24.03.2025, 11:17 ✶
Godziny rozmów, setki uśmiehów, tysiące słów wylewanych do siebie...
To wszystko nie starczyło, by w moście, który budowali latami zrobiła się wyrwa i wzajemna nieufnośc natury zdecydowanie odmiennej, wobec semantyki zwyczajowo przyjętej wśród ludzi. To nie było tak, że Anthony nie ufał Lorraine, że spodziewałby się od niej ciosu w plecy, zabójczego jadu, gwałtu na własnym umyśle. On nie ufał sobie, podważając każdą najmniejszą ocenę czy sąd, który miał na temat wartości i planów kobiety nad którą przed laty roztoczył opiekuńcze skrzydło. Od czasu rozmowy, od czasu tej rozmowy, która stanowiła graniczną linię nie tylko jego wyobrażeń na temat tego czego Lorraine chce, ale też w pewnym sensie kim Lorraine jest.
W całej kłótni, którą pokrywała już patyna, a jednak, wciąż świeże jej słowa, wciąż świeże odrącenie ręki ofiarującej najznamienitsze w jego pojmowaniu dary, które jej zdawały się być tylko złotym łańcuchem, próbą wymuszenia na niej rzeczy, okazaniem braku szacunku, w momencie gdy intencja była absolutnie odwrotna... Czy zatem realnie wiedział, mimo godzin rozmów, setki uśmiechów, tysięcy słów... Czy wiedział jak w ogóle z nią rozmawiać? Czy wiedział, jak mówić, aby być zrozumianym? Nie na salonach, nie pośród ludzi, gdy wszystko zdawało się być jak dawniej, urocze, pełne galanterii i czystej przyjemności przebywania w swoim towarzystwie.
Nie.
Teraz dochodzili rdzenia własnych wartości, delikatnego miękkiego ciała otoczonego zwykle twardą, ostrą przy brzegach muszlą.
Jej spokój, jej uśmiech był kojącym zapewnieniem, że są tu miejsca na słowa szczerości, że miekkość jego idealistycznych zapędów nie zostanie zdeptana, podobnie jak on nie chciał deptać rzeczy drogich jej sercu, mimo że z listów Lorraine pobrzmiewały nachmurzone słowa ochraniania tegoż basitonu, gdy wcale nie stał pod jego murami we wrogich zamiarach.
- Lorraine. Nie wiem - odparł więc szczerze, z prostotą, w której uczył się dopiero poruszać. - Boję się, że cokolwiek powiem, uznasz za próbę wymuszenia na Tobie określonej postawy, czy przysług, o które mógłbym Cię prosić w toku tej nierównej walki. Dlatego zaprosiłem Cię dzisiaj, dlatego chciałem z Tobą o tym porozmawiać, pozostawiając przestrzeń i swobodę, do Twojej własnej w tym wszystkim decyzji, do tego jak byś chciała wziąć w tym przedsięwzięciu udział, jeśli w ogóle masz na to ochotę. - Nie wykluczał takiej możliwości, a ze wszystkich darów, które mógły jej jakkolwiek ofiarować, wolność zdawała się tym, którego chciała przecież najbardziej. Jak można było to pogodzić z zależnością w relacjach? Z poczuciem obowiązku i przywiązania, z tęsknotą za kimś? Anthony sam nie wiedział, mimo wszystkich tych lat które nosił już na karku, sam uczył się dopiero wychodzić z okowów cynizmu, którym bronił się latami przed przyznaniem tego, jak drogie mu są niektóre ideały, jak ludzie, którzy go otaczali wcale nie są rzeźbami w ogrodzie, a duszami na których szczęściu i powodzeniu realnie mu zależy. I o których utratę tak bardzo się boi.
To wszystko nie starczyło, by w moście, który budowali latami zrobiła się wyrwa i wzajemna nieufnośc natury zdecydowanie odmiennej, wobec semantyki zwyczajowo przyjętej wśród ludzi. To nie było tak, że Anthony nie ufał Lorraine, że spodziewałby się od niej ciosu w plecy, zabójczego jadu, gwałtu na własnym umyśle. On nie ufał sobie, podważając każdą najmniejszą ocenę czy sąd, który miał na temat wartości i planów kobiety nad którą przed laty roztoczył opiekuńcze skrzydło. Od czasu rozmowy, od czasu tej rozmowy, która stanowiła graniczną linię nie tylko jego wyobrażeń na temat tego czego Lorraine chce, ale też w pewnym sensie kim Lorraine jest.
W całej kłótni, którą pokrywała już patyna, a jednak, wciąż świeże jej słowa, wciąż świeże odrącenie ręki ofiarującej najznamienitsze w jego pojmowaniu dary, które jej zdawały się być tylko złotym łańcuchem, próbą wymuszenia na niej rzeczy, okazaniem braku szacunku, w momencie gdy intencja była absolutnie odwrotna... Czy zatem realnie wiedział, mimo godzin rozmów, setki uśmiechów, tysięcy słów... Czy wiedział jak w ogóle z nią rozmawiać? Czy wiedział, jak mówić, aby być zrozumianym? Nie na salonach, nie pośród ludzi, gdy wszystko zdawało się być jak dawniej, urocze, pełne galanterii i czystej przyjemności przebywania w swoim towarzystwie.
Nie.
Teraz dochodzili rdzenia własnych wartości, delikatnego miękkiego ciała otoczonego zwykle twardą, ostrą przy brzegach muszlą.
Jej spokój, jej uśmiech był kojącym zapewnieniem, że są tu miejsca na słowa szczerości, że miekkość jego idealistycznych zapędów nie zostanie zdeptana, podobnie jak on nie chciał deptać rzeczy drogich jej sercu, mimo że z listów Lorraine pobrzmiewały nachmurzone słowa ochraniania tegoż basitonu, gdy wcale nie stał pod jego murami we wrogich zamiarach.
- Lorraine. Nie wiem - odparł więc szczerze, z prostotą, w której uczył się dopiero poruszać. - Boję się, że cokolwiek powiem, uznasz za próbę wymuszenia na Tobie określonej postawy, czy przysług, o które mógłbym Cię prosić w toku tej nierównej walki. Dlatego zaprosiłem Cię dzisiaj, dlatego chciałem z Tobą o tym porozmawiać, pozostawiając przestrzeń i swobodę, do Twojej własnej w tym wszystkim decyzji, do tego jak byś chciała wziąć w tym przedsięwzięciu udział, jeśli w ogóle masz na to ochotę. - Nie wykluczał takiej możliwości, a ze wszystkich darów, które mógły jej jakkolwiek ofiarować, wolność zdawała się tym, którego chciała przecież najbardziej. Jak można było to pogodzić z zależnością w relacjach? Z poczuciem obowiązku i przywiązania, z tęsknotą za kimś? Anthony sam nie wiedział, mimo wszystkich tych lat które nosił już na karku, sam uczył się dopiero wychodzić z okowów cynizmu, którym bronił się latami przed przyznaniem tego, jak drogie mu są niektóre ideały, jak ludzie, którzy go otaczali wcale nie są rzeźbami w ogrodzie, a duszami na których szczęściu i powodzeniu realnie mu zależy. I o których utratę tak bardzo się boi.