Wzruszyłem ramionami, bo co innego miałem zrobić? Nie chciałem przesadzić, nie było w tym braku szacunku, raczej sceptycyzm wynikający z doświadczenia. Nie byłem uzdrowicielem, nie zamierzałem podawać się za znawcę medycyny, ale też nie miałem zamiaru udawać, że wszystko było w porządku. Nim się obejrzałem, spojrzałem na nią z wyrazem twarzy, który był czymś pomiędzy rozbawieniem a przekąsem.
- Wiesz, słyszałem jusz kiedyś od kogoś, sze to „niestlawność, zatlucie pokalmowe”, później doszły do tego inne objawy... - Odpowiedziałem niemal mimochodem, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, chociaż czułem, że temat był cięższy, niż chcielibyśmy przyznać. Nie do końca wierzyłem w te uspokajające założenia, że to tylko przelotna choroba, jakie z pewnością kryły się pod jej słowami, chociaż trudno było mi przyznać to na głos bez narażania się na jej gniew i oburzenie, czego teraz nie planowałem robić. To, co mówiła, miało wagę, której nie dało się po prostu zignorować. Mimo wszystko jednak starałem się zachować dystans - nie chciałem, żeby rozmowa zsunęła się na terytorium dramatów, które wolałem omijać szerokim łukiem.
Z drugiej strony byłem też świadomy, jak łatwo w takich sytuacjach ludzie łapią się na to, co może dać im choć odrobinę spokoju, nawet jeśli to tylko złudzenie.
- Nie mówię, sze nie mosze byś inaczej. Skolo jesteś pewna i to tylko zwykłe mdłości, to nic, nic ci nie insynuuję, nie ma tematu. - Przyznałem, unosząc lekko brwi, z lekkim, prawie niedbałym uśmiechem, który krył w sobie coś więcej niż tylko żart. Zawiesiłem głos na chwilę, by dać jej czas na reakcję, ale w moich oczach było widać nie do końca ukrywaną dozę powątpiewania. Nie chciałem brzmieć zbyt medycznie czy pouczająco, bo to nie był moment na to, ale nie potrafiłem ukryć cienia sceptycyzmu, który czaił się gdzieś głęboko, bo... Znałem ich charaktery - zarówno jej, jak i Ambroise’a - może nie zamierzałem wdawać się w szczegóły, bo to nie była moja sprawa, ale byłem całkowicie przekonany, że ich relacja nie znała granic, które wielu innych uważało za nienaruszalne przed zawarciem związku małżeńskiego. Oczywiście, nie wnikałem w ich prywatne układy, ale… Po tym, co widziałem wtedy na klatce schodowej, trudno było mi uwierzyć, że czekają do ślubu z konsumpcją swoich uczuć, zachowując czystość i zadowalając się pocałunkami. Raczej nie chodzili na spotkania z przyzwoitkami, a nawet tutaj, w Exmoor, będącym dużym domem z wieloma pokojami, mieli jedną sypialnię, co mówiło samo za siebie. Nie chciałem jej urazić, ale nie widziałem sensu udawać, że nie wiem, jak działa ten świat. Spojrzałem na nią jeszcze raz, próbując odczytać jej myśli i emocje, które skrywała za powściągliwym wyrazem twarzy. Nie chciałem za bardzo się wtrącać, nie chciałem być tym, który miesza i komplikuje, jednak byłem pewien, że jeśli chodziło o coś poważniejszego, to nie zawsze realia zgadzały się z założeniami.
![[Obrazek: 4GadKlM.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=4GadKlM.png)