• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[09.06.1972] Cat on a hot Knockturn roof

[09.06.1972] Cat on a hot Knockturn roof
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#1
16.02.2024, 01:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2024, 21:07 przez Ambrosia McKinnon.)  
- Co ty niby chcesz, żebyśmy zrobiły z tym kotem? - zapytała, spoglądając z powątpiewaniem to na wspomnianego zwierzaka, to na Lorraine, która podeszła parę kroków w przód i zaczęła kicikać, jakby to miało w czymkolwiek tutaj pomóc. Jak na zawołanie, znajdujący się na daszku pobliskiego budynku kot rozpoczął na nowo swoją arię wzywania o pomoc, błagając wszystko co na niebie i ziemi o pomoc w zejściu z tego niemożliwego do zdobycia miejsca. Rosie była jednak absolutnie przekonana że po pierwsze, kicia sama tam wlazła, bez niczyjej pomocy, a po drugie, dramatyzowała i szukała atencji.
- Obie połamiemy sobie nogi, jak spróbujemy go ściągnąć, a Maeve udusi się, jak tylko spojrzy mu w oczy - jęknęła żałośnie. To nawet nie było tak, że jakoś specjalnie kotku pomóc nie chciała, ale kiedy tak patrzyła na krzywość konstrukcji, na którą sierściuch się wdrapał, to nagle wątpiła dosłownie we wszystko. To nawet nie wyglądało jak budynek, a raczej jakaś przybudówka czy inna szopa, postawiona wbrew nie tyle wszelkim zezwoleniom budowlanym, a zwykłemu rozsądkowi. Któraś deska sterczała dziwnie w bok, gdzie indziej wystawał przerdzewiały gwóźdź, a kiedy Rosie oparła się o to ręką, coś trzeszczało złowieszczo.
McKinnon spojrzała na towarzyszącą im azjatkę jeszcze raz, nieco krytyczniej, mrużąc przy tym oczy i licząc. Była z nich najwyższa, ale nawet jeśli wyciągnęłaby ręce, to te nie sięgnęłyby za krawędź dachu dostatecznie daleko, żeby rozpłakanego pupila złapać i ściągnąć z blachy.
- Ej Maeve, a może... może byśmy ją podsadziły? - zapytała, robiąc przy tym minę, która jak gdyby nigdy pytała, czy w sumie miały coś do stracenia, próbując coś w ten sposób zdziałać. Prawda też była taka, że najpewniej Changówna sama musiałaby się ze swoją ukochaną gimnastykować, ale o tym jeszcze nie musiała wspominać.


she was a gentle
sort of horror
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#2
01.03.2024, 23:07  ✶  
– Przecież lubisz kolekcjonować przybłędy – rzuciła słodziutko Lorraine, tak, jak to tylko ona potrafiła, kiedy chciała być bardzo przekonująca, nie rezygnując przy tym z tej maleńkiej krzty złośliwości, która równoważyłaby cukierkowość jej jestestwa – coby zęby Maeve nie bolały po całowaniu półwiły – bo przecież nie bez powodu mówi się: „dobre, takie nie za słodkie”. – Miau – dodała na koniec przekornie – niby to przelotem, niewinnie ocierając się ramieniem o Chang (choć jej ruchy sugerowały raczej kotkę w rui), kiedy wysunęła rękę z ręki kobiety, by podejść bliżej w stronę zwierzątka w opresji – i w sumie trudno było dociec, czy miaucząc chciała porozumieć się z przestraszonym kotem, czy też miał to być najbardziej ostateczny kontrargument w dyskusji z McKinnon.

Bo doprawdy, Ambrosia zachowywała się tak, jakby posiadała wyłączność na dramatyzowanie i szukanie atencji – albo guza – a taki sobie kotek to był niby gorszy, bo co? Bo dachowiec, bo z Nokturnu, bo czarny, to od razu dyskryminacja, że nieszczęście przyniesie?

Blaszany dach, na którym siedział zwierzak wydawał się chybotać groźnie przy mocniejszych powiewach wiatru, belki umacniające strop i odciążające podziurawione ściany podejrzanej konstrukcji, skrzypiały gorzej niż Fortinbras Malfoy na ministerialnej mówicy – słowem, melina, jakich na Nokturnie wiele, drżała w posadach – zaś kot… Kot zawodził histerycznie.

– A myślisz, że kto przygotowuje jej eliksir na alergię? – obruszyła się Malfoy, szczerze oburzona sugestią, że nie potrafi porządnie zadbać o swoją kobietę, aż przestając nawoływać czule kici-kici w stronę sierściucha w opałach. – Masz jeszcze zapas, skarbie, prawda? Brałaś dzisiaj?

W pamięci Lorraine cały czas żyło wspomnienie zamieszania z Leo O’Dwyerem, medykiem Pana Zagadki, którego to ferajna spod sztandaru Czarnego Kota chciała wykorzystać do własnych celów. Maeve – choć ostatecznie przeciągnęła mężczyznę na jedyną właściwą stronę – zdemaskowała się przy mugolaku właśnie przez alergię na sierść: ten bowiem stawił się na umówione spotkanie w animagicznej postaci kota! Lorraine przepłakała w ukryciu przed wszystkimi pół nocy, obwiniając się za to, że tak istotny szczegół umknął jej uwadze, i mogła tym samym narazić Mae na niebezpieczeństwo; potem gorąco przepraszała kobietę, skrzyczała ją też, że tak lekkomyślnie pakuje się z Saurielem w krzywe akcje, tylko po to, by znów okazać skruchę, zaopatrując Changównę w antidotum przeciwalergiczne własnego przepisu oraz… Dużo czułości, bo miłość to podobno najlepsze lekarstwo, czy coś.

- Miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaau! – powiedział Kot.


Yes, I am a master
Little love caster
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#3
02.03.2024, 03:16  ✶  
Co ty niby chcesz, żebyśmy zrobiły z tym kotem?
Maeve przeniosła zniesmaczone spojrzenie z kota na Lorraine, patrząc wyczekująco. Było w tych ciemnych oczach coś dziecięco naiwnego, pełnego nadziei. Wiara, że prowodyrka tej całej akcji ratunkowej jednak zmieni zdanie i oświadczy, że kota trzeba ewakuować, ale na tamten świat. Dosłownie ręka ją świerzbiła, ciągnęło ją ku schowanej w kieszeni spodni różdżce, żeby sierściucha transmutować w truchło.
Ale nie, nadzieja nadal pozostawała matką głupich i robiła w chuja swoje dzieci. Mewie po raz kolejny wiatr zawiał prosto w oczy, niechybnie razem z liniejącą sierścią tego potwora na dachu. Jęknęła z bólem, słysząc jak Malfoy za nic kompletnie ma ostrzeżenia Rosie, a ponadto ociera się o nią sugestywnie, dalej optując za wspinaczką po czteronoga. Kurwa mać, pomyślała, po czym zaczęła podwijać rękawy.
Lorraine to wszystko robiła, bo doskonale wiedziała, że i tak jej nie powie nie.
- Ja już stąd czuję, jak mnie w oczy szczypie - zgodziła się z McKinnon, która była obecnie jedynym głosem rozsądku, za którym Chang podążyć jednak nie mogła. Umysł chciał, ale serce miało inne plany. Zresztą, pierwszy przeciwnik i tak nie należał do wagi ciężkiej.
Potem nawinął się temat eliksiru. Aha, no kurwa tak, wiedziała, że o czymś zapomniała. Uśmiechnęła się głupio do Lorraine, całą gamą swoich równiutkich zębów, ale w oczach próżno było szukać jakiegokolwiek zapewnienia. Mewa mogła skłamać, że owszem, najukochańsza, szotuję go co rano do śniadania, a potem wylizuję szklankę. Ale prawda wyszłaby i tak na jaw w momencie, w którym dotknęłaby tego kota.
- Zapas mam - zaczęła od pozytywów, nadal uśmiechając się głupio. Uśmiechem firmowym pod tytułem "proszę, nie bądź zła". - Ale wiesz, słońce, trochę dziś zaspałam, zanim się zebrałam, potem czegoś ode mnie chcieli w domu, musiałam paprotkę przesadzić, no i rozumiesz... - przeszła płynnie do idiotycznego tłumaczenia się, rozkładając bezradnie ramiona. Doskonale wiedziała, że Lorraine tego nie kupi, ale trochę liczyła, że weźmie ją tym czczym pierdoleniem na litość. Że te oczka jak marzenie ją rozczulą.
Wiedziała, że powinna była się zabezpieczać po ostatniej akcji z animagiem. Ale no, cholera, skąd miała wiedzieć, że będzie dziś ratować koty w opałach? Przecież takie rzeczy nawet największym prorokom się nie śniły, była pewna, że ani Dolohov by tego nie zobaczył w swojej wizji, ani Ambrosia w swoim tarocie.
- A może zacznijmy rzucać w niego kamieniami i sam zejdzie? Ja bym zeszła, gdyby ktoś we mnie ciepał takimi kamieniami - zaproponowała, decydując się zmienić temat, zrównując swoje zdolności kognitywne z kotem. Po co się roztrząsać nad jakimś tam eliksirem? Były gorsze rzeczy niż wysypka, na przykład smak tego specyfiku. Nie wzięła, to nie wzięła, teraz trzeba było myśleć proaktywnie.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#4
29.03.2024, 05:23  ✶  
Westchnęła, wywracając na blondynkę oczami, chyba tylko dla samej zasady, bo przecież Lorraine miała rację. Miała coś takiego z przybłędami, że zatrzymywały się przy niej na dłużej. A nawet taka jedna właśnie na nią nieznośnie miauczała, naśladując siedzącego na blaszanym dachu sierściucha, uśmiechając się przy tym słodko. Rosie jednak nie powiedziała nic, bo gdzieś pod warstewką zrezygnowania, czaiło się zwyczajne rozbawienie - ale ono absolutnie nie pomogłoby w odciągnięciu Malfoy od misji, którą sobie właśnie obrała.

Bo nawet jeśli kotek miauczał, całkiem donośnie i rozpaczliwie (chociaż tak w sumie to McKinnon miała wrażenie, że się z nich zwyczajnie tam naśmiewał - podobny był trochę do Sauriela, to kto wie), to niekoniecznie podzielała dla niego współczucie. Nie jednego sierściucha można było znaleźć na Nokturnie, bo te włóczyły się po ciemnych, zaszczurzonych zaułkach dość chętnie. Jakby chciała kota to już dawno mogła wyjść pod pobliski warzywniak i jakiegoś zabrać.

Rosie bardzo chciała w tym momencie na mądrą i rozsądną i nawet jej się to podobało, że Maeve się z nią w tym jej utyskiwaniu zgodziła, ale prawda była taka, że nie tylko Changówna była tutaj na przegranej pozycji. Bo Lorraine, owinęła sobie dookoła palca obydwie kobiety, jakby to była najbanalniejsza rzecz w jej życiu.

Oburzenie blondynki zbyła znowu wywrócenie na nią oczