• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[26.08.1972] Noc w Mauzoleum

[26.08.1972] Noc w Mauzoleum
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#31
23.10.2024, 12:47  ✶  

Z wyglądu był sobą. Nie wyglądało na to, jakoby przesiedział w więzieniu znacznie dłuższy czas. Na pewno nie lata. Nie miesiące. Dni? Godziny? Jedynie ubranie miał inne. Nie miał przy sobie swojej różdżki. Nie miał jak znaleźć wyjście z celi. Rozmówcy za ścianami nie uważał, aby byli pomocni. Siedział prawie skulony, gapiąc w posadzkę. Co jeżeli utknie tu na wieki? Nawet, jeżeli to nie jest sen? Iluzja? Klątwa umysłowa? Nie rozproszy magii bez odpowiedniego swojego narzędzia do rzucania zaklęć. Wciąż mimo całego strachu i wewnętrznych obaw, umysł podsuwał mu rozwiązanie z Eksterioryzacją. Po co się jej uczył? Aby móc uciec z klatki. Aby móc szukać wyjścia, rozwiązań w stanie, w którym go nikt nie zobaczy. Czy powinien zaryzykować?

Nie było to proste.

Przesunął się pod narożnik, między ścianami. Aby mieć drzwi na widoku. Skulił się, przyciągając nogi do siebie. W ten sposób będą go widzieli. Jakby może spał. Że tutaj był. Zamknął oczy, aby spróbować się skoncentrować. Mimo odczuwanego strachu, wewnętrznych obaw.
Jeżeli się powiodło. Wyszedłby z ciała i przeszedł w postaci astralnej przez drzwi, aby zobaczyć, co znajduje na korytarzu.


Rzut na nekromancję, aby użyć Eksterioryzacji.
Rzut Z 1d100 - 1
Krytyczna porazka


Rzut na percepcję, jeżeli powiedzie się Eksterioryzacja i zobaczyć co jest za drzwiami celi.
Rzut N 1d100 - 26
Akcja nieudana
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#32
24.10.2024, 09:55  ✶  
Czuł posmak eliksiru, który wypił, mimo że przecież ten nie miał w teorii żadnego smaku. A jednak oblepił jego przełyk, język i podniebienie. Gęsta ciecz, która spłynęła do żołądka, musiała rozlać się już po ciele i sprawić, że jego umysł zaczynał się gubić. Patrzył na martwe ciało ojca i... Nie poczuł nic. Wciąż był na niego wściekły za słowa, które wypowiedział. Musisz nauczyć się chronić swój umysł, by nikt poza mną nie wiedział, jak bardzo żałosny jesteś. Wspomnienie wydostało się na powierzchnię i sprawiło, że ból, który czuł, nabierał na mocy. Rodolphus zacisnął palce na rękojeści różdżki.
- I kto teraz jest żałosny? - syknął w stronę martwego, bezwładnego ciała, przygniatającego truchło jego matki. Nic już nie mógł dla nich zrobić: dla Rabastana i swojej matki. To chyba ciało Reynarda sprawiło, że na chwilę gniew znowu przebił się przez rozpacz i eksplodował. Jego wzrok ponownie powędrował w kierunku stojących na kopcu postaci. Ruszył tam, zdecydowany. Nie wiedział jeszcze co dokładnie zrobi, ale wiedział, że musi coś zrobić. Gubił się we własnych wspomnieniach i we własnym umyśle, sam wpadł w pułapkę, którą zastawiał na innych. Teraz miał jeden cel - kopiec. Nie patrzył już na ciała, po których kroczył, prąc do przodu, wiedziony wściekłością. Skupił się na jednym: dojść do celu. A potem... Cóż, nie miał planu. Rzadko to się zdarzało, ale przecież wiedział, że nie dało się w 100% przewidzieć wszystkiego. Chociażby tego, co się działo w tej chwili.
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#33
24.10.2024, 13:28  ✶  
Skorzystanie z umiejętności eksterioryzacji nie był takim złym pomysłem, przynajmniej w teorii. Praktyka jednak zweryfikowała wszelkie chęci plany. Może chodziło o atmosferę tego miejsca; ciężką i przytłaczającą, spod której ciężko było się wyrwać, ale kiedy tylko Nicholas skulił się pod ścianą, udając że śpi, i spróbował opuścić ciało, poczuł że coś jest nie tak. To było jak szarpnięcie, gdzieś wewnątrz, oplatające całą jego duszę i przez moment sprawiające że miał wrażenie, jakby całe jego jestestwo miało rozpaść się na kawałki. To było jak ból, rozrywający i otumaniający zmysły, wyciskający powietrze z piersi, ale przecież wciąż mógł oddychać, kiedy wstrząsnęło całym jego ciałem. Ale przez moment mężczyzna widział więcej, jakby w czasie od jednego do drugiego mrugnięcia powieką, świat wokół nieco zafalował i obrazy nałożyły się na siebie niezgrabnie, przypominając trochę podwójnie naświetloną kliszę. Jeden obraz był więzieniem. Jego kamiennymi ścianami, metalowymi drzwiami i palącym się za otwartym okienkiem światłem, a on siedział w kącie swojej celi. Drugi obraz to było jego omdlałe ciało, leżące na podłodze mauzoleum, kiedy obok niego w bezwładzie leżał Rodolphus. A potem wszystko wróciło do normy. Cóż... 'normy', bo z gwałtownym haustem powietrza Nicholas wrócił do swojej celi, z szaleńczo bijącym sercem i poczuciem że jeśli znowu spróbuje opuścić swoje ciało i znowu mu to nie wyjdzie, jego dusza roztrzaska się na kawałki i już na zawsze zostanie w niebycie, ni to martwy ni to żywy. W stanie w którym nawet limbo go nie przyjmie.



Ojciec mu nie odpowiedział, co było niewątpliwie plusem tej całej sytuacji, bo gdyby mógł zapewne wyrzuciłby z siebie kolejne szorstkie słowa. Pozostawał więc tylko kopiec i Rodolphus podniósł się wreszcie, ruszając w jego stronę już nie tonąc w poczuciu winy za matkę i Rabastana, a koncentrując na celu. Im bliżej kopca się znajdował, tym wyraźniejsza dla niego była jego struktura, wzniesiona z bielutkich czaszek i kości, jakby specjalnie oczyszczonych i wybielonych, żeby sprawiały jak najlepsze wrażenie. A potem też wyłowił schody, nieco pokrętne i wykrzywione, przez obłe kształty czaszek, ale dało się po nich w miarę bezpiecznie wspiąć na górze. Nie zmęczył się. Nie zasapał nawet i było w tym coś dziwnego, bo stopni było o wiele za dużo na spokojną wędrówkę, ale liczyło się to że dotarł do celu. Na samą górę.
Było coś znajomego w sylwetkach, które przed nim stały. Znaczy w jednej z nich, bo druga była zbyt oczywista, nosząc na sobie twarz jego Pana. Druga natomiast kryła się za maską Śmierciożercy, której wzór był... Rodolphusa. To była jego maska, jakby zdjęta z jego twarzy kiedy jeszcze był nieprzytomny i zaanektowana przez tajemniczego czarnoksiężnika. Jego sylwetka kryła się pod smolistą szatą, ale coś w głowie Lestrange'a podpowiadało mu, że zna tę osobę. Jakkolwiek jednak nie próbował, nie był w stanie pochwycić tej jednej konkretnej myśli z odpowiedzią.
Voldemort kiwnął głową w stronę swojego towarzysza i odwrócił się, ruszając przed siebie. Kości zafalowały, zaklekotały i Rodolphus nagle zdał sobie sprawę, że jeśli chciał stanąć obok Czarnego Pana, musiał pokonać jeszcze kawałek drogi. Drogi, którą zagradzała mu teraz tajemnicza postać.
- To wciąż ty - odpowiedział mu zniekształcony głos, jakby odpowiadając na wiszące nad nimi pytanie. - Rozpaczający za matką i bratem. Żałosne - w jego dłoni pojawiła się różdżka, gotowa do rzucenia zaklęć.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#34
24.10.2024, 13:45  ✶  
Jeszcze tego brakowało - że prowadziłby konwersację z trupem własnego starego. Chociaż zapewne byłaby łatwiejsza, bo przecież znajdował się w dużo lepszym położeniu niż jego ojciec (bo żył), to jakoś nie miał na to ochoty. Wciąż pamiętał to, co mu powiedział i wciąż pamiętał to, co mu zrobił. Umiejętność wdzierania się do wspomnień i wywlekania tych najbardziej bolesnych wbrew czyjejś woli była straszna. I chociaż sam to robił niejednokrotnie, to nie miał najmniejszej ochoty, by to się powtórzyło. Obojętnie czy rzuci na niego to zaklęcie ktoś z rodziny, czy obca osoba. Czy naprawdę był tak żałosny, że chciał zamknąć swój umysł i sekrety, które trzymał?

Nie. To były względy bezpieczeństwa. Miał dużo szczęścia, że Reynard szukał wyłącznie tego, co się stało z Bellatrix. Gdyby sięgnął głębiej, mógłby odkryć dużo gorsze wspomnienia, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Zarówno one, jak i relacje, które łączyły go z niektórymi osobami. Z Robertem, z Cynthią, ze Stanleyem czy Alexandrem. Zbyt głęboko tkwił w tym czarnym bagnie śmierci, by teraz móc tak po prostu pozwolić, by ktoś grzebał mu w głowie (ale czyż właśnie teraz to się nie działo?)

Gdy wspiął się po wykręconych, makabrycznych schodach, stanął w końcu na górze. Górze złożonej z idealnie wyczyszczonych kości i czaszek. Gdy tylko jego wzrok pochwycił sylwetkę Mistrza, zmusił się by nie pochylić głowy. Stłamsił ten odruch, bo przecież normalnie by tego nie robił, ponieważ Mistrz był w niebezpieczeństwie. Bo to nie on stał u jego boku, chociaż szata oraz maska należały do niego. Uniósł różdżkę. To wciąż ty. Widział jego ruch, widział jak wznosi własną różdżkę do ataku. Czy to była jego własna różdżka?

Normalnie pewnie by coś odpysknął osobie, która chciała zająć jego miejsce, ale takie rozmowy można było włożyć między karty powieści, w których toczyła się wojna między złymi i dobrymi. W prawdziwym życiu nie było czasu, by wdawać się w dyskusje, nawet jeżeli język świerzbił i nieprzyjemnie pulsował, by zadać słowne rany. Skoro już buzował w nim ten wściekły ogień nienawiści, postanowił z niego skorzystać i rzucić w stronę czarnoksiężnika zaklęcie, mające strawić go w całości. Bez półśrodków, nawet jeżeli miałby zabić samego siebie.

Rzut na kształowanie - utworzenie słupa ognia, na czarnoksiężnika w jego ciuchach
Rzut N 1d100 - 34
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 12
Akcja nieudana
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#35
24.10.2024, 15:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 15:20 przez Nicholas Travers.)  

Eksterioryzacja nie powiodła się. Nie było to jednak dobre miejsce na skoncentrowanie się i próbowanie wyjść z ciała, kiedy wokół panował… strach. Rozmowy z zewnątrz. Nie mógł się skupić. I choć próbował, omal sam się nie zabił. Obraz mu zafalował. Widział nie tylko rozpływającą się ścianę drzwiami celi, ale i inny obraz. Czy widział siebie i Rodolphusa na ziemi, nieprzytomnych?

Gdy tylko doszedł do siebie, chwycił się za koszulę w okolicy klatki piersiowej, mocno zaciskając. Łapał powietrze. Serce mu waliło. Mógłby zawału dostać. A przecież choroba była upierdliwa. Drugą ręką podparł się podłogi. Rozprostował nogi w miarę możliwości, pochylił lekko do przodu. Dochodząc do siebie, zdając sobie sprawę z ogromnego ryzyka, którym mogło być rozerwanie się jego własnej duszy, próbował też przywołać obraz tego co widział. Nie mógł jednak od razu uspokoić kołatającego bicia serca. Nie miał też dostępu do eliksiru, który by mu ulżył. Nie miał go też przy sobie.

Skierował spojrzenie w stronę drzwi. Okienka. Uchylonego. Dającego odrobinę światła. Czemu nie pomyślał o tym wcześniej.
Powoli podniósł się na równe nogi, wyprostował, przedzwaniając znów czubkiem głowy o sufit.

- Kurwa…
Przeklął do siebie bardziej. Skrzywiwszy się, mrużąc oczy. "Jak nie serce mi wysiądzie, to rozwalę sobie głowę." - skrytykował sytuację bardziej do siebie w myślach. Zmusiło go do skulenia się odrobinę, podejścia do drzwi, które też nie pocieszały najpewniej swoją wysokością. Pochylił się, aby spojrzeć przez uchylone okienko. Ostrożnie spróbował wysunąć bardziej skrzydło drzwiczek, jeżeli takowe było, aby zobaczyć nieco szerszy obraz, co tam było. Do światła jednak musiał się przyzwyczaić wzrok, o ile nie oślepnie od razu.

Rzut na percepcję, czy zobaczę coś przez okienko drzwi celi.
Rzut N 1d100 - 42
Slaby sukces...
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#36
24.10.2024, 16:27  ✶  
Rodolphus postanowił milczeć, dając sobie spokój z wszelkimi komentarzami i zamiast tego wyciągając różdżkę. Szybkie spojrzenie na przeciwnika nie pozwalało mu jednak jednoznacznie stwierdzić jak prezentowała się jego własna broń i czy była podobna do tej, która właśnie trzymał Lestrange. Niewymowny machnął nadgarstkiem, chcąc wyczarować słup ognia i w ten sposób zaatakować oponenta, ale... nic się nie stało. Poczuł jak magia, nawet jeśli odpowiednio zebrana wyuczonym gestem, nie płynie tak jak powinna. Ale nie mógł też zbytnio się nad tym zastanawiać. Nie, kiedy jego przeciwnik zrobił dokładnie to samo.
Lestrange najpierw poczuł ciepłe powietrze, które go owiało od stóp do głów. I przez moment, przez ten ułamek sekundy, to było nawet przyjemne uczucie. Ale potem przyszedł skwar, kiedy płomienie podniosły się ku górze, otaczając jego ciało i oblizując je łapczywie. Rodolphus nawet gdyby chciał, nie mógł się powstrzymać przed krzyknięciem, bo żar był dotkliwy i niebezpieczny, szczególnie kiedy dopadł twarzy, wybijając go do przymknięcia oczu chociaż na chwilę.
Jak to było? Bez półśrodków, nawet jeżeli miałby zabić samego siebie.
rzuty śmierciożercy



Bolało, a trawione chorobą serce zdawało się potrzebować nieco dłuższej chwili by nadrobić zgubiony rytm i się uspokoić. Ale wreszcie wszystko wróciło do normy, oddech się uspokoił, a ból zniknął zostawiając po sobie jakieś wciąż obecne, ale dość odległe wspomnienie które dotyczyło raczej umysłu niż wrażenia samego ciała.
Wreszcie też, podniósł się z posadzki, biorąc sobie za cel znajdujące się w drzwiach okienko i spojrzał przez nie na korytarz. Wizjer, powiększony przez odsunięcie nieco dalej przysłaniającej go klapki, pokazał kamienne posadzki i ściany, oblane ciepłym światłem. Wystarczyła chwila, żeby Nicholas uświadomił sobie, że na przeciwko niego znajdowała się cela, ale trochę inna niż jego własna; ta zamiast zamurowanej ściany i żelaznych drzwi posiadała kraty, pozwalające zajrzeć do środka. Tam też siedziała sylwetka mężczyzny, który ubrany w pasiak siedział na posadzce i pisał coś palcem na podłodze. Wydawał się być wysoki, chociaż ciężko było powiedzieć kiedy siedział, a w świetle jaśniały blond włosy. Kiedy Travers natomiast rozejrzał się w jedną i drugą stronę odniósł wrażenie, że na ścianie gdzie znajdowała się cela mężczyzny nie było żadnych innych. Albo byli tu we dwoje, albo ktoś powinien zatrudnić lepszego architekta by zaprojektował to miejsce.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#37
24.10.2024, 17:03  ✶  
Bez półśrodków, nawet jeżeli miałby zabić samego siebie.

Gdy poczuł, że ogień ogarnia jego ciało, wrzasnął. To nie był zwykły krzyk, tylko wrzask pełen bólu i cierpienia. Nie miał pojęcia czemu śmierciożerca w jego ubraniach zmałpował jego ruchy, ale to go tylko bardziej wkurwiło. Ta emocja jednak, jak poprzednio, została gwałtownie zepchnięta na sam dół. Uciekaj, uciekaj, uciekaj dźwięczało mu w uszach, lecz wizja zdrajcy, który mógłby wbić sztylet w plecy Mistrza, gdy ten wziąłby go za niego... była nie do zniesienia. Nie mógł na to pozwolić.

Ostatkiem sił chciał rozproszyć magiczny ogień, trawiący jego ubrania i ciało, a potem w razie gdyby się udało, transmutować dziada w jakiegoś robaka.

Rzut na rozproszenie
Rzut Z 1d100 - 89
Sukces!

Rzut na transmutację typa w robala, jeżeli poprzedni rzut wyjdzie
Rzut N 1d100 - 18
Akcja nieudana
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#38
28.10.2024, 14:23  ✶  

Dziwne. Bardzo dziwne. Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł iż cela naprzeciwko była inna niż jego. Nie posiadała stalowych drzwi, ale kraty. Przez które było widać więźnia. Blondwłosego. Coś pisał na posadzce. Obok na ścianach nie dostrzegł żadnych innych drzwi ani krat. Konstrukcja budynku, czy raczej korytarza, była zadziwiająca. Błędna? Albo ze specjalnym zamysłem. Może wejścia do pozostałych, znajdowały się naprzemiennie po drugiej stronie? Dalej nie mógł zobaczyć. Małe okienko utrudniało widzenie szerzej. Było na dodatek wąskie. Czy to ta osoba z nim rozmawiała? Miało by sens.

Opadł na kolana, podpierając się dłońmi o drzwi. Usiadł, opuszczając lekko głowę. Próbował sobie przypomnieć to, co widział przez nie powodzenie z użyciem Eksterioryzacji. Trudno było mu stwierdzić, aby tamta wizja była realna. To było jakby wspomnienie? Śnienie? Przeszłość? Widział siebie oczami trzeciej osoby. Nie swoimi. Swoimi widział tutaj. Obecnie. Zamknięty w nieznanym miejscu. Nie był pewny, czy to Azkaban. Ale jeżeli tak ma wyglądać jego życie. Lepiej zniknąć. Nie cierpieć. Może powinien zaryzykować ostatni raz.
Westchnął.

Wspomnieniami przywoływał sobie obraz matki, ojca, brata, siostry. Nauczyciela, mentora, dzięki któremu doszedł tak daleko. Najważniejsze osoby w swoim życiu.

Usiadł tak, aby oprzeć się plecami o drzwi. Nogi skrzyżował ponownie w siad turecki. Złączył dłonie ze sobą i zamknął oczy. Wziął kilka głębokich oddechów i ponownie spróbował skupić się, skoncentrować. Użyć Eksterioryzacji, aby wyjść z ciała i spojrzeć chociażby na to, kto siedzi w celi naprzeciwko. Co napisał na posadzce. Nie miał żadnych narzędzi pomocnych, dzięki którym poszłoby mu znacznie łatwiej. Kadzideł i świec. Jeżeli umrze, trudno. Będzie wiedział, że swoje zrobił. I to jest granica, po której albo jego dusza zostanie rozszarpana, albo spotka się ze śmiercią. Może to będzie także dla niego klucz do poznania tajemnicy horkruksów? Właśnie chwilę temu poznał uczucie, naruszające duszę. Ten ból…


Rzut na nekromancję, aby ponownie użyć Eksterioryzacji.
Rzut Z 1d100 - 85
Sukces!


Rzut na percepcję, gdyby Eksterioryzacja się udała, aby wyjść jako dusza z celi i spojrzeć kim jest osoba naprzeciwko i co pisze na posadzce.
Rzut N 1d100 - 59
Sukces!

Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#39
12.11.2024, 05:37  ✶  
Zaklęcie Rodolphusa zostało związanie poprawnie, może podsycane jakąś usilnie pchającą go do przodu powinnością, by nie pozwolić aby impostor zajął jego miejsce przy boku Voldemorta. Udało się i ogarniający go do tej pory ból ostygł, kiedy tańczące dookoła niego płomienie rozprysły się pod wpływem magii. Nieprzyjemne uczucie pozostało z nim jednak, nawet jeśli teraz przytłumione, niosąc ze sobą swąd nadpalonego ubrania i włosów. Nie mógł widzieć niczego pod maską swojego przeciwnika, ale w tym momencie, szczególnie kiedy machnął ponownie różdżką, chcąc przemienić go w robaka, był nagle absolutnie przekonany że tamten się uśmiecha. Lekko, samymi kącikami ust, ale w ten jakże pełen wyższości sposób. A grymas ten tylko się powiększył, kiedy sam splótł zaklęcie, powtarzając dokładnie te same zamiary które miał Lestrange i nawet jeśli śmierciożerca próbował instynktownie obronić się przed atakiem, rozpraszające zaklęcie okazało się niewystarczające.

Świat który otaczał Rodolphusa nagle stał się ogromny, a jego perspektywa zmieniła się gwałtownie, kiedy został sprowadzony do formy obrzydliwego karalucha. Jego przeciwnik machnął jeszcze różdżką, ewidentnie chcąc zrobić coś jeszcze, ale ta zaiskrzyła w jego dłoni, nagle nie chcąc poddać się woli swojego właściciela. Nie zmieniało to jednak najważniejszego - na ten moment Lestrange nie mógł zbyt wiele zrobić, bo walka skończyła się na dobrą sprawę jeszcze zanim się zaczęła. Tym bardziej że pochylająca się nad nim sylwetka oponenta zaraz dokonała dzieła, zadeptując go i kończąc karalusze życie.

rzuty śmierciożercy i obrona ostatniej szansy



Mimo uczucia, które przy poprzedniej próbie przejęło całe jego ciało, Nicholas zdecydował się na ponowne wykorzystanie ekterioryzacji i tym razem efekt okazał się o wiele bardziej przewidywalny. Delikatnie odłączył się od usadzonego pod ścianą ciała, z zamiarem spojrzenia na to co pisane było na posadzce celi znajdującej się na przeciwko jego własnej, ale w sumie było to niemożliwe. Kiedy tylko opuścił ciało, jego otoczenie zmieniło się, a on znowu znajdował się na posadzce Mauzoleum i mógł oglądać znajdujące się dookoła kamienne ściany i cztery prowadzące gdzieś w głąb kompleksu korytarze. Niedaleko niego leżał natomiast Lestrange, również nieprzytomny, a nigdzie w zasięgu wzroku nie dało się wyłowić Cassandry, która ich tutaj przyprowadziła i nakłoniła do napicia się z karafki. Jeśli do tej pory Travers mógł mieć problemy z rozróżnieniem co było prawdą, a co wytworem tajemniczej mikstury, to teraz mógł mieć pewność że kamienne więzienie było tylko iluzją, a jego prawdziwe ciało znajdowało się na zimnej posadzce włości Fawleyów.
W pierwszej chwili wszystko wyglądało tak samo - rzeźby, podest z karafką, cztery korytarze. Ale w końcu do mężczyzny doszło że jeden z nich, ten wcześniej wskazywany przez Cassandrę, przestał wydawać się prowadzić donikąd. Był długi, owszem, ale teraz na jego końcu dało radę wypatrzyć się ścianę, kamienny posąg czy nawet prowadzące od niego odnogi.



Jak to było być karaluchem, dobrze? Jeśli Lestrange miał na ten temat jakieś głębsze przemyślenia, to te szybko się skończyły, kiedy w jego robaczy móżdżek wbił się dźwięk miażdżonego pancerzyka. Podobno tego typu robaki mogły przeżyć w najgorszych warunkach, ale najwyraźniej granicą była podeszwa buta. Rodolphus miał wrażenie, jakby ktoś wbijał mu w mózg odłamki szkła, dodatkowo rysując po nich paznokciami, tworząc przy tym kakofonią nieznośnego, rozdzierającego jego umysł dźwięku. Bolały go od tego czółki. Bolały go zęby... zęby? Głowa wciąż go bolała, ale czuł że leży na zimnej posadzce w migotliwym świetle płomieni oświetlających komnatę w Mauzoleum Fawleyów.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#40
12.11.2024, 12:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 18:13 przez Rodolphus Lestrange.)  
Znał ten uśmiech, kojarzył ten typ ludzi. Sam do nich przecież należał i to chyba jeszcze bardziej go wkurwiało. Wkurwiało go to, że ukradł jego ubrania, że stał obok Mistrza na górze z kości i czaszek. Że zajął jego miejsce - że wkradł się do jego myśli, jego umysłu i wykradł jeden z naprawdę niewielu snów, które był w stanie zapamiętać na przestrzeni lat. To właśnie sprawiło, że traktował go niejako proroczo, chociaż sam otwarcie gardził uznawaniem przepowiedni czy wróżb. Dotarło do niego jednak, że jest wściekły na samego siebie. Być może błędnie, być może to faktycznie była obca osoba, która przy pomocy magii i przebrania chciała zająć jego miejsce. Ale może walczył tutaj właśnie z samym sobą - z poprzednią wersją, którą był i która właśnie umierała pod butem nowszego, lepszego egzemplarza, jako karaluch?

Nie wiedział.

Czuł, jak kręgosłup mu się łamie, jak kilka par odnóży macha rozpaczliwie, a szczękoczułki (czy cokolwiek karaluchy posiadały zamiast ust) rozwierają się w niemym krzyku. To nie było przerażające - ta śmierć sama w sobie. Ból, który odczuwał, był konsekwencją jego błędu i akceptował to w pełni. Lecz sposób, w jaki ginął, był uwłaczający. Czy mogło istnieć coś gorszego?

Nie wiedział.

Wiedział tylko, że boli go głowa. Nigdy nie miał kaca, ale bywał poważnie chory: to odczucie było podobne. Przeszywający, rozdzierający ból zarówno od wewnątrz, jak i od zewnątrz. Pulsujący i kłujący, tak wyraźny a jednocześnie nie do zlokalizowania, że ogarniał całą czaszkę, nie tylko skronie czy zatoki. Zaciskał więc dłonie, leżąc na ziemi, a pięści przycisnął do skroni. Bolało tak bardzo, że gdyby ktoś teraz zaproponował, że mu ten łeb urwie: poważnie by się zastanowił nad przyjęciem oferty. Dojście do siebie zajęło mu zdecydowanie dłużej, niż powinno. W końcu umarł, chociaż to nie był on. To był robal, wstrętny i utożsamiany z brudem, którego nienawidził. Jeżeli dało się go nienawidzić jeszcze bardziej, to chyba w tej chwili jego nienawiść osiągnęła apogeum. W głowie pulsował nie tylko ból, ale i słowa ojca. Jesteś żałosny. Cóż... Może i był - wtedy. Ale jakimś cudem przeżył. Czy to wszystko działo się naprawdę, czy to może była iluzja? Jeżeli to była iluzja, była cholernie idealna, aż do porzygu. Bolały go plecy w miejscu, gdzie wielki but nadepnął na pancerzyk. Ale to były plecy: jego własne, teraz skulone, bo tak właśnie było: kulił się na ziemi, ściskając dłońmi skronie. Niezwykle powoli dochodził do siebie - gdy rozchylił powieki, poczuł oślepiający ból. Jeszcze nie do końca był w stanie odczuwać własne ciało, nie ruszał się więc z przyjemnie zimnej posadzki. Chciał poczuć, że znowu jest sobą. Chciał poczuć na ciele miękki materiał i szatę w kolorze otchłani. Chciał się upewnić, że jego dłonie dotykają nie skroni, a maski. A może wciąż jego drugie ja miało jego ciuchy?

Edycja za zgodą MG
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Nicholas Travers (4206), Baba Jaga (6738), Rodolphus Lestrange (5371)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa