• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3
[27 października 1971] Theon & Lycoris, przed Ministerstwem Magii

[27 października 1971] Theon & Lycoris, przed Ministerstwem Magii
Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#11
02.01.2023, 22:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.01.2023, 22:16 przez Theon Travers.)  

Możliwe, że po tych wszystkich latach po prostu wiedział, w jaki sposób należało się z nią obchodzić. Bez instrukcji obsługi, w oparciu o intuicję, którą zwykło się przypisywać przede wszystkim kobietom. Nie narzucał się. Stosunkowo często utrzymywał dystans, ale zarazem był kimś, na kogo można było liczyć. Niezależnie od sytuacji. Przy tym wszystkim sam również nie określał jej jednak mianem przyjaciółki, zdając sobie sprawę z tego w jaki sposób mogłoby to zostać odebrane. Można by powiedzieć, że grał w grę, której zasady zostały określone przez Lycoris i czasami szło mu z tym nawet całkiem nieźle. Gdyby było inaczej, nie siedzieliby teraz razem w Ognistej Salamandrze.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś masz nierówno pod sufitem. Teraz mnie tylko połamiesz, a następnym razem co? Zabijesz, żeby próbować wrócić do żywych? - zapytał, podsuwając pomysł, którego realizacją kiedyś powinna się zająć. Bez dwóch zdań. Nie zabrakło w tym lekkiej złośliwości, ale i humoru. Brzmiał lepiej niż wcześniej, kiedy dopiero co spotkali się przed Ministerstwem. Tylko czy aby na pewno było z nim lepiej?

Kwestia sporna.

Poczęstował się papierosem. Sięgnął do kieszeni spodni po zapalniczkę. Mugolską. Benzynówkę. Było to coś z czego był całkiem nieźle znany. Z czym można było Yaxleya skojarzyć. Pomimo niechęci do niemagicznego świata i jego mieszkańców, po pewne jego wytwory sięgał aż nazbyt chętnie. Teraz, przy pomocy takiego wytworu zapalił otrzymanego papierosa. Charakterystyczny zapach stał się jeszcze bardziej wyczuwalny w pomieszczeniu. Nikt jednak z tego powodu nie narzekał.

- Prędzej bym spierdolił na Antarktydę i zamieszkał z pingwinami. - przyznał jej racje. Nie było mu z tym po drodze. Nie potrzebował kuli u nogi. Może pomyśli o tym za jakiś czas. Tak za co najmniej kilka lat. Na szczęście, na ten moment nie zapowiadało się na to, żeby miał zmienić swój stan cywilny. Nikt tego nie oczekiwał, nikt na to nie nalegał. Rodzina pozwalała mu na pewną niezależność, oczekując w zamian jedynie pomocy w pewnych sprawach, które wiązały się z prowadzonymi interesami. - Budowa igloo nie jest chyba czymś szczególnie skomplikowanym? - możliwe, że nawet zabrzmiał przy tym pytaniu tak, jakby faktycznie się nad tym zastanawiał.

Nie zdziwiła go ani trochę informacja o tym, że Logan sobie znów nagrabił u Lycoris. Miał do tego talent. Żyli trochę jak pies z kotem, ale obydwoje... cóż, chyba lubili ten stan rzeczy. W innym przypadku mogłoby być dla nich zbyt nudno. Biorąc to wszystko pod uwagę, ciężko było wziąć na poważnie słowa Lycoris o tym, że chętnie ukręciłaby mu kark.

- Powiem mu, żeby przy następnym spotkaniu nie zapomniał o odpowiednich komplementach. - rzucił, pozwalając sobie na uśmiech. W jego przypadku nie było w tym jednak nic diabolicznego, a jedynie czyste rozbawienie z dodatkiem aż nadto wyraźnego uczucia swobody. Luzu. - Powinien bardziej zwracać uwagę, na Twoje widoczne kości, trupią bladość i rynsztokowy język, godny prawdziwej lwicy salonowej.

Przyłożył do ust papierosa. Raz i drugi. Strzepnął nieco popiołu do popielniczki, która przez cały czas znajdywała się na stole.

- Mnie, na coś szemranego? - słuchając jej słów, przechylił głowę lekko na prawą stronę. - Zależy o czym myślisz. Na byle co mnie nie namówisz, ale jeśli będzie to coś interesującego, wchodzę całym sobą. - wyprostował ponownie głowę, lekko odchylił się na krześle. - Możesz już wyskakiwać z tych swoich galeonów. No... chyba, że miałem grać niedostępnego, ale to musisz wysyłać jaśniejsze sygnały.

Nie zwlekał, kiedy pojawiła się przed nim kolejna szklanka wypełniona alkoholem. Zaraz całość wychylił, nieco zbyt mocno odkładając puste naczynie na stół. Ten zaś odpowiedział w standardowy sposób - ujawniając swoją chwiejność. Mebel nie był najlepszej jakości, ale kto by się tym przejmował?

Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#12
03.01.2023, 19:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.01.2023, 19:18 przez Lycoris Black.)  

