24.01.2025, 15:41 ✶
Nie tak miało być - oczywiście, że w jego głowie nie tak miało być. Miał podejrzenie, że ten brokat miał trafić w jego twarz i być może w oczy, żeby go rozproszyć. To sugerowało mu, że Charles walczył na poważnie, a nie po to, by się po prostu poszarpać dla ujścia emocji. Nie mógł go winić: przecież gdyby sam chciał się poprztykać, to nie atakowałby najpierw pięścią w brzuch, a potem łokciem w plecy, by sprowadzić Mulcibera do parteru. Ale nie potrafił markować ciosów, bo i jego nigdy tego nie uczono. Gdy używał siły fizycznej - robił to tak, jakby od tego zależało jego życie. Nie oznaczało to, że zapominał kto stoi przed nim, ale nawet gdyby chciał, to nie potrafiłby zmarkować ciosu lub też włożyć w niego mniej siły.
- A jak? - mruknął, doprowadzając Mulcibera do łazienki. Chwycił go za dłoń, podsunął ją pod kran. - Brokat miał wylądować w moich oczach, nie twoich?
Zapytał z pozoru beznamiętnie, jednak głos mu zadrżał. Pytanie tylko czy z wyrzutu, czy drwiny - zapewne gdyby Charles mógł widzieć, to by zobaczył, że postawa Lestrange'a nie wskazywała na kpinę, ale cóż... Miał oczy pełne brokatu, nie mógł więc polegać na wzroku.
Radził sobie całkiem dobrze sam, więc Rodolphus mógł zrobić dwa kroki w tył, by przyjrzeć się, jak Charlie walczy z brokatem. On sam był nim pokryty, ale nie miał go we wrażliwych częściach ciała, więc na razie nie przywiązywał do tego wagi. Tyle co spróbował strzepnąć skrzący pyłek z rękawa, ale się nie udało. Westchnął ciężko.
- Że masz brokat w oczach, bo robiłeś świeczki. Nie muszą znać szczegółów - wzruszył ramionami, zapominając na chwilę, że chłopak nie może dostrzec tego gestu. Gdy padło kolejne pytanie, Rodolphus przeniósł spojrzenie na lustro, wiszące nad umywalką. Jego kość policzkowa była wściekle czerwona, oko miał przekrwione - jeżeli nie zadziała w porę, będzie straszył przepięknym, fioletowym siniakiem jutro w pracy. Odruchowo uniósł dłoń do policzka, by dotknąć skóry i ocenić szkody. Syknął, bo bolało. Adrenalina opadała, ciało zaczynało protestować na takie wygłupy. - Mam brata.
Odpowiedział wymijająco, bo przecież nie powie mu, że to nie brat, a ojciec i znajomi odpowiadali za jego edukację w tej materii. Ta odpowiedź powinna mu wystarczyć, przynajmniej na ten moment.
- Nic mi nie złamałeś, jest w porządku - Lestrange oparł się o framugę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wciąż obserwował Charlesa, który próbował wypłukać brokat z oczu. - Było idiotyczne i to na tak wielu poziomach, że nie wiem od którego mam zacząć.
Nie, nie był zły. Był... Rozczarowany. Nie tym, że się pobili, tylko dlatego, że chciał iść na Nokturn. Chociaż czy na pewno wiedział, gdzie ten Baldwin mieszkał? Nie miał pewności.
- Gdybyś poszedł do Malfoya, to by było po tobie, wiesz o tym, prawda? - może jednak Charles był głupi i nie wierzył, że to co chciał zrobić, było niebezpieczne?
- A jak? - mruknął, doprowadzając Mulcibera do łazienki. Chwycił go za dłoń, podsunął ją pod kran. - Brokat miał wylądować w moich oczach, nie twoich?
Zapytał z pozoru beznamiętnie, jednak głos mu zadrżał. Pytanie tylko czy z wyrzutu, czy drwiny - zapewne gdyby Charles mógł widzieć, to by zobaczył, że postawa Lestrange'a nie wskazywała na kpinę, ale cóż... Miał oczy pełne brokatu, nie mógł więc polegać na wzroku.
Radził sobie całkiem dobrze sam, więc Rodolphus mógł zrobić dwa kroki w tył, by przyjrzeć się, jak Charlie walczy z brokatem. On sam był nim pokryty, ale nie miał go we wrażliwych częściach ciała, więc na razie nie przywiązywał do tego wagi. Tyle co spróbował strzepnąć skrzący pyłek z rękawa, ale się nie udało. Westchnął ciężko.
- Że masz brokat w oczach, bo robiłeś świeczki. Nie muszą znać szczegółów - wzruszył ramionami, zapominając na chwilę, że chłopak nie może dostrzec tego gestu. Gdy padło kolejne pytanie, Rodolphus przeniósł spojrzenie na lustro, wiszące nad umywalką. Jego kość policzkowa była wściekle czerwona, oko miał przekrwione - jeżeli nie zadziała w porę, będzie straszył przepięknym, fioletowym siniakiem jutro w pracy. Odruchowo uniósł dłoń do policzka, by dotknąć skóry i ocenić szkody. Syknął, bo bolało. Adrenalina opadała, ciało zaczynało protestować na takie wygłupy. - Mam brata.
Odpowiedział wymijająco, bo przecież nie powie mu, że to nie brat, a ojciec i znajomi odpowiadali za jego edukację w tej materii. Ta odpowiedź powinna mu wystarczyć, przynajmniej na ten moment.
- Nic mi nie złamałeś, jest w porządku - Lestrange oparł się o framugę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wciąż obserwował Charlesa, który próbował wypłukać brokat z oczu. - Było idiotyczne i to na tak wielu poziomach, że nie wiem od którego mam zacząć.
Nie, nie był zły. Był... Rozczarowany. Nie tym, że się pobili, tylko dlatego, że chciał iść na Nokturn. Chociaż czy na pewno wiedział, gdzie ten Baldwin mieszkał? Nie miał pewności.
- Gdybyś poszedł do Malfoya, to by było po tobie, wiesz o tym, prawda? - może jednak Charles był głupi i nie wierzył, że to co chciał zrobić, było niebezpieczne?