Ambroise nie wziął pod uwagę tego nieoczywistego rozmówcy, którym okazała się być psina leżąca u stóp Geraldine. Nie powinno dziwić to Yaxley, pewnie nie dla wszystkich rozmawianie ze zwierzętami mogło się wydawać czymś normalnym. Ona do tego przywykła, miała dwa psy, mieszkała sama przez długi czas, do tego polowała ze swoim jastrzębiem, dla niej nie było to niczym dziwnym, że porozumiewała się ze zwierzętami werbalnie, mimo, że czasem nie raczyły jej nawet odpowiedzieć cichym mruknięciem, czy innym dźwiękiem. Wiedziała, że rozumieją, co ma im do przekazania (ta, jasne, na pewno). Dobrze było jednak od czasu do czasu mieć do kogo gębę otworzyć.
- Nie. Dwa, trzy tygodnie. - Poprawiła go, chociaż na pewno nie miał pojęcia do czego zmierzała. Nie chodziło o jej przypadłość, nie, zupełnie nie, ale nie mógł tego wiedzieć, szczególnie po wyłapaniu wyłącznie fragmentu jej rozmowy z psem, raczej trudno by o to było. Nie był przecież jasnowidzem, chociaż posiadał inne zdolności, poniekąd pokrewne.
- Tak, my mamy, jak najbardziej, trochę czasu. - Co do tego nie zamierzała się spierać, bo to było prawdą, mieli pewnie ponad pół roku, coś koło tego? Jeszcze dokładnie tego nie liczyła, chociaż może powinna, wypadałoby się dokładniej zainteresować tematem, chociaż nie było ku temu zbyt wielu okazji, aktualnie mieli na głowie bardzo dużo innych spraw, tym będą mogli zająć się później, raczej ich to nie ominie, ani im nie ucieknie.
- Tak, dopiero się okaże, ale jakoś nieszczególnie mnie to martwi. - Geraldine miała w sobie wiele tolerancji, posiadała znajomych, którzy mieli w sobie najróżniejsze geny, klątwy, umiejętności. Nie na wszystkie mieli wpływ, nie zmieniało to faktu, że byli całkiem miłymi w obyciu, czy wartościowymi ludźmi. Nie bała się tego, że dziecko może odziedziczyć zdolności Amabroise'a, od samego początku nie robiło to na niej wrażenia, wydawało jej się, że to on bardziej traktował to jako piętno. Zapewne wynikało to z tego, że dokładnie wiedział z czym się to jadło, ona osobiście nie miała żadnego doświadczenia związanego z podobnymi umiejętnościami, była zwyczajnym czarodziejem, bez żadnych ukrytych talentów, no, poza szóstym zmysłem, który jednak zupełnie nie był kłopotliwy i wynikał raczej z tego, czym zajmowała się jej rodzina od lat. Nic szczególnego, była jednak gotowa na wszystko, zamierzała dać temu dziecku oparcie, jakiego będzie potrzebowało, to nic takiego, przecież.
- Przecież nie ludzkie, ludzie nie mają szczeniaków. - Całkiem proste, czyż nie? Nic skomplikowanego. Ich nowa psina spodziewała się dzieci, zapewne dopiero wszystko zaczęło się Greengrassowi rozjaśniać, nie, żeby ułatwiała mu sprawę, całkiem przyjemnie jej się spoglądało na to, jak próbuje łączyć kropki i nic się nie zgadzało.
- Tak, czy siak będę wielka, spójrz tylko na siebie i na mnie. - Nie mogli się chyba spodziewać, że ich latorośl będzie należeć do najmniejszych, fakt, mogło być gorzej, gdyby to faktycznie miały być bliźniaki, to Yaxley najpewniej turlałaby się przez cały ostatni trymestr, tak to miała chociaż nadzieję, że będzie w stanie się w miarę zgrabnie poruszać, chociaż pewnie i z tym będzie drobny problem.
- Trzeba szukać pozytywów w każdej sytuacji. - Odparła, jakby to była najbardziej oczywista z oczywistości.