Specyfika jej osobowości nakazywała wyważenie w podejściu, jak i słowach; nie należała do banalnych kobiet, które uwodzili zawadiackie spojrzenie i urywane kłamstwem komplementy – w gruncie rzeczy, dawno już się poznała na ludziach, umykając od ich krzątaniny, swoją obraźliwą postawą dając kłam jakiemukolwiek zainteresowaniu. Bo przecież nie zależało jej na byciu w epicentrum uwagi, skuwając każdy wzrok w nierozerwalny, a każdy dotyk w wieczysty – istniała jako odrębny sputnik, wirujący na swojej odległej orbicie – nie potrzebowała kontaktu, nie łaknęła muśnięć palców czy warg; w zasadzie kontakt fizyczny brzydził ją głęboko i o ile sama niejednokrotnie go inicjowała, na dotyk kierowany w jej stronę reagowała burzliwym wzdrygnięciem się. Doceniała to w nim właśnie – ten dystans, którego nie starał się skracać uporczywie, jednocześnie pleciony nieocenionym wsparciem i tym, że zawsze był dla niej.

Gdyby tylko nie brzydziła się tym określeniem, mogłaby mianować go przyjacielem; z przyczyn osobowościowych, wolała myśleć o nim jako o jednostce niebagatelnie bliskiej, nie nadając relacji imienia. Nie było to wszak istotne.

– A ja nigdy temu nie przeczyłam – rzekła w kontrze na stwierdzenie o jej wątpliwej poczytalności. Obcowanie z martwymi naznaczyło ją swoistym piętnem. – A oferujesz się? – zabrzmiała pytaniem, unosząc wysoko brwi. Nie naznaczyłaby go całunem ożywieńca jedynie z powodów pragmatycznych – był jedną z nielicznych osób, które znosiła jako żywych.

Kąciki jej ust zadrgały nieprzejednanie, aby po chwili poszybować lekko w górę. Nie był to uśmiech w pełnej krasie wyrazu, ciężko jednak było oczekiwać od niej czegokolwiek więcej – w jej osobliwości nigdy nie wpisywały się nagłe wybuchy euforii – tejże zresztą nie odczuwała wybitnie.

Wyciągnęła dłoń, aby po chwili wyciągnąć z jego zapalniczkę – dzieło mugolskie; nigdy nie była dojmującą magirasistką, a krew mieszaną tudzież niemagiczną uznawała za istniejący szkopuł – nie na tyle jednak, aby w jakikolwiek sposób interesowała się kwestiami politycznymi. W gruncie rzeczy przecież, zajmował ją jedynie własny interes i głęboko doceniała fakt, iż nie musiała zajmować się niesnaskami zakrawającym o politykę. Odpaliła więc papierosa, odkładając narzędzie na lśniący stolik.

– Wypada zatem, abyś zabrał mnie ze sobą na tę Antarktydę. Wybudujemy wspólne igloo i będziemy wychowywać pingwiny. Na pewno są bardziej wdzięczne niż pomarszczone niemowlaki – odparła, otulając wargami filtr papierosa.

Parsknęła śmiechem nieomal, na uwadze o Loganie.

– Czy ty właśnie kwestionujesz moją urodę? – zabrzmiała retoryką. – Patrz teraz – dodała po chwili, rozkładając ramiona, aby po chwili odgarnąć pukle włosów za ramię z niebywałym wdziękiem, a na wargi ubrać uśmiech słodki i filuterny w swoim wyrazie. Trwała tak przez kilka sekund, jeden raz przekrzywiając urokliwie głowę, aby po chwili parsknąć śmiechem, wracając do właściwej, niedostępnej formy. – Jak chcę, to potrafię. Chodzi o to, że nie chcę.

Papieros ponownie powędrował ku pełni warg, gdy opierała łokcie na lśniącym blacie stołu. Oczko zaogniło się, wraz z kłębami siwego dymu opuszczającego usta, rozmywając się akwarelą w przestrzeni.

– Muszę się zastanowić. To musi być coś wybitnie głupiego – odparła. – Niedostępnego? Proszę cię, Yaxley, nie umiesz być wobec mnie niedostępny – odparła.

Wychyliła zawartość swojej szklanki jednym łykiem, dłonią dając znać barmanowi, aby napełnił kolejne. W umyśle zaczynało miło szumieć, nie był to jednak stan upojenia w pełnej krasie brzmienia.

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#13
04.01.2023, 14:22  ✶  

Pokręcił jedynie głową, nie decydując się w tym przypadku na udzielenie słownej odpowiedzi. Zamiast tego zajął się wyciągniętym papierosem. Nie zaprotestował, kiedy Lycoris na moment pożyczyła zapalniczkę. Nie spuścił jej jednak z oka i szybko schował, ledwie tylko ponownie trafiła w jego ręce.

- Pingwin czy niemowlak, dalej mogą potrzebować Twojej uwagi. - pozwolił sobie zwrócić uwagę na ten szczegół. Zwierze nie tak bardzo różniło się od pierwszego lepszego dzieciaka. Przynajmniej tak to widział Theon. Trzeba było nakarmić, wyprowadzić na spacer, pobawić się, a do tego wydać na nie całkiem sporo pieniędzy. Może nie tak dużo, ile by poszło na niemowlaka, ale to akurat mało istotny szczegół. - Nie wiem czy chciałbym skazywać je na taką matkę. Już nawet Geraldine zdaje się posiadać więcej... jak to się mówiło? Macierzyński? Ten cały instynkt. A ma go praktycznie tyle co nic.

Uniósł ku górze jeden z kącików ust, kiedy parsknęła śmiechem w odpowiedzi na jego słowa. Mógł się nawet wydawać całkiem zadowolonym z reakcji kobiety.

- Gdzież bym... - zaczął mówić, ale nie dane było mu tego dokończyć. Urwał, spoglądając na kobietę, która rzeczywiście zaczęła nagle wyglądać... dużo przystępniej. Dużo bardziej atrakcyjnie? Nigdy nie odmawiał jej urody, choć ta z reguły traciła na znaczeniu przy specyficznym sposobie bycia, postawie, nawet ubiorze, który bynajmniej atutów Lycoris nie podkreślał. Na chwilę się zawiesił. Zatrzymał spojrzenie na jej ustach.

Otrząsnął się z tego stanu krótko po tym, kiedy ponownie się odezwała.

- Nadal nie działa. Ale spokojnie, dla takich jak Ty, tworzy się te całe wspomagacze. Jeśli kiedyś zachce Ci się znaleźć męża, amortencja na pewno pomoże. - odezwał się, choć chyba obydwoje musieli być w tym przypadku świadomi, że kolejny raz gadał bzdury. Nie bardzo udało mu się zamaskować to, co miało miejsce ledwie chwilę wcześniej. Jednocześnie nie bardzo jednak starał się to zrobić.

Kolejny raz i następny wystarczyły, żeby pozbyć się papierosa, którego resztki Theon umieścił wewnątrz popielniczki. Nie sięgnął po kolejnego, zamiast tego dając znać barmanowi, żeby przygotował im kolejne drinki. Yaxleyowi obecna ilość procentów nie robiła różnicy. Nie wpłynęła na niego jakoś mocniej, ale to nic zaskakującego. Potrzebował nieco więcej, żeby poczuć mniej lub bardziej przyjemny szum w głowie. Krew olbrzymów robiła swoje. Nieistotne, że w jego żyłach nie pozostawało jej szczególnie dużo.

- Wybitnie głupiego? - nie wtrącał się, pozostawiając na jej głowie wymyślenie odpowiedniej rzeczy. Na ile była gotowa zaszaleć? Był trochę tego ciekaw. - Jeśli szukasz zakochanego szczeniaka, to nie ten adres, Lycoris. - stwierdził, sięgając po kolejnego drinka, który właśnie pojawił się niemalże na samym środku stołu. Możliwe, że trochę poczuł się tym urażony. Czyżby dlatego, że faktycznie było w jej słowach trochę prawdy? - Nie jestem pewien czy teraz nie powinienem zostawić Ciebie z tym nielegalnym czymś całkiem samej i po prostu przyglądać się wszystkiemu z boku.

Z tymi słowy odstawił na stół do połowy pustą szklankę. Ruch nieco zbyt gwałtowny sprawił, że część alkoholu wylała się na drewniany blat, nie było tego jednak na tyle dużo, aby się tym przejmować.

- W sumie mogłoby to być całkiem interesujące z pozycji obserwatora. - dodał. Wrócił wcześniejszy, lekki ton głosu. - Poza tym ktoś musiałby być przygotowany na wypadek konieczności wpłacenia za Ciebie kaucji.

Nie, żeby Theon był kimś odpowiednim do tego zadania. Nie korzystał z rodzinnych pieniędzy, samemu utrzymując się w mieście. Miał tyle ile sam zarobił w ministerstwie. Niezbyt dużo, ale wystarczyło aby jakoś przeżyć z miesiąca na miesiąc i co nieco sobie odłożyć.

Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#14
05.01.2023, 18:06  ✶  

Obracała w dłoniach filtr papierosa, który zwilgotniał już delikatnie od otulania go co rusz wargami; siwe kłęby dymu wzbiły się ponad ich sylwetki, rozlewając akwarelą tuż pod sufitem, zupełnie jakby były skazane na niebyt; zupełnie jakby nie istniały. Dywagacje wewnętrzne nie zajęły jej dużo czasu, już po chwili zahaczyła paznokciem o papierosa, strząsając z ognistego oczka nadmiar popiołu – ten zaś dokonał swojego żywota w szklanej popielniczce, gasnąc i obracając się w pył. Uśmiech nie rozlał jej warg, była jednak w całej swej krasie w wyraźnie zarysowanym, dobrym humorze – on przecież musiał to dostrzec, znając ją na rozciągłości dekad; musiał być w oczywisty sposób biegły w czytaniu jej nastrojów i drobnych gestów, które poświadczały każdorazowo o zmianach w burzliwym nastroju. Nie była przecież humorzasta, jednak jej stalowa mimika kłutej w marmurze Ateny nie zdradzała rąbka tajemnicy na temat nastroju buzującego na scenie myśli.

