Prudence reagowała chłodem i dystansem, w ten sposób najłatwiej było jej sobie poradzić ze sprawami, które zaczynały ją przygniatać. Nie krzyczała, nie należała do osób, które unoszą głos, cały czas korzystała z bardzo spokojnego tonu, można by nawet stwierdzić, że zbyt bardzo. W ten sposób najłatwiej było jej się uchronić przed pokazywaniem emocji, które w środku się przez nią przetaczały. Z pozoru, na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że wcale w nią to wszystko nie uderzało, że nic wielkiego się nie wydarzyło, zresztą przywykła do rozczarowań, wręcz byłaby zdziwiona, gdyby tym razem było inaczej.
Miała swoje doświadczenia, które powodowały, że doszukiwała się w tym, co się działo różnych scenariuszy, niekoniecznie tych z dobrym zakończeniem, może nie powinna tego robić, mogła przecież zapytać, to nie było nic trudnego, ale nie znosiła świadomości, że może angażować się za bardzo, że może być w tym jedyna, bała się tego, co mogłaby usłyszeć. Cóż, doprowadziło to do wcale nie dużo przyjemniejszej sprzeczki, kłótni, wymiany zdań? Sama nie wiedziała, jak miała nazwać to, co właśnie teraz czynili, ale nie do końca jej się to podobało. Nie przygotowała się na taką ostrą wymianę zdań.
Do jej uszu doszło syknięcie, nie do końca wiedziała, czym było spowodowane, nie zdążyła zobaczyć tego grymasu, który pojawił się na chwilę na jego twarzy, bo była wtedy jeszcze odwrócona do niego tyłem. Nie zamierzała w tej chwili tego dociekać, może tak reagował też na jej słowa.
- Nikt nikogo nigdzie nie wyrzuca. - Mówiła powoli, bardzo spokojnym tonem, cedząc słowa przez usta. Wyprostowała się przy tym, jakby szykowała się na atak, nie chowała głowy w piasek, nadal nie spuszczała z niego wzroku, chociaż widziała, że on na nią nie patrzył. Musiała zadzierać głowę do góry, ale jakoś była w stanie to przetrawić.
Sęk w tym, że nie udawała. Najwyraźniej nie było to dla niej takie oczywiste, jak dla niego. - Nie wspomniałeś o tym. - Być może dla kogoś innego mogło się to wydawać naturalne, jednak nie dla niej. Prue potrzebowała jasnych komunikatów, informacji, faktów, bo inaczej zaczynała się zagłębiać w swoich domysłach, a jak widać nie były one szczególnie optymistyczne.
Kontynuował, słuchała co ma jej do powiedzenia, miała wrażenie, że uznał sobie to za coś oczywistego, tylko, że dla niej to wcale nie było takie proste, ani jasne. Tak, była jego tymczasową dziewczyną, to zdążyli ustalić, wszyscy wiedzieli, że się ze sobą spotykają, wszyscy czyli mieszkańcy tego domu, ale czy to faktycznie jego zdaniem wystarczało, aby uznała, że chce ją zabrać ze sobą na ten ślub? Przeniosła wzrok na ułamek sekundy w stronę stolika, o którym wspomniał. Wiedziała, że leży tam koperta, nie zniknęła i teraz, jednak nie była zaadresowana do niej. To, że znajdowała się na jej stoliku nocnym niczego nie zmieniało. Nie dotykała czyichś listów.
- Nie mam w zwyczaju zaglądać do nieswojej korespondencji. - Nie była wścibska, nie dotykała tego, co nie było zaadresowane do niej, nie powinno to go dziwić, Prue była osobą, która miała szacunek do czyjejś prywatności.
- Wystarczyło, że wspomniałbyś o tym, żebym to przeczytała. - Złapała kciukiem rękaw swojego swetra, i zacisnęła go na nim. Zaczęło ją to przytłaczać, powoli, czuła, że jeszcze chwila i się udusi, nie do końca była gotowa na to, co miała usłyszeć, nie spodziewała się, że to aż tak eskaluje.
- A na co właściwie się pisałeś, na wakacyjny romans? Wakacje dobiegają końca Benjy, nie spodziewałam się, że tak trudno będzie mi się z tym pogodzić. - Dodała jeszcze, chociaż wydawało jej się, że był tego świadomy. To właśnie ją przerażało, świadomość, że zbliżają się do końca. Nazywał ją swoją dziewczyną, ona go chłopakiem, spędzali razem każdą wolną chwilę, ale to było ulotne, miało się skończyć, a przynajmniej ona ciągle upierała się przy tym, że nic nie zmieniło się od ich pierwotnych ustaleń, właśnie to jej ciążyło. Nie chciała tego, bała się co będzie później.
Zmrużyła oczy, gdy usłyszała jego kolejne słowa. Wyłapała z nich tak właściwie niewiele, bo skupiła się głównie na jednym określeniu, którego użył. Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, w milczeniu. Być może źle do tego podeszła, być może niepotrzebnie się obawiała, bo czy wspominałby o tym, że byli jak reszta zakochanych, gdyby faktycznie to miało być takie ulotne, gdyby miała mu być obojętna. Nie nazwałby tego w ten sposób, prawda?
- Inni zakochani mają szansę na jakąś przyszłość, chociaż na próbę, nie jesteśmy jak oni. - No, może poza tym, że darzyli się podobnymi uczuciami. Pamiętała o czym jej wspominał, nic go tutaj nie trzymało, nie chciał tu zostawać, nie miał ku temu żadnego powodu, przynajmniej te kilka dni temu tak właśnie było. Wydawało jej się raczej oczywiste, że zamierzał znowu wyruszyć w drogę. Zakochanie niczego nie zmieniało, chociaż bardzo by tego chciała, nie zamierzała jednak prosić o to, by przy niej został.
- Nie wiem, nie rozmawialiśmy nigdy o tym, co będzie później. Nie pytałeś o Snowdonię, o ślub... - Nie potrafiła czytać w myślach. Skupiali się raczej na tu i teraz, tej zwyczajności, przeżywali razem dzień za dniem i jakoś to było, ale to miało przecież ulec zmianie. Nie mogła mieć pewności, że postanowi zabrać ją ze sobą na to przyjęcie, wyimaginowała sobie, że może chcieć spędzić ten czas z kimś innym, mimo, że przecież wiedziała, że każdą wolną chwilę spędzał w jej towarzystwie. To było głupie, jej obawy były głupie, ale się pojawiły.
- Określiliśmy ramy czasowe, nie sądziłam, że możesz chcieć to kontynuować. Nie wiem, co planujesz. - Nie powinna tego zakładać bez wyjaśnień, ale był to dla niej całkiem jasny komunikat. Spędzą razem trochę czasu, będą mieli się na wyłączność, zostaną parą, a później wszystko wróci do tego, co było dawniej. Tyle, że ona tego nie chciała, przywiązała się do jego obecności i docierało do niej, że nie powinna tego robić. Nigdy nie miała być szczęśliwa, najwyraźniej nie było jej to pisane.
Prychnęła cicho pod nosem, kiedy usłyszała jego kolejne słowa. - No jasne, bo co to za różnica, czy znikniesz bez słowa, czy ze słowem. - Do tego zmierzała, tak, czy siak to miało być ulotne, w końcu będzie potrzebował się stąd wyrwać, zniknąć, a ona nadal będzie tkwiła w tym świecie, zostanie sama, znowu i chyba zaczęło ją to nieco przytłaczać.
Bardzo łatwo było przyzwyczaić się jej do nowej codzienności, niespodziewanie łatwo. Niby była przyzwyczajona do samotności, ale wyjątkowo obawiała się tego zderzenia, przywykła do tego, że był obok.
- Nie wyjeżdżasz? - Powiedziała tym razem ciszej, głos jej drżał, nie spodziewała się usłyszeć takiej informacji. Lustrowała go wzrokiem, wpatrywała się w niego tymi swoimi brązowymi oczami, gdzieś w tle znowu słychać było grzmot, którego huk rozchodził się po okolicy. Nie ruszało jej to jednak wcale, skupiona była na nim. Po chwili jednak przymknęła oczy i odetchnęła. Najwyraźniej jej obawy nie były niczym uwarunkowane, nie powinna się bać, że nagle zniknie z jej życia, nie wiedzieć czemu nie mogła znieść świadomości, że mogłoby się to wydarzyć.