15.09.2025, 14:36 ✶
Milczał. Anthony nie powiedział nic, ale to nic. Jonathan obawiał się tego, a jednocześnie zupełnie nie wierzył, że to się naprawdę wydarzyło. Przynajmniej nie musiał się już martwić, że ich przyjaźń nie ma sensu, bo najzwyczajniej na świecie nic już dla niego w tej chwili nie miało sensu. Ani smak wina. Ani ciepło ogniska. Nic, a nic. Masakra. Tragedia. Koszmar. Równie dobrze Anthony mógłby potraktować jego ciało, jako rozpałkę do kominka. No dobrze. Chyba po prostu nic już nigdy mu nie powie. Będzie milczał, skoro Anthony tak wolał. Nie będzie się narzucał. Merlinie, a co z ich urodzinami? Od teraz będzie musiał organizować je samotnie! Koniec ze wspólnym dmuchaniem świeczek! Koniec z moczeniem się w łazience! Czy jeszcze kiedykolwiek będzie mu w ogóle dane ujrzenie uśmiechu na twarzy Shafiqa? Ale takiego szczerego i najlepiej wywołanego przez Jonathana? Czy już nigdy nie będzie mógł zwrócić się do niego jako “mój drogi”?
Coś ścisnęło mu serce.
– Oczywiście – powiedział, podszedł do swojego kufra, wyciągnął rzeczy na przebranie, a następnie zgasił światło i wyszedł z pokoju, aby oporządzić się w obskurnej łazience.
Lata przyjaźni obrócone w kamień. Próbował udawać, nawet przed samym sobą, że go to nie boli, ale nie mógł przestać myśleć o tych wszystkich chwilach straconych w przyszłości. I już, już gdy miał się poddać i uznać, że to wszystko jest i będzie beznadziejne, coś w nim pękło, a Selwyn… Coś postanowił.
Wyszedł z łazienki, już przebrany w piżamę niosąc za sobą śliwkowy zapach specyfików do twarzy, a następnie położył się na samym brzegu łóżka. Przykrył się jedynie kocem, aby nie wchodzić Shafiqowi pod kołdrę. Powinien wziąć eliksir nasenny, ale chciał coś jeszcze zrobić. Zabawne więc, że na razie jednak milczał wsłuchując się w trzaskanie kominka, odgłosy śnieżycy i oddech Anthony'ego. Otaczała ich ciemność. Idealny moment na ostatnią walkę, teraz gdy Tony nie widziałby jego twarzy w wypadku porażki. Albo on twarzy Anthony'ego. Czekał i milczał z oczami wklejonymi w ścianę, aż wreszcie gdy otumaniony zmęczeniem, żalem i alkoholem umysł przestał się wstrzymywać zadał jedno pytanie.
– Pamiętasz gdy raz nocowałeś u mnie w wakacje? Wtedy gdy próbowaliśmy ułożyć sztukę w jedną noc?
Coś ścisnęło mu serce.
– Oczywiście – powiedział, podszedł do swojego kufra, wyciągnął rzeczy na przebranie, a następnie zgasił światło i wyszedł z pokoju, aby oporządzić się w obskurnej łazience.
Lata przyjaźni obrócone w kamień. Próbował udawać, nawet przed samym sobą, że go to nie boli, ale nie mógł przestać myśleć o tych wszystkich chwilach straconych w przyszłości. I już, już gdy miał się poddać i uznać, że to wszystko jest i będzie beznadziejne, coś w nim pękło, a Selwyn… Coś postanowił.
Wyszedł z łazienki, już przebrany w piżamę niosąc za sobą śliwkowy zapach specyfików do twarzy, a następnie położył się na samym brzegu łóżka. Przykrył się jedynie kocem, aby nie wchodzić Shafiqowi pod kołdrę. Powinien wziąć eliksir nasenny, ale chciał coś jeszcze zrobić. Zabawne więc, że na razie jednak milczał wsłuchując się w trzaskanie kominka, odgłosy śnieżycy i oddech Anthony'ego. Otaczała ich ciemność. Idealny moment na ostatnią walkę, teraz gdy Tony nie widziałby jego twarzy w wypadku porażki. Albo on twarzy Anthony'ego. Czekał i milczał z oczami wklejonymi w ścianę, aż wreszcie gdy otumaniony zmęczeniem, żalem i alkoholem umysł przestał się wstrzymywać zadał jedno pytanie.
– Pamiętasz gdy raz nocowałeś u mnie w wakacje? Wtedy gdy próbowaliśmy ułożyć sztukę w jedną noc?