I czym, do jasnej cholery, byli hobbici?
Nie był jednak pewny, czy chce pytać, zresztą Guinevere zrobiła to za niego.
– Ginny ma rację. Wygląda raczej na to, że nie zabrano stąd wszystkiego. Powiedziałbym, że mieszkańcy albo odeszli nagle, albo ktoś tutaj zmarł i część rzeczy została – skwitował Cathal, wskazując na resztki pozostałe po meblach w jednym z kątów. – Lubię rudery – zgodził się krótko z McGonagall. Shafiq nie był dobrym człowiekiem: nie był nawet miłym człowiekiem, więc chociaż cenił umiejętności Figga jako klątwołamacza, to teraz z trudem powstrzymał chęć uniesienia oczu ku niebu. Thomas nie był historykiem czy archeologiem, a to oczywiście w oczach kogoś takiego jak Cathal, kto w dużej mierze oceniał ludzi na podstawie tego, ile wiedzieli o Merlinie i paru innych postaciach historycznych, ujmowało mu trochę wartości. Nawet gdyby nic nie znaleźli, dla niego to miejsce było warte zbadania choćby pod kątem jego powiązań z walijską wioską. Podobieństw architektury, pozostawionych tutaj run, nie wspominając już o tym, że przy dokładniejszych oględzinach mogli natknąć się na coś ciekawego…
Wyglądało jednak na to, że Ginny i tak zdołała coś znaleźć.
Cathal ruszył ku niej i stanął nad Ginewrą, pochylającą się nad schowkiem, skupiając spojrzenie na tubie: ciężko było przeoczyć podobieństwa do tych, jakie znajdowali w wiosce. Chociaż bardzo chciał natychmiast dowiedzieć się, co jest w środku, powstrzymał ten odruch, podobnie jak ona: wiele papierów, które znaleźli w pracowni Augustusa, chociaż doskonale zabezpieczone, zostało uszkodzonych przez czas, i jakikolwiek dotyk mógł sprawić, że rozsypią się w proch.
– Słońce i księżyc… – mruknął, trochę do niej, trochę do siebie. Wątpił, by ktoś ukrywał w taki sposób i pod tym symbolem, który umieszczono i na jednym z filarów, listę zakupów albo list od kochanka. – Wracamy do obozu, spróbować to delikatnie otworzyć, czy chcecie jeszcze zajrzeć do wioski?