Możliwe, że po tych wszystkich latach po prostu wiedział, w jaki sposób należało się z nią obchodzić. Bez instrukcji obsługi, w oparciu o intuicję, którą zwykło się przypisywać przede wszystkim kobietom. Nie narzucał się. Stosunkowo często utrzymywał dystans, ale zarazem był kimś, na kogo można było liczyć. Niezależnie od sytuacji. Przy tym wszystkim sam również nie określał jej jednak mianem przyjaciółki, zdając sobie sprawę z tego w jaki sposób mogłoby to zostać odebrane. Można by powiedzieć, że grał w grę, której zasady zostały określone przez Lycoris i czasami szło mu z tym nawet całkiem nieźle. Gdyby było inaczej, nie siedzieliby teraz razem w Ognistej Salamandrze.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś masz nierówno pod sufitem. Teraz mnie tylko połamiesz, a następnym razem co? Zabijesz, żeby próbować wrócić do żywych? - zapytał, podsuwając pomysł, którego realizacją kiedyś powinna się zająć. Bez dwóch zdań. Nie zabrakło w tym lekkiej złośliwości, ale i humoru. Brzmiał lepiej niż wcześniej, kiedy dopiero co spotkali się przed Ministerstwem. Tylko czy aby na pewno było z nim lepiej?
Kwestia sporna.
Poczęstował się papierosem. Sięgnął do kieszeni spodni po zapalniczkę. Mugolską. Benzynówkę. Było to coś z czego był całkiem nieźle znany. Z czym można było Yaxleya skojarzyć. Pomimo niechęci do niemagicznego świata i jego mieszkańców, po pewne jego wytwory sięgał aż nazbyt chętnie. Teraz, przy pomocy takiego wytworu zapalił otrzymanego papierosa. Charakterystyczny zapach stał się jeszcze bardziej wyczuwalny w pomieszczeniu. Nikt jednak z tego powodu nie narzekał.
- Prędzej bym spierdolił na Antarktydę i zamieszkał z pingwinami. - przyznał jej racje. Nie było mu z tym po drodze. Nie potrzebował kuli u nogi. Może pomyśli o tym za jakiś czas. Tak za co najmniej kilka lat. Na szczęście, na ten moment nie zapowiadało się na to, żeby miał zmienić swój stan cywilny. Nikt tego nie oczekiwał, nikt na to nie nalegał. Rodzina pozwalała mu na pewną niezależność, oczekując w zamian jedynie pomocy w pewnych sprawach, które wiązały się z prowadzonymi interesami. - Budowa igloo nie jest chyba czymś szczególnie skomplikowanym? - możliwe, że nawet zabrzmiał przy tym pytaniu tak, jakby faktycznie się nad tym zastanawiał.
Nie zdziwiła go ani trochę informacja o tym, że Logan sobie znów nagrabił u Lycoris. Miał do tego talent. Żyli trochę jak pies z kotem, ale obydwoje... cóż, chyba lubili ten stan rzeczy. W innym przypadku mogłoby być dla nich zbyt nudno. Biorąc to wszystko pod uwagę, ciężko było wziąć na poważnie słowa Lycoris o tym, że chętnie ukręciłaby mu kark.
- Powiem mu, żeby przy następnym spotkaniu nie zapomniał o odpowiednich komplementach. - rzucił, pozwalając sobie na uśmiech. W jego przypadku nie było w tym jednak nic diabolicznego, a jedynie czyste rozbawienie z dodatkiem aż nadto wyraźnego uczucia swobody. Luzu. - Powinien bardziej zwracać uwagę, na Twoje widoczne kości, trupią bladość i rynsztokowy język, godny prawdziwej lwicy salonowej.
Przyłożył do ust papierosa. Raz i drugi. Strzepnął nieco popiołu do popielniczki, która przez cały czas znajdywała się na stole.
- Mnie, na coś szemranego? - słuchając jej słów, przechylił głowę lekko na prawą stronę. - Zależy o czym myślisz. Na byle co mnie nie namówisz, ale jeśli będzie to coś interesującego, wchodzę całym sobą. - wyprostował ponownie głowę, lekko odchylił się na krześle. - Możesz już wyskakiwać z tych swoich galeonów. No... chyba, że miałem grać niedostępnego, ale to musisz wysyłać jaśniejsze sygnały.
Nie zwlekał, kiedy pojawiła się przed nim kolejna szklanka wypełniona alkoholem. Zaraz całość wychylił, nieco zbyt mocno odkładając puste naczynie na stół. Ten zaś odpowiedział w standardowy sposób - ujawniając swoją chwiejność. Mebel nie był najlepszej jakości, ale kto by się tym przejmował?