Działanie było takie samo; powoli narastające ciepło wezbrało gdzieś w klatce piersiowej, rozgrzewając ciało i krew, aż wreszcie stało się nieprzyjemne. Potem już było tylko gorzej, bo wrażenie parło dalej i w końcu w głowie obydwu śmierciożerców pojawiła się nieznośna myśl, że palą się od środka. Krew wrzała im żyłach, skóra jakby pęczniała, sprawiając wrażenie jakby w czasie rzeczywistym rosły na niej bąble, zbierała się opuchlizna, jakby zaraz mięso miało zacząć odchodzić od kości, zmiękczone przez temperaturę. Ale kiedy patrzyli na siebie, na swoje ręce, wszystko było tak samo. Tak jakby nic im nie było.
Upadli na podłogę, skoszeni bólem który towarzyszył całemu doświadczeniu, mając wrażenie jakby, cóż, faktycznie mieli tutaj zaraz umrzeć. Wypaleni od środka, pozostawieni jako pusta, wysuszona skorupa.
A potem ogarnęła ich ciemność.
Cela w której znajdował się Nicholas była niewielka. Odrobinę niższa nić wzrost Traversa, nie pozwalając mu w pełni się wyprostować, jeśli spróbował to zrobić. Bo kiedy otworzył oczy, pierwsze co sobie uświadomił to to, że siedział na ziemi. Gdyby się położył, wymiary podłogi byłyby tak samo niewygodne, uniemożliwiając rozciągnięcie się i wyprostowanie kości. Na jednej ze ścian znajdowały się potężne, żelazne drzwi, a w nich małe okienko odsuwane od zewnątrz. Z jakiegoś jednak powodu było teraz uchylone, a zza niego słychać było niezrozumiałe głosy innych ludzi. Cierpiętnicze, pozbawione nadziei i pełne świadomości, że nie było stąd ucieczki. Świadomości, która opadła nagle na Nicholasa całym ciężarem.
Rodolphus leżał na czymś okropnie niewygodnym. Niby miękkim, ale miejscami coś wbijało mu się w plecy i uwierało. Nad nim znajdowało się ciemne niebo, ale w tej ciemności nie było typowego dla nieboskłonu błękitu, a raczej brudne odcienie czerwieni. Jeśli się rozejrzał, krajobraz był płaski, ciągnący się niemal po horyzont bez wzniesienia, drzew czy zarysu domów. A kiedy spróbował się unieść, podeprzeć rękoma, poczuł jak to na czym oparł dłoń ustępuje z chrupnięciem, a skórę oblewa lepka, sprężysta masa. Dłoń trwiła w ludzkiej czaszce. Nacisk sprawił, że zapadła się lewa strona twarzy, ale reszta pozostawała w miarę nienaruszona. Lestrange zobaczył jasne, skręcające się w loki włosy, znajome rysy twarzy i nieruchomo patrzące ku górze oko jego młodszego brata.
Palące uczucie ustąpiło całkowicie, pozostawiając za sobą jakiś odległy dyskomfort, jakby wspomnienie chwilowo umykało im i poddawało się aktualnej chwili.