewno nie zamierzałaby unikać odpowiedzi o tym, gdzie jest jej miejsce, a było w neutralnym świecie u boku jej neutralnego chłopaka. Nic więcej się nie liczyło.
- Wiem, że musisz pozałatwiać wszystkie sprawy, nie można ich ot tak porzucić,mam tego świadomość, ale jakby zaczęło się robić niewygodnie to odpuść, chociaż ten jeden raz. - Wiedziała, że to wcale nie jest takie proste, ale bywały momenty jak ten, prawdziwej desperacji, w której warto było nieco zmienić sposób postępowania. Miała świadomość, że Ambroise mocno dbał o swoje interesy, ale to był ten moment, w którym mógł odpuścić, oczywiście, jeśli jego próby się nie powiodą.
- a ja będę rozpytywać wśród tych, których jestem pewna, tylko i wyłącznie, obiecuję. - Chciała, aby miał pewność, że dotarły do niej jego słowa i zamierzała faktycznie trzymać się tej wersji. Nie było sensu sięgać w tej chwili po wątpliwe znajomości.
- Faktycznie lepiej by było teraz zaopatrzyć się we wszystko. - Ciekawe, czy o tym samym nie pomyślała większość czarodziejów, mimo wszystko mieli naprawdę całkiem sporą nitkę kontaktów, więc nie powinni mieć problemu z tym, aby wszystko, co potrzebne dostać od ręki.
- Tak, powinnismy myśleć w ten sposób od początku. - Cóż, Yaxleyówna nieco się wystraszyła tego, co zaczęło się dziać, ale dosyć szybko przeszła raczej do próby odnalezienia się w nieznanym. Nie miała w zwyczaju się poddawać, raczej zawsze próbowała znajdować odpowiednie rozwiązania, zresztą Ambroise robił to samo. Razem mogli to przetrwać, czuła nawet, że w całkiem neutralny sposób. Może w końcu pojawiła się nadzieja na to, że wcale nie będzie im tak źle?