Nie zamierzała wdawać się w dalsze przepychanki słowne z Greengrassem, to nie miało większego sensu, powiedziała co myślała i to by było na tyle. Prudence raczej nie była szczególnie wylewna, nie dawała ponosić się emocjom, jak na nią i tak pozwoliła sobie w tej chwili na wiele. Naturalnie przyszło jej skomentowanie tego, co zobaczyła, być może od samego początku nie powinna się wtrącać, ale jednak pojawiła się w niej taka potrzeba, więc się odezwała.
Usłyszała gdzieś nad sobą parsknięcie Benjy'ego, najwyraźniej tylko jej nie do końca bawiło rzucanie w siebie zaklęciami, które mogły bardziej pogorszyć sprawę, niż pomóc. Stała nadal jednak praktycznie niewzruszona, chociaż irytowała się coraz bardziej. Nie chciała grać w tę grę, nie sprawiała jej ona żadnej przyjemności.
Nie spojrzała w stronę Ambroise'a gdy wspomniał o tym, że będzie w salonie, najwyraźniej postanowił stąd odejść, może to i lepiej, bo chyba nie do końca chciała go w tej chwili oglądać, i słuchać tych jego nic niewnoszących komentarzy. Odbijanie piłeczki, przerzucanie się odpowiedzialnością, fakty mówiły same za siebie. Przynajmniej jej zdaniem prosto było wydedukować ciąg przyczynowo - skutkowy. Usłyszała zamykające się za nim drzwi, nawet nie drgnęła, nie wydawało jej się, aby jakakolwiek pomoc była w tym przypadku potrzebna, to był tylko złamany nos, nic specjalnego.
Czy spodziewała się reprymendy, która padła z ust Fenwicka? No nie do końca, może trochę, powinna założyć, że nie będzie potrzebował jej jako swojego adwokata, ale wyjątkowo dla siebie nie zamilkła, kiedy powinna była to zrobić. Nie umknął jej ten chłodny ton głosu, Prue była wyczulona na takie detale, zresztą w tym wypadku trudno byłoby tego nie wyłapać. Nie miała zamiaru się tłumaczyć, mówić dlaczego tak zrobiła, skupiać się na tym, czym było to spowodowane. Widać było, że nie odpowiadała mu jej reakcja i musiała to przetrawić.
- Jasne, to Twoja sprawa, tylko i wyłącznie Twoja. - Dotarło, nie musiał jej tego powtarzać, nie potrzebował, by ktoś się za nim wstawiał, nie, żeby zakładała, aby tak było, po prostu całkiem naturalnie dla siebie zareagowała - jak widać zupełnie niepotrzebnie, czuła się głupio, że nie przemyślała tego, jak widać nie zawsze spontaniczność była jej sprzymierzeńcem.
Dostrzegała w tym obustronną winę, skoro był to tylko i wyłącznie przyjacielski sparing, to jeden i drugi musieli się na niego zgodzić, to było całkiem jasne, jednak nie do końca potrafiła zrozumieć to zawzięcie, które przysłaniało zdrowy rozsądek, instynkt? Jak zwał tak zwał. Były jakieś granice, przynajmniej wydawało jej się, że powinny istnieć. Nie tak łatwo przyjdzie jej akceptacja tego, że dla kogoś wyśmienitą zabawą może być łamanie sobie nosów.
- Wybacz, nie do końca to pojmuję. - Tak właściwie to nawet nie wspomniała o co konkretnie jej chodzi, sytuacja do której doprowadzili zupełnie niepotrzebnie.
Nie wydawało jej się, aby eliksiry szybko przyniosły mu ulgę, postanowiła jednak w tej chwili nie narzucać się ze swoim specjalistycznym wsparciem. Skoro chciał najpierw skorzystać ze swoich metod, to droga wolna. Zamiast tego odwróciła się powoli na pięcie, i ruszyła w stronę parapetu na którym siedziała chwilę wcześniej, wyciągnęła fajkę z papierośnicy i wsadziła ją sobie do ust, zapaliła papierosa i zaciągnęła się dymem. Nie wchodziła mu w drogę, całkiem dyskretnie obserwowała jednak jego poczynania. Obawiała się, że po nieudanym zaklęciu, którym się potraktował może być gorzej niż zakładał, dała mu jednak dystans, szansę na to, aby poradził sobie sam - tak jak chciał, mimo, że przecież naturalnym odruchem byłoby udzielenie pomocy, jak to miała w zwyczaju jako uzdrowicielka.
- Powodzenia. - Rzuciła jeszcze, starała się, aby ton jej głosu był lekki, ale nie dało się w nim nie wyczuć delikatnego napięcia, naprawdę wolałaby, aby nie robił tego sam, jednak nie miała zamiaru po raz kolejny narzucać się ze swoim wsparciem.