• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[11.07.1972] Nie Laurent tylko Laura | Laurent & Victoria

[11.07.1972] Nie Laurent tylko Laura | Laurent & Victoria
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#21
04.12.2023, 13:28  ✶  

Nie chciałby słyszeć o tym w kółko i uparcie, że powinien jakąś znajomość zerwać, nie kontynuować jej, że jest dla niego szkodliwa. On chociaż sobie zdawał z tego sprawę, że szkodliwa była, a Victoria zdawała się to pomijać. Może chciała, a może do niej samej to nie docierało - historia serca bywała pisana różnymi piórami, a niekiedy nawet malowana farbami i kreślona szminkami do kobiecych ust. Ponieważ nie chciał o tym słuchać - nie mówił. Były takie sprawy, na które czasem zaradzić nie mogłeś logiką, jeśli ta nie była zbyt silna w twojej własnej głowie. A czasem jeśli nie miałeś kogoś, kto pewne głupoty z niej wytłucze. Akceptacja. Obojętnie, czy rzecz, która się działa była świeża czy nie należało akceptować to, czego pragnie druga strona, bo w innym wypadku można było tylko doprowadzić do niepotrzebnych kłótni. Laurent miał problem, żeby znajdować poziom, gdzie pomoc jeszcze była chciana, a gdzie narzucana. Szczególnie, kiedy temat był świeży. Kiedy Victoria jeszcze nie poukładała sobie wszystkiego, kiedy to w niej buzowało. Gdyby mógł to by jej chyba nie wypuszczał z objęć. Była taka delikatna, krucha, tak bardzo potrzebowała oparcia. Najchętniej zabrałby ją gdzieś daleko... a może to nie było niemożliwe?

- Może chciałabyś gdzieś wyjechać na weekend? - Dla aurorów pojęcie weekendu było bardzo mgliste. Wszystko raczej zależało od tego, ile było pracy i co było tą pracą. To tak samo jak te godziny funkcjonowania - jesteś, kiedy jesteś potrzebny. Ale "weekend" dla niego tak samo nie istniał pojęciowo. W zasadzie w weekendy miał największy ruch naturalnym stanem rzeczy. Ten "weekend" w wydaniu ich dwójki oznaczał tyle co dwa dni wolnego. Bo dlaczego nie? - Myślałem, żeby rozejrzeć się za domem we Włoszech. Krewna Florence ma domek, moglibyśmy się wybrać. - Zaproponował, znów do niej podchodząc, taki nagusieńki, żeby ją objąć i cmoknąć w policzek, przygładzając włosy. Chociaż teraz czas wyjazdom nie sprzyjał - z bardzo wielu powodów. - Dziękuję, że mi powiedziałaś. - Że wyjaśniła, co się dzieje. - Daj sobie czas. Tyle czasu, ile potrzebujesz. Zawsze ci pomogę. - Cokolwiek by się nie działo i o czymkolwiek nie chciałaby pomówić. Bo nie musieli mieć wcale tego samego zdania, choć odmienność tego zdania w ich wypadku bywała wielką rzadkością.

- Nie sprawia. - Nie było jednak żalu w jego głosie czy zwątpienia, ból ani smutek nie odnalazły ujścia w jego oczach, kiedy znowu odkleił się od zimnej skóry Victorii i pozwolił jej pomóc założyć sobie biustonosz. Śmiesznie duży jak na niego, ale wystarczyło go dopasować zaklęciem - tak jak sukienkę. W zupełności wystarczy. Nie chciał się zastanawiać i wątpić, czy Edward zabrał go tylko dlatego, że był taki podobny. Nie chciał stawać przed siostrą i macochą i widzieć, jak bardzo od nich odstaje i jak nie pasuje do rodzinnego obrazka. Ale nie miał na to wpływu. Chęci czy niechęci nie miały tu znaczenia. - Mi się wydaje, że wręcz przeciwnie. - Uśmiechnął się delikatnie. Był przyzwyczajony do tego, że pieniądze były w ciągłym ruchu - inaczej upływały i z wielkiego kopca skarbów robiło się nic. Ten świat wpływowych czarodziei czystej krwi był za mały, żeby jego elementy nie przenikały się. Chociaż rzeczywiście interesom Lestrange i Prewettom nie było po drodze. - Przynajmniej jeśli chodzi o czysty biznes... albo wychowywanie dzieci. - Gdzie to zawsze rodzic najlepiej wiedział, co dla nich dobre. I jakoś tak to dziwnie było, że rodzice często świetnie się dogadywali gdy przychodziło do obgadywania ich pociech.

- Ślicznie. - Pochwalił, przesuwając różdżką, żeby dopasować bieliznę do swoich rozmiarów, oglądając tę delikatną koronkę z każdych stron. Materiał przyjemnie leżał na skórze. Wsunął na swoje ciało sukienkę, pozwalając Victorii zapiąć na plecach od niej guziczki i również powtórzył ruch różdżką, żeby dobrze dopasować do swojej sylwetki i wzrostu materiał i sposób, w jaki się układał. - To będzie dobry dzień. - A jakie będą następne to czas jeszcze pokaże.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
04.12.2023, 21:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.12.2023, 19:55 przez Victoria Lestrange.)  

Takie naciskanie na drugą stronę, bo coś wydawało nam się dobre albo złe, rzadko kiedy przynosiło dobre skutki. Można było przekazać swoją opinię, nakierować, że może to nie jest najlepsza decyzja, ale mając tak naprawdę jedynie ochłapy informacji i wizję jedynie z jednej strony, i to niepełną, można było narobić tylko szkód. I ileż można było tego słucha; to też nie tak, że Victoria się motała, że raz była na nie, raz na tak, raz na nie, znowu na tak i tak w kółko – była kobietą, która raczej nie rzuca pochopnie słów na wiatr. Nie wiadomo wcale co przyniesie przyszłość, Victoria tego nie wiedziała, tak jak z tyłu głowy miała przeświadczenie o kruchości ludzkiego życia, tym bardziej podbite doświadczeniem Limbo na własnej skórze i spotkaniem z martwymi. Czy to, że była Zimna, ją w końcu nie zabije? Ile miała tak naprawdę czasu? To przez wizytę w Limbo przestała się wzbraniać, wiedziała to, bo wtedy zrozumiała, że może zginąć w każdej chwili, a raz się żyje. Dlatego tak ją martwiło to, że Sauriel dostał drugą szansę na życie, a tak naprawdę to co z nią robił? Marnował ją. „Roztrwoniła miłość ziemską, odsprzedała przeniebieską.” Ale to fakt, nie chciała o tym słuchać w kółko, drażniło ja to niepomiernie. Że podjęła swoją decyzję i jest ona tak krytykowana przez bliskie jej osoby – ale kiedy pozwalała, by to inna osoba kierowała jej życiem, to też nie było dobrze. Nie dało się zadowolić wszystkich. I naprawdę nie była gotowa na słowa krytyki, nie kiedy w końcu nabrała odwagi na rozwinięcie skrzydeł tak, jak umiała, nie wtedy, gdy w końcu w jakiś sposób postawiła się rodzinie – i stawiała przy tym swoje pierwsze, chwiejne kroki.

Nagła propozycja Laurenta zupełnie ją zaskoczyła. W biegu wszystkiego co się działo, zapomniała dać sobie jakikolwiek odpoczynek, taki prawdziwy, a nie wymuszony zwolnieniem od lekarza z powodu niezdolności do wykonywania pracy. Było widać jej zaskoczenie, bo zamrugała oczami, jakby opowiedział jej jakąś całkowicie egzotyczną nowość, jakby słowa, które wypowiedział, usłyszała pierwszy raz w życiu i próbowała zrozumieć ich znaczenie. Właściwie… dlaczego by nie? Czy była coś winna Ministerstwu i ludziom? Czy nie mogłaby wziąć urlopu i wyjechać, odpocząć, nabrać dystansu?

– We Włoszech? – powtórzyła za nim, kiedy już zbliżył się do niej i ją przytuliła, a Victoria mogła poczuć pod palcami jego gładką skórę. – Czemu nie – uśmiechnęła się, czego nie mógł zobaczyć, ale usłyszeć już tak. Victoria doskonale wiedziała, że Laurentowi bardzo się Włochy podobały. – Bardzo chętnie. Dawno gdzieś razem nie byliśmy – powiedziała i pozwoliła na to, by chwilę tak się obejmowali, nim nie tknęło ją, że przecież musi mu sprawiać dyskomfort swoim chłodem. Dość gwałtowanie zabrała ręce i się odsunęła. – Wybacz, ciągle zapominam jaka jestem zimna – wiedziała, że można się do tego przyzwyczaić, tak jak ona przyzwyczaiła się do Sauriela, chociaż ich kontakt fizyczny był raczej sporadyczny. – To ja dziękuję – powiedziała cicho i z jakąś taką czułością spojrzała w oczy Laurenta. Jakaż szkoda, że nie można sobie wyło wybrać, w kim się zakochało, prawda? Oboje mogliby mieć dużo prostszą sytuację w życiu, jednak… serce nie sługa.

– Nigdy nie jest się dokładną kopią – odpowiedziała na jego słowa, bo choć wypowiedziane bez żalu, to skoro nie sprawiało mu to przyjemności, to chciała coś na ten temat powiedzieć. – Można być podobnym, ale to nigdy nie jest jeden do jednego. To mogą być małe rzeczy. Mi też mówią, że jestem skórą ściągniętą z matki, ale nie mogłybyśmy być bardziej od siebie inne – czyżby? W głębi serca Victoria widziała pewne cechy, które z matką dzieliły. Ale rzeczywiście nie były takie same, tak z wyglądu jak i z charakteru. No i przy tym nadal w jakimś tam stopniu nosiła też cechy ojca – jak oliwkowa cera. – Mi się podobasz taki jaki jesteś, o ile to cokolwiek znaczy – bo może go to nie obchodziło. Ale tak było. Może nie był mężczyzną w jej typie, ale tak w gruncie rzeczy, to nie patrzyła na ludzi w ten sposób – czy ktoś jest albo nie w jej typie.

Pozwoliła sobie na delikatne przejechanie dłońmi po klatce piersiowej i piersiach Laury – jednak nie był to w żadnej mierze dwuznaczny gest, czy taki, który niósł za sobą jawną intencję grzechu, lecz chciała wyczuć czy wszystko dobrze leży, odpowiednio ponaciągać paseczki, sprawdzić, czy wszystko przylega tam, gdzie ma przylegać – jak najlepiej bez czarów wszystko dopasować. Miała nadzieję, że majtki jakie mu wcisnęła, nie będą mu spadać, bo były do kompletu z biustonoszem. Jakby tak stanąć z boku, to kim dla siebie byli, skoro Victoria pożyczała mu swoją bieliznę? Bo to już mocno wykraczało za zwykłą… jakąś tam znajomość.

– Może… Ale wierz mi, wystarczyłoby, że twój ojciec powiedziałby kilka zdań, które nie spodobały się Isabelli, albo zrobiłby coś nie po jej myśli… – mruknęła. Kto wie? Może w przeszłości mieli ze sobą styczność? Może Isabella tak go nie cierpiała, że teraz po prostu nie wchodzili sobie w drogę? Bo jakoś tak to się jawiło w głowie Victorii – że pomimo jak widać podobnych metod wychowawczych, to raczej nie pałaliby do siebie miłością.

Zaraz pomogła Laurentowi przywdziać jej sukienkę, odpowiednio naciągnąć materiał, wszystko pozapinać, wygładzić… Spojrzała na niego z odległości kilku kroków i się uśmiechnęła.

– Oczywiście, że będzie, ale tak cię stąd nie wypuszczę. Bez odpowiedniego uczesania i makijażu to ta czerwień cię przytłoczy i w niej zginiesz – bo była wyzywająca, a Laurent miał taką delikatną urodę… Nie zamierzała mu robić żadnej tapety typu szpachla, a spróbować podkreślić te jego piękne niebieskie oczy i leciutko zaróżowione policzki. Blond naprawdę dobrze pasował do czerwieni. – Chcesz zrobić jakieś zdjęcia przed i po?

– Tak mi przyszło do głowy… – mruknęła w trakcie, kiedy już miała naszykowane wszystkie kosmetyki, Laurent siedział rozwalony na fotelu, a Victoria nawet wepchnęła kolano na siedzisko, by wygodniej się nachylić nad przyjacielem, któremu właśnie łaskotała delikatnie pędzelkiem powieki, nakładając i rozcierając cienie. – Widzę, że ci się podoba i tak sobie pomyślałam… A co jeśli byś mi zostawił trochę swoich włosów z teraz? Mogłabym uwarzyć dla ciebie eliksir wielosokowy i może mógłbyś częściej wchodzić w tę wersję? Wiesz… Nie mówię, że to by na pewno podziałało, to w końcu kawał poltergeista, ale może akurat…? Co byś powiedział na taki eksperyment? – nie dało się zaprzeczyć, że myśli Victorii często schodziły do eliksirów, do warzenia, do… od jakiegoś czasu tez do eksperymentowania. Bawiła się miksturami w kwietniu, testując różne warianty i składniki, żeby dla Shafiqa uwarzyć eliksir powodujący zapomnienie rzeczy do godziny wstecz. I ciągle myślała nad substytutem krwi — nawet jeśli nie zagłuszyłoby to głodu wampira (nic nie mogło go zagłuszyć… oprócz kamienia filozofów najwyraźniej), to mogłoby zapewnić przeżycie, w przypadku braku dostępu do czyjejś tętnicy. Tak samo jak myślała nad czymś, co powodowałoby miejscowy zanik bólu… To przyjacielowi miałaby nie zaproponować małego eksperymentu? Może niepotrzebnie robiła mu nadzieję, chociaż wyraźnie zaznaczyła, że nie wie, czy to w ogóle podziała, ale… dawała mu taką opcję. Mogli zobaczyć, co z tego wyjdzie, prawda? A myśli Victorii jak zwykle pofrunęły po różnych meandrach, wymyślając wciąż nowe rzeczy. Pod tym względem na pewno się nie zmieniła.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#23
04.12.2023, 23:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.12.2023, 14:53 przez Laurent Prewett.)  

No właśnie - w biegu wszystkiego co się działo dlaczego mieliby tego nie zrobić? Logika podpowiadała, że właśnie dlatego. Właśnie dlatego, że się działo i że wymagało to jakiejś odpowiedzialności od nich. Że trzeba być na miejscu, gdyby... coś złego się stało. Ale oni też byli ludźmi. Bogowie, on był przeciętnym czarodziejem, który pracował ze zwierzętami. No dobrze, magicznymi stworzeniami. Niektóre lepiej było nazwać bestiami. Ona była aurorką, która ratowała ludzi. Wiele istnień. Robiła to jeszcze zanim wstąpiła do tajnych służb. Najciekawsze przypowiastki dotyczyły te bzdurnych zagadnień i chyba głównie przychodziły z biura brygadzistów, ale nie trudno było natrafić na jakąś szaloną osobę, która do kradzieży kury potrzebowała właśnie aurora. Szczególnie, kiedy ta osoba miała wpływy i pieniądze i ciężko było ją zatrzymać na samym wejściu. Tak, zasłużyli na to. Ona zasłużyła. Za swoją ciężką pracę, za oddanie, za to, jaka była kochana, wytrwała, jak chciała ratować świat, a przy okazji kogoś, kogo pokochała. Jak można było na niej zawsze polegać. Jaka była dobra. I on też zasłużył. Przecież też zrobił tu coś dobrego, prawda? Coś... cokolwiek. Bardzo chciał w to wierzyć i trochę osób mu powtarzało, że tak - że właśnie tak było. Mimo wszystkich nieudanych dziwnych związków, mimo tych przygodnych emocji plątających się ze sobą. Przetrwali, przeżyli. Te blizny też o tym świadczyły. Blizny, których nie próbował się pozbyć, bo podziwiał je przed lustrem tak, jak teraz podziwiał gładkie ciało bez skaz ukryte pod czarem transmutacji.

- Właśnie. Bardzo dawno nie wyjeżdżaliśmy wspólnie, a tobie przydadzą się krótkie, małe wakacje. Weź swój najlepszy strój, kupimy najlepszą butelkę wina i będziemy pili na złotym piasku pod parasolkami, studząc się w ciepłym morzu. - Przesunął dłonią prawie tak jakby już był w tym miejscu, razem z nią. I tak, to prawda, że do tego zimna dało się przyzwyczaić do pewnego stopnia. Był zawsze tak samo nieprzyjemny, ale można było się przygotować. Bardziej z tym oswoić. Laurent nigdy nie będzie tego postrzegał jako czegoś przyjemnego, bo przyjemne nie było. Było dziwne. - Nie szkodzi, Victorio. Nie krępuj się. Przecież ja nie uciekam od twojego dotyku. - Zapewnił ją, delikatnie ujmując te dłonie, którymi chciała uciekać, które cofała, a raczej którymi potrafiła to robić kiedy się orientowała, że przecież różnica ich temperatur jest duża. ZA duża. A kwestię daty wyjazdu? Jeszcze dogadamy. Przecież to było oczywiste, że się umówią. Że dadzą radę dogadać daty i terminy... ale to nie teraz.

- Macie podobną urodę, to prawda. - Nie da się być kopią. Tak, to prawda, nie da się być kopią. Chociaż podobno każdy ma swój odpowiednik gdzieś w świecie. Tak jakby oczy Matki chciały obserwować dwa różne życia z dwóch różnych perspektyw. Kto wie jednak, czy to prawda czy może jakieś dziwne hasła metamorfomagów, którzy chcą łatwiej wtapiać się w tłum i potem usprawiedliwiać to, że ktoś był widziany w dwóch miejscach jednocześnie. - Znaczy. Bardzo wiele dla mnie znaczy. - Uśmiechnął się do niej słodko, z wdzięcznością za te proste, ale ciepłe słowa. Przywykł do komplementów powierzchownych. Ale z różnych ust te komplementy potrafiły robić na nim wrażenie albo i niekoniecznie.

Pokiwał głową w potwierdzeniu, że rzeczywiście nie było wiele potrzeba, żeby tych dwoje się nie dogadało. Mocne charaktery potrafiły mieć scysje godne bogów, ale kiedy łączył ich interes to wyglądało to zgoła inaczej.

- Nie. Zdjęcie sobie zrobimy, jak już będę gotowa. - Przygładził sukienkę i usiadł przed toaletką, poddając się w pełni dłoniom Victorii. A te dłonie, jak miało się okazać, potrafiły czynić cuda. Układając włosy, rozczesując je, nadając ustom koloru, a oczom podkreślenia. By nic nie zaginęło, żeby on w tym nie zaginął... ona. Żeby ona nie zaginęła. Z ciekawością zaglądał do jej kosmetyków, na to, co robiła, jak robiła, jaką precyzję miała w swoich dłoniach. Ach, w końcu to Victoria. Musiało być idealnie. Doskonale. Podpytywał i zagadywał. A kiedy padła propozycja z jej strony otworzył szerzej oczy ze zdziwienia i zachwytu jednocześnie, spoglądając na Victorię w odbiciu lustra.

- Victorio... co za wspaniały pomysł! - Nie miał nic przeciwko temu, że groziła im porażka, bo nie wiadomo było, jak w zasadzie zadziała jego włos z tej przemiany, skoro to nadal... jego włos? Ale spróbować mogli. Był nawet więcej niż chętny do próbowania. Teraz to jawiło się jako świetny pomysł i doskonała zabawa. Tylko że nie do końca taką było. To miało namieszać w głowie, kiedy tylko ten długi i intensywny dzień się skończy.

Na końcu powstało ich zdjęcie, które miało uwieczniać tę chwilę.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (8581), Victoria Lestrange (9385)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa