• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[02/05/1972] Rachunek sumienie – po wielkiej wichurze || Cameron & Heather

[02/05/1972] Rachunek sumienie – po wielkiej wichurze || Cameron & Heather
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
01.07.2023, 22:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:07 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cameron Lupin - osiągnięcie Piszę więc jestem
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

—02/05/1972—
Namioty medyków, Knieja Godryka
Cameron Lupin & Heather Wood


Po kilkugodzinnej drzemce, która nastąpiła tuż po powrocie na teren polany, Cameron został dosyć szybko zagoniony do roboty. Chociaż z początku był to dla niego lekki szok, gdyż jego głównym priorytetem było przekonanie się na własnej skórze, czy z jego najbliższymi jest wszystko w porządku, chcąc nie chcąc musiał się dostosować do warunków, które panowały w namiocie medyków.

Szczęście w nieszczęście, że gdy zajmował się kolejnymi pacjentami, na jednym z łóżek wypatrzył Heather. W pierwszej chwili się przeraził, widząc w jakim jest stanie: spalone włosy, siatka zadrapań, siniaków i innych pomniejszych obrażeń rozciągające się po kolejnych częściach ciała... A jednak sporządzona na szybko karta pacjenta zaczepiona w nogach jej koi wskazywała, że nie było tragicznie.

Cameron mimo to od tamtej pory chodził cały blady i mimochodem co chwilę zerkał ku Rudej. Chciał zapomnieć o swoich obowiązkach, zniknąć z oczu starszych uzdrowicieli i się nią zająć, dowiedzieć się, co takiego się stało z jej perspektywy. Nie był w stanie opanować emocji; ręce mu drżały, gdy rozlewał eliksiry do pomniejszych fiolek, a głos trząsł się, gdy informował rannych o ich diagnozie. Gdy w końcu nadeszła przerwa, zaciągnął drewniany taboret pod łóżko Rudej.

— No dawaj, Rudzia — powtarzał przyciszonym głosem, ściskając delikatnie palce jej dłoni. — Eliksiry powinny już z ciebie zejść parę minut temu. — Zerknął na kartę pacjenta. A co jeśli osoba, która była na początku odpowiedzialna za jej stan się pomyliła? Co jeśli ktoś nie dopilnował dawkowania i Wood powinna już dawno wylądować w Mungu?

Lupin wziął głęboki oddech. Co jeśli się nie obudzi, przeszło mu przez myśl, jednak momentalnie odrzucił ten scenariusz. Nienienienienie. Nie zgadzał się na to. To nie mogło się tak skończyć. Jeszcze parę godzin temu wszystko było w porządku, wręcz wspaniale. Dopóki nie wpadło mu do głowy, żeby odgrywać chojraka i wspinać się na te cholerne pale. Dalej miał wrażenie, że sprawił jej zawód. Musiał dostać od losu szansę, aby to naprawić, lepiej się spisać, dać z siebie więcej, pokazać jak bardzo mu zależy. Nie pozwoli na to, żeby...

— Słodka M-m-morgano — wymamrotał, gdy podniósł wzrok i ujrzał taksujące go z uwagą niebieskie oczy. — Oh, Heather... Myślałem, że już po tobie.

Wypuścił głośno powietrze z ust i uśmiechnął się niepewnie.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
01.07.2023, 23:46  ✶  

Spała. Chyba spała, jak znalazła się w domu? Ostatnie, co pamiętała to silny wiatr, który pojawił się na polanie, gdy pobiegła, w stronę Moody atakowanej przez dwóch śmierciożerców. Pojawił się Charlie z mężczyzną, który rano też był na polanie i Brenna, jej partnerka też tam była. Później nastała ciemność.

Czy umarła? Nie było z nią dobrze. Słyszała głos, który do niej mówił. Znajomy głos, to Cameron, czy on także umarł. Czuła jego dotyk na swojej dłoni, nie było to jedyne, co czuła. Ból pojawił się w różnych miejscach na jej ciele, najbardziej jednak doskwierały jej plecy. Była poturbowana, to pewne, skoro jednak czuła ból, to chyba nie umarła. Po śmierci powinien odejść, przynajmniej tak się jej wydawało.

Otworzyła oczy. Dotarło do niej, że nie jest w domu, w takim wypadku gdzie była? Delikatnie poruszyła dłonią, za którą trzymał ją Cameron. Chciała się odezwać, jednak głos uwiązł jej w gardle. Czuła suchość w ustach. Potrzebowała wody. - Dobrze wiedzieć, że we mnie wierzysz. - Mimo bólu, który wypełniał jej ciało próbowała się do niego uśmiechnąć.

