• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[7.08 Jonathan & Anthony] Trust issues

[7.08 Jonathan & Anthony] Trust issues
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
07.03.2025, 12:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:34 przez Anthony Shafiq.)  
Pełen spokoju głos, hipnotyczny wąż pomagający troskliwie zagubionej owieczce oddzielić ziarno od plew i znaleźć rozwiązania gnębiącego go problemu bez konieczności łapanie za osikowe kołki, zdecydowanie należał do przeszłości. Napięte mięśnie i jadowe kły gotowe do tego by zatopić się w skórę. Łudził się, na prawdę się łudził, że Jonathan wybierze inne ścieżki podczas tego spotkania.

– No nie wierzę… – odstąpił od niego krok, wyrzucając ręce w powietrze, niemal potykając się o leżak, na którym przed momentem tak “spokojnie” siedział. – Nawet teraz, nawet w takiej chwili! Żmija wyhodowana na własnej piersi!– syknął w jego kierunku, czując ciężar tej wspaniałej taktyki dobranej przez Selwyna, która polegała na wymuszeniu z drugiej strony ujawnienia swoich kart, bez pokazania swoich. Przegrywał ten, kto pierwszy dał się wyprowadzić z równowagi i pod tym względem Anthony powinien dawno spasować. Przełożyć tę rozmowę na inny termin. Był już jednak daleko za punktem, zza którego nie było powrotu. Punktem, który kazał mu tylko gnać, na oślep ku płachcie koloru spalonej ziemi.

Odetchnął głęboko. Odgarnął włosy, dał sobie czas. Na niewiele się to zdało. Oddychał płytko, ścięgno skroniowe pulsowało wściekłością. Kiedy Jonathan widział go ostatnim razem w takim stanie? Czy nie wtedy, gdy ukrył jego Odyseję by zmusić go do wyjścia na dwór po dwóch miesiącach zamknięcia w bibliotece?

– Oczywiście, oczywiście! Oczywiście, że gdybyś tylko mógł, wcisnąłbyś mnie w błękitną kiecę i zamknął na szczycie wieży chronionej przez smoka, żebym nie narzekał za bardzo, a sam jeden ruszył do odparcia przeważającej siły wroga! Oczywiście! Przyszło Ci w ogóle na myśl, że mogłem sabotować wasze działania, mogłem sabotować TWOJE działania nawet o tym nie wiedząc?! Przyszło Ci na myśl, że mogłem zdecydowanie szybciej uznać ten konflikt za niebezpieczny dla najbliższych mi osób i zacząć działać, zanim to urosło tak, że świat pękł, a Somnia śni o swoim zwęglonym ciele? Dopuściłeś do siebie myśl, że jesteśmy skuteczniejsi razem, a nie każdy kurwa sobie?! – Był niewątpliwie roztrzęsiony, gdy zaczął tak pokrzykiwać i długimi krokami wydeptywać kompulsywne ścieżki po niewielkim obejściu, gestykulując i wyrzucając z siebie to wszystko, czego absolutnie nie chciał mu mówić. – I nawet teraz, nawet tutaj, nawet dzisiaj, w obliczu tego wszystkiego co powiedziałem, Ty wciąż mi mydlisz oczy. To uwłaczające! Gdzie jest ta przyjaźń? Szczerość? Gdzie jest to wsparcie, gdzie jest to “my kontra świat”?! Jaki niby jest ton, żeby mówić o takich rzeczach? Wolisz, żebym położył się na ziemi i zaczął rozpaczać i zawodzić, że osoba w którą nigdy nie zwątpiłem, wbiła mi nóż w plecy i z uśmiechem przekręciła klingę, dopytując się czy tak mi jest może wygodniej?!
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#12
12.03.2025, 10:32  ✶  
Próbował zachować spokój pomimo narastającej irytacji. Pomimo raniących słów, które tak bardzo nie chciały dostrzec tego prostego faktu, że przez ten cały czas próbował ich wszystkich chronić. Wysłuchiwał tego wszystkiego, stojąc nieruchomo, w pozycji gotowej do dalszej awantury, aż wreszcie… Aż wreszcie coś w nim pękło i nawet nie był w stanie wskazać, które z twierdzeń Anthony’ego ostatecznie obaliło tamę, trzymającą w ryzach frustrację jaka teraz towarzyszyła jego kolejnym słowom.

Nawet się nie zapytał. Nawet normalnie z nim nie porozmawiał. Od razu założył, że wbił mu nóż w plecy! Jakby kiedykolwiek potrafił go zranić!

Anthony równie dobrze mógłby zasugerować, że Selwyn był Śmierciożercą. Bolałby mniej.

– A przyszło ci do głowy, że może nie mogłem wszystkiego mówić? – spytał nerwowo, samemu wymierzając oskarżycielski palec w przyjaciela, chociaż nie dotknął go. – I naprawdę myślisz, że jesteś jedynym, którego próbowałem w ten sposób chronić? Nie angażować? Myślisz, że wszystkich innych postanowiłem włączyć, a jedynie ciebie ominąłem, aby potem pasowało ci to do twojej oskarżycielskiej narracji!? Na Merlina, wszystko co mi teraz zarzucasz, robiłem bo chciałem was chronić. Wszystkich! Nie byłeś w tym wyjątkiem i zdecydowanie nie byłeś w tym zamkniętą w wieży księżniczką! – Wyrzucił ręce w powietrze, jakby właśnie deklarował poemat na scenie i spojrzał w rozgwieżdżone niebo, tak dobrze widoczne przy słabym oświetleniu, które pozostawił gospodarz do ich rozmowy. – Ale no tak! Biedny, biedny Anthony, który ma perspektywy, miłość i bliskich którzy się o niego troszczą. I co on ma teraz począć? Przecież musi sobie znaleźć jakieś inny powód, aby być nieszczęśliwym, bo inaczej umrze! Morpheus jakoś nie czynił mi pretensji!
Będzie żałował tych słów. Doskonale o tym wiedział, nawet jeśli w emocjach jeszcze do niego to nie docierało.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
12.03.2025, 13:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:34 przez Anthony Shafiq.)  
Być może rzeczywiście Anthony w tamtym momencie nie miał ponad czterdziestu lat doświadczeń. Być może miał siedem lat, gdy dowiedział się, że po bzdurnych według jego rodziców oskarżeniach, które wysunął w stosunku do swojego brata, nie będzie spędzał Yule z rodziną w Egipcie, tylko musi pozostać pod opieką ciotek - choć oczywiście oficjalnie była to kara, za zbyt powolne postępy w grece. Być może miał czternaście lat, gdy dowiedział się, że jego klika podostawała odznaki, a on pozostał w tyle, przegrywając z najlepszym przyjacielem w wyścigu o bycie wyróżnionym. Być może wcale nie było mu w smak, że nie nosił korony, nie dostał miecza albo kosy, tylko ściskał w pochudłych palcach szalkę, jakby nie nadawał się do czynów wielkich. Jakby jedyne co potrafił to liczyć pieniądze.

Być może spoglądał z zazdrością na swoich przyjaciół, czując się w każdym zakresie gorszym od nich. Nie musiał być ślizgonem, by mieć swój loch ambicji we własnej głowie.

– O właśnie! To! To właśnie! Czy ty się słyszysz w ogóle?! Perspektywy, miłość i bliskich! To jest właśnie ta wieża w której mnie zamknąłeś! Lada dzień te perspektywy, ta miłość, Ci bliscy staną się węgielkami na kartach historii! Mam skakać z radości? Wiwatować, że oszczędziłeś mi zmartwień, skoro teraz nie mogę znieść poczucia winy, wobec własnej pasywności od momentu gdy ten pajac ogłosił swoje durne żądania? I nie wycieraj sobie twarzy Morpheusem, nie widzisz, że jemu na tym etapie jest po prostu wszystko jedno? – Jakaś boleść bezsilności wkradła się w ten krzyk, bo choć to Anthony przywołał postać Longbottoma pierwszy, to jednak teraz gdy Jonathan o nim wspomniał wytrąciło to impet szarży. Bezsilność. Nie mógł zrobić nic, jego słodka Kassandra widziała płomień i szła ku niemu niczym zahipnotyzowana ćma. – On od dwudziestu lat ma na swoim karku zawieszone życzenie śmierci. Powiedzieć Ci jakie są procentowe szanse na dożycie późnej starości w Departamencie Tajemnic? I to nie chodzi o Alcuina, tylko o twarde statystyki z lecznicy dusz i cmentarza. Powiedzieć Ci jak te procenty wzrastają gdy pracownik jest jasnowidzem? Robię wszystko, WSZYSTKO, żeby na jego pogrzebie nie mieć sobie nic do zarzucenia, ale wiem, według wszelkiego prawdopodobieństwa wiem, że on odejdzie szybciej. Dużo szybciej. – Głośno wypowiedziane słowa uderzyły go, inaczej zadręczać się nocą, inaczej teraz usłyszeć, pozwolić temu wybrzmieć, pozwolić opaść na ramiona.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#14
12.03.2025, 20:07  ✶  
— A myślisz że czemu i jego tam nie chciałem!? – wykrzyknął wściekły, że Anthony zarzucał mu ignorancję wobec przyjaciela. – Myślisz, że to ja go tam zaciągnąłem? Nie! Nie zgadzałem się z tym! Byłem wściekły gdy się dowiedziałem. Robiłem wszystko, wszystko, aby go tam nie było tak samo jak ciebie, Charlotte czy dzieciaków. I ani trochę tego nie żałuję, bo nie wszyscy którzy byli tam ze mną są dalej na tym świecie, a ty wciąż żyjesz! I naprawdę nie liczy się nic innego! Więc wybacz mi swoje zranione uczucia, wybacz że moja zdrada spędza ci sen z powiek i powoduje u ciebie melancholijne patrzenie w dal, ale nie jest mi ani trochę głupio! Zawsze, ale to zawsze mogłeś liczyć na moje wsparcie! Nie ważne co miałem dla ciebie robić, robiłem to! Zarządzanie biurem, bo ty masz złamane serce!? Nie ma sprawy! Pomóc zaplanować całą umowę handlową, bo chcesz się nauczyć magii bezrożdzkowej? Oczywiście! I robię to z przyjemnością, więc nie mów mi o zdradzie! A i tak kiedy Morphy wysunął twoją cholerną kandydaturę, to przyznałem mu rację, bo to nigdy, ale to nigdy nie miało nic wspólnego z tym, że w ciebie nie wierzę, a wszystko z tym, że cenię cię za bardzo i twoje działania, abyś zginął głupią śmiercią! Ale i tak uznali, że nie będziemy nikogo innego przyjmować, więc co miałem zrobić!?

Zbuntować się? Wbrew woli większości, chociaż się z nią nie zgadzał, wtajemniczyć przyjaciela i tym samym potencjalnie złamać zaufanie organizacji,  w którą musiał wierzyć, bo nie widział innej alternatywy? Nie był w stanie też przyznać się przyjacielowi co takiego powiedziała Brenna z czym tak bardzo się nie zgadzał. Nie chciał ranić jego uczuć słowami innymi, niż te które wykrzykiwał. Gestykulował przy tym żywo, ale nie w ten wyćwiczony sposób sprawnego dyplomaty. Nie było w tym dokładnie przemyślanych gestów, ani taktyki kiedy unieść dłoń dla podkreślenia swoich słów. Był w tym chaos i dużo, zdecydowanie za dużo emocji.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
13.03.2025, 13:44  ✶  
Kiedy Jonathan mówił, Anthony bynajmniej nie zachowywał się jak kulturalny interlokutor. Wbrew wszelkim zasadom dobrej dyskusji, próbował wciąć się Selwynowi w zdanie to przekrzykując go, to sarkając pod nosem, ciskając ślepiami gniewne gromy.

– Robiłem wszystko, wszystko, aby go tam nie było tak samo jak ciebie,
– Nie Ty decydujesz za nas samolubny, zadufany w sobie...

–aby nie było tam ... Charlotte czy dzieciaków.
–... no i chwała bogom, że ich tam nie ma!

– I ani trochę tego nie żałuję,
– A powinieneś! Ile byśmy razem mogli zro…

– wybacz że moja zdrada spędza ci sen z oczu
– Wiesz doskonale, że to nie przez to nie mogę spać, idioto!

– i powoduje u ciebie melancholijne patrzenie w dal,
– Pierdol się.

– Zarządzanie biurem bo ty masz złamane serce!?
– Nawet nie próbuj…
– warknął ostrzegawczo przez zaciśnięte zęby i zastygł we wściekłości, która pochłaniała go bez reszty.

– Pomóc zaplanować całą umowę handlową, bo chcesz się nauczyć magii bezrożdzkowej?

– O świetnie! Teraz wszystkie zasługi Twoje? Zaraz oddam Ci biuro w całości to zobaczymy jaki jesteś kurwa wspaniały.

– A i tak kiedy Morphy wysunął twoją cholerną kandydaturę…


Wtedy dopiero umilkł. Wtedy zatrzymał się w tej walce kogutów, które zapomniały, że pochodzą z tego samego kurnika, dorastając razem grzęda w grzędę. Wtedy wciągnął głęboko powietrze i uniósł brwi wysoko w zaskoczeniu, bo choć uważał, że wie całkiem sporo, to o tym akurat nie wiedział. Nie było czasu, gdy Morpheus podzielił się swoimi obawami, swoimi przepowiedniami, swoją defetystyczną wizją nadchodzących miesięcy.
Oni tam wszyscy zginą,

powiedział mu Longbottom, bo to było ważne, a nie fakt, że próbował przekonać swoją grupę do tego, by jednak ktoś więcej zasilił ich szeregi. To, że widział śmierć wszystkich, a Jonathan był jednym z nich… I fakt, jak bardzo Anthony szanował Jonathana i wierzył w jego zdolności oceny sytuacji i ryzyka, to bał się. Cholernie się bał. Bo wiara, wiarą, a wiedza o wartościach, które kierowały jego przyjacielem to drugie.

– ...że cenię cię za bardzo i twoje działania, abyś zginął głupią śmiercią!

Te słowa z kolei przygnały go na powrót do rzeczywistości. Nie miało znaczenia, co zadecydowali tamci. Nie miało znaczenia też do końca, choć oczywiście było to miłe, że Jonathan poparł jego kandydaturę. Zginą. Głupią. Śmiercią. Słowa klucze.

Gnany impulsem ruszył ku niemu, a dłonie zacisnęły się na kołnierzyku, tak mocno, że pobielały mu kostki. Szarpnął nim ku sobie mocno, by w końcu Jonathan się zamknął, by usłyszał, że nie tylko on ma prawo się troszczyć i martwić. Szkoda tylko, że adrenalina inaczej dobierała słowa pod te intencje…
– Tak, ja NIE MOGĘ umrzeć głupią śmiercią, ale Ty! Och Ty możesz rzucić się piersią na granat! Przyznaj się w końcu, że tylko czekasz, aby Twoja przeczysta dusza otarczowała kogoś anam protego, bo to takie dramatyczne i szlachetne!
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#16
13.03.2025, 16:06  ✶  
To nie była polityczna debata, ale nie mógł nie powstrzymać słabego uśmiechu na twarzy, kiedy zorientował się, że najwyraźniej udało mu się czymś zaskoczyć swojego oponenta. A potem.. Bardzo szybko i niespodziewanie, ten oponent zaskoczył jego samego. Wpatrywał się teraz z wściekłą twarz przyjaciela, nie mniej wściekłym spojrzeniem, oddychając ciężko z nadmiaru emocji. Chciał odsunąć się teraz od niego i opuścić teren winnicy, teleportując się do swojego apartamentu w Paryżu, przy okazji rzucając coś, co sugerowałoby, że poszedł się spotkać z wampirem, tylko po to, aby ukarać Anthony’ego za jego słowa zamartwianiem się. Nie zrobił tego jednak. Za bardzo cenił sobie tego tyczkowatego kretyna, aby tak go zamartwiać, nawet jeśli ta cała sytuacja bolała, nieprzyjemnym bólem, którego nie dało się określić inaczej niż opary z rozdrapanej zadry w samym centrum jego samego jestestwa. Nie powinien się z nim kłócić. Każde wykrzyczane słowo, koiło ten ból tylko na kilka sekund. Może naprawdę nie powinien…

– Pierdol się! – wykrzyknął, stanowczym gestem próbując odepchnąć Tony'ego od siebie, tak aby ten go puścił. – Pierdol się, zamiast  bredzić! Oczywiście, że chcę żyć! Nie czekam na swoją śmierć! Kto normalny by na nią czekał? – Fantazjowanie o bohaterskim poświęceniu, oh, to było zupełnie coś innego. To chyba robił każdy, ale, aby naprawdę chcieć zginąć? Nie. Nie chciał umierać. Pchał się w niebezpieczne sytuacje, aby ratować życia, nie aby zakończyć własne. Liczył się jednak z potencjalnym poświęceniem, ale to było co innego. – Ale chcę ratować ludzi, a moja śmierć jest czymś, czego wolałbym uniknąć, ale jestem w stanie to zaakceptować! Tak jak wypadałoby, abyś ty zaakceptował fakt, że będę cię ratować przed krzywda, czy to ci się podoba czy też nie! Pogódź się z tym lub nie, ale nie zmienia faktu, że dopilnuję tego, aby włos ci z głowy nie spadł!
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#17
13.03.2025, 16:21  ✶  
Anthony nie odpuścił. Trzymał go mocno, jakby od tego zależało jego życie. Blisko, z desperacją, o którą sam by się nie podejrzewał. Podczas tych wszystkich bezsennych nocy wizualizował sobie wiele, wiele scenariuszy. Widział ewakuacje, widział pogrzeby, widział siebie realizującego ostatnią wolę wielu, wielu osób, w tym drugiej połowy swojej duszy, która jeszcze w szkole oznajmiła mu prawdę o swojej śmierci. Widział to wszystko i widział też Selwyna. Zawsze obok, niezmiennie od tylu lat. Być może było to okrutne zakładać, że jego śniący o losie bohatera przyjaciel nie wsiadł na koń gdy rozpoczęła się wojna. Być może ów przyjaciel mógłby uznać to za potwarz, ale Anthony głęboko wierzył, że w wieku czterdziestu lat nie będzie mu się chciało. Że swoje ideały przekuje w zawoalowane szekspirem postulaty polityczne, a nazwisko i status uchronią go przed jakąkolwiek krzywdą. I był zły i wściekły, ale przemawiała przez niego czysta bezsilność, gdy z każdą sekundą jego oczy przestały nieść iskry, a ich srebro matowiało jak spopielona kartka.

Dłonie nieznacznie rozluźniły się, choć wciąż mięły spocony kołnierzyk mężczyzny, gdy padło to nienaturalnie ciche wobec wcześniejszej rozmowy, głuche pytanie:
– Jak długo?
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#18
13.03.2025, 17:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2025, 17:11 przez Jonathan Selwyn.)  
Westchnął głęboko i złapał za jedną z dłoni Shafiqa, tak aby spróbować tym razem już delikatnie powstrzymać ją od dalszego gniecenia jego kołnierzyka. Anthony był zdecydowanie silniejszy, niż na jakiego wyglądał i w normalnym wypadku zażartowałby, że to dlatego, że odpowiednio szybko zaczął chować mu dzieła Homera po krzakach, tak aby trochę poćwiczył, ale… ale to nie była normalna sytuacja.

– Dwa lata – wyszeptał cicho i oderwał spojrzenie od jego palców, tak aby popatrzeć przyjacielowi prosto w oczy. – Niedługo po tym, kiedy on… Voldemort, miał czelność wygłosić swoje poglądy na głos. Dostałem propozycję i… Pomyślałem o Lottie i dzieciakach. O Morphym i tobie, bo kto wie, kogo by dalej prześladowali, gdyby szczucie na mugolaków przestało działać. Coś absolutnie nieodpowiedzialnego, nierozsądnego, niebezpiecznego, problematycznego, z zyskami trudnymi do przewidzenia i do odebrania w potencjalnie dalekiej przyszłości. Okropna propozycja. Tak mi zostało to przedstawione. – To wszystko wydawało się być tak dawno temu, a jednocześnie doskonale pamiętał te wszystkie emocje, które mu wtedy towarzyszyły. – Tony, mam cię za jednego z najlepszych ludzi chodzących obecnie po tym świecie. Zawsze wierzyłem, że zdziałasz dużo dobra. Już zdziałałeś. Ale… Zrozum, że nie mogłem pozwolić, abyś działał tak. Nasza czwórka… Orszak może jechać bez jednego jeźdźca, bo trójka dalej zdziała cuda. – Zwłaszcza że jeden jeździec już od dawna był zagrożony. Sam  Anthony powiedział, że Morpheus mógł umrzeć. Po co ryzykować jeszcze więcej?  Nawet jeśli statystki by się sprawdziły, a sam Jonathan też umarł, mieliby z pewnością kilka lat zanim Morphy'emu coś by się stało. Gdyby tylko nie to, że też był w Zakonie. Bezwiednie zacisnął dłoń na dłoni przyjaciela, myśląc, że mógłby kiedyś przyjść na jego pogrzeb Zwłaszcza, gdyby zginął bo Jonathan powiedziałby mu o Zakonie. A już I tak raz naraził go na niebezpieczeństwo. To się nie mogło powtórzyć.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#19
13.03.2025, 22:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2025, 22:23 przez Anthony Shafiq.)  
Jonathan zasiał między nimi ciszę.

Ciężką i brzemienną pośród wrześniowej nocy, wokół szwadronów winnych krzewów, pod sklepieniem rozgwieżdżonego, bezchmurnego nieba. Zasiał ciszę, która nastała po burzy, zasiał ją, by otuliła gniewne gromy, które w siebie ciskali. W stalowych ślepiach nie było czuć już gniewu. Nie było widać zranionej dumy osoby, która była pewna, że wie o przyjacielu wszystko, a jednak nie wiedziała nic.

Pozostał tylko smutek i strach.

O przyszłość.

O jutro.

Jonathan zasiał ciszę, która zgęstniała, gdy Anthony zabrał powoli palce z jego kołnierzyka. Nie odsunął się jednak w pierwszej chwili, wytrzymując spojrzenie przepastnych oczu o palisandrowym, niemal czarnym w jego percepcji odcieniu. Prawą dłoń położył na karku niewiele wyższego od siebie rozmówcy. Pociągnął jego głowę do swojej tak, aby mogli dotknąć się czołami.

Pokój? Na pewno nie w walącym boleśnie sercu, które musiało ukorzyć się wobec nieuniknionego.

– Orszak może i tak. Ja nie – odpowiedział mu szczerze, nie wdając się w szczegóły ulgi, która rozlała się w jego sercu przed laty, gdy Jonathan dobrowolnie zrezygnował z dożywotniej posady we Francji i wrócił do kraju dla niego, aby objąć posadę posiadającą o wiele mniejszy prestiż w czarodziejskiej społeczności. Nie wdając się w szczegóły swojej wdzięczności, wobec wszystkich godzin, które Jonathan spędzał z biurze, pozwalając Anthony’emu realizować się we wszystkim co sobie zamarzył. Nie wdając się w szczegóły wszystkich chwil, gdy Shafiq w siebie nie wierzył, gdy tracił cel z horyzontu i podnosił się dzięki słowom otuchy tego, który nigdy nie tracił w niego wiary.

– Nie chcę już o tym rozmawiać. Jutro po śniadaniu wrócimy do Anglii, w południe mam spotkanie z Jenkins. – Wypuścił go z rąk i odsunął się sztywno, nie patrząc już mu w twarz, zamiast tego błądząc wzrokiem po kamiennej podłodze tarasu. – A teraz wybacz proszę, muszę… muszę popatrzeć melancholijnie w dal. Sam – dodał twardo, choć ewidentnie był zagubiony, poraniony, ogłuszony hukiem trzaskanych sobie wzajem w twarz słów. Dlatego też wsunął dłonie głęboko w kieszenie swoich spodni i nie mówiąc już nic, ruszył nie tyle co w stronę posesji, a od niej, ku winoroślom, kierując swoje kroki pod rozłożyste lipowe drzewo stojące na wzgórzu. Pieszo był tam kawałek drogi, ale potrzebował bardziej niż kiedykolwiek to wszystko rozchodzić.

Koniec sesji

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (4844), Jonathan Selwyn (2795)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa