To była jej pierwsza wizyta w Snowdonii. Nie zapuszczała się w te rejony nigdy wcześniej. Ostatni czas obfitował dla Prudence w wiele pierwszych razów i wcale nie zamierzała na to narzekać. Znalazła się tutaj jako osoba towarzysząca Benjy'ego, dzięki czemu pojawiła się w Walii dzień wcześniej, bo był on blisko z parą młodą. Sama Bletchley znała Ambroise'a dość dobrze, jednak ich relacja nigdy nie wiązała się ze spędzaniem razem wolnego czasu, z rozmawianiem na prywatne tematy, dobrze im było pozostając na tej stopie zawodowej, mniej lub bardziej oficjalnej, w ich przypadku bycie sojusznikami na tym gruncie to chyba najwięcej na ile mogliby się pokusić. Od zawsze był bliżej z jej bratem, przyjaźnili się od czasu nauki w Hogwarcie, chociaż akurat tego okresu czasu wolała nie wspominać, bo nie miała wtedy najlepszego zdania na temat ich wszystkich, a teraz znalazła się na ślubie jednego z tej paczki, w towarzystwie drugiego, do którego ostatnio wyjątkowo się zbliżyła. Niezbadane były wyroki boskie, czyż nie? Los bywał naprawdę przewrotny.
Ogromne wrażenie zrobiła na niej okolica, to miejsce miało swój urok, chociaż zawitali tutaj późnym wieczorem, a przywitał ich chłód i surowość gór. Dopiero rano więc mogła tak naprawdę skupić się na tym, jak właściwie wyglądało to miejsce, a było co podziwiać. Nie odpuściła sobie oczywiście możliwości krótkiego rozeznania po okolicy, tym bardziej, że Fenwick miał coś do załatwienia, dzięki czemu ona mogła nikomu nie wadząc podziwiać rezydencję i tereny do niej należące.
Miejsce było dla niej obce, była jednak dorosła, nie powinna się obawiać tego, że gdzieś się zgubi i nie daj Morgano spóźni się na ceremonię. Przezorność należała jednak do jednych z cnót, które ją charakteryzowały, także postanowiła wyjść praktycznie tuż po swoim chłopaku, aby mieć pewność, że nic nie pójdzie nie po jej myśli. Spodziewała się, że w tłumie gości znajdzie swojego bliźniaka, chociaż znajdzie było to chyba zbyt dużo powiedziane... Na pewno gdzieś tutaj był, aczkolwiek goście zaczęli już się zbierać, zajmować miejsca, więc nie sądziła, że zbyt szybko trafi na niego w tym tłumie. W przeciwieństwie do większości gości nie grzeszyli oni zbyt wysokim wzrostem, bardzo łatwo było im przemykać pośród tych wyrośniętych gości niezauważalnie. Niewiele w tym wypadku również zmieniły szpilki, które pozwoliła sobie założyć, nadal nie wiedziała, czy wybrane przez nią obuwie było dobrym pomysłem, bo przecież znajdowali się na dworze, niewiele było trzeba, aby w takich butach uszkodzić sobie kostkę. Starała się jednak być dzielna i manewrować między weselnikami jak najbardziej zgrabnie.
Skupiła się jednak na poszukiwaniu wzrokiem Benjy'ego, a nie swojego brata, to on był dla niej w tej chwili najbardziej istotny, zaskakująco nie okazało się to być wcale takie proste jak zakładała, nie pośród tych otaczających ją wielkoludów. Nie miała zamiaru jednak panikować, jeszcze nie teraz, chociaż zdecydowanie nie zamierzała sama wybierać miejsc, na których mieli usiąść. Nigdy nie była jeszcze na takim wielkim przyjęciu weselnym, nie należała do czystokrwistej elity, a że raczej nie miała zbyt wielu znajomych, to nie nadarzyła się ku temu okazja. Fenwick wspomniał jej o tym, że to wcale nie miało być takie znowu największe przyjęcie z możliwych, on akurat miał w tym sporo doświadczenia ze swojego dawnego życia, jednak kiedy znajdowała się w tym tłumie wydawało jej się, że jest zupełnie inaczej.
W końcu dostrzegła znajomą sylwetkę, odetchnęła z ulgą, kamień spadł jej z serca... pomknęła więc w kierunku mężczyzny tak szybko jak potrafiła w tych nieszczęsnych butach aby nie stracić go z oczu, nie kiedy już udało jej się wypatrzyć go w tłumie. Manewrowanie między gośćmi było dosyć problematyczne, jednak udało jej się uniknąć zdeptania przez tych wysokich jegomościów, którzy mogli nie zauważyć, że przemyka gdzieś pod ich głowami.
Wyglądała dzisiaj nieco inaczej, niż zazwyczaj. Obawiała się nieco wyboru kreacji, przemiła ekspedientka u Rosierów spowodowała, że podjęła dość spontaniczną decyzję, namówiona jej komplementami. Właśnie dlatego miała dzisiaj na sobie sukienkę w kolorze fuksji... różu, a nie swoich ulubionych, stonowanych kolorów. Wprawdzie kilka godzin po jej zakupie nie była wcale taka pewna, czy był to najlepszy pomysł, jednak skoro podjęła tę irracjonalną decyzję, to zamierzała się jej trzymać. Kolor był chyba najbardziej kontrowersyjną rzeczą w jej sukience, poza tym była po prostu długa, prosta, elegancka jak wypadało, no i odsłaniała jedno ramię.
Dotarła w końcu do Benjy'ego, wpatrywał się w ołtarz, odruchowo złapała go za rękę, żeby jej się nie wymknął, po chwili się odezwała. - Obawiałam się, że Cię nie znajdę, chyba większość gości jest już na miejscu. - Mówiła cicho, aby nie zwracać na nich niepotrzebnej uwagi.
Była tak zaaferowana tym, że wreszcie go znalazła, że zapomniała o najważniejszym! Miała coś dla niego. Nie mogła sobie odmówić tej przyjemności, zwłaszcza, że Fenwick zasponsorował jej kreacje na dwa dni i nie chciał słyszeć jej odmowy. Postanowiła więc skorzystać z okazji i gdy znajdowała się u Rosierów zakupiła mu krawat, w kolorze... fuksji, tak. W ten sposób chyba postępowały pary? Dawno żadnej nie miała, więc próbowała jakoś się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. - Mam coś dla Ciebie. - Nie sądziła, że będzie z tego powodu szczególnie zadowolony, chociaż, czy faktycznie, prawdziwi mężczyźni nie powinni bać się różu, prawda?