Poza bólem, który wypełnił jej ciało zaczęło wypełniać ją zupełnie nieznane jej wcześniej uczucie tęsknoty. Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego pojawiło się w momencie w którym się obudziła. Nigdy dotąd bowiem nie spotkało jej coś takiego. Jakby przez wieczorne wydarzenia dotarło do niej, że czegoś jej w życiu brakuje.

- Dobrze widzieć, że jesteś cały i zdrowy Kamiś. - Powiedziała cicho, próbowała się podnieść na łokciach do pozycji siedzącej, jednak szło jej to dosyć opornie. Nasilało ból, który i bez tego był dosyć mocno niewygodny.

- Oni chcieli nas zabić, nie wiem co się stało. Nie mam pojęcia, jak tu trafiłam. Odcięło mnie, obok był Julien, nie wiem, czy on żyje, a Brenna, pani Moody i cała reszta? - Dotarło do niej, że nie ma pojęcia, co się stało z wszystkimi, którzy byli z nią w lesie. Skoro ona tu była, to oni również powinni przeżyć, to było logiczne, prawda? Musieli przeżyć.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
02.07.2023, 23:50  ✶  

Ścisnął ją mocniej za rękę. Dzięki ci Morgano, powtórzył w myślach.

— Bardzo zabawne — burknął w odpowiedzi, składając ręce na piersi. Po chwili jednak poddał się i pocałował lekko dziewczynę w czoło. Z bliska jej rany wcale nie wyglądały lepiej. — Niestety, przez dłuższy czas będziesz skazana na mnie i moją wiarę.

Nie miał zamiaru jej puścić w las, czy nawet do punktu transportowego, gdzie zorganizowali się wolontariusze. Będzie tutaj siedziała, dopóki nie odzyska sił. Potem postara się o to, aby dostała najlepszą salę w Mungu i dopiero po całym liście badań będzie mogła w ogóle gdziekolwiek się ruszyć. Teraz po prostu cieszył się z tego, że się obudziła. Na całą resztę przyjdzie jeszcze czas.

— Ciebie też. — Uśmiechnął się, czerwieniąc się z lekka. — Nie pomyślałem, że tutaj może się odwalić coś tak... wielkiego. — Odszedł na moment od łóżka, aby po chwili przyniósł Rudej dzbanek z wodą, szklankę i miksturę w brązowym flakoniku. — Lepiej się napij, zanim to weźmiesz. Będzie gorzkie i będzie cuchnąć.

Magia potrafiła zdziałać wiele, ale warunki nie były idealne. Uzdrowiciele pracowali z tym, co mieli pod ręką lub tym, co przynieśli do namiotów wolontariusze. Nie było co liczyć na magiczną zmianę właściwości niektórych specyfików, tylko po to, żeby zadowolić czyjeś kubki smakowe. Lupin zbliżył szklankę do Rudej.

— Próbowałem uciec, tak jak mówiłaś. Do Doliny i dalej, ale zerwał się ten wiatr i mnie ekhm trochę zniosło z kursu — wbił wzrok w przestrzeń ze zbolałym wyrazem twarzy. — Chyba...

Chyba współuczestniczyłem w zabójstwie, dokończył w myślach, jednak szybko pokręcił głową. Te kilka godzin snu i szybkie przejście na dyżur pod czujnym okiem Florence dawało mu się we znaki. Wydarzenia ostatniej nocy powoli układały mu się w głowie, a słowa Nory dalej krążyły mu po głowie. Jej wyrzuty sumienia, które próbował je wybić z głowy. Wziął głęboki oddech. Przecież nie byli winni. Nie bardziej niż ta wiedźma, która to wszystko zaczęła. Nie byli winni. Nie mogli być. Westchnął cicho, starając się uśmiechnąć.

— Chyba... Nie wiem, co z Moody — powiadomił ją na początek, nie wiedząc na dobrą sprawę, do kogo się dziewczyna odnosi. Bądź co bądź, nie był zbytnio zapoznany z tym, kto znajdował się na samym szczycie drabiny zawodowej departamentu. — Brenna żyje, dalej szuka tych, których eee wywiało. — Skrzywił się na to wyrażenie. — Mówiła, że z Ch... Julkiem też jest w porządku. Żyje.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#4
03.07.2023, 11:34  ✶  

Przymknęła oczy, kiedy pocałował ją w czoło. Dotyk jesgo ust był przyjemny, brakowało jej tego. Dziwna tęsknota wypełniała jej ciało i duszę. Brakowało jej bliskości, czułości, jakby nie chciała być już dłużej sama. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego myślała właśnie o tym, kiedy leżała tutaj cała pokiereszowana.

- Niestety? Co Ty mówisz, chyba każdy by marzył o takim medyku do jego własnej dyspozycji. - Pomimo niezbyt dobrego samopoczucia fizycznego starała się, żeby dobry humor jej nie opuszczał, przynajmniej próbowała stwarzać pozory, że tak jest, mimo tego, że w środku też czuła, że zaczyna rozsypywać się na małe kawałki.

Wood się nie oszukiwała, wiedziała, że nie jest w stanie wstać i pójść pomóc potrzebującym, mimo, że bardzo chciała. Stan jej ciała na to nie pozwalał, co tylko bardziej ją dołowało. - Ostrzegali, nie sądziłam jednak, że będzie to tak wyglądało. Wielu niewinnych ucierpiało, widziałam to zamieszanie wczoraj, było strasznie. Panika, uciekający ludzie, a między nimi poplecznicy Czarnego Dzbana rzucający zaklęciami. - Starała się krótko opowiedzieć Cameronowi, co wczoraj widziała. Trochę brakowało jej słów, ale robiła co mogła aby mu to zobrazować.

- Dlaczego lekarstwa nie mogą być słodkie i pachnące? - Wyciągnęła dłoń po wodę. Wypiła spory haust, a następnie zgodnie z zaleceniami Camerona eliksir. Skrzywiła się, gdy poczuła jego smak, nie sądziła, że będzie aż taki okropny. Nie pluła jednak miksturą - miała świadomość, że od tego, czy będzie się stosować do zaleceń zależało jak szybko wróci do pracy.

- Zniosło cię z kursu? - Zastanawiała się, co może to oznaczać. - Wywiało cię? - Spoglądała na niego uważnie. - Przecież mogłeś w coś uderzyć i umrzeć Cami. - Zmartwiło ją to ogromnie, na całe szczęście stał tu przed nią teraz, więc nie było najgorzej.

Ulżyło jej, kiedy usłyszała, że ci, którzy byli z nią tam również wyszli cało. Kamień z serca, na pewno trudno byłoby się jej pogodzić ze stratą. Może i nie znała ich wszystkich jakoś bardzo mocno, jednak świadomość, że walczyli ramię w ramię przeciwko tym złym powodowała, że strata by zabolała. Musieli dbać o siebie, w końcu nie było ich wielu, każda różdżka była istotna. - Julek był ze mną, wiesz. Był ze mną kiedy to wszystko się wydarzyło, tyle, że ja nie pamiętam, w pewnym momencie zrobiło się ciemno i nie pamiętam, co było dalej. - Straciła przytomność, domyślała się tego.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
04.07.2023, 00:43  ✶  

Spokój. Cameron nie potrafił inaczej nazwać tego, co czuł, gdy siedział teraz tak blisko Heather. Pomimo tego, że oboje przetrwali istny koszmar poprzedniej nocy, a chłopak miał za sobą jeszcze praktycznie pełnoprawny dyżur w szpitalu polowym, czerpał radość i satysfakcję z tego, że w końcu mieli chwilę dla siebie. Chociaż miał dziewczynę na oku podczas pracy, tak serce wręcz mu się wyrywało z piersi, pragnąc znaleźć się jak najbliżej niej. Podświadomie dążył do bliskości z nią, chociaż czuł też swego rodzaju żal; konsekwencje porażki przy starciu ze straszliwymi palami majowymi.

— Tak myślisz? — Uniósł pytająco brwi, rozglądając się po wnętrzu namiotu. — No... niech będzie. Chociaż możesz też poczekać na opinię reszty moich pacjentów. Mówiłem Ci już kiedyś, że nienawidzę pracować w takich warunkach? — Wydał z siebie ciche westchnienie. — Zależało mi pracy w sterylnych salach, a nie na magicznym pobojowisku. Ale co robić.

Sarknął, jakby dalej nie do końca docierało do niego, jak właściwie wylądował w tej sytuacji. Przecież to się wydawało szalone. Poderwanie z ziemi przez dziki wiatr, lądowanie w lesie, spotkanie z duchem, powrót, zobaczenie na własne oczy tego... wszystkiego. Czegoś takiego nie dało się zapomnieć. Zerknął z zaniepokojeniem na Rudą. Czy ona kiedykolwiek zdoła zapomnieć te najgorsze momenty minionej nocy?

— Ważne, że przetrwaliście. W Londynie chyba dalej jest względnie bezpiecznie — poinformował ją. Bądź co bądź, na razie ze stolicy nie dotarły wieści, że atak na Beltane był tylko jednym z wielu. — Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć. Wiesz, przez rodzinę. Bo ja się martwiłem. — Podrapał się po głowie. Cecylka i Cedric mogli się od niego drastycznie różnić, ale chyba by zwariował, gdyby coś im się stało. — Teleportacja i sieć Fiuu się za to zjebała. Błędny Rycerz kursuje wte i we wte.

Westchnął wymownie, gdy dziewczyna zaczęła narzekać na właściwości swojego lekarstwa. Ach, pytanie, które dręczyło pokolenia. Może po to, żeby utrudnić ludziom życie? Może po to, aby nie zakłócić naturalnego działania pewnych składników i specyfików? Obawa przed uzależnieniem od przyjemnego smaku? Niestety, aby poznać odpowiedź na tę zagwozdkę, Heather musiałaby porozmawiać z kimś, kto bardziej ogarniał tego typu tematy. Chociaż Cameron znał się na eliksirach, tak nie przykładał dużej wagi do ich smaku, wychodząc z założenia, że to skuteczność liczyła się dużo bardziej. Huh. Może to była odpowiedź?

— Tak. I w sumie to uderzyłem — potwierdził, odbierając od Rudej fiolkę z eliksirem i napełniając szklankę kolejną porcją wody. Musiała się nawodnić. — Obudziłem się w środku Kniei. Spotkałem w taką babkę, Norę Figg. Jakaś znajoma Cedrika i Cece. — Machnął ręką, gdyż to nie stopień znajomości się najbardziej liczył w tej historii. — Próbowaliśmy się dostać z powrotem na polanę, ale spotkaliśmy ducha, który wymagał pomocy. Przyplątaliśmy się do jakiejś chaty, znaleźliśmy innych wywianych... Doszło do walki z wiedźmą, która tam mieszkała... Zostałem pogryziony, oberwałem patelnią... Jakoś udało nam się stamtąd spierdolić, a potem zaatakowała mnie jeszcze kura. — Zamilkł na moment, zaciskając usta w cienką linię. Tak, te wydarzenia nawet dla niego brzmiały nieprawdopodobnie. — Chociaż ty gorzej trafiłaś. Będziesz musiała się ściąć.

Dotknął lekko jej spalonych włosów. Czy krótki fryz był teraz w modzie? W sumie nieważne. Dla niego i tak będzie idealna, bez względu na to, czy będzie miała włosy sięgające ledwie za ucho, czy zetnie się na jeden milimetr. Uśmiechnął się pokrzepiająco.

— Byłaś pod opieką lekarzy od samego początku, jak tylko was znalazły pierwsze zespoły z Munga i Ministerstwa — poinformował, przekazując poniekąd doniesienia, jakie podsłuchał z rozmów innych wolontariuszy. — Nie powinnaś się męczyć. Zasłużyłaś na to, żeby się trochę pobyczyć. — Poprawił rękaw kitla. — Chociaż szpital albo dom twojej matki byłby lepszym miejscem.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
04.07.2023, 23:10  ✶  

Wood naprawdę ogromnie się cieszyła z tego, że to właśnie Cameron znalazł się obok niej, gdy się obudziła. Zdecydowanie było to lepsze od tego, jakby trafiła na jakiegoś nieznanego medyka. No i mimo niezbyt udanego rytuału podczas Beltane zależało jej na tym, żeby to właśnie on był blisko niej. Może czuła lekkie rozczarowanie, że im się nie udało, nie rozumiała z czego ono wynika, bo wczoraj miała trochę inne podejście. Pojawiła się jednak jakaś tęsknota - zupełnie jej jak dotąd nieznana. Dobrze się stało, że to właśnie jego spotkała zaraz po przebudzeniu.

- Nie obchodzą mnie inni pacjenci Kamiś. Myślę, że nikt inny nie potrafiłby o mnie zadbać w taki sposób jak ty. - Wydawało jej się, że rozumiał jej potrzeby doskonale, nie tylko te związane z leczeniem. Znał ją w końcu od lat, chyba lepszej opieki nie mogła uzyskać. - Nie dziwię ci się, kto by lubił tak pracować? - Musieli sobie jednak radzić po tym, co wydarzyło się w nocy. Pewnie trochę czasu zejdzie nim przeniosą ją do szpitala. - Chociaż wcześniej nie narzekałeś, gdy pomagałeś nam w Hogwarcie, tamte warunki również były dalekie od sterylnych sal. - Cameron od zawsze pomagał jej sobie radzić z problemami zdrowotnymi, kto by się spodziewał, że stanie się takim profesjonalistą, że będzie mu zależało na sterylności.

Każde z nich przeżyło tej nocy swój osobisty dramat. Może Cameron zniósł to nieco lepiej fizycznie, jednak na nim zapewne także odbije to swoje piętno. Nie miała najmniejszych wątpliwości. Nie było to normalne, żeby wiatr wywiewał ludzi gdzieś w pizdu, a do tego był tak silny, że zabijał niewinnych. Lupin miał szczęście, tak jak i ona - bo również mogła umrzeć. Los jednak chciał, żeby dalej istnieli, co było nawet pokrzepiające.

- Dobrze wiedzieć, w takim wypadku moim rodzicom pewnie nic nie jest. - Czyli uderzyli tylko w Dolinę, co miało sens. Większa część społeczności czarodziejów była obecna na sabacie - stali się łatwym celem dla popleczników Voldemorta. - Dlatego właśnie od zawsze stawiam na miotły, są niezawodne, nie to co te śmieszne kominki i teleportacja. - której swoją drogą Heather nienawidziła. Zastanawiała się, kiedy znowu będzie mogła usiąść na miotle i wzbić się w powietrze, poczuć wiatr we włosach... Nie był to chyba najlepszy moment do takich rozmyślań.

Spoglądała na Camerona uważnie, gdy opowiedział swoją historię. Na jej twarzy malowało się ogromne zdziwienie. Tyle przygód w jedną noc, chciała zapytać, czy był w tej bajce smok... ale najwyraźniej to kura zastąpiła te potężne, magiczne stworzenie. Mrugnęła, jakby nie mogła uwierzyć, w to co mówił. - To brzmi jak dobra historia na książkę, w jedną noc tyle przygód? - Nie mogła powstrzymać się od komentarza. - Jak ktokolwiek mógłby uderzyć cię patelnią, przecież jesteś taki słodziak, niech no tylko drowę tę osobę w swoje ręce... - Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś się znęcał nad Cameronem, pożałuje tego, na pewno.

Dotknęła dłonią pasma włosów, dotarło do niej, że ten zapach, który jej towarzyszył to swąd spalenizny. Trochę posmutniała, była bowiem przywiązana do swoich charakterystycznych, długich rudych włosów. - Wolę o tym nie myśleć, będę wyglądać jak chłopiec. - Zdecydowanie nie cieszyła jej ta wizja.

- Nie pamiętam nic, ale chyba znaleźli nas stosunkowo wcześnie, faszerują mnie tutaj tymi eliksirami, a ja marzę o tym, aby wstać i pomóc innym. - Nie lubiła siedzieć bezczynnie, więc wizja rekonwalescencji naprawdę ją mocno smuciła. - Pozostaje zawsze mieszkanie w Hiszpanii, chociaż sama bym się tam pewnie nudziła. Nienawidzę leżeć, znasz mnie, to ruch mi służy. - Dodała jeszcze.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
08.07.2023, 16:01  ✶  

Pokręcił stanowczo głową. Czy uważał, że w Hogwarcie robił lepszą robotę niż szkolna pielęgniarka? Oczywiście, że tak. Chociaż zostawił szkołę za sobą już jakiś czas temu, tak nie miał złudzeń, że akurat ta część kadry Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nadawała się do wymiany. Czy to jednak oznaczało, że leczenie złamań po meczu quidditcha w pokoju wspólnym było jakkolwiek porównywalne do obecnej sytuacji?

— Tam było inaczej — zauważył, a w jego głosie zagościło nietypowe wręcz ciepło, gdy wrócił myślami do czasów szkolnych. Może nie minęło dużo czasu, odkąd opuścił szkolne mury, ale już na tym etapie czuł swego rodzaju nostalgię do czasu spędzonego w Hogwarcie. — Nie mieliście oczekiwań, poza tym, aby „jako tako” wydobrzeć, ja eksperymentowałem, poza tym dormitorium było prawie jak dom. A to? — Rozejrzał się. — Czuję się, jakbyśmy brali udział w konflikcie zbrojnym. Polana wygląda, jakby zrzucił przynajmniej dziesięć Bombard z powietrza.

Czy było to adekwatne porównanie? Jak do tej pory Cameron większość czasu spędził w namiocie, jednak z tego, co zauważył po przybyciu na miejsce wraz z Norą, polana zdecydowanie nie była w najlepszym stanie. Zniszczone stoiska, powyginane i powyrywane z ziemi drzewa i ta niepokojąca atmosfera, jakby coś naruszyło równowagę tego miejsca, o jaką z pieczołowitością od lat dbał kowen.

Skrzywił się na wspomnienie o lataniu. Już by wolał wrócić do Londynu na piechotę, niż wsiadł na miotłę, bez jakichkolwiek dodatkowych zabezpieczeń, mikstur na uspokojenie i chorobę lokomocyjną. W innych okolicznościach może by jakoś przetrzymał podróż powietrzną, ale po tym wszystkim? Wolał nie pokładać zbyt dużej wiary w swoim wrażliwym żołądku.

— Ostatnio czarodzieje coraz częściej sięgają po auta — skomentował niewinnie. — To też jakaś opcja. Może nie najszybsza, ale przynajmniej... przyziemna.

Tak, zdecydowanie przemawiał przez niego lęk wysokości.

— Możesz jeszcze doliczyć poranek — dodał w ramach dosyć słabego usprawiedliwienia. — Nie mam pojęcia, ile w końcu spędziliśmy w tym lesie.

Ciężko było mu określić, jak długo był nieprzytomny po dość twardym lądowaniu. Minęły minuty, czy raczej godziny? Zdarzenia, które miały miejsce w chacie wiedźmy zdawały się przeminąć błyskawicznie szybko, co wydawało się tym bardziej kuriozalne, biorąc pod uwagę, ile zajęło mu dostanie się do domku oraz powrót na Polanę Ognisk.

— To nie było umyślnie. Tak myślę. Patelnia miała obezwładnić złą czarownicę — złożył ręce na piersi. — Oberwałem przy okazji, bo... Bo byłem blisko niej! — Pokiwał głową, słysząc następne słowa dziewczyny. — Jeszcze trochę cię tu zatrzymamy. Wieczorny lub poranny transport być może zabierze cię do Munga na dalsze badania. — Na jego usta wkradł się grymas. — To cię raczej nie pocieszy, ale możesz potrzebować drobnej rehabilitacji. To zawsze jakiś ruch.

Chciał się uśmiechnąć, podszyć swoje słowa podtekstem, sugerując, że zajmie się nią, tak jak z Charlesem mieli w zwyczaju, gdy zamykali się na cztery spusty w jednym pokoju, jednak w tym momencie nie chciał żartować ze stanu dziewczyny. Widział, w jakim stanie trafili tu ludzie znalezieni w lesie i cieszył się, że Heather przynajmniej kontaktuje. Może i była poobijana i niezdolna do wzięcia udziału w poszukiwaniach, ale jej rokowania były dobre. Lepsze niż innych. To na pewno.

— Spójrz na to z innej strony – będziemy się praktycznie codziennie widywać — mruknął pod nosem, bawiąc się palcami Rudej. — Będę na każde twoje zawołanie. No, prawie każde. Chyba że Bulstrode będzie w pobliżu, wtedy mnie pewnie od ciebie przepędzi, żebym zajął się „prawdziwą pracą”, a potem sprawami prywatnymi.

To nie było sprawiedliwe. Może i był młody i trochę głupi... Ale potrafił rozdzielić życie prywatne od zawodowego! Inna sprawa, że do tej pory te dwie sfery udawało mu się jako tako oddzielać bez większych kłopotów, gdyż te zazwyczaj się nie przeplatały. Wbił w Heather nieco skonfundowany wzrok. Jak to będzie, kiedy faktycznie zjawi się na oddziale?

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
10.07.2023, 23:44  ✶  

Wood przyglądała się uważnie przyjacielowi. Naprawdę cieszyła się, że był teraz przy niej. Robiło jej się jakoś tak cieplej na sercu, kiedy był tuż obok. Mimo, że nadal czuła dziwne rozczarowanie spowodowane wczorajszym, nieudanym rytuałem, to on był przy niej. Jak zawsze, gdy działo się coś złego. Mogła na niego liczyć bez względu na wszystko, co się działo. Czuła, że ma w nim prawdziwe oparcie, chociaż miała wrażenie, że chciałaby, żeby było to coś więcej, że to nie jest wystarczajace. Zamrugała, co wyrwało ją z krótkiego zamyślenia.

- Teraz też nie mam żadnych oczekiwań Kamiś. Cieszę się, że żyję. - Odparła zgodnie z prawda, bo patrząc na to, co działo się wokół mogło być gorzej. W namiocie było wielu rannych, ale doszły ją słuchy, że sporo osób również straciło życie. Była jednak w czepku urodzona.

- Wydaje mi się, że bierzemy udział w konflikcie zbrojnym. Wczoraj wszystko się zmieniło. Zaatakowali jawnie, to jest konflikt zbrojny, nie można tego nazwać inaczej. - Śmierciożercy przecież zaczęli otwartą wojnę, atakowali niewinnych, nie patrzyli na to, kto znajduje się na polanie, a przecież i tak ważni dla nich czystokrwiści byli tu obecni. Najwyraźniej również ich życia były im obojętne.

- To, co wczoraj widziałam. Oni nie mają żadnych granic, chcą przejąć władzę. Myślę, że już nie ma odwrotu, to się zaczęło. - Konflikt eskalował do gromnych rozmiarów. Voldemort poczuł, że jest to odpowiedni moment, aby uderzyć. Niby się tego spodziewali, wiedzieli, że coś się wydarzy, jednak ogrom zniszczeń naprawdę ją przerażał. Wydawało się jej, że tego nikt się nie spodziewał, że to będzie aż takie mocne uderzenie. Musieli się pozbierać, stanąć na nogi i zacząć szukać sprawców tego zamieszania.

Westchnęła glośno słysząc kolejne słowa przyjaciela. - Nigdy się nie przekonasz do latania, co? - Bawiło ją to, że nawet w takiej sytuacji migał się od tego, jak tylko mógł. - Auto brzmi dziwnie, nie znam wielu czarodziejów, którzy potrafią się nimi obsługiwać, miotły to co innego. - Nie zamierzała przestać zachwalać swojego ulubionego środka transportu.

- Czy ty również nie powinienieś po tym wszystkim odpocząć? - Skoro wywiało go gdzieś w pizdu, a sam nie wiedział ile to trwało, to też musiało być dla niego dosyć silne przeżycie. Był medykiem, nie przywykł do takich wydarzeń. Martwiła się o niego.

- Nie ma co. Przywalić komuś przypadkiem patelnią, kto jest taki mądry? - Spoglądała na Camerona uważnie, żeby dostrzec ewentualny ślad po tym narzędziu. Szkoda by było, żeby jego śliczna buzia na tym straciła.

- Tutaj przynajmniej coś się dzieje, coś czuję, że w Mungu dopiero będzie nudno. - Na samą myśl o tym, że miała zostać tam zamknięta na jakiś czas robiło się jej jakoś tak nieswojo. Nie znosiła ograniczeń, nawet jeśli istniały dla jej dobra.

- Wierzę, że się mną odpowiednio zaopiekujesz. - Powiedziała jeszcze uśmiechając się przy tym serdecznie. Miała przecież przed sobą profesjonalistę, wreszcie będzie mogła wrócić do tych czasów, kiedy to dochodziła do siebie pod jego czujnym okiem.

- Wreszcie znajdziesz dla mnie czas. - Nie, żeby nie robił co mógł. Wiadomo jednak jak to jest z pracą i dorosłym życiem. Dosyć często się mijali, a teraz mogli się widywać praktycznie codziennie, faktycznie brzmiało jak całkiem niezły pozytyw tej okropnej sytuacji. - Teraz już nie ma odwrotu. Skoro się zaoferowałeś, to zamierzam z tego korzystać i jakaś tam jędza Florence Bulstrode nie jest mi straszna. - Tak właściwie, to była całkiem ciekawa tego, czy będzie jej dane zobaczyć, jak szefowa Camerona odnosi się do niego w pracy, gdy coś wzbudzi jej niepokój będzie mogła zareagować, a Lupin wiele razy wspominał o tym, że nie ma z nią lekko.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
15.07.2023, 22:34  ✶  

Milczał przez dłuższy czas, chłonąc kolejne słowa, które wypływały z ust rudowłosej dziewczyny. Już pierwszy jej komentarz wywarł na nim duże wrażenie i to nie do końca w pozytywnym sensie. Kompletny brak oczekiwań? Jak to możliwe? Każdy jakiś miał: ona, on czy Charles. Teraz wydawała się jednak... Zmęczona? Przytłoczona? Pogodzona z losem? Może wszystko naraz? Nie potrafił tego w stu procentach określić, jednak zaczynał się domyślać, że wydarzenia ostatniej nocy odcisnęły na Heather swego rodzaju piętno.

— Chyba nie ma sensu prosić cię o to, żebyś się od tego całkowicie odsunęła — mruknął z lekkim przekąsem w głosie. — Cóż, przynajmniej najpierw się trochę wykurujesz pod moją opieką. — Uśmiechnął się minimalnie. — M-myślę, że powinniśmy j-jeszcze bardziej d-docenić czas, k-który mamy.

Daleko mu było do tego, aby jakkolwiek sympatyzować ze Śmierciożercami. Bądź co bądź, sam był czarodziejem półkrwi, a kto wie, czy i za nich się nie weźmie Czarny Pan, gdy stwierdzi, że wystarczająco się poznęcał nad mugolami i mugolakami? Zależało mu przede wszystkim na tym, aby przeżyć swoje życie w spokoju, z dala od potencjalnych niebezpieczeństw. Obecnie równało się to dla niego podążanie za obecną władzą, tak długo jak sprzeciwiała się tym terrorystom. Może lepiej było zostać weterynarzem w jakiejś wiosce?, pomyślał przelotnie. Już chyba bardziej nie dałoby się odizolować od obecnych napięć politycznych. O ile wykluczyć, oczywiście, wyjazd za granicę.

— Wspinaczka mnie przerasta. To chyba oczywiste, że nie dam się przekonać — wywrócił teatralnie oczami, chociaż jego poważna mina nie uległa zmianie. Kochał Heather całym sercem, ale nawet jej musiałby odmówić, gdyby zaproponowała wsadzenie go na ten latający badziew. — No faktycznie, ogromna różnica — sarknął cicho. — Na miotle masz niewidzialną poduszkę pod tyłkiem, a w aucie całe siedzenie i pasy bezpieczeństwa. Powiedziałbym, że tylko jedno z tych dwóch można uznać za komfortowe.

Zaczerwienił się lekko. To były emocje przez duże E. Wydarzenia, które miały miejsce w chacie wiedźmy zdawały się trwać parę minut, a mimo to twarze pozostałych ludzi wyryły mu się w pamięci, chociaż miał wrażenie, że umknął z niej, gdy tylko wyśpi się w swoim własnym łóżko. A właśnie, skoro mowa o odpoczynku...

— Odpocząłem. Trochę — uciekł wzrokiem w bok. — Przespałem kilka godzin, kiedy nafaszerowali mnie eliksirem. Poza tym mamy braki kadrowe i nawet stażyści są na wagę złota.

Teoretycznie pewnie według oficjalnego grafiku czekał go dopiero wieczorny dyżur. Skoro wziął wolne na Beltane, to nie był raczej też wystarczająco szalony, aby rezerwować sobie poranną zmianę. W normalnych warunkach pewnie teraz odsypiałby nocną zabawę, a teraz... Wszystko uległo dosyć spektakularnym zmianom. Tak to jest, gdy zaskakuje człowieka sytuacja kryzysowa. Może przynajmniej wyjdzie mu to na dobre w przyszłości.

— Myślałem, że już się opiekuje. — Uśmiechnął się głupkowato od ucha do ucha. — A co Bulstrode... Pewnie ją spotkasz na oddziale. To jedna z tych, co m u s i mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Będzie chciała sprawdzić, czy przeniesiono pacjentów do szpitala zgodnie z jej wytycznymi.

O ile do tego czasu opanują kryzys na polanie. dodał jeszcze w myślach. Gdyby miał teoretyzować, to zgadywałby, że Florence nie da się tutaj uwiązać na wieki. Gdy najgorsza fala rannych zostanie przetransportowana do innych placówek medycznych, wróci do św. Munga, aby tam doglądać pacjentów, a polanę przejmą pracownicy niższego szczebla. Tacy jak Cameron. Skrzywił się na tę myśl.

— A do tego czasu powinnaś trochę odpocząć — ścisnął jej rękę, a po chwili wahania pocałował lekko w czoło. — Wytrzymamy te kilka godzin, gdy będziesz spała. Jeśli ktoś będzie cię szukał, to przekażę wszystkie informacje.

Kto wie, może Brenna lub pani Wood stwierdzi, że czas znaleźć Heather? Nie chciał stawać przeciwko którejkolwiek z tych kobiet, jednak nie wypuściłby też stąd Rudej, biorąc pod uwagę jej obrażenia. Poza tym należał jej się odpoczynek po tym, co przeszła. Kiedy Ruda odpłynęła do krainy Morfeusza, Cameron wrócił do swojej pracy tzn. doglądania reszty pacjentów, jednak co rusz wracał do łóżka przyjaciółki, aby sprawdzić, co się z nią dzieje. Cóż, ciężko pokonać niektóre przyzwyczajenia.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cameron Lupin (2681), Heather Wood (1906)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa