Być może Rodolphus widział w nim motyla - takiego, który jeszcze tkwił w kokonie, lecz lada chwila miał się wykluć. A może raczej dostrzegał w nim ćmę. Stworzenie nocne, którego ludzie się bali i brzydzili lecz tylko dlatego, że nie rozumieli jego natury. Kto wie. Nie mógł jednak oddzielić tego wrażenia od łacińskiego pseudonimu, którym posługiwał się Travers, a który był tak cholernie pasujący do tego, co się z nim działo przez ostatni kwartał. Być może doszukiwał się tego na siłę, lecz Lestrange po prostu nie potrafił się pozbyć tego porównania z głowy.
Pierdolony czajnik.
To zawsze musiał być pierdolony czajnik, którego ostry gwizd przerywał najważniejsze: puentę wypowiedzi. Gdy Nicholas zaczynał mówić, Rodolphus słuchał - tak jak zawsze, bo nie nawykł, by przerywać mu w połowie zdania czy wchodzić w słowo. Doskonale wiedział, jak trudne było zebranie myśli na tego typu tematy, szczególnie u osób, które z miłością niewiele miały wspólnego. On sam, paradoksalnie z miesiąca na miesiąc, przekonywał się coraz bardziej, że wstępuje do tego grona. Nie chodziło tylko o czarną magię, która kusiła jego duszę, wabiła wizją potęgi i kolejnych kłamstw: chodziło o wszystko to, co na niego spadło przez ostatnie miesiące.
Lestrange skrzywił się widocznie, gdy gwizd przerwał słowa Nicholasa. Nerwowym, nie - zdenerwowanym ruchem różdżki przesunął czajnik na bok. Take your time, zdawało się mówić jego spojrzenie, które gdy tylko powróciło do twarzy Traversa, złagodniało. Nienawiść, którą darzył czajnik, zniknęła gdy tylko pochwycił te zimne jak lód oczy. Mógłby spróbować dokończyć za niego, mógłby dopytać, lecz po co? Sam zaczął ten temat, a on, jak już było wspomniane, nie nawykł do wchodzenia mu w słowo. Nie popędzał: dawał przestrzeń, gdyby teraz Nick się wycofał, pewnie poszedłby zrobić tę herbatę. I wywalić czajnik, wymieni na inny model. Taki, który ma lepsze wyczucie czasu.
@Nicholas Travers