• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[12/04/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Charles

[12/04/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Charles
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#11
16.01.2023, 03:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.01.2023, 03:25 przez Julien Fitzpatrick.)  
Serce zaczeło mu szybciej bić, gdy zauważył, że Brenna wyciągnęła różdżkę, ale spodziewał się też tego typu reakcji po wychodzeniu z ukrycia, więc poza byciem w gotowości, aby się uchylić nic tak naprawdę nie zrobił. Zaraz też pies próbował go trochę uspokoić, więc ta chwilowa reakcja szybko odeszła w niepamięć.
Później dyskusja poszła do przodu odrywajac się od tego, co Longbottomowie przedyskutowywali zanim dowiedzieli się, że mają dodatkową pare uszu w pokoju, w dość szybkim tempie, za co Charlie był wdzięczny. Podskórny lęk, że mógłby wydać się niegrzeczny dla osób, które tak mu pomogły w chwili, gdy nie miał nikogo innego, aby się o tę pomoc zwrocić, było dla niego nowym uczuciem, więc definitywnie jeszcze nad nim nie panował. Mógł wydawać się ogolnie nieporuszony, ale powodował to wciąż niejaki marazm, w jaki wprowadzała go aktualna sytuacja. Nie lubił siedzieć w miejscu, gdy targało nim tyle emocji, ale zdawał sobie, że śledztwa czy ustalanie faktów może zajmować czas, a poza tym obydwa mają swoje struktury, których nalezy przstrzegać. Nie narzekał, ale też nie był specjalnie wygadany, przynajmniej w ostatnich tygodniach. Starał się skupić na sobie, ale to też sło mu raczej słabo. Przynajmniej w transmutowaniu szaf mógł się przydać, taką miał nadzieję.
- Wszyscy mamy swój 'konik'. Dla mnie pół zycia było to skupianie się na dziedzinach magii, które pomogłyby mi ukrywać wszystko przez rodzicami - i przemycać do szkoły masywne ilosci alkoholu, pomyślał i wzruszył ramionami, ale też wypowiedział słowa trochę mamrotliwie, a na policzkach wykwitł lekki rumieniec, jakby pochwały nie były zbytnio tym, do czego przywykł, przynajmniej nie takie od prawie obcych lub starszych osób, które, w aktualnej sytuacji darzył jakimś rodzajem autorytetu.
- Widzisz, ja niezbyt jestem w sytuacji, aby stawiac żądania, wręcz odwrotnie, może stąd moja chęć współpracy. Fakt faktem, że najchętniej kopnąłbym po prostu paru Śmierciożercow w dupę albo uderzył ich w głowę czymś ciężkim, tak tylko, aby udowodnić, że bez magii można zdziałać równie wiele, ale to już inny temat - zaśmiał się pod nosem i chociaż myślenie o zwolennikach Voldemorta mimowolnie przynosiło też do głowy wspomnienia bliższej rodziny, jak i samego Fineasa, tak zdawał sobię sprawę, że w tej sytuacji to już się nie liczyło - oni przeciwko nam, tak to się rozgrywało, czy Charles tego chciał, czy nie, więc równie dobrze mógł wyładowac swoją złość najpierw na myśleniu o przemocy, a potem faktycznym wprowadzaniu jej w życie.
- Sokoła. Nic silnego, ale przynajmniej moge coś wypatrzyć z góry. Albo szybko się ulotnić z jakiegoś miejsca, mam też teleportacje, ale z nią różnie bywa w zależności od stanu w jakim się jest, na przykład ostatnio... albo mniejsza. Ale no, nie zawsze dobrze wychodzi. - ugryzł się w język zanim wygadał, że on Cameron i Heather wyladowali z cholerną gęsią po srodku mugolskiego centrum Londynu, gdy otaczały ich tłumy. Wciąż był rozbawiony na to wspomnienie, chociaż szczypanie na pośladu, gdzie ugryzł go ten opierzony predator szybko sprowadziło go na ziemie.
- Jeżeli nie będę musiał płacić mandatów to możesz podawać. Domyślam się, że chodzi o tę samą osobę, co wtedy zmaterializowała się w kuchni? Peter? Nie, sory, Patrick. Mam słabą pamięć do imion - poprawił się szybko.
Rozejrzał się po strychu, jakby szukał też rzeczy, których mógłby użyć do stworzenia nowych mebli, starał się też wyobrazić sobie to, co jeszcze chwilę temu mówiła Brenna o swoim wyobrażeniu pomieszczeń na poddaszu. Szafa babci, o której wspomniała na pewno było czymś interesującym, zwłaszcza, ze Charlie zaproponował podobne rozwiązanie z pudłami, jakie wlaśnie porządkowała Longbottom. Prawdpopdobnie umiałby to zrobić, musiał tylko przysiąść i poświecić chwilę czasu, a tego przecież, jak się na razie wydawało, miał co nie miara. Wiedział, że nie jest tutaj zamknięty, że to nie wiezienie, ale też wolał nie narażać się na wychodzenie nazbyt szybko. Westchnął krótko.
- I skoro już o pomaganiu mowa. Myślalem też żeby nie zaczać szukać jakiejś pracy dorywczej. Nie chce was jakoś kłopotac, ale pomyślałem że zapytam, moze jacyś wasi znajomi albo nieznajomi, których znacie, szukają kogoś, kto moze nadawać się do wszystkiego i niczego jednocześnie? Czuje, że musze coś ze sobą zrobić, bo oszaleję. - oko mu lekko drgnęło, chociaż nie chciał wyrażać swojej wewnetrznej irytacji siedzeniem w czyimś domu, braniem jedzenia za darmo i nie robieniem niczego, aby sie za to odpłacić, tak nie był tez idealny w ukrywaniu emocji - Jak nie to może poszukam czegoś w miasteczku - dodał szybko.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#12
16.01.2023, 22:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.03.2023, 00:00 przez Erik Longbottom.)  

— Nie mam bladego pojęcia, o czym mówisz — odparł niewinnym głosem z nieprzeniknioną miną.

Nawet jeśli bywały chwilę, gdy chciał się uwolnić od młodszego rodzeństwa sztuk jeden, to nie musiał się od razu do tego przyznawać, prawda? Poza tym znalezienie go czy dogonienie nie stanowiło takiego znowuż wyczynu. Nawet za dzieciaka nie grzeszył wzrostem i stosunkowo łatwo było go wypatrzeć. Poza tym, słysząc za sobą piskliwy krzyk Brenny, nie miałby innego wyboru, jak tylko zatrzymać się i poczekać, aż ta zrówna z nim krok. Przecież nie zaryzykowałby tego, że zacznie się drzeć na całą okolicę, żądając jego niepodzielnej uwagi.

— Pomyśl, że kiedyś może przypaść Tobie. Co Ty biedna z nią zrobisz? Wiatr będzie hulać w tej bezdennej pustce. W Twoim przypadku bardziej by się przypadł wielki kufer do książki albo magiczny regał, który pozwalałby Ci na przechowywanie nieskończonej liczby książek — mruknął żartobliwie.

Co się zaś tyczyło mundurów... Może na co dzień, matka mogła patrzeć z zawodem na całą chmarę Longbottomów schodzących w mundurach na śniadanie, tak przy okazji jakichś oficjalnych wydarzeń raczej nie miała na co narzekać. Ponoć w takich odświętnych ciuchach każdy wygląda lepiej niż na zewnątrz, więc musiała pękać z dumy, gdy widziała nie tylko swoje dzieci, ale i kuzynostwo na zdjęciach relacjonujących zdarzenia, w których brał udział BUM czy Biuro Aurorów.

— A więc nielegalna animagia i wysoko rozwinięte zdolności teleportacji, co? — Pokręcił lekko głową, zdając sobie sprawę z tego, co może człowiekowi zapewnić taki zakres umiejętności. — Masz sporą przewagę. Długo nie będziesz siedział bezczynnie. O ile inni wiedzą, jak to wykorzystać.

Zerknął kontrolnie na siostrę. Wprawdzie ciężko było określić, jak rozległe są struktury Zakonu Feniksa, tak znali całkiem sporą liczbę jego członków. I całkiem spora ich liczba skupiała swoją uwagę wokół standardowych technik czarowania pokroju magii rozpraszania czy kształtowania. Posiadanie w grupie kogoś obytego ze sztuką translokacji stawiało ich w dosyć fortunnej sytuacji. Szybsze ewakuacje, mniejsza wykrywalność, mniejszy margines wylądowania w złym miejscu docelowym. Wystarczyło dodać do tego jeszcze animagię, a przy odpowiednich wskazówkach Charlie mógł się całkiem dobrze sprawdzić w infiltracji pewnych terytoriów.

Nie chcąc stać jak kołek, Erik postanowił nieco przejrzeć poddasze. Nie wątpił w to, że Brenna mogła już pozbyć się przedmiotów, które można by było wykorzystać do transmutacji, jednak kto wie, może coś jej umknęło lub odłożyła coś na później? Po chwili jego uwagę przykuło stare, nieco podarte prześcieradło, pod którym skrywało się kilka prostokątnych obiektów. Nie chcąc zakurzyć swojego ubrania, mężczyzna sięgnął po różdżkę i przeniósł płachtę ostrożnie na bok.

— To się przyda? — spytał, wskazując dosyć mało atrakcyjną zdobycz w formie pudełek ze zbitych ze sobą dosyć mało starannie desek. Tu i ówdzie dało się dostrzec nieco pordzewiałe już gwoździe, spajające ze sobą całą konstrukcję. Pchnął przy pomocy magii znalezisko na środek pokoju. Słysząc, że rozmowa przeszła na miejsce pracy Charliego, zmarszczył lekko brwi, zanim kontynuował: — Cóż, w miasteczku funkcjonuje restauracja Figgów, a Nora Figg od kilku dni... Tygodni — Uśmiechnął się przepraszająco, poprawiając swój błąd. Jak ten czas szybko leciał — prowadzi własną działalność, więc można by z nią pogadać. Rezyduje teraz na Pokątnej, to powinna też znać jakichś okolicznych sklepikarzy. Może chociaż przekaże kontakt do kogoś wiarygodnego.