– A ja absolutnie się z tobą zgadzam – odparła na komentarz odnośnie jej wybrakowanego instynktu macierzyńskiego – nie zwykła przecież przeczyć oczywistościom, a fakt, jakoby jej dzieci miały być skazane na okrutną gehennę, niewątpliwie się do nich zaliczał. – Nie jestem pewna, czy utrzymałabym je przy życiu. Ty z kolei, byłbyś tym dobrym wujkiem, który kupowałby im słodycze. O czym my w ogóle mówimy? Oddałabym je do okna życia najprędzej – urwała, gasząc dynamicznie papierosa o szklaną powierzchnię popielniczki.

Gdzież bym…

Urwała nić pokazu flirtu, marszcząc brwi. Jego milczenie, urwana gdzieś w połowie głoska, najwybitniej świadczyły o tym, iż jej komedia wysoko urodzonych panien na niego zadziałała. Kąciki ust nieomal zadrgały, unosząc się nieprzejednanie, gdy utonął wzrokiem w jej wargach. Trwała tak przez te skute momenty milczenia, nie do końca znajdując dictum na tę przędzoną absurdem sytuację.

– Oczywiście – odparła na jego słowa, ponownie układając podbródek na skrzyżowanych palcach dłoni. Żadne spośród słów nie odmieniłoby teraz jego wzroku zatrzymanego gdzieś w jej fizjonomii. Już na wargi cisnęła się uszczypliwa uwaga, już gdzieś na dnie gardła kłębiły się słowa uporczywe – nie odezwała się jednak; oboje wiedzieli, co miała na myśli.

Gdy kolejna szklanka stanęła przed nią na stole, kilkoma łykami wychyliła jej zawartość, nie bez echa odczuwając jej działanie. Ciecz cierpkim smakiem rozlała się w przełyku, a ona sama zaznała przyjemnego szumu w głowie. Oczy, na ogół mętne, zabłysły tysiącem gwiazd, a wyważone ruchy stawały się coraz bardziej frywolne.

– Bujać to my, nie nas, Theonie. Nie ma szans, że wykonam coś skrajnie głupiego, a ty jedynie będziesz to obserwował z boku – rzekła twardo. – Nie. Dam ci znać, gdy przyjdzie mi coś absurdalnego do głowy. Już mi zaczyna szumieć, więc to kwestia czasu – dodała po chwili.

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#15
07.01.2023, 23:12  ✶  

Długa znajomość, która ich łączyła, pozwalała Theonowi do pewnego stopnia w niej czytać. Potrafił wychwycić pewne sygnały, bywało że we właściwy sposób interpretował gesty, mimikę twarzy, odbierał jej ton głosu. Teraz zapewne również by to zauważył, gdyby nie to, że pod płaszczykiem pozornie lepszego samopoczucia, nadal tkwiło w nim to, co wydarzyło się w ministerstwie - za ciężkimi, drewnianymi drzwiami prowadzącymi do gabinetu szefa departamentu.

Nie było to coś, nad czym mógł tak po prostu przejść do porządku dziennego.

- Na szczęście nie musisz się tym martwić. Jaja wysiada samiec, a później rodzice opiekują się pingwinem na zmianę. Myślę, że dam radę utrzymać nasze dzieci przy życiu. - tutaj na moment urywa. - Nie patrz tak na mnie. Nie mów, że nigdy nie interesowały Ciebie zwyczaje pingwinów!

Theona interesowały różne kwestie. Choć na pierwszy rzut oka mógł wydawać się prostym, nieskomplikowanym facetem, przy bliższym poznaniu potrafił całkiem sporo zyskać. Zwłaszcza jeśli dana osoba zdecydowała się zajrzeć pod kolejne warstwy - cebulką co prawda nie był, ale trochę ich posiadał.

Komedia wysoko urodzonych panien zadziałała na niego tym razem. Wbrew temu, co mogła sobie pomyśleć Lycoris, Theon nie biegał za kobietami, które potrafiły uroczo zatrzepotać rzęsami, nawijały na palce pukle włosów, wdzięczyły się do osobników płci męskiej. W większości przypadków to na niego nie działało, choć ślepcem oczywiście nie był. Jego uwagę przyciągało to, co było tego warte; co rzeczywiście wyróżniało się z tłumu.

Pozwolił sobie zignorować jej oczywiście. Wydawało się to na ten moment lepszym posunięciem niż upieranie się przy swoim. Nie zauważył, kiedy rękawem swojej bluzy wytarł rozlany chwilę wcześniej alkohol. Poczuł to dopiero po chwili, lekko się krzywiąc. Obejrzał okolice nadgarstka, oceniając straty. Na szczęście bliższy kontakt z alkoholem zaliczył niewielki fragment materiału.

- Nadal uważasz, że mnie do tego przekonasz. Tak po prostu. - stwierdził, nie pytał. Nie musiała nic na to odpowiadać, a i on na żadną odpowiedź nie czekał. - Chcesz jeszcze czy na razie wystarczy? - zapytał, odnosząc się do ostatnich słów kobiety, tych dotyczących stanu, w którym się znajdywała. Zabraniać jej nie będzie, ani też przekonywać do rezygnacji z alkoholu, ale zapytać warto. Jemu i tak mało kto był w stanie dorównać kroku, kiedy w grę wchodziły procenty. Niewiele znał takich osób. Większość zaliczała się do jego rodziny.

Czekając na odpowiedź, dopił swojego drinka. Szklanka wylądowała tuż obok kilku wcześniejszych już opróżnionych.

- Następnym razem chyba też się na to cudo zdecyduje. - stwierdził. Po tych kilku pierwszych kolejkach mógł wydać wstępny werdykt. Ostateczne zdanie będzie zależało od tego, jak przyjdzie im funkcjonować w następnym dniu. Mogło być różnie. Niekoniecznie wesoło. - No i jak tam, długo jeszcze będę musiał czekać aż coś odpowiedniego wpadnie Ci do głowy? Bo chętnie bym ruszył tyłek.

Tradycyjnie nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. W przypadku Theona prawie nigdy nie kończyło się na jednym pubie. Szybko się nudził, lubił zmieniać otoczenie. Im więcej wypił, tym łatwiej było go ponadto przekonać do tego, na co nie zdecydowałby się na trzeźwo. Nic dziwnego, że Lycoris była pewna swego. Wiedziała z czym miała do czynienia.

Albo raczej z kim.

Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#16
23.02.2023, 19:15  ✶  

W długiej znajomości nieodzowny prym wiodły emocje skrajne i absurdalne; proste i patetyczne zarazem – bo przecież coś złączyło ich na rozciągłość spopielonych lat; coś wyszeptało do ucha iliadę wzajemnego przywiązania i ochłapów zaufania, które do siebie żywili. Widziała pod płaszczem pozornej pogody ducha spętane cierniami myśli wpisujące się w sort tych uporczywych – doskonale biegła percepcyjnie była w stanie bez mrugnięcia wychwycić jego parszywy nastrój. Może gdyby była odrobinę bardziej empatyczna; może gdyby jej obejście z uczuciami ludzkimi plasowało się na wyższym podium; i wreszcie – może gdyby potrafiła radzić sobie z emocjami, może wówczas zaoferowałaby mu godne wsparcie. Tymczasem z oburzającą wręcz wprawą ignorowała jego wisielczy nastrój, rzucając co jakiś czas jedynie uśmiech, a przecież do uśmiechów skora nigdy nie była.

Zapadła w niej pewność, że wpisana w prozę codzienności obecność będzie lepsza niż nachalne wyciąganie z niego brudów i oburzające zmuszanie do wypłakania się w rękaw. Dlatego pozostawała sobą – cyniczną i chłodną, jednak skorą do rozmowy.

– Zastanów się dobrze, czy twoja przyszła oblubienica będzie chciała wychowywać z tobą pingwiny. Obawiam się, że tak szaloną osobą jestem tylko ja – odparła, zdobywając się na lekkie drżenie kącików ust, zupełnie jakby skłaniały się ku uśmiechowi, jednak nieskutecznie.

Przekroczona trzydziesta wiosna w nieodzowny sposób odciskała nań piętno zbliżania się do wczasów staropanieńskich, na których połach przekonana była, iż stanie z niebywałą dumą. Nie trzepotała rzęsami, a jej ruchy nie zawierały w sobie kurtuazji – w zasadzie stała w opozycji, z rozwichrzonymi, upiętymi w niedbały kok włosami, męskim chodem i aurą nieprzystępności, którą wokół siebie roztaczała. Poza tym, przez zapach jej perfum przebijała się gęsto woń formaliny – czyż nie byłoby upodleniem, pokazanie się na bankiecie z taką żoną? Bo na spędach tego typu brylowała niepoprawnie, przynosiła wstyd z dumnie zadartym podbródkiem i tupetem, którego nie powstydziłby się niejeden. Pogodziła się ze swoją sylwetą daleką od idealnej damy kobiety; lubiła myśleć, iż ma więcej do zaoferowania niż welon rzęs.

– Póki co wystarczy. Przewiduję, że mamy jeszcze całą noc zakrapianą alkoholem przed sobą. A przecież jestem jasnowidzem – odparła, zakładając jeden spośród niesfornych kosmyków za ucho.

Spojrzała na niego odrobinę zbyt miękko, odrobinę nie przystając do ogółu tnącego spojrzenia, którym zazwyczaj obarczała rozmówców bezpardonowo. Jej stoicki spokój był niepokojący, w głowie jednak szumiało od wychylonych procentów.

– Chodźmy na cmentarz – rzekła w werdykcie, podnosząc się chwiejnie z siedziska, aby po chwili pociągnąć za łokieć Theona. – No już – dodała, skłaniając go do wyprostowania się.

Gdy wyszli, rozognione niebo gasło pod siłą płaszcza nocy. Wyciągnęła z kieszeni papierosa i odpaliwszy go, głęboko zaciągnęła się dymem, który po chwili rozlał się akwarelą pośród migoczących, jeszcze nieśmiało, gwiazd. Schowawszy drugą dłoń w kieszeń, zadarła podbródek, aby przykleić wzrok do jego oblicza, pozwalając sobie na odrobinę zbyt kpiący, odrobinę zbyt cyniczny uśmiech.

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#17
27.02.2023, 20:59  ✶  

To co dla jednych wiązało się ze wstydem, dla drugich było czymś pozbawionym większego znaczenia. Theon niekoniecznie przejmował się tym, co myśleli oraz mówili na jego temat inni. Nie zależało mu na sprawianiu pozorów; budowaniu właściwego wizerunku. Na dbaniu o dobre imię własne oraz rodziny. Owszem. Czasami trzeba było się poświęcić. Czasami trzeba było postarać o to, aby zaprezentować się z odpowiedniej strony. Tyle tylko, tych sytuacji było niewiele. Yaxley nie zamierzał podporządkowywać im swojego życia. Gdyby więc przyszło mu związać się z Lycoris, można tutaj założyć, że nie miałoby dla niego większego znaczenia to, w jaki sposób funkcjonuje wśród innych ludzi. Na ile odnajduje się na przyjęciach. Za tymi ostatnimi zresztą sam niekoniecznie przepadał i niekoniecznie też potrafił zachować się w sposób odpowiedni. Nie miał do tych wszystkich zasad głowy. Bardziej niż tym co wypadało, kierował się tym, co osobiście uważał za właściwe; tym, na co akurat miał ochotę.

Czasami zaś ochotę miał na zachowanie całkowicie sprzeczne z tym co wypadało.

- Aż strach zapytać, czego jeszcze możemy się spodziewać po tej nocy, pani jasnowidz. - stwierdził. Nie oponował, również rezygnując z alkoholu. Przynajmniej chwilowo. Nie było przecież tak, że faktycznie musiał wlewać w siebie kolejne kieliszki wypełnione procentami. Obecna ilość alkoholu, która krążyła w żyłach Theona, dała radę poprawić mu humor. Razem z Lycoris, skutecznie dała radę odciągnąć uwagę Yaxleya od tego, co wcześniej zaprzątało jego myśli.

Zmarszczył brwi, kiedy ze strony Lycoris padła propozycja udania się na cmentarz. Przez moment miał wrażenie, jakby za czymś nie nadążył. Coś mu umknęło? W przypadku Black nie była to jednak żadna nowość. Potrafiła mieć tysiąc pomysłów na sekundę, podobną ilość myśli i takie tam.

Tyle dobrego, że z kimś takim ciężko było się nudzić.

- Chyba trochę obawiam się pytać, co Ci teraz wpadło do głowy. Z tym cmentarzem. - skomentował. - Już, już. - dorzucił w chwilę później, kiedy ta pociągnęła go za łokieć. Nie opierał się, podnosząc swój tyłek z drewnianego krzesła. Poruszał się przy tym zdecydowanie mniej chwiejnie od Lycoris. Dotychczasowa ilość alkoholu nie dała mu się na tyle mocno we znaki, żeby wpłynąć na koordynację.

Tyle, że godzina była nadal wczesna i w stosunkowo krótkim czasie sporo mogło się jeszcze pod tym względem zmienić.

- Powiesz mi co kombinujesz? - zapytał, pozwalając sobie wyciągnąć z jej dłoni papierosa i bez pytania o pozwolenie, poczęstować się nim. Nie było to w jego wykonaniu czymś nietypowym. Theon niezbyt często pytał o pozwolenie. Pozwalał sobie kraść papierosy, kanapki, innego rodzaju jedzenia, a nawet alkohol. Ludzie, którzy pozostawali z nim w bliższych relacjach, zdawali sobie z tego sprawę. - Czy będę musiał poczekać, aż się przekonam na własne oczy? - dopytał, kiedy już wypuścił z ust dym, oddał jej skradzionego papierosa.

W międzyczasie zdążyli się już trochę oddalić od wybranego wcześniej przez Yaxleya pubu. Choć żaden cmentarz nie znajdywał się blisko, nie spieszyli się ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Przeniesieniem się do niego.

Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#18
27.02.2023, 21:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.02.2023, 21:16 przez Lycoris Black.)  

Nigdy przecież nie wtapiała się w uogólnione konwenanse; nigdy nie odrzucała gęstych, lśniących pukli z wdziękiem; nigdy nie pozwalała słowom zlepić się słodkim syropem kurtuazji – rozbrajająco prawdziwa w swym cynizmie, z premedytacją okrywała barchanowym całunem hańby rodzinę na bankietach, ze szczerym rozbawieniem myląc nazwiska i koneksje łączące poszczególnych czarodziei – a te przecież znała doskonale; choroba Milforda pozwalała jej zapamiętywać takie szkopuły prędzej, niż pstryknięcie palcami.

Możliwe, że dlatego przyjaźniła się z Theonem – był on tak autentyczny w swej prozie, jak ona sama. I choć różnili się niebagatelnie, posiadali wiele wspólnych mianowników, a ich rutynowe upijanie się w barowych przestrzeniach narosło mianem tradycji. I choć niejednokrotnie ją irytował, czego nie śmiała ukrywać, nie potrafiłaby go zastąpić żadnym innym ludzkim pierwiastkiem; był jej zbyt bliski; zbyt dobrze ją rozumiał.

A przecież ona – niezrozumiana przez ogół, przędła życie po cichu; z dala od nagłówków szmatławców i równie daleko od ocząt biurw zaczytujących się w tego typu literackich szczynach; nie dążyła do sławy, nie lubiła się pokazywać; chętniej zamknęłaby się w prosektorium, aniżeli obcowała z ludźmi.

No chyba, że fragmentem tych ludzi był Theon Yaxley.

– Gdybym ci powiedziała, to byś nie poszedł – rzekła miękko, unosząc wysoko brwi.

Istotnie, jej umysł przeciążało multum myśli i pomysłów, które nawałnicą szturmowały jego twarde ryzy. Idea udania się na cmentarz wpadła do uporządkowanych przemyśleń niczym niewielka burza, która swe ujście znalazła w wargach, opuszczając je w formie propozycji.

Chwiejny krok ubarwiał jej uogólniony chód w zabawny sposób; niskie obcasy stukały o londyński bruk, a jej wysoka, smukła sylwetka gibała się delikatnie na boki – widać było, iż w jej głowie zaszumiało pożądanie, ale nawet to nie zbijało jej z pantałyku, czyniąc chociaż odrobinę bardziej przystępną; królowa lodu w stanie upojenia procentowego.

Pozwoliła bezsłownie wyjąć sobie papierosa spomiędzy palców, a gdy go odzyskała, wsuwając między wargi, uśmiechnęła się nieomal – jakkolwiek ten grymas można było nazwać jakkolwiek przyjemnym wygięciem ust.

– Wiesz, że wymienienie się śliną to prawie pocału… – zadrwiła bezczelnie, wtem jednak coś przerwało jej w chyżej myśli.

Trwało to raptem sekundy. Wystająca kostka brukowa okazała się być pojemniejsza w siłę od niewysokich, eleganckich obcasów, które owijały się zapięciem wokół jej kostki. Potknąwszy się spektakularnie, poleciała z gwałtownością piorunu na Yaxley’a.

Widmo
Brązowowłosy i niebieskooki mężczyzna, wyróżniający się z tłumu przede wszystkim za sprawą swojego wzrostu. Niewielka domieszka krwi olbrzymów sprawiła, że osiągnął nieco ponad 2 metry wzrostu. Łatwo z niego czytać, w przypadku Theona emocje praktycznie zawsze są wypisane na twarzy. Nie stara się z nimi kryć. Często można go spotkać z papierosem w ręku bądź wyczuć specyficzny zapach, niekiedy lekko dominujący nad pozostałymi.

Theon Travers
#19
27.02.2023, 21:54  ✶  

W pewnych kwestiach byli podobni, w znacznie liczniejszych jednak - zupełnie różni. Niemniej, znaczenia miała tu tylko jedna rzecz. Potrafili się ze sobą dogadać. W swoim towarzystwie czuli się komfortowo. Gdyby wyglądało to inaczej, łącząca ich relacja dawno już zdążyłaby osłabnąć. Może nawet całkowicie wygasnąć. Znajomość nie przetrwałaby próby czasu. Jak wiele innych, zawartych jeszcze w czasach szkolnych. Niewiele z nich pozostawało z człowiekiem, kiedy wkraczał w dorosłe życie.

W pewnym momencie każdy zaczynał podążać własną ścieżką. I zdarzało się, że ta ścieżka prowadziła w innym kierunku niż te, które w udziale przypadły osobom niegdyś nam bliskim.

- Twierdzisz, że nie mam na tyle odwagi? - uniósł ku górze jedną brew.

Może trochę ją tym pytaniem prowokował.

Sam oczywiście nie uważał siebie za człowieka, któremu wspomnianej odwagi brakowało. Być może w jakiejś mierze wynikało to z tego, kim był. Pomimo faktu wolnego zbliżania się do 30 urodzin, w Theonie nadal pozostawało całkiem sporo z dziecka. Stosunkowo często dawał się porwać chwili. Pozwalał na to, żeby o pewnych kwestiach decydowały impulsy. Brakowało w nim odpowiedzialności. Może też wyobraźni - w tej formie, która sprawiłaby, że Yaxley poczułby potrzebę zachowanie większej dozy ostrożności. Zdrowego rozsądku.

Obserwowanie Lycoris w obecnym stanie, sprawiało mu poniekąd przyjemność. Była inna niż na co dzień. Bardziej przystępna. Odprężona. Taka, jaką wolałby ją oglądać również bez procentów. Oczywiście nie jest to równoznaczne z tym, że chciałby ją zmienić. Wyciągnąć na wierzch tę wersje Black, która normalnie pozostawała dość starannie ukryta.

Na pewno nie na siłę.

- Tak, poca.. - chciał przytaknąć, kiedy Lycoris nagle poleciała w jego stronę, nie będąc w stanie utrzymać równowagi na odrobinę nierównej kostce brukowej. Chwila zaskoczenia, a następnie ręce odruchowo obejmujące stosunkowo drobne ciało. Może nieco zbyt wychudzone, ale nadal niewątpliwie kobiece. Automatyzm, a do tego niespodziewana bliskość. I alkohol, który do pewnego stopnia zmieniał percepcję. Wpływał na to, w jaki sposób wszystko było odczuwane. Odbierane.

Choć zdołał złapać ją w porę, nie dopuścić do upadku, przez chwilę jeszcze trzymał w ramionach, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Mózg jakby wyłączył się, choć niektórzy mogliby tu mieć uzasadnione wątpliwości w stosunku do tego czy ten aby na pewno pracował.

- Wszystko w porządku? - odezwał się dopiero po krótkiej chwili, brzmiąc nieco nieswojo; jakby odpłynął w jakieś inne miejsce, myślał o czymś zupełnie innym. I na to też wskazywać mogło spojrzenie znów skupiające się na jej wargach, a także wyraz twarzy. Szybko jednak się z tego otrząsnął. - Jesteś cała? - zainteresował się, spojrzenie przenosząc na nogi, kostkę, nierówną drogę, która nagle zdawała się być przeciwko im.

Albo może wręcz przeciwnie?

Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#20
27.02.2023, 22:17  ✶  

Różnice, które otulały miękką mgłą ich sylwetki zdawały się zbliżać ich ku sobie nieuchronnie coraz bardziej, wraz z każdą niezapomnianie przemijającą wiosną – i choć te stawały dla niej pod znakiem uporczywej bezsenności i uzależnienia od opium, cień uśmiechu osnuwał umysł, gdy myślała o przyjaźni z nim; o bliskości, która przy nim nie musi być stężałym w cierpieniu ciałem. Drobne gesty budowały ich w całej krasie, nadając niebywałemu charakteru temu, co ich łączyło. I choć w Lycoris nie było za grosz dziecka (nawet, gdy sama dzieckiem była), miłe uosobienie Theona nie drażniło jej w równej mierze, jak miejsce to miało w przypadku innych jednostek, u których widziała tenże szkopuł jako przejaw niekrytej słabości.

Różnice stanowiły podwaliny i budulec ich relacji dzielonej na dwoje; tej posypanej nutą ekscytacji i doprawioną wzajemnym przywiązaniem. Bo choć Lycoris nigdy by się do tego nie przyznała – czuła, że mogła mu ufać w kwestii absolutnie każdej; mniejszej, czy też większej. Wspomnienia z Hogwartu zacierały się miękko, pozostając raptem mirażem w akwenie życiorysu, nadawały im jednak solidnego gruntu do budowania przywiązania.

Niektóre wspomnienia pozostawiały jedynie bladego ducha przeszłości.

Potrafiła być przystępna, urocza i urokliwa – może gdyby miała zgoła inny charakter, chętniej trzepotałaby rzęsami, nosiła się kobieco i dbała o rozwichrzony stan włosów upiętych w niedbałego koka. Tymczasem, rozbrajająco rzeczywista, pozostawała przy sylwecie cynizmu, który rzucał niebywały cień na jej osobowość; to nie tak, że się siliła, ona po prostu taka była. Oschła do granic możliwości, o ciętym języku i zawiłej osobowości.

On przecież nigdy jej nie oceniał.

Gdy wpadła mu w ramiona z siłą piorunu, czując ręce otulające sylwetkę, dłonie zaciskające się na skórze pleców, zamarła na moment; były to jednak spopielone sekundy, nim uniosła na niego niepewnie wzrok i wyswobodziła się z uścisku.

– Tak – rzuciła, pesząc się odrobinę.

Przez moment patrzyła na niego, jakby go nie znała; jakby znaleźli się w innym uniwersum, w którym jej usta wydawały się miękkie, a jego kosmyki włosów gładkie – w świecie, w którym nie było między nimi rozlanego mleka przeszłości i osobliwości. Prędko jednak otrząsnęła się z marazmu.

– Nigdy – uniosła groźnie palec wskazujący – nigdy o tym nie wspominamy – dodała po chwili, okrywając swoje słowa całunem niewypowiedzianej groźby.

Zamiast tego wzrok umościła w linii horyzontu, kierując się w dalszej mierze ku cmentarzowi. Noc, rześka i przyjemna, skłaniała bardziej do spacerów, aniżeli bezwzględnej teleportacji. Wcisnęła więc dłonie w kieszenie odzienia, nic jednak nie mogło zamaskować czerwieni, której barwą oblały się jej na ogół blade, smukłe policzki kostuchy.

Celowo przecież nie patrzyła mu w oczy.

– To był impuls. Nie wiem, co my tu robimy, ale możemy się napić wina na nagrobku – wydusiła z siebie w końcu, gdy przechodzili przez ciężką bramę cmentarną.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Theon Travers (6646), Lycoris Black (5704)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa