• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[8.05.72, wieczór] Przejdziemy się do lasu?

[8.05.72, wieczór] Przejdziemy się do lasu?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
14.07.2023, 09:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2023, 09:20 przez Brenna Longbottom.)  
Rzuty na przeciwników

Błotoryj zasadniczo od początku chyba wybrał sobie Victorię, być może dlatego że... jego inny kolega postanowił zeżreć Brennę. Ten przed nimi, który znajdował się tuż za nim, ruszył do natarcia, a w jego gębie jakby coś... się zebrało.
Brenna nie miała zielonego pojęcia, co konkretnie, ale instynkt podpowiadał, że wcale nie ma ochoty się przekonać. Zasłanianie się czarem niewiele by w tym momencie dało. Głównie dlatego, że chociaż jej ogniowe zaklęcie podziałało i jeden ze zwierzaków, poparzony, uciekł z powrotem do wody, wydając z siebie przedziwny skrzek, to drugi zdążył zanurkować nim ogień go sięgnął. I teraz starał się dopaść Brennę z drugiej strony, a niestety, nie potrafiła blokować przeciwników atakujących z dwóch stron.
Przeklinając w myślach (bo na przeklinanie na głos szkoda było jej tchu) Brenna rzuciła się w bok, bliżej zbocza. Przetoczyła się po błocie, i był to w ostatecznym rozrachunku dobry ruch, nawet jeżeli skończyła ubabrana w błocie i odrobinę w krwi, która się na nim znajdowała, a następnie okazało się, że pod tymże błotem znajduje się obniżenie terenu, w które częściowo się zapadła. Bo dzięki temu błotoryj z wody w nią nie trafił, a to, co spłynęło z gęby drugiego, przeleciało tam, gdzie moment wcześniej znajdowała się jej klatka piersiowa.
Z myślą: okurwacotojesttrzebaspytaćpotemTori Brenna wyciągnęła różdżkę i rzuciła kolejny czar. Łancuchy oplotły jednego z dwóch atakujących ją błotoryjów, przyszpilając do gruntu.
Błotoryj odepchnięty przez Victorię wpadł do wody. Czar był na tyle silny, by go odepchnąć i by go ogłuszyć - nie dość, by wyrządzić poważną krzywdę. Przystopowało go to nieco, ale zaczął się po chwili gramolić z wody z powrotem. Nie tak sprawnie jak wcześniej.
Niestety, nie miała szans pomóc w tej chwili Brennie - bo na nią zaszarżowała ostatnia "kłoda".


(aktywność + kształtowanie, zrobiłam najpierw, by zedytować post o efekt)
Rzut Z 1d100 - 85
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 89
Sukces!


wiadomość pozafabularna
Nr 1 - gramoli się z wody, poobijany przez Victorię, by zjeść Brennę, która jest bliżej
Nr 2 - Brenna przed nim spierdoliła w błoto i potraktowała zaklęciem, chwilowo niegroźny
Nr 3 - ten co był za nimi, biegnie na Victorię
Nr 4 - uniknął poparzenia, atakuje z wody, przed nim też Brenna spierdoliła
Nr 5 - poparzony chyba odpuścił posiłek


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
16.07.2023, 06:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2023, 06:58 przez Victoria Lestrange.)  

Ależ miała szczęście, że udało jej się uniknąć pędzącego na nią błotoryja! Nic dziwnego, że w tym ferworze zaklęcie jakim go potraktowała nie było najpotężniejsze – ale wystarczająco skuteczne, by na chwilę wokół siebie zrobić odrobinę przestrzeni, by lepiej się ustawić i wymyślić co z tymi paskudnikami zrobić.

Były dwie na pięć błotoryjów, wściekłe stworzenia miały jakieś +33 do ataku z zaskoczenia i poruszania się po błotnistym terenie. Ale ona i Brenna były dorosłymi czarownicami, przeszkolonymi przez służby Ministerstwa, dla których walka różdżką czy pojedynki nie powinny być większym problemem – nie trafiło na piśmaka, który dobry jest w machaniu piórem czy uzdrowiciela, który lepszy jest w wyciąganiu wniosków z trupów.

Kupienie sobie nieco czasu było skutkiem ubocznym całej sekwencji, ale dzięki temu Victoria zauważyła kilka rzeczy. Po pierwsze, że jeden błotoryj ewidentnie uciekał spłoszony, wydając z siebie ten dziwny dźwięk. Jeden siedział w wodzie i przymierzał się do ataku z odległości, jeden wpadł tam i pomału gramolił się na brzeg… Jeden został unieruchomiony łańcuchami i ewidentnie nie wiedział co się dzieje i jeden… Biegł prosto na nią na tych swoich śmiesznych nóżkach. Lestrange zanotowała, że Brenna jakoś sobie radzi, skupiła się więc na tym tuptającym do niej ratlerku (nr 3) i machnęła różdżką, by potraktować go ogniem – w myśl tego, co kiedyś powiedziała Heather, że jak się nie ma lepszego pomysłu, co ogień zazwyczaj jest dobrą odpowiedzią (na trupy, ale to szczegół), a na błotoryje z pewnością to działało – może nie była to ich słabość, ale bolało.

Musiała ponowić zaklęcie, bo w pierwszym momencie magia ją zawiodła i niestety nie zdążyła przez to pomóc Brennie. Miała jednak cichą nadzieję, że tyle wystarczy i uda im się pozbyć się chociaż kolejnego z nich, bo ciągle miały nad nimi przewagę w liczebności. Przez to wszystko nie miała się jak przemieścić i wystawiona była na kolejne ataki żaboli.


Ogień - dla pewności dwa razy, ale jak wyjdzie za pierwszym razem to na innego błotoryja:
Rzut Z 1d100 - 24
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 53
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
16.07.2023, 09:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2023, 10:24 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna rzuciła szybkie spojrzenie ku Victorii, upewniając się, że gdy ona sama poniewierała się w błocie, jej towarzyszce nic się nie stało. Lestrange na całe szczęście radziła sobie dobrze: jej drugie zaklęcie poparzyło błotoryja i sprawiło, że ten zaprzestał prób ataku i próbował uciec do wody. Istniała spora szansa, że już nie zaatakuje ponownie, a Victoria mogła spokojnie jeszcze rzucić w niego kolejny czar, jeżeli taką miała fantazję.
Przez głowę Brenny przeszła irracjonalna myśl, czy błotoryje należało aresztować czy zlikwidować. Zabicie ich podpadało pod kłusownictwo, skoro to one zaczęły atakować? Powinny złożyć oficjalne podania, coś w rodzaju "próbowały nas zabić i zeżreć mugoli, czy komisja mogłaby je zlikwidować"? Do diaska, znała przepisy magicznego prawa całkiem nieźle, ale nie miała pojęcia, z czym dokładnie mają tutaj do czynienia i pod jakie paragrafy podpada...
Kolejne machnięcie różdżką - i pod błotoryjami szykującymi się do ataku na nią, zapadła się ziemia. A kolejny czar...
Cóż, ten zadziałał nawet zbyt dobrze. Brenna chciała stworzyć wybuch, który odrzuci błotoryje, a najlepiej ogłuszy. Może przeszarżowała z mocą zaklęcia, może ostatnie anomalie tym razem zamiast sprawić, że zaklęcie nie zadziała, sprawiły innego figla.
Jeden z błotoryjów poruszył się w złym momencie, wszedł za blisko epicentrum zaklęcia, po czym wybuchł, pryskając wokół krwią i różnymi... fragmentami, a drugi z kwikiem zaczął gramolić się z dziury, w próbie ucieczki.
- O cholera - podsumowała Brenna, opuszczając różdżkę. Z obrzydzeniem starła z policzka krew, która prysnęła jej na twarz. Były na plaży same, jeśli nie liczyć związanego, próbującego się uwolnić zwierzaka i tych dwóch starających się uciec. - Mam nadzieję, że to nie jakiś bardzo cenny i bardzo zagrożony gatunek, przez co muszę sama siebie aresztować? - spytała z dziwną miną, wychodząc powoli z błotnistej dziury, do której wpadła. W myślach powtarzała sobie wszystkie paragrafy dotyczące obrony koniecznej.
W głębi ducha uznała jednak, że to nawet lepiej, że jeden z nich zginął. A drugi został pochwycony i na pewno Brenna nie zamierzała go ot tak wypuszczać tutaj na wolność. Może w mniejszym stadzie będą mniej odważne. Do licha, atakowały mugoli.

Rzuty na kształtowanie:
Rzut PO 1d100 - 74
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 94
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
16.07.2023, 11:40  ✶  

Skoro błotoryj potraktowany przez nią ogniem się odwrócił i zaczął tuptać z powrotem do wody – to Victoria założyła, ze nie po to, by teraz nagle zmienić zdanie. Kusiło ją trochę cisnąć w niego jeszcze powietrzem, by go pchnąć do tej wody szybciej i mocniej, ale wtedy Brenna machnęła entuzjastycznie różdżką i nastąpiła…

✨ Eksplozja ✨

I to nie byle jaka – bo wnętrzności błotoryja pofrunęły wszędzie wokół – gdyby to było Halloween, to dekoracje byłyby w punkt, ale mieliśmy początek maja i zwisające z gałęzi drzewa… tkanki… to nie był odpowiedni anturaż do wypuszczających pąki roślin. No i nie tylko z roślin – bo i Brenna i Victoria zostały… obryzgane…

I nagle nastała taka dziwna cisza, jeśli nie liczyć plaskania błotoryjskich łap o błocko, a potem plusku wody, kiedy już do niej wbiegły i odpłynęły. No i szamotania się jednego błotoryja w łańcuchach. Victoria była… Zszokowana – to chyba dobre słowo i aż zamarła, mrugając, nim do niej dotarło, ze coś jej spływa z twarzy… I… włosów… Uniosła rękę, rękawem przetarła najpierw czoło, potem jeden policzek… Najwyraźniej szukała w głowie jakieś słowa komentarza, ale tak prawdę powiedziawszy to przez moment w jej umyśle zatańczyła równie wielka cisza, niezmącona żadnymi konkretnymi myślami.

- Eee – zaczęła inteligentnie i mrugnęła jeszcze kilka razy, po czym machnęła ręką zamaszyście, chcąc strzepnąć z niej cokolwiek się tam przyczepiło. Tak, było obrzydliwie. I tak, obrzydzało to w jakimś stopniu nawet ją (nawet – bo jednak na co dzień obcowała z różnymi komponentami do eliksirów, a często były to jakieś różne… surowe części magicznych zwierząt; jednak mieć coś w dłoni specjalnie przygotowane a mieć coś na całym ciele dopiero co rozbryzgnięte… brrr). I wkurzało ją i jej poczucie, że wszystko powinno być równo ułożone i wysprzątane. Teraz nic nie było równo i wszystko było utytłane… wszystkim. - Nie – odpowiedziała w końcu krótko Brennie, po czym po prostu skierowała różdżkę na siebie, by użyć na siebie zaklęcia Tergeo i zmyć z siebie krew i reszty tego wszystkiego… Czegoś. A potem zamierzała zrobić to samo z Brenną, bo by przecież nie wytrzymała tutaj, widząc ją taką upstrzoną błotoryjem. - No… To chyba mamy to z głowy – jej wzrok padł teraz na złapanego żabola i próbowała ignorować to, że części tamtego były jeszcze na wszystkim wokół nich. - Trzy zwiały, jeden… zniknął. Jeden złapany. Chcesz go wręczyć w prezencie jako maskotkę do Działu Zwierząt w Ministerstwie? Albo może wolisz go przygarnąć i przeszkolić jako pomocnika brygadzisty? – zapytała w końcu, ewidentnie niezadowolona, że dopiero co została ubrudzona. - Trzeba tu będzie… posprzątać – mruknęła już bardziej do siebie.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#15
16.07.2023, 11:52  ✶  
- Całe szczęście – wymamrotała Brenna, która była ubabrana błotem, krwią i wnętrznościami. Nie protestowała, kiedy Victoria zwróciła ku niej różdżkę, zakładając, że jeżeli ta miałaby ochotę ją zaatakować, to chwilę temu miała lepszą okazję. Tergeo nie mogło całkowicie oczyścić Brygadzistki, która przetoczyła się wcześniej po ziemi, ale przynajmniej kawałki błotoryja znikły, wyssane mocą zaklęcia. Błota też nieco ubyło.
Na całe szczęście, niezbyt zależało jej na tych ciuchach, i to nie był pierwszy raz, kiedy skończyła cała ubabrana.
- Mam nadzieję. I że ten nieszczęsny mugol zwiał – westchnęła. Wiedziała, że trzeba będzie go jeszcze znaleźć i wmówić mu, że to co go zaatakowało to stado jakichś psów albo coś takiego. Posiłkując się przy tym odrobiną magii.
Mimo całej tej paskudnej sytuacji, uśmiechnęła się zawadiacko na sugestię Victorii, że mogłaby przygarnąć błotoryja i przeszkolić jako pomocnika brygadzisty. Były bezpieczne, wnętrzności znikły z jej ubrania i udało się im prawdopodobnie zniechęcić te stworzenia do kolejnych ataków.
- Sądzisz, że dałby radę wywąchiwać nielegalne eliksiry i przemycane substancje? W Ministerstwie na pewno zrobiłabym furorę, gdybym tak spacerowała po korytarzach z tym dżentelmenem na smyczy… - stwierdziła, spoglądając na spętanego łańcuchami zwierzaka, który kwiczał żałośnie, najwyraźniej bardzo niezadowolony ze swojego położenia. Kobieta machnęła różdżką, wzmacniając czar, tak na wszelki wypadek. – Ale obawiam się, że moja mama wyrzuciłaby mnie razem z nim z domu. Tego to już by nie zdzierżyła. Poza tym jego dieta mogłaby być trochę problematyczna, trzeba by mu wyjaśnić, że nie wolno mu zjadać naszych psów, a mamy ich… pięć. Albo osiem. Właściwie to zależy jak liczyć – powiedziała. – Myślę, że kopsnę się szybko do Ministerstwa, niech tu kogoś przyślą i zdecydują, co zrobić z tym panem.
Po prawdzie likwidacja byłaby najlepszą decyzją, ale Brenna, mimo wszystko, nie chciała podejmować tej decyzji sama. Zwłaszcza, kiedy jednego już usunęła w tak… widowiskowy sposób. Ostatecznie była Brygadzistką, dobrze stosować się do przepisów, kiedy to tylko możliwe. Bo i tak nie robiła tego zawsze…
– Pewnie i bez błotoryja wywołam małą sensację, aportując się tam w tym stroju – dodała, spoglądając na swoje ubranie, pokryte błotem.
Znów przeniosła spojrzenie na Victorię. Wzrok miała odrobinę rozbawiony.
– Chyba nici z naszej randki w Zakazanym Lesie, bo jeśli do trzech razy sztuka, to był ten wyjątek potwierdzający regułę – oświadczyła. Victoria weszła z nią do lasu trzy razy, i trzykrotnie zakończyło się to… nieprzewidywalnie. Raz coś je ścigało po Zakazanym Lesie, potem wpadły na gromadę nieumarłych, a teraz próbowały je zeżreć błotoryje.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
17.07.2023, 08:35  ✶  
Przede wszystkim: po co w ogóle miałaby ją atakować? Spotkały się przypadkowo na spacerze i poszły w las poszukać czegoś z zębami. Nie żywiła żadnych złych uczuć względem Brenny, wręcz przeciwnie.
  - Tak lepiej – mruknęła, kiedy już obie były w miarę czyste, chociaż nadal gdzieś tam drażniło kobietę, że nie wszystko jest idealnie i w porządku jak powinno. - Zwiał. Nie zjadłyby go tak szybko. Już byśmy go znalazły – więc to takie szczęście w nieszczęściu. Ale i tak trzeba go będzie znaleźć. Trzeba będzie mu zmodyfikować pamięć… a jeśli nie one to kto inny. - Ciekawe gdzie uciekł – rozejrzała się wokół, starając się ignorować różne takie te zwisające z okolicznej roślinności.
  - Tego nie wiem. Na pewno by ci pomógł szukać małych zwierząt gdybyś potrzebowała – błotoryj wywąchujący eliksiry… no to by było. Ale Victoria uważała, że są na to zbyt głupie. - Pięć albo osiem? – zdumiała się, bo nie od razu załapała, że Brenna mówi o "psach" w kontekście brygadzistów, ale w końcu zrobiła takie "ach no tak" i pokręciła głową. - Ta, będą wiedzieć najlepiej – spojrzała na blotoryja. No nie jego wina że coś albo ktoś wygonił go z jego naturalnych terenów. Sama podejrzewała, że ci od zwierzaków zabiorą go po prostu w bezpieczniejsze dla wszystkich miejsce. I może odłowią też pozostałą trójkę. - Myślę, że już się przyzwyczaili. Sensację byś zrobiła, gdybyś tam trafiła przed czyszczeniem – Brenna w błocie? Żaden nowy widok! No a przynajmniej dla kogoś, kto chodził z nią do szkoły.
  - Bez przesady. Wyjątek nie potwierdza reguły, tylko ją kompromituje. Poza tym nie wierzę w te powiedzonka – ogólnie była sceptykiem, jeśli chodziło o wróżbiarstwo. Wróżby brzmiały zwykle zbyt genetycznie, tak żeby można je było dopasować do sytuacji.
  Z westchnieciem machnęła różdżka, żeby choć trochę ogarnąć bałagan po eksplozji zwierzaka wokół nich. Tak żeby jeśli ktoś tu zawędruje, to się nie porzygał po tym, gdy się zorientuje co tu zwisa z gałęzi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#17
17.07.2023, 09:26  ✶  
Victoria nie miała powodu jej atakować. A Brenna ją lubiła: równie mocno jak w Hogwarcie. Stawała się jednak powoli kimś, kto spodziewał się ataku z każdej strony. Ciężar poczucia odpowiedzialności nie tylko za swoje bezpieczeństwo sprawiał, że rodziła się w niej paranoja, starannie skrywana przed światem, ale obecna.
- Polecę do Ministerstwa, a potem ruszę jego tropem - zdecydowała Brenna. Ślad był świeży, prawdopodobnie krwawił, jako wilk powinna mieć szansę na jego znalezienie. - O ile już nie wrócił do wioski.
W końcu jeżeli zdołał uciec, najrozsądniej było pognać z powrotem do serca Doliny Godryka. Gorzej, że zapewne opowiadał tam już, jak umknął przed strasznymi potworami, które pojawiły się w Kniei Godryka.
Może i lepiej.
W Kniei naprawdę działy się teraz złe rzeczy. Przechodziły i na tę niemagiczną część lasu. Jeżeli mugole będą się bali... będą bezpieczniejsi.
Uśmiechnęła się tylko jeszcze szerzej na pytanie Victorii. Gdyby to było o Brygadzistach, powiedziałaby "dziewięć", ale ta interpretacja też była dobra - ot Brenna piła do tej trójki, która czasem obrastała futrem, więc do siebie, Erika oraz Thomasa.
- Tak, chyba ten dzień z kwietnia, kiedy wpadłam do apteki na Pokątnej zalana krwią, w porwanym mundurze, przebije to błoto i odrobinkę krwi - przyznała Lestrange rację. Brenna, na całe szczęście, przyjmowała świat takim, jakim był. O własną opinię dbała minimalnie, głównie w tym zakresie, w jakim mogło to wpłynąć na jej rodzinę. Ostatecznie jednak pracowała w Brygadzie, więc jeżeli pojawi się cała uwalana błotem, to koledzy i koleżanki muszą to zaakceptować i tyle. Ci z działu likwidacji niebezpiecznych stworzeń takoż.
- Uważaj, bo złapię cię za słowo i naprawdę pewnego dnia stanę na twoim progu, by zabrać się do Zakazanego Lasu - parsknęła. Wydobyła z kieszeni chusteczkę - czystą na szczęście, a raczej prawie czystą - i przynajmniej do końca oczyściła twarz. Wyglądała jednak wciąż przy Victorii, która zdołała oczyścić tę odrobinę... syfu z siebie za pomocą różdżki, jak potwór z bagien. Albo wiedźma z bagien przy pięknej księżniczce. - A, swoją drogą... to prawda, że nie przekazano wam, co działo się na zebraniu przed Beltane?
Zerknęła na Lestrange nieco uważniej. Jaki miała cel w tym pytaniu...? Cóż... pewien miała. Kierowała ją nie tylko ciekawość, bo Mavelle rozmawiała trochę z Vici podczas ich patrolu, ale też ukryte motywy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#18
17.07.2023, 19:50  ✶  

- Jak go złapiesz przed dotarciem do wioski to przyprowadź go do mnie do domu. Zmodyfikuję mu pamięć jak należy – ostatecznie dobrych kilka lat pracowała w Czarodziejskim Pogotowiu. Interwencje do mugoli to był ich chleb powszedni – tam nauczyła się odpowiednio modyfikować ludzką pamięć. No chyba, że uda się Brennie złapać kogoś z Pogotowia teraz – nie miała pojęcia czy mieli teraz dużo roboty czy nie. Zresztą jeśli się okaże, że wrócił do wioski i zdążył ludziom naopowiadać… to najlepiej będzie wysłać tam cały zespół amnezjatorów, żeby posprzątali ten bajzel.

- Serio wpadłaś tak do apteki? Coś ty robiła, goniłaś gnomy w ogródku i przypadkiem nadziałaś się na widły? – wstrętne szkodniki. Victoria miała z nimi regularnie na pieńku, kiedy głupie gnojki atakowały jej niemalże święty ogród i trzeba było przeprowadzić odgnamianie. Jeśli chodziło o Brennę, to była skłonna uwierzyć chyba we wszystko – w sensie w niemal prawie każdy powód takiego a nie innego jej wyglądu po zjawieniu się w aptece: od głupawego wypadku, bo szaleńczy pościg w imię prawa. - Mogę ci zrobić przeszkolenie z zaklęć czyszczących – wszelakich. Kilka ich było. Przydatne, jeśli nie chciało się wejść do własnego domu cuchnąc jak gnój, albo nie chcąc wystraszyć biednych cywilów.

- Bren. Grozisz czy obiecujesz? – jak chciała ją wystraszyć, to musiała się nieco bardziej postarać. Dla Victorii obecnie wycieczka do zakazanego Lasu to byłoby jak weekendowy piknik z dala od rodziny i domu. Spojrzała sceptycznie na Longbottom, kiedy tak się powycierała tą chusteczką i z teatralnym westchnięciem skierowała różdżkę w jej stronę, rzucając Chłoszczyść na kawałek materiału. - Och… Wiesz co, jeśli jakieś informacje zostały przekazane, to ja nic nie dostałam. Musiałam dopytywać Mavelle co i jak. Nie wiem jak reszta. Znaczy… Bo chyba wszyscy nie byli na spotkaniu? Ty byłaś? – Victoria miała całkiem niezłą wymówkę na swoją nieobecność, ale w Biurze nikt nie mówił, ze to jakieś obowiązkowe spotkanie. Zresztą po co – potrzebowali cały Departament żeby ustalić kilka rzeczy? Jak dla niej to była strata zasobów i narażanie wszystkich na szkodę w razie jakby potrzebna była gdzieś indziej interwencja. Od tego mieli sowy, żeby sobie takie komunikaty przekazywać, jak to co zostało ustalone, nie tak?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#19
17.07.2023, 22:22  ✶  
- Jasne, jeśli nie złapię nikogo z ekipy, to się zgłoszę – obiecała Brenna. Na słowa odnośnie apteki i gonienia gnomów (też miała z nimi problem i wyrzucała je regularnie z sadu, a nawet zamówiła specjalny środek, który będzie je odstraszać) uśmiechnęła się. Nieco krzywo. – Ehem, wezwano mnie pilnie do drobnego wypadku, w wyniku którego najpierw cywil prawie nie wykrwawił mi się na rękach, a potem mało brakowało, a przeklęty przedmiot nie wybuchłby nam w twarze. Chyba trochę wystraszyłam biednego Cedrica, bo stał tamtego dnia za ladą, a nie miałam czasu nic mu wyjaśniać…
Gdyby ktoś spytał Brennę, jak to się działo, że wciąż pakowała się w takie wypadki… nie umiałaby tego wyjaśnić. Przypadkiem. I nawet nie zastanawiała się, że dla większości ludzi nie jest normą jednego dnia skakanie z przeklętej miotły, drugiego włóczenie się z głodnym wampirem po Nokturnie, trzeciego osłanianie cywila przed wybuchającymi skrzynkami, a kolejnego wpadanie do dołu z nieumarłymi. Po prostu tak wychodziło. Jakoś. Miała pecha. Albo jakaś wróżka zawisła kiedyś nad jej kołyską i powiedziała: cześć, mam dla ciebie niezwykły dar wpadania w kłopoty!
– Nawet umiem ich używać, ale na niektóre rzeczy nie wystarczą – parsknęła, wskazując na błoto. Było go na tyle dużo, że ryzykowałaby uszkodzenie ubrania, a ostatecznie wolała pokazać się w Ministerstwie z paroma plamami na ubraniu niż bez spodni. To już byłoby za wiele nawet na nią. – Informuję, Tori, informuję! – oświadczyła, spoglądając na Lestrange, a w jej oczach błysnęło znowu rozbawienie.
Nie dziś, nie jutro, nie pojutrze – bo działo się za wiele, wszędzie, wszystko, na raz. Ale Victoria sobie właśnie zagwarantowała, że przyjdzie ten dzień, w którym Brenna stanie na jej progu z niewinną miną i informacją, że zostaje niecnie porwana do Zakazanego Lasu, bo muszą sprawdzić, czy legowisko jednorożców jest w tym samym miejscu, co dziesięć lat temu.
Uśmiech wygasł jednak po kolejnych słowach.
– Taaak, tego się spodziewałam – powiedziała, oczyszczając chusteczką twarz i szyję, aby przynajmniej one wyglądały możliwie. – Byłam. I zebranie było katastrofą przez Jaśnie Nam Miłującego Rookwooda, któremu chyba ktoś zapomniał wspomnieć, że nie został nagle Szefem Biura Aurorów. Nawet nie próbował kryć, jak bardzo pogardza Thomasem. Co by mnie specjalnie samo w sobie nie dziwiło, ale nie spodziewałam się takiej głupoty po kimś, kto pracuje tyle lat, bo tak jakby stał w otoczeniu czterech osób, które z Tommym się przyjaźnią i tego nie kryją. I kiedy pracuje w Departamencie, w którym nie ma szans, aby nie musiał czasem przesłuchać jakiegoś mugolaka. Potem oświadczył, że to on i Erik decydują, a reszta ma wysłuchać jego woli. Na przypomnienie, że dostaliśmy instrukcję, by tu przyjść, ustalić wszystko wspólnie, a oni to liderzy, nie dowódcy, i inaczej kazano by tu omówić tylko im dwóm, zareagował kolejnym popisem wyższości… jakby kiedykolwiek osiągnął coś spektakularnego. Ostatecznie wszyscy go olaliśmy i większość rzeczy ustaliśmy między sobą, kiedy ogradzał ognisko. Intrygujące, że w ogóle do was potem nie poszedł.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#20
18.07.2023, 09:32  ✶  
Victoria najpierw nieco wybałuszyła oczy na swoją towarzyszkę, a potem po prostu uniosła brwi.
  - Ty w jeden dzień masz tyle atrakcji, co ja w tydzień – stwierdziła w końcu nieco sceptycznie. Nie to, że nie wierzyła Brennie – bo wierzyła, ta kobieta była jak magnes na… zdarzenia. Mniej czy bardziej absurdalne. Ale jaka statystycznie była szansa, że to wszystko przydarzy się jednej osobie, skoro choćby w Anglii było ich nie mało. Ale może właśnie taka była specyfika pracy jako brygadzista. Zaraz – nie. Przecież Viki też była przez dwa lata brygadzistką i choć dni potrafiły być intensywne, to przecież nie wyglądało to u niej aż tak. Więc może taka była specyfika pracy jako brygadzista i jednoczesne bycie Brenną, która zawsze wsadzi gdzieś ten swój zgrabny nosek. I potem się do niej tak ciągnie, jak ćmy do ognia. Tymi ćmami były tu kłopoty. - Drobny wypadek, no naprawdę… – westchnęła teatralnie i pokręciła głową, zamierzając zostawić ten temat. Nie pierwszy i nie ostatni raz się dziwiła.
  Ale na tym nie miało być koniec zdziwień, bo ciemne brwi panny Lestrange znowu się uniosły, kiedy Brenna zaczęła swoją opowieść o spotkaniu przed Beltane.
  - To dlatego Mavelle pytała jak dobrze go znam – to już nie było pytanie, po prostu stwierdzenie. Nagle wszystko stało się jasne. I nie, Victoria nie wyglądała na ani trochę zdziwioną. Chwilę milczała, jakby szukała albo ważyła słowa a ostatecznie pokręciła sama do siebie głową. - Cały czas mam wrażenie że z tym pokoleniem jest coś nie tak. Nie wiem co ich tak bardzo przeżarło, te wszystkie maniery… albo z wiekiem zaczyna się mieć coraz bardziej w dupie co inni o nas pomyślą? – stwierdziła i się skrzywiła. - Nie wiem czy wiesz, Chester to kuzyn mojej matki. Naprawdę zaczynam mieć wrażenie, że coś po tamtej stronie rodziny coś poszło mocno nie tak, ktoś pokpił sprawę i proszę bardzo, mamy takich radykałów – jak jej matkę. Jak Chestera. Jak ojca Sauriela… chociaż tak prawdę powiedziawszy sama uważała na mugolaków. Za dużo się napatrzyła na ludzkie tragedie, w części spowodowane właśnie przez nich, kiedy nie umieli postawić kreski pomiędzy jednym światem a drugim. - Przez kilka lat pracowałam z najstarszym synem Chestera w Pogotowiu. To zupełna odwrotność ojca, nigdy nie widziałam żeby się nieprofesjonalnie zwracał do jakiegokolwiek mugola albo mugolaka. I pomyśleć, że został wychowany przez niego, aż trudno byłoby uwierzyć że są spokrewnieni – ale znowu… sama Victoria też nigdy się w ten sposób nie zachowywała, a była wychowana przez ciężką rękę Isabelli. Nie mogła nie zauważyć, że są z Ulyssesem pod pewnymi względami do siebie podobni. - Wyjątkowo dziwne zachowanie. W sensie zawsze miałam Chestera za profesjonalistę. Opryskliwego ale jednak. Chociaż nigdy nie widziałam go przy żadnym mugolaku – bo myśleć coś sobie to jedno. Ale tak jak zauważyła Brenna – nie był tam sam na sam z Tommym, był otoczony innymi ludźmi. - Może na starość mu się coś – Victoria zatoczyła młynka palcem wskazującym przy swojej skroni i cicho zagwizdała - odkleiło? Zresztą… jakby mieli sami ustalać rzeczy to po co tam była cała reszta, jako wsparcie mentalne? Mogli odgórnie ustalić, wysłać nam sowy i nie zawracać dupy z łażeniem tam wcześniej.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4931), Victoria Lestrange (4528)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa