09.04.2023, 01:33 ✶
Dora już od najmłodszych lat zdawała zdawać sobie sprawę z tego, że więzy krwi nie służyły do ochrony. Były narzędziem. Wiązały ludzi w przedziwny sposób i o wiele częściej, zamiast zapewniać o bezpieczeństwie, świadczyły o czymś zupełnie przeciwnym. To przez więzy krwi właśnie ona sama cierpiała. Bo rodzina jej matki nie mogła przeżyć skażonej, mugolskiej krwi w swoim drzewie genealogicznym. Nawet jeśli na tym powierzchownym poziomie Dora nie rozumiała, dlaczego brat Sary mógłby, to gdzieś w jej wnętrzu kryło się zrozumienie.
Widziała, że cierpi i wciąż bała się, że Sara, mimo że zachowywała się dzielnie, prześlizgnie jej się przez palce. Mogła próbować wstać i szukać różdżki, ale Dora wciąż wpatrywała się w nią z największą uwagą, śledząc każdy jej krok. Aż w końcu coś w jej głowie zapączkowało i rozkwitło w cały, wyraźny już obraz.
- Przepraszam, mogłam ci ją podać - rzuciła jeszcze, ale z pewnym roztargnieniem, spoglądając tym samym na swoją własną, którą wciąż miała pod ręką. Zacisnęła palce nieco mocniej na rękojeści swojej różdżki i odetchnęła głęboko, nieco drżąco i w końcu spojrzała ponownie na Macmillan. - Chciałabym czegoś spróbować... - powiedziała cicho, jakby nieco wstydziła się swoich słów, albo raczej - jakby się ich bała. Wciąż trzymała ją jedną dłonią, jednak druga uniosła się razem z różdżką, a dora przymknęła oczy, koncentrując się na tym, czego właściwie chciała. Może był to zabieg na wyrost, bez którego Sarah by sobie poradziła, ale rzucając zaklęcie, czuła się spokojniejsza. To czego chciała, było proste. By Sarah poczuła się lepiej i miała nadzieję, że podzielenie się z nią energią witalną to właśnie uczyni. Że zaklęcie wzmocni ją, umocni jej obecność w świecie żywych i że dziewczyna przestanie wyglądać, jakby jedną nogą wciąż stała w świecie umarłych, nie mogąc zdecydować się w pełni, w którą stronę powinna skoczyć.
Kiedy skończyła, odetchnęła. Nie uciekała się zwykle do tego rodzaju magii, bo nacodzień miała też pod ręką zbiór eliksirów, który zajmował się za nią wzmacnianiem pacjentów. Teraz jednak miała nic - tylko obawy i strach, które pchnęły ją do tego. Słyszała też co mówiła Sarah i mimowolnie rozejrzała się dookoła, ale zarówno wcześniej, kiedy wchodziła do sklepu, jak i teraz, nie zauważyła nikogo innego kto potrzebowałby pomocy. Sprzedawcy mogło tutaj wcale nie być. Może uciekł, może był częścią tego całego wydarzenia i nic mmu nie było. Ale Dora też zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej wcale tak nie było i zwyczajnie nie miał tyle szczęścia. Przybrała więc najbardziej spokojną minę, na jaką mogła się zdobyć.
- Napewno nic mu nie jest - skłamała. Jak ona nie lubiła kłamać, ale ostatnie czego potrzebowała to rozpłakana, cierpiąca Sarah. Chciała oszczędzić jej bólu, ale nie tylko z altruistycznych powodów, ale też z tych o wiele bardziej egoistycznych. Bo widok jej cierpienia bolał także ją. - Ashling, ta aurorka, na pewno mu pomoże. Złapie tego bandytę, a Dolly wróci do swojego sklepu cały i zdrowy. - zapewniła ją, opiekuńczym gestem chwytając jeden z luźniejszych kosmyków jasnych włosów Sary i odgarniając go za ucho.
Usłyszała za sobą kroki. Liczne i zdecydowane w swojej formie, a kiedy spojrzała przez ramie, zobaczyła sylwetki odziane w mundury i z plakietkami ministersta.
- Jestem stażystką Mungu - powiedziała niemal automatycznie, ale stażystką już przecież nie była. Miała urlop. Przerwę na czas nieokreślony. Zawahała się na moment. - Mam tutaj jedną ranną, należy ją natychmiast przetransportować do szpitala - poinformowała rzeczowo i odwrociła się ponownie do Sary, podczas gdy jeden z funkcjonariuszy zaczął wydawać polecenia reszcie. Zabezpieczyć teren. Pogonić ratowników. Spisać zeznania świadków.
Widziała, że cierpi i wciąż bała się, że Sara, mimo że zachowywała się dzielnie, prześlizgnie jej się przez palce. Mogła próbować wstać i szukać różdżki, ale Dora wciąż wpatrywała się w nią z największą uwagą, śledząc każdy jej krok. Aż w końcu coś w jej głowie zapączkowało i rozkwitło w cały, wyraźny już obraz.
- Przepraszam, mogłam ci ją podać - rzuciła jeszcze, ale z pewnym roztargnieniem, spoglądając tym samym na swoją własną, którą wciąż miała pod ręką. Zacisnęła palce nieco mocniej na rękojeści swojej różdżki i odetchnęła głęboko, nieco drżąco i w końcu spojrzała ponownie na Macmillan. - Chciałabym czegoś spróbować... - powiedziała cicho, jakby nieco wstydziła się swoich słów, albo raczej - jakby się ich bała. Wciąż trzymała ją jedną dłonią, jednak druga uniosła się razem z różdżką, a dora przymknęła oczy, koncentrując się na tym, czego właściwie chciała. Może był to zabieg na wyrost, bez którego Sarah by sobie poradziła, ale rzucając zaklęcie, czuła się spokojniejsza. To czego chciała, było proste. By Sarah poczuła się lepiej i miała nadzieję, że podzielenie się z nią energią witalną to właśnie uczyni. Że zaklęcie wzmocni ją, umocni jej obecność w świecie żywych i że dziewczyna przestanie wyglądać, jakby jedną nogą wciąż stała w świecie umarłych, nie mogąc zdecydować się w pełni, w którą stronę powinna skoczyć.
Kiedy skończyła, odetchnęła. Nie uciekała się zwykle do tego rodzaju magii, bo nacodzień miała też pod ręką zbiór eliksirów, który zajmował się za nią wzmacnianiem pacjentów. Teraz jednak miała nic - tylko obawy i strach, które pchnęły ją do tego. Słyszała też co mówiła Sarah i mimowolnie rozejrzała się dookoła, ale zarówno wcześniej, kiedy wchodziła do sklepu, jak i teraz, nie zauważyła nikogo innego kto potrzebowałby pomocy. Sprzedawcy mogło tutaj wcale nie być. Może uciekł, może był częścią tego całego wydarzenia i nic mmu nie było. Ale Dora też zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej wcale tak nie było i zwyczajnie nie miał tyle szczęścia. Przybrała więc najbardziej spokojną minę, na jaką mogła się zdobyć.
- Napewno nic mu nie jest - skłamała. Jak ona nie lubiła kłamać, ale ostatnie czego potrzebowała to rozpłakana, cierpiąca Sarah. Chciała oszczędzić jej bólu, ale nie tylko z altruistycznych powodów, ale też z tych o wiele bardziej egoistycznych. Bo widok jej cierpienia bolał także ją. - Ashling, ta aurorka, na pewno mu pomoże. Złapie tego bandytę, a Dolly wróci do swojego sklepu cały i zdrowy. - zapewniła ją, opiekuńczym gestem chwytając jeden z luźniejszych kosmyków jasnych włosów Sary i odgarniając go za ucho.
Usłyszała za sobą kroki. Liczne i zdecydowane w swojej formie, a kiedy spojrzała przez ramie, zobaczyła sylwetki odziane w mundury i z plakietkami ministersta.
- Jestem stażystką Mungu - powiedziała niemal automatycznie, ale stażystką już przecież nie była. Miała urlop. Przerwę na czas nieokreślony. Zawahała się na moment. - Mam tutaj jedną ranną, należy ją natychmiast przetransportować do szpitala - poinformowała rzeczowo i odwrociła się ponownie do Sary, podczas gdy jeden z funkcjonariuszy zaczął wydawać polecenia reszcie. Zabezpieczyć teren. Pogonić ratowników. Spisać zeznania świadków.
The woods are lovely, dark and deep,
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep.
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep.