Niełatwo było wyzbyć się pewnych przyzwyczajeń, odrzucić zachowania typowe dla siebie. Szczególnie, kiedy wynikały one z nie do końca przyjemnych doświadczeń nabytych przez lata. Nic nie działo się bez powodu, decyzje podejmowane w przeszłości często niosły ze sobą ciężar, który kształtował ludzi. Nie mieli łatwej przeszłości, ani ona, ani on. Sporo przeżyli, byli ludźmi z ogromnym bagażem, którego nie dało się po prostu wymazać. To miało w nich zostać na zawsze. Nie zmieniało to jednak faktu, że w przypadku Prue nadszedł moment, w którym postanowiła nieco zmienić podejście, spojrzenie na świat. Przyszło jej to bardzo łatwo, właściwie nie zastanawiała się nad tym zbyt długo. Nie było to szczególnie rozsądnie, ale chciała więcej, chciała poczuć, że żyje, a nie egzystować jak miało to miejsce przez ostatnie lata. Może nie narzekała na ten stan rzeczy, jednak nie świadczyło to o tym, że nie chciała sięgać po więcej. Niosło to ze sobą ryzyko - oczywiście, dystansowanie się gwarantowało brak emocji do których wolałaby nie wracać, ale przecież nie na tym polegało życie. Czasem i sparzenie się przynosiło jakieś korzyści. Zresztą w tym przypadku chyba lepiej było się skupiać na teraźniejszości, jasne, nie miewała w zwyczaju nie myśleć o przyszłości, ale w tym wypadku to było jedyną możliwością, żeby nie dać się pochłonąć czarnym myślom. Być może było to dla niej coś nowego, zupełnie innego niż dotychczas, bo Bletchley lubiła mieć gotowy plan na wszystko, najlepiej dziesięć lat do przodu, ale uważała, że warto spróbować.
Słuchała go w milczeniu, nie lubiła się narzucać, nie lubiła zadawać niewygodnych pytań, raczej po prostu wystarczało jej to, co sam chciał jej powiedzieć, chociaż dzisiejszy wieczór był przykładem tego, że mogło to być nieodpowiednim podejściem, bo i tak zastanawiała się nad niektórymi rzeczami, a nawet odpowiadała w swojej głowie na pytania, które mogła przecież mu zadać. Tak było chyba lepiej, prościej, dzięki temu uniknie domysłów i niepotrzebnej analizy, która aktualnie chyba przyniosła więcej złego, niż dobrego. - Tak, to może pozwolić nam uniknąć niedopowiedzeń. - Rozmowa przecież wystarczała, dzięki niej mogła wszystko sobie rozjaśnić i ułożyć w głowie. Tak jak dzisiaj. Wystarczyło zapytać, mogła to zrobić w zupełnie prosty sposób, tak właściwie najłatwiejszy z możliwych zamiast pozwolić domysłom truć jej umysł. - Moje myśli czasem nie są najbardziej optymistyczne. - Miał szansę zresztą to zobaczyć, z czego nie do końca była zadowolona, bo mogli uniknąć tej konfrontacji, gdyby tylko miała w sobie wystarczająco odwagi, aby zapytać wprost. Nie chciała jednak zbędnymi pytaniami popsuć tego, co udało im się stworzyć przez te kilka dni, bała się, że może to doprowadzić do pęknięć. Teraz jednak już wiedziała, jakie miał do tego podejście, będzie jej łatwiej w przyszłości, gdy znowu pojawią się jakieś wątpliwości. Nie wątpiła w to, że prędzej, czy później dojdzie do tego, że będzie musiała go o coś zapytać, i pewnie nie będzie to do końca wygodne, jednak skoro miała przyzwolenie, to zamierzała korzystać z tej możliwości.
Dostrzegła to spojrzenie, które nie potrzebowało słów. Wiedziała co ma na myśli, do czego zmierza. - Nie jesteś jedynym, który umie sobie radzić. - Jasne, nie była może wojowniczką, miała jednak inne metody, po które potrafiła sięgać, gdy robiło się niebezpiecznie. Mogło się wydawać, że jest słaba i krucha, ale to nie było prawdą. Miała w sobie naprawdę sporo siły, której nie było widać na pierwszy rzut oka. Zdawała sobie sprawę, że i na niej może się coś odbić, ale w czasach, w których przyszło im żyć ludzie umierali każdego dnia. Niebezpieczeństwo czaiło się za rogiem, śmierć przychodziła do tych, którzy się tego nie spodziewali, którzy na to nie zasłużyli. Każdy prowadził jakąś walkę, czy tego chciał, czy nie. Może nie były to te same problemy, jednak każdy przeżywał coś, co mogło go złamać. Niektórym dane było wylosowanie sobie gorszych scenariuszy, jednak nie warto było się poddawać.
Przymknęła oczy, zaczął ogarniać ją spokój, gdy znalazła się w jego ramionach, czuła się bezpiecznie, i tego potrzebowała w tej chwili. Nie było to nic wielkiego, ale po tych lękach, niepokojach, które się pojawiły naprawdę wiele dla niej znaczyło. Mogli trwać w swoim uścisku, to nie był koniec, mieli jeszcze czas na to, aby być razem. W tym momencie to było naprawdę wiele, bo przecież jeszcze ledwie kilka minut wcześniej miała co do tego wątpliwości, teraz wszystko się rozjaśniło.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie mogła nie zadać tego pytania, na pewno nie gdy sam je podsunął, podłożył się, wiedział, jak to się skończy, musiała go pociągnąć za język. To było całkiem naturalnym dla niej rozwiązaniem. Zresztą on robił to samo, korzystał z okazji, które się nadarzały.
Gdy usłyszała jego wytłumaczenie jej ramiona drgnęły, zaśmiała się cicho. - To spora odpowiedzialność. - Czy uważała to za nieco żenujące? Raczej nie. Spodziewała się, że raczej nie miał okazji, aby wchodzić w jakieś dłuższe, czy poważniejsze relacje, skoro ciągle był w drodze, to mogło to mocno utrudniać tworzenie czegoś poważniejszego. - Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz i nie zrażę Cię do posiadania dziewczyny. - Skoro miała być pierwsza, to wypadało, aby spełniła jakieś oczekiwania, bo pewnie je miał? Musiał jakieś mieć, każdy miał jakieś oczekiwania. - Faktycznie to odrobinę żenujące, ale tylko odrobinę. - Nie, żeby sama była szczególnie doświadczona w podobnych relacjach, jasne - miała kiedyś narzeczonego, ale to było coś zupełnie innego. Tam czuła nieco presję otoczenia, przekroczyła wiek, w którym wypadało się kimś zainteresować, to to zrobiła. Nie niosło to ze sobą zbyt wiele, postępowała tak, aby nikt nie zarzucał jej, że odstaje, a przecież i tak była pełna dziwactw, które musiała hamować i ukrywać, bo nie były one do końca akceptowalne. Teraz to co robiła było spowodowane tylko i wyłącznie tym, że naprawdę chciała to zrobić, dla siebie, nie dlatego, aby kogokolwiek uszczęśliwiać.
Podeszła do tego nieco przekornie, oczywiście, że chciała z nim tam pójść, jednak jej wypowiedź zabrzmiała tak, jakby nie miała innego wyjścia, jakby została postawiona pod ścianą, chociaż wcale tak nie było. Naprawdę miała zamiar mu w tym towarzyszyć ze względu na to, że po prostu chciała spędzić z nim czas, jak najwięcej czasu. - Jestem skłonna uwierzyć, że byłbyś w stanie to zrobić. - Nie zdziwiłoby jej to wcale, chociaż czy na pewno zrobiłby to swojemu przyjacielowi tylko po to, aby wmanewrować ją w odpowiedzialność za jego nieodpowiednie przygotowanie? Sprawdziłaby to chętnie, chociaż wolała jednak mimo wszystko znaleźć się z nim w Snowdonii. - Niespecjalnie martwi mnie gniew Greengrassa, nie boję się go wcale. - Co mógł jej zrobić? No nic, postrzelać piorunami z oczu pokazując swoje ewentualne niezadowolenie. Zresztą na pewno miał na głowie tyle spraw, że zapomniałby jej o tym wspomnieć, chociaż kto go tam wie. Czy była to gra warta świeczki?
- Ale faktycznie lepiej uniknąć ryzyka, zresztą chcę Cię zobaczyć w tym eleganckim wydaniu, musisz się dobrze prezentować w garniturze, to pewnie jedna z niewielu okazji, gdy będę miała szansę Cię takim zobaczyć. - Powiedziała bardzo lekko, jakby to faktycznie było jedynym powodem, dla którego chciała się tam z nim znaleźć. - Także nie zamierzam sprawdzać, czy spełniłbyś tę groźbę. - Zdecydowanie wolała po prostu spędzić ten czas z nim, tym bardziej, że dotarło do niej już, że z nikim innym się tam nie wybierał i chciał, aby znalazła się u jego boku.