• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[12.1971] Ashling, Menodora i Sarah | Pierwsze ataki Śmierciożerców

[12.1971] Ashling, Menodora i Sarah | Pierwsze ataki Śmierciożerców
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#11
09.04.2023, 01:33  ✶  
Dora już od najmłodszych lat zdawała zdawać sobie sprawę z tego, że więzy krwi nie służyły do ochrony. Były narzędziem. Wiązały ludzi w przedziwny sposób i o wiele częściej, zamiast zapewniać o bezpieczeństwie, świadczyły o czymś zupełnie przeciwnym. To przez więzy krwi właśnie ona sama cierpiała. Bo rodzina jej matki nie mogła przeżyć skażonej, mugolskiej krwi w swoim drzewie genealogicznym. Nawet jeśli na tym powierzchownym poziomie Dora nie rozumiała, dlaczego brat Sary mógłby, to gdzieś w jej wnętrzu kryło się zrozumienie.
Widziała, że cierpi i wciąż bała się, że Sara, mimo że zachowywała się dzielnie, prześlizgnie jej się przez palce. Mogła próbować wstać i szukać różdżki, ale Dora wciąż wpatrywała się w nią z największą uwagą, śledząc każdy jej krok. Aż w końcu coś w jej głowie zapączkowało i rozkwitło w cały, wyraźny już obraz.
- Przepraszam, mogłam ci ją podać - rzuciła jeszcze, ale z pewnym roztargnieniem, spoglądając tym samym na swoją własną, którą wciąż miała pod ręką. Zacisnęła palce nieco mocniej na rękojeści swojej różdżki i odetchnęła głęboko, nieco drżąco i w końcu spojrzała ponownie na Macmillan. - Chciałabym czegoś spróbować... - powiedziała cicho, jakby nieco wstydziła się swoich słów, albo raczej - jakby się ich bała. Wciąż trzymała ją jedną dłonią, jednak druga uniosła się razem z różdżką, a dora przymknęła oczy, koncentrując się na tym, czego właściwie chciała. Może był to zabieg na wyrost, bez którego Sarah by sobie poradziła, ale rzucając zaklęcie, czuła się spokojniejsza. To czego chciała, było proste. By Sarah poczuła się lepiej i miała nadzieję, że podzielenie się z nią energią witalną to właśnie uczyni. Że zaklęcie wzmocni ją, umocni jej obecność w świecie żywych i że dziewczyna przestanie wyglądać, jakby jedną nogą wciąż stała w świecie umarłych, nie mogąc zdecydować się w pełni, w którą stronę powinna skoczyć.
Kiedy skończyła, odetchnęła. Nie uciekała się zwykle do tego rodzaju magii, bo nacodzień miała też pod ręką zbiór eliksirów, który zajmował się za nią wzmacnianiem pacjentów. Teraz jednak miała nic - tylko obawy i strach, które pchnęły ją do tego. Słyszała też co mówiła Sarah i mimowolnie rozejrzała się dookoła, ale zarówno wcześniej, kiedy wchodziła do sklepu, jak i teraz, nie zauważyła nikogo innego kto potrzebowałby pomocy. Sprzedawcy mogło tutaj wcale nie być. Może uciekł, może był częścią tego całego wydarzenia i nic mmu nie było. Ale Dora też zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej wcale tak nie było i zwyczajnie nie miał tyle szczęścia. Przybrała więc najbardziej spokojną minę, na jaką mogła się zdobyć.
- Napewno nic mu nie jest - skłamała. Jak ona nie lubiła kłamać, ale ostatnie czego potrzebowała to rozpłakana, cierpiąca Sarah. Chciała oszczędzić jej bólu, ale nie tylko z altruistycznych powodów, ale też z tych o wiele bardziej egoistycznych. Bo widok jej cierpienia bolał także ją. - Ashling, ta aurorka, na pewno mu pomoże. Złapie tego bandytę, a Dolly wróci do swojego sklepu cały i zdrowy. - zapewniła ją, opiekuńczym gestem chwytając jeden z luźniejszych kosmyków jasnych włosów Sary i odgarniając go za ucho.
Usłyszała za sobą kroki. Liczne i zdecydowane w swojej formie, a kiedy spojrzała przez ramie, zobaczyła sylwetki odziane w mundury i z plakietkami ministersta.
- Jestem stażystką Mungu - powiedziała niemal automatycznie, ale stażystką już przecież nie była. Miała urlop. Przerwę na czas nieokreślony. Zawahała się na moment. - Mam tutaj jedną ranną, należy ją natychmiast przetransportować do szpitala - poinformowała rzeczowo i odwrociła się ponownie do Sary, podczas gdy jeden z funkcjonariuszy zaczął wydawać polecenia reszcie. Zabezpieczyć teren. Pogonić ratowników. Spisać zeznania świadków.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#12
01.05.2023, 00:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.05.2023, 00:36 przez Sarah Macmillan.)  
Macmillan pokręciła głową, chociaż ograniczały ją tutaj oczywiste rzeczy, takie jak ból rozchodzący się przy niektórych ruchach. Nie chciała jednak, żeby Menodora miała sobie cokolwiek za złe. W oczach Sary była bohaterką, największą bohaterką, większą nawet niż ta Aurorka ryzykująca gdzieś tam życiem, bo... dzięki niej mogła teraz oddychać. I chociaż to wszystko wciąż mogło skończyć się koszmarnie źle, to przyniosła jej nadzieję i przynajmniej chwilowe bezpieczeństwo.

- Za cóż ty mnie pszeplaszasz Dolciu, pszeciesz ja ci będę za to wszystko dziękować do końca życia – a może i dłużej, bo przecież nie tutaj kończyła się ich egzystencja, czego jej dorobek zawodowym był namacalnym dowodem. Nawet jeżeli dla umysłu nie było dalszej drogi, to zapis tych wspomnień potrafił trwać w tym świecie jeszcze wiele pokoleń.

Była jej bohaterką.

Chciała trzymać tę drobną dłoń Menodory tak długo, jak tylko pozwolą jej na to okoliczności. Chciała wpleść swoje palce w jej, zacisnąć je na sobie mocniej i powiedzieć w ten sposób: „dziękuję”, ale swoim językiem – językiem dotyku, którego się nie bała i który nie zawodził jej tak bardzo jak żałosne próby dobierania słów, skoro i tak nie potrafiła ich poprawnie wymówić. Menodora, Sarah – nawet ich imiona były czymś, co w jej ustach brzmiało jak łkanie małego dziecka. Tylko czy ona potrafiła to odczytać? Tak niewiele osób potrafiło ją zrozumieć, zauważyć emocje tlące się w srebrnych oczach. Ale teraz i tak dało się spostrzec w nich głównie dziecięcą ciekawość. Czego mogłaby chcieć spróbować w takim momencie?

- Co t-to? – Wyszeptała, czując coś, co nazwałaby niespodziewanym orzeźwieniem. To było tak, jakby nagle przybyło jej energii, jakby ściskająca ją senność ustąpiła szybciej niż po filiżance mocnej kawy. I chociaż powinno ją to podbudować, dodać nawet więcej nadziei, Macmillan to przeraziło. – Czy ty mi–? – Urwała, w gruncie rzeczy nie wiedziała, jak dokończyć to zdanie. Nie odnazlała w głowie ani prostych, ani trudnych epitetów, nie odszukała odpowiedniego wyrażenia w żadnym znanym archaizmie, a znała ich bardzo wiele, nie potrafiła też stworzyć nowego słowa, mogącego oddać narastające przerażenie. – Powiedz mi, że nie – stęknęła, podnosząc głowę – że nie jesteś jedną z tych osób, któle... – Nie, nie mogła być kimś, kto się parał czymś niegodziwym, nie ktoś o tak szczerych oczach, nie ktoś taki jak Menodora, chociaż dlaczego właściwie dawała sobie prawdo do znania jej tak dobrze? – Ja... to po plostu tak ciemna ścieżka. Czy powinnam panikować? – Chyba nie. Może to po prostu były majaki, które przychodzą przed utratą przytomności.

Macmillan spróbowała się uspokoić. Wzięła głęboki wdech, o wiele głębszy od tych, które brała wcześniej. Nie wykrzywiła się z bólu, po prostu wyglądała dosyć niespokojnie.

- Widziałam wiele osób, któle zatlaciły się w tej magii tak głęboko, że pszestałam je poznawać... Ten ciągnący się za nimi zapach popiołu, co glyzie mnie nawet we wspomnieniach – to byłoby tak pszykre pszesiąknąć nim tehaz, skoho nolmalnie pachniesz jak dom. – Głośno przełknęła ślinę, zacisnęła oczy, ale tylko na moment. Po tym momencie otworzyła je by posłać Crawley spojrzenie stanowcze, nie pasujące aparycji eterycznej kapłanki, kojarzonej z uśmiechem i delikatnością. – Spędziłam w kowenie ponad dwadzieścia lat i skolo mnie do jakichś wniosków zaplowadził dotyk boskości, jakiego zaznazłam, skolo nie zginęłam tu na miejscu, to może stało się to dla ciebie, żebym ci mogła tu i telaz powiedzieć, że to nie jest ścieszka walta oblania.

Odwróciła głowę, czując nagłe speszenie.

- N-nie mówiłam tak o nim, on ma na imię Fabian.

To chyba nie był najlepszy pomysł na pseudonim?

- Tęskniłam za tobą, ale – to było tak niekomfortowe, być tu teraz, oddychać tym samym powietrzem, nie wiedzieć jak się wygląda, ale mogąc założyć w tej kwestii najgorsze, nie wiedząc, co przyniesie bliska przyszłość, plotąc komuś kazania godne jej ojca w chwili, kiedy ten ktoś zdecydowanie ich nie potrzebował – wolałabym spotkać się w innych okolicznościach.

Na przykład w takich, w których jej słowa były przynajmniej odrobinę warte wysłuchania.

Nie pamiętała z tych scen wiele więcej – ciężkie buty pracowników Ministerstwa, które mogła obejrzeć z bardzo bliska, bo jeszcze długo leżała na podłodze, głosy nieznanych jej osób i silną potrzebę, żeby powiedzieć Menodorze, że się za nią pomodli, ale nigdy jej tego nie powiedziała. Zachowała to dla siebie – fakt, że pierwsze wiosenne słońce tego roku, świetlista łuna, która przebiła się przez chmury i uderzyła swoim ciepłem w Dolinę Godryka, były efektem tańca ku czci tego, że dzięki niej uchowała coś tak kruchego jak ludzkie życie.


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#13
01.05.2023, 02:15  ✶  
Słysząc, jak Sarze początkowo ciężko wyło sprecyzować myśli, zmieszała się nieco. Potem jednak wstyd wypłynął na jej policzki rumieńcem, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że tym jednym drobnym aktem mogła zaprzepaścić tak wiele. Chciała dobrze, ale teraz palce zaciskały się na różdżce nieco mocniej, wycinając ją nieco przy tym. Sama nie wiedziała co sobie myślała i początkowo tonęła wręcz w tym zagubieniu, w jaką wprawiła ją reakcja Macmillan. Czy była jedną z tych osób? Nie - pokręciła nawet głową, jakby chcąc w ten sposób gorliwie zapewnić przyjaciółkę, że tak właśnie było. Ale słowa nie poszły z tym w parze, ginąc gdzieś, stłamszone poczuciem winy.
Uczuciem, które jednak dość szybko zaczęło odpływać, kiedy Dora w ogóle zastanowiła się, czy faktycznie powinna czuć się w ten umniejszający sposób. Nie winiła za swoje uczucie Sary, bo zwyczajnie znajdowała w jej kolejnych słowach sens. Wiedziała, jak niektórzy zatracali się w magii. Tej mrocznej i nieprzyjemnej. Tego też bała się w życiu najbardziej, że kiedyś to jej przytrafi się coś takiego, że magia wypaczy ją w ten straszny, nieodwracalny sposób. Że zatraci są siebie i to, czym darzyła świat.
Dom. Przez moment patrzyła na Sarah z odrobiną niepewności, na tym jednym słowie koncentrując się jakoś bardziej i uważniej mu się przyglądając. Te słowa znaczyły dla niej więcej, niż chciałaby to przyznać. Sama odnajdowała dom nie w miejscach, a ludziach i wiedząc, że dla kogoś może być właśnie czymś takim - domem, lub w tym konkretnym przypadku pachnieć jak on... Było to dla niej najważniejszą rzeczą na świecie.
- Jest to ścieżka... - powiedziała wreszcie powoli, kiedy Sarah skończyła swój pouczający wywód. Teraz już o wiele bardziej pewna siebie, nie zaciskająca nerwowo palców wokół różdżki i patrząc na Macmillan ze zwyczajną dla siebie łagodnością. - Ale każda ścieżka podąża w dwóch kierunkach - zakończyła myśl, mając nadzieję, że Macmillan pochwyci ją w odpowiedni sposób. To, co zrobiła przed chwilą mogło zaprowadzić do czegoś złego, ale jak na razie obydwie znajdowały się tutaj, wpatrzone w siebie i dzieląc tę samą żywotną energię. Chciała jeszcze raz pochwycić Sarkę za dłoń, ale w końcu cofnęła swoje, by złapać za spódnicę i ułatwić sobie podniesienie się.

Chciała powiedzieć jej jeszcze tak wiele, ale nie wiedziała jak. Nie, kiedy ciężkie buty pewnie wkroczyły do wnętrza zrujnowanego sklepu, chcąc udzielić pomocy wszelkim poszkodowanym. Dora wycofała się, pozwalając im działać, ale też zwyczajnie łamiąc się w sobie, kiedy wychodząc przed sklep zauważyła posiwiałą czuprynę, nieruchomo wystającą spod innego obalonego i osmalonego regału.

Koniec sesji


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (831), Dora Crawford (2607), Sarah Macmillan (2036)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa