Słowa jego syna znaczyły wiele. Nawet jeżeli nie posiadał dowodu w postaci listu. Nawet jeżeli zdradził skąd zna nazwę Necronomiconu. Ta sprawa układała się Richardowi w jedną całość, pamiętając wcześniejszy list od Lorraine do Roberta. Profilaktyczne, mając spaczenie na punkcie posiadania dowodów, co na jego dawny zawód aurora się przekładało, liczył, że syn takowy będzie posiadał. Odpowiedzi z jego strony nie były pewne. Wymijające. Przekonanym będąc, że to nie jest już ważne. Przy wspomnieniu o Scarlett, Richard zmarszczył brwi. Próbując zrozumieć, dlaczego jego dzieci żywią do siebie taką niechęć.
- Czy ja powiedziałem, że Ci nie wierzę?Zadał mu proste pytanie, kiedy Charles skończył mówić. Tłumaczyć i wyjaśniać sytuację ze swojej strony. Gasząc przy okazji wypalonego już papierosa.
- Wyjec był dowodem czegoś innego. Może i był niepotrzebny. Ale inaczej nie potrafiłem zareagować, kiedy przeczyłem list o rozwiązaniu współpracy biznesowej. Robert bardzo dbał o interesy nawet w rodzinie. Możesz nie lubić się z Baldwinem a nawet go nienawidzić, ale nie zapominaj, że w Tobie płynie także krew Malfoyów.
Spojrzał uważniej na syna.
- Sam dobrze wiesz, że rodzin naszego pokroju czystości krwi jest bardzo mało. Niestety, aby zachować czystość krwi w dalszych pokoleniach, zdarzy się, że rodziny wiążą się z kuzynostwem. Być moje ja nie jestem pierwszym, co związał się z Malfoyami. Wolałbyś, aby Scarlett wyszła za jakiegoś Weasleya?
Zapytał unosząc brew ku górze. Gdyby on jako ojciec miał jej wybierać kandydata na męża, wolałby aby już związała się z Malfoyem, niż jakimś brudno krwistym czy zdrajcą krwi.
- Jeżeli zaś chodzi o samego Baldwina. Scarlett jest najwidoczniej zakochana w nim i nie widzi tego, co się dzieje wokół, lub interpretuje to inaczej. Pobiciem go, nie sprawisz, że odzyskasz siostrę. Możesz jej pokazać dowód, jak zostałeś wykorzystany przez niego. Dlatego byłby potrzebny ten list z zamówieniem do Necronomiconu. Jeżeli wciąż będzie ślepo wpatrzona w tego blondyna, odpuść. Ale też nie pozwalaj sobie na wykorzystywanie siebie. I... nie przypala ci się coś?
Po tych słowach skierował spojrzenie na urządzenie do przygotowywania tostów. Chcąc jakby trochę uciąć temat, żeby syn zrobił, co ma zrobić i usiadł z nim przy stole. Aby mogli spokojnie dokończyć rozmowę. Przy czym sięgnął ponownie po kubek z kawą, aby upić łyk. Delektować jej smakiem.
- Doceniam troskę, ale mną nie musisz się przejmować. Wiesz, że drzwi do kamienicy są dla Ciebie i Leonarda otwarte. Możecie przychodzić, kiedy chcecie.
Przypomniał mu przy okazji, kiedy zajął się ogarnianiem przypalanych tostów.