Wzruszył sztywno ramionami. Gdyby mógł, sam by coś zaproponował chłopakowi, jednak wątpił, aby wstawienie Rookwooda w szeregi brygadzistów w Ministerstwie Magii było dobrym pomysłem. Przeżył już wystarczająco dużo, a na razie powinien się nie wychylać, a sprawy, którymi zajmował się BUM miały czasami tendencje do przyciągania uwagi mediów. Poza tym nie sposób było przewidzieć, jakie obowiązki służbowe przypadłyby mu w pierwszych tygodniach pracy. Longbottomowie mieli sporo do powiedzenia w departamencie, chociażby z uwagi na to, ilu ich tam pracowało, ale nie mieli kompletnej władzy. Pokątna mogła się okazać lepszym rozwiązaniem. W tym tłumie łatwo było się skryć.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
16.01.2023, 23:42  ✶  
- W ramach mandatu zajmiesz się przekopaniem ogródka – odparła Brenna beztrosko. Charlie był w tej chwili poszukiwany, i to nawet nie przez Ministerstwo, a przez śmierciożerców. Zajmowanie się takimi drobiazgami jak mandat było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. – Tak, mówię właśnie o nim – przyznała.
Najchętniej trzymałaby Charlesa z dala od zagrożenia. Choćby dlatego, co chłopak mówił. Miał ochotę kopnąć paru śmierciożerców. Doskonale jednak rozumiała potrzebę działania i chęć zemsty. Nie wspominając o tym, że wcale nie mieli tabunów ludzi, chętnych do walki w pierwszym szeregu.
Dlatego Brenna myślała o tym, żeby wprowadzić go w struktury Zakonu, ale… powoli. Nie była w końcu obeznana w tajnikach ludzkiej psychologii, nie miała pojęcia, w jakim stanie jest Charlie, a znali się też zbyt słabo, aby wiedziała, na ile można mu zaufać. (A choć wydawała się bardzo otwarta, tak naprawdę prawdziwe zaufanie, jeśli miała je do kogokolwiek, to tylko do Erika i Mavelle.) Zresztą, ona sama nawet po półtora roku była właściwie pewna, że nie zna wszystkich jego członków, nie dostawała też oczywiście pełnych informacji o każdej misji…
- Sokół będzie bardziej przydatny niż coś siłowego. Jeżeli trzeba by było po prostu pogryźć gardło, do tego wystarczę ja. Jestem wilkiem – przyznała bez większych oporów, wszak znajdowała się w rejestrze. A skoro oboje byli animagami, i w domu mieli jeszcze jednego animaga, mogli w pewnych sprawach utworzyć całkiem zgrany zespół.
- W mojej szafie wcale nie panuje bezdenna pustka… - mruknęła Brenna. Miała przynajmniej kilka par jeansów, parę koszul, znalazłaby się jakaś spódnica, a i były ciuchy na bardziej eleganckie okazje, od spotkania w interesach po bal.
Inna sprawa, że faktycznie, nawet Erik miał w szafie więcej ubrań niż ona.
- To klubokawiarnia – uzupełniła wyjaśnienia Erika. Zawahała się trochę, ale Nora faktycznie potrzebowała pracowników, a chociaż oni od Charliego nie planowali brać pieniędzy, chłopak prędzej czy później będzie przecież potrzebować własnych funduszy. – Porozmawiam z Norą, jeżeli to ci pasuje. Tyle że... nie powiem, kim jesteś, ale muszę ją uprzedzić, że pewnie nie będziesz siedział… cicho w konflikcie. Nie sądzę, by to jej przeszkadzało, sama jest półkrwi, niemniej lepiej, żeby to wiedziała. To dla ciebie w porządku?
Nie planowała chodzić i rozgłaszać historii Charlesa na prawo i lewo, ale uważała, że powinna zasugerować Norze, że Rokwood może z czasem dołączyć do Zakonu. Wprawdzie była więcej niż pewna, że Nora nie uzna tego za problem, niemniej Brenna nie chciała przed nią ukrywać tej możliwości.
- Jeżeli nikt z was nie planuje zaopiekować się żadnym z tych kapeluszy, to zniosę je na dół do wyrzucenia, a wy możecie przyjrzeć się tym drewnianym pudłom – dodała, podnosząc część pudeł, w których upchnęła te nakrycia głowy zniszczone albo absolutnie niemodne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#14
21.01.2023, 04:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 04:11 przez Julien Fitzpatrick.)  
Nadgarstek ściskała mu spracowana gumka do włosów, której materiał praktycznie cały odchodził. Użył jej, aby spiąć kosmyki w niedbały kok na czubku głowy, jeżeli miał coś przenosić i przesuwać to chciał mieć czyste pole widzenia. Na skórze została mu czerwona obręcz, który, z powodu zabrania uciskającej gumki powoli zaczynała blednąć, aby za jakiś czas zjednać się z kolorem karnacji.
- Ładne laski nie potrzebują dużo ubrań, bez nich też wyglądają równie dobrze - wypalił kompletnie jakby ignorując fakt, że właśnie nazwał Brenne ładną laską przy jej bracie, jeszcze w dodatku bardzo luźno wypowiadajac się na temat nagości. Niespecjalnie sprawiało mu to jakiś problem, ale przeszła mu przez głowę myśl, że może powinien trochę uważać, bo mimo że Longbottomowie wydawali się wyluzowani, tak mogli mieć trochę bardziej konserwatywne poglądy w tych kwestiach. Jeżeli o Rookwooda chodzi - jego opinie na tematy seksualne były tak wyuzdane, że czasami zawstydzały nawet najodważniejszych, głównie dlatego że zazwyczaj nie miał filtra. W ostatnich tygodniach niezbyt wybijał się w takich kategoriach, bo siłą rzeczy tragedia, jaką przeżył niezbyt zbliżała go ku myślom związanym z jakimikolwiek czynnościami seksualnymi, ale te prędzej czy później musiały przecież wrócić. W wypadku Charlesa raczej szybciej.
Wyszczerzył zęby w zbyt pewnym siebie uśmiechu, zupełnie jakby fakt, że potrafi wygiąć usta w pozytywny grymas miał naprawić brzmienie czegokolwiek, co powiedział - zazwyczaj działało, bo uroku osobistego mu nie brakowało w przeciwieństwie do instynktu samozachowawczego.
- W sumie nigdy nie pracowałem za barem, ale zawsze jest ten pierwszy raz? Na alkoholu się za to znam lepiej niż na niektórych rzeczach, ktorych powinienem był się nauczyć na szkoleniu w mojej aktualnej... - zaciął się na chwilę, zamrugał. No tak, pomyślał i skarcił się w myślach - właściwie już byłej pracy, więc to zawsze jakiś plus. Dzięki. - pokiwał głową chcąc wyrazić wdzięczność za to, że nawet w takiej sprawie Longbottomowie są w stanie wyciągnąć do niego rękę, niesamowicie imponowała mu ilość kontaktów, które obydwoje mieli. Czy tak właśnie wyglądałoby jego życie, gdyby wychował się w normalniejszej rodzinie, a raczej takiej, z której poglądami się zgadzał i, którzy nie nienawidzili większości jego znajomych?
Niby nigdy nic przyjrzał się przysuniętemu przez Erika tworowi. Nie przejmując się kurzem ukucnął przy jednym z pudełek i ujął je w dłonie, podnosząc do góry. Zaraz też wypadły z niego niektóre, zardzewiałe gwoździe, Rookwood zatrzymał je butem, tak, aby nie potoczyły się w stronę niewielkich szczelin pomiędzy drewnianymi deskami, jakimi wyłożona była podłogo i też, aby nikt na nie nie nadepnął. Zaraz zakręciło mu się w nosie i kichnął bardzo głośno, uświadamiając sobie dlaczego drugi mężczyzna tak delikatnie podszedł do sprawy.
- Sory - pociągnął nosem i przetarł twarz ramieniem, a raczej materiałem koszulki - Myśle, że można użyć drewno właśnie do dodatkowych mebli, gwoździe jak się odnowi i wyczyści to też sie przydadzą, jak nie to chyba nie problem, aby zdobyć gdzieś nowe? - skierował pytanie do dwójki rodzeństwa, jednocześnie obracajac w dłoniach pudełko, brudząc się kurzem i osadem, jaki na nim był.
- Aha, nie wiem w jakim stanie będą potem wasze pelargonie, ale moge spróbować, niczego nie obiecuje - mruknął żartobliwie, ale oczywiście nie odmawiał. Widać było, że bardziej po prostu ciągnie go w stronę żartobliwej strony konwersacji, niż faktycznego nie zajmowania się tym, co zaproponowała Longbottom. W końcu sam przed chwilą powiedział, ze musiał czymś zająć ręce.
Piec - Ponurak, wydawał się gdzieś zniknąć, pewnie znów zaszył się w cieniu poddasza, a sam CharlespPoderwał się, gdy Brenna wspomniała o kapeluszach.
- Nie no co ty, patrz na ten??? Jest świetny. Jakby go trochę przerobić, czekaj, wezmę go sobie. Jakbym w takim się pojawił w klubie byłbym gwiazdą wieczoru - miał pod pachą drewnianą skrzynkę i juz wyciągał rękę po jedno z nakryć głowy. Mowił o takim z dużym rondem, pawiki piórami, koralikami (niekompletnymi, ale zawsze) w kolorze bardzo pstrokatego fioletu i odrobiną brokatu na materiale. Był najbardziej zwracającym na siebie uwagę przedmiotem, pewnie dlatego też Rookwood go wybrał i wsadził sobie na razie na głowę, później zajmie się tym, gdzie go odłożyć.
Wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni, zamierzał pozbyć się kurzu zanim kolejną osobę zaswędzi coś w nosie. Wypowiedział zaklęcie czyszczące, które wyssało większość drobinek z drewnianej skrzynki, jaką trzymał, ale nie z koszulki jaką miał na sobie. Tym mógł zająć się później.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#15
22.01.2023, 19:33  ✶  

— W kwestii animagii pozostawię wam wolną rękę. Po prostu nie dajcie się złapać nikomu w tej formie, jeśli postanowicie wcielić w życie jakiś plan — skomentował, siląc się na beztroski ton.

Nie mógł im za bardzo pomóc, jeśli chodziło o przemiany. Owszem, teoretycznie mógł spróbować się zmienić w wilkołaka poza pełnią i zostawić całą resztę w rękach losu, ale... Niewiadomych był zbyt wiele. W nagłych wypadkach, gdyby stał na skraju przepaści, być może rozważyłby tę ewentualność, ale w zwykłych warunkach? Lepiej było trzymać się tego, co było pewne i sprawdzone, chociażby dla bezpieczeństwa wszystkich wokół.

Poza tym wilk pędzący po lesie w tych okolicach nie wydałby się niczym dziwnym w porównaniu z człekokształtnym wilkołakiem. To dopiero mogłoby wywołać panikę. Nie pozostawało mu więc nic innego, jak tylko liczyć, że Brenna będzie w stanie zapanować nad Charliem, jeśli oboje dostaną przydział wykorzystujący ich ponadprzeciętne zdolności.

— Oczywiście, że nie. Ty po prostu pozwalasz swoim ciuchom swobodnie oddychać — odparł Erik z przekorą w głosie, ukrywając uśmiech, chcący wedrzeć się na jego twarz. — Nie ma w tym nic złego. Rozumiem, że książki są bliższe Twojemu sercu. Co tam ostatnio Ci przypadło go gustu... Władca Pierścienia, czy Baśnie o Narnii?

To, że wiedział o upodobaniach siostry i czasami je dzielił, nie oznaczało, że miał idealną pamięć. Na przykład, tytułów mugolskich książek. Uniósł wysoko brwi na komentarz Rookwooda i aż mu zabrakło słów z wrażenia. Nie każdego dnia miał okazję słuchać tak bezpośrednich komplementów, na dodatek skierowanych do własnej siostry. Spojrzał czujnie na chłopaka, a potem na Brennę, jakby starał się wybadać, czy między tą dwójkę przypadkiem nie narodziła się jakaś chemia. Uśmiechnął się kwaśno, w gruncie rzeczy nie wiedząc co powiedzieć. Cóż, jeśli słowa Charlesa na cokolwiek wskazywały, to może Bren nie była kompletnie stracona. Może rodzice i kuzynki doczekają się ślubu, o którym ot tak dawna marzą.

— Nawet jeśli czegoś nie wiesz, to szybko się nauczysz. Nora jest dosyć cierpliwa, a już zwłaszcza w kuchni — rzucił do Charliego pogodnie. W sumie, jeśli chciała osiągnąć sukces w tej dziedzinie kulinariów, to musiała się przyzwyczaić do tego, że pewne rzeczy były niemożliwe do przyspieszenia. To zdecydowanie wpływało na to, że musiała się przystosować do tego, że nie każdy efekt można było osiągnąć w ciągu pięciu minut.

Jakby się tak nad tym zastanowić, to kluczem do dosyć grubej księgi kontaktów zdobytych przez Longbottomów nie było rodzinne dziedzictwo, czy to, że ród był znany w wyższych kręgach z uwagi na czystokrwiste pochodzenie. Jeśli w ostatnich pokoleniach rodzina coś udowodniła społeczeństwu, to był to fakt, że nie identyfikowali się w pełni ze wszystkimi doktrynami, których wyznawania oczekiwano od rodzin czystej krwi. I okazywali to całkiem otwarcie. Chyba tylko cudem udało im się zachować równowagę, gdzie jednocześnie nikogo nie dyskryminowali, ale też starali się podkreślać wagę wieloletnich tradycji ich społeczności.

Siatka znajomości wywodziła się przede wszystkim z tego, że Longbottomowie polegali w niej na innych. Owszem, sami znali całkiem sporo osób, jednak gdyby spojrzeć na relacje, które nawiązali na własną rękę, to spora ich część zapewne ograniczałaby się do sąsiadów i pracowników Ministerstwa Magii. Dzięki temu, że nie bali się wypytywać innych o pomoc w chwilach wsparcia, zapewne nie poznaliby tzw. „znajomych znajomych”. A takie kontakty chwilami były na wagę złota, zwłaszcza przy niszowych problemach.

— Uważaj na ku... — Podniósł lekko głos, gdy chłopak zaczął grzebać przy pudełkach, a w powietrze wzbiła się chmura kurzu. Pomimo tego, że główna fala nie uderzyła w Erika, ten zaczął pokaszliwać, machając dłonią przed nosą, odganiając szarobure drobinki zawieszone w powietrzu. — Nie, gwoździe, to raczej nie problem. Ale trwałość magii...

Jeśli już się czegoś obawiał, to była to stałość zaklęć transmutacyjnych. Miał nadzieję, że wykorzystanie starych materiałów nie sprawi, że wykonane meble stracą nadmiernie na wytrzymałości. Gdyby ktoś jeszcze miał dołączyć do ich grona, to lepiej by było, gdyby pewnej nocy łóżko się pod nim nie załamało, bo magia osiągnęła swoje granice i nie mogła dalej uciągnąć wyczarowanej struktury.

— Dobrze, że Tobie przypadł do gustu, może jeszcze się do czegoś przyda. Osobiście, to zupełnie nie mój styl — skomentował, przechylając czubek głowy w bok, taksując Charliego zainteresowanym spojrzeniem, gdy ten dopasowywał pstrokaty kapelusz.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
22.01.2023, 19:49  ✶  
Spojrzała na brata wyraźnie zszokowana. Przyczyny jej oburzenia stały się jasne, gdy się odezwała.
I nie. Wcale nie chodziło o słowa o ciuchach.
- Przeczytałam Władcę Pierścieni, gdy miałam dwanaście lat, Narnię niedługo później, i to są Opowieści z Narnii, nie Baśnie o Narnii! Ostatnio to przerobiłam najnowszą książkę Franka Herberta – sprostowała, klepiąc go nawet lekko w rękę, jakby uważała, że zasłużyć na karę za wygłaszane herezje. – A ty nie dyskryminuj ładnych chłopców – rzuciła w stronę Rokwooda. Puściłaby jego słowa pomimo uszu, bo nawet przez sekundę nie potrafiłaby potraktować takiej uwagi poważnie, gdyby nie wyłapała podejrzliwego spojrzenia brata. Erikowi chyba ostatnio zaczynało przeszkadzać, że Brenna jest typem dziewczyny absolutnie nie przyciągającym uwagi mężczyzn, i w dodatku absolutnie tej nie poszukującym.
Biedna, nie miała pojęcia, że wynikało to trochę z tego, że chyba chciał odwrócić uwagę rodziny od samego siebie i tego, że ciągnęło go do randek z mężczyzną, nie kobietą.
- Nie patrz tak na mnie, braciszku, to tylko żart. Nie lubię tłoku, a wszystkich dziewczyn i chłopców Charliego nie dałoby się zmieścić pewnie nawet w szafie mamy – powiedziała, posyłając Erikowi promienny uśmiech. Wobec kogoś innego nie pozwoliłaby sobie na taki żart tuż po tym, jak stracił bliskie osoby. Ale Rokwood sprawiał wrażenie, jakby było mu wręcz łatwiej, gdy rezygnowało się przed nim z powagi. I tak ugryzła się w język, by nie dodać jeszcze coś o tym, że nie ma mowy, by umawiała się z dziećmi. To mógłby wziąć już do siebie.
Do przemyśleń Erika o siatce znajomych Brenna mogłaby dodać jeszcze coś w stylu: mamy masę znajomych, bo jestem pajacem i potrafię podejść do obcego człowieka, a potem zaprosić go na obiad. To znaczy teraz już trochę rzadziej, bo może okazać się szpiegiem Voldemorta, ale kiedyś robiłam takie rzeczy regularnie.
Nie wiedziała jednak, co chodziło im po głowach, nijak więc nie mogła tego skomentować.
- Myślę, że Nora pokaże ci co i jak, a później głównie będziesz podawał rzeczy klientom i odbierał zapłatę. Jeśli jesteś w stanie w miarę szybko liczyć, to już sporo. A w kawiarni pewnie przyda się mężczyzna…
Za dnia w końcu ludzie przychodzili tam głównie po słodycze, ale wieczorami mogła trafić się różna klientela. I chociaż dzięki magii nawet niska kobieta mogła być niebezpieczna, to Brennie zdawało się, że wielu czarodziejów ma w głowie zakodowane, że to barczysty mężczyzna jest groźniejszy. Choć w ich świecie rzadko bito się przecież na pięści.
- Och, mama i Dora płakałyby nad pelargoniami, zajmę się więc tymi grządkami sama – parsknęła, bez protestów wręczając Charliemu kapelusze. – Jeśli interesuje cię coś jeszcze, to w sąsiednim pokoju tuż przy drzwiach jest kupka kartonów z przedmiotami, które chcę wyrzucić. Po lewej. W głębi pod oknem ułożyłam te, które mogą, ale nie muszą się przydać, w nich też możesz dowolnie grzebać – poinstruowała. Te, które uznała za potencjalnie przydatne i zamierzała wykorzystać albo wiedziała, że pewnie kiedyś będą jeszcze użyte, ułożyła gdzieś indziej. – Czy te mogę wynieść, czy zamierzasz w nich chodzić? – dodała poważnie, demonstrując kapelusz z sępem oraz drugi, zeżarty przez mole.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#17
24.01.2023, 00:38  ✶  
Tytuł, o którym wspomniał Erik obił się Charliemu o uszy, tak na pewno słyszał o jakiejś Narnii i to w temacie szafy. Na Władce Pierścieni już miał coś mówić, ale się powstrzymał, dając Brennie dokończyć. Miał brzydki nawyk przerywania innym, chociaż starał się nad nim panować, zwłaszcza gdy rozmawiał z kimś innym niż Heather i Cameronem, to chęć wypowiedzenia swoich myśli natychmiastowo, danie upustu ekscytacji była często zbyć silna. Jeżeli czekał zbyt długo, to zdarzało mu się zapominać, co w ogóle miał na myśli, a wtedy tylko się irytował. Sam potrafił nawijać jak katarynka, czasami przez to nie słuchał innych, ale nie robił tego specjalnie, po prostu miał w sobie za dużo energii, aby całą ją w sobie utrzymać na raz - przynajmniej zazwyczaj, teraz bywało różnie. Z powodu śmierci bliskich zamknął się trochę w sobie, a utrzymywanie na barkach tak dużo smutku i poczucia winy mogło zgnieść nawet najsilniejsze iskierki szczęścia i ekscytacji, sprawić, że człowiek położy się pod kołdrą i nie wstanie przez następne trzy dni, nawet jeżeli miałby patrzeć w sufit, liczyć rysy na drewnie czy swoje własne oddechy.
- Władca Pierścieni ma zajebiscie ciekawe lore, zwłaszcza jak się wcześniej przeczytało jeszcze Hobbita. Czytałaś? - zapytał ni z tego, ni z owego skoro temat ciągnał się od jakiegoś czasu. Wczesniej się w niego nie włączał, bo tez dotyczył bardziej prywatnych i rodzinnych historii Longbottomów, zwiazanych czy to z ich matką, czy po prostu z młodością. Nie miał nic przeciwko słuchaniu tego, ale dodawać nic nie musiał, a nawet nie chciał. Doskonale znał takie rozmowy, sam miewał ich sporo z Fineasem, kiedy wszystko było łatiwejsze i nie musiał myśleć o bracie w czasie przeszłym ani o tym, czy nie naraziłby go na coś swoim zachowaniem. Na poprawienie się w ostatniej kwestii było już za późno, dopuści do czegoś, co było jego koszmarem od dwóch lat. Powinienem był posłuchać Sauriela, pomyślał, pozwalając negatywnym scenariuszom wziąć górę, gdy Longbottomowie wymieniali pomiędzy sobą kolejne zdania i spojrzenia.
Otrząsnął się dopiero, gdy temat zszedł na chłopców i kapelusze - same najważniejsze sprawy.
Zamrugał pare razy na komentarz Brenny, ale uśmiechnął się filuternie, pokazując przy tym rządek zębów. Uśmiech człowieka, któremu płeć nie sprawiała różnicy, liczyło się piękna, uciecha i dobrze spędzony czas.
- Od razu by się nie dało zmieścić, ja jestem otwarty na nowe osoby, jak nie ma przestrzeni, zawsze można ją zrobić - zaśmiał się pod nosem, definitywnie po prostu kontynuując żart. Spojrzał na Erika trochę przepraszająco, bo wyłapał w słowach jego siostry, że ten mógł być poniekąd zaskoczony taką otwartością. Nic innego nie zamierzał w tej sprawie zrobić, dla niego były to tylko niewinne, słowne igraszki, które nie miały żadnego pokrycia. To znaczy - nie musiały mieć. Wszystko zależało od tego, jak osoba, do której słowa były kierowane reagowała na ich wydźwięk, a Charles przeszedł już przez całą gamę. Od dostania w twarz przez neutralność, złość, szczęście, zawstydzenie i euforię. Wszystko było względne, ale miał jedną zasadę - warto było spróbować, aby przynajmniej wybadać grunt.
- Skoro tak mówicie. Skoro transmutacja mi jakoś idzie, to gotowanie też nie powinno być takie trudne. Sprzedawanie rzeczy tym bardziej, przyda mi się rozmowa z ludźmi, wtedy łatwiej nie myśleć o niektórych sprawach - przyznał szczerze i wzruszył ramionami, zupełnie jakby fakt, że musi w sobie dusić te wszystkie emocje był chlebem powszednim. Fakt, żył przez ostatnie lata w lęku, że na okładce gazety zobaczy twarz któregoś z członków rodziny, może nawet Fineasa, którzy będą oskarżeni o atak na czarodziejów o mniej czystej krwi, ale sytuacja, w której znajdował się aktualnie i żałoba, z którą tak naprawdę kompletnie sobie nie radził, a spychał na dno świadomości, to kompletnie inne kwestie - I żartowałem z tymi kwiatami, przekopie ci te grządki. Nie mam doświadczenia akurat z pelargoniami, ale z innymi roślinami już tak. - nie trzeba było eksperta, aby się domyślić o jaką dokładnie zieleninę mu chodziło.
Spojrzał na proponowane przez Longbottom kapelusze i zmarszczył brwi, jakby faktycznie zastanawiał się nad ich wzięciem.
- Nie, wiesz, chyba sobie odpuszczę. Ale może Erik się skusi, skoro ten fioletowy majstersztyk to nie jego styl? - poprawił brokatowe nakrycie głowy, a bardzo ostentacyjnym geście.
- Magia powinna wytrzymać jakiś czas. Możemy się postarać złożyć te meble ręcznie, w sposób nie-magiczny, a potem najwyżej posłużyć się zaklęciami transmutacyjnymi, jeżeli będzie trzeba. Najwyżej będzie się je regularnie odnawiać i sprawdzać. Lepiej tak, niż budować wszystko od zera, tak mi się wydaje - wciąż nie ściągał kapelusza z głowy.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#18
24.01.2023, 01:47  ✶  

— Niektórym obsesjom zdarza się wrócić po długim czasie. Kto wie, może to pora na ponowne przeczytanie całej serii? — skomentował, nieco na siłę szukając logicznego wytłumaczenia, które sprawiłoby, że znalazłby się na prowadzącej pozycji w ich małej wymianie zdań.

Zmarszczył brwi, słysząc nazwisko Herberta. Czy książka ta rzuciła mu się gdzieś w oczy podczas lektur Brenny w posiadłości? Możliwe, siostrze zazwyczaj towarzyszyło sporo książek, jeśli nie była akurat pochłonięta załatwianiem spraw służbowych lub nieco bardziej utajnioną działalnością, w jaką się ostatnimi czasy angażowali. W gruncie rzeczy sam ostatnio nie miał zbyt wiele czasu na czytanie. Miał wręcz wrażenie, że częściej czytał korespondencję, czy jakąkolwiek powieść.

Mogłoby już nadejść to lato, pomyślał, spoglądając w okno z niejaką tęsknotą. Oby przetrwać Beltane, badania z Castielem i może nawet uda mu się nieco odpocząć, gdy temperatury w końcu przestaną wariować, a pogoda nie będzie zmieniała zdania co pięć minut. Zamrugał, słysząc komentarz Brenny, wbijając w nią na moment skonfundowany wzrok, żeby potem przenieść go na Rookwooda. Że co? Że mówiła o nim? Cóż, nie wstydził się swojej aparycji, jeśli o to chodziło. Na wszelki wypadek przeczesał sobie włosy dłonią.

— Kto wie, może jak przyprowadzi kogoś w Twoim wieku, to znajdziesz swoją bratnią duszę. Taką zapracowaną, niecierpliwą i sypiającą dwie godziny na dobę — dorzucił, trącając lekko Brennę ramieniem.

Nie miał nic złego na myśli, chociaż musiał przyznać, że wizja, gdzie dziewczyna znajduje faktycznego, prawdziwego chłopaka mocno by go zaskoczyła. Nie łatwo było dorównać temperamentem i... swego rodzaju intensywnością działań jego siostrze. Ktoś, kto byłby w stanie to zrobić zasługiwał na medal, a matka na pewno bardzo chętnie by go poznała.

— Ekhm, cóż... Dom jest duży, a chata ogrodnika zapewnia prywatność. Gdybyś chciał zaprosić większą ilość znajomych na jakąś... zabawę — mruknął. Bezpośredniość tego chłopaka sięgała sufitu. Nie miał bladego pojęcia, czy uznać to za coś pozytywnego, czy wręcz przeciwnie. Na pewno nikt w jego towarzystwie nie miał problemów ze zidentyfikowaniem jego intencji.

Skrzywił się, gdy Brenna pokazała kolejny eksponat, którego miejsce powinno być raczej w muzeum, niż rodzinnej szafie. Odsunął się o dwa kroki na wszelki wypadek, gdyby siostra dla żartu postanowiła położyć to okropieństwo na jego głowie.

— Może nie orientuje się w najnowszych trendach, ale nawet ja wiem, że takie cuda wyszły z mody parędziesiąt lat temu. Jak nie lepiej. — Spojrzał kwaśno na kapelusz z sępem. Biedny zwierzak. Świadkiem jak wielu potworności musiał być świadkiem, gdy poprzedni właściciel bądź właścicielka zabierała go na bale i bankiety? Erik aż się wzdrygnął na samą myśl.

Pokiwał głową, akceptując wyjaśnienia Charliego. Cóż, to brzmiał całkiem logicznie. Złożenie mebli, nawet częściowo, własnymi rękami gwarantowało większą trwałość konstrukcji na wypadek, gdyby zaklęcia nie wytrzymały wystarczająco długo. Zanim jednak dojdzie do tego rodzaju testów minie jeszcze trochę czasu. Może i udało im się ustalić dalszy plan pracy, ale wciąż zostało im wiele do zrobienia, jeśli mieli przystosować poddasze do standardów, chociaż minimalnie podobnych do reszty domu. Erik westchnął ciężko. Trzeba było brać się do roboty.


Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3444), Erik Longbottom (4477), Julien Fitzpatrick (3306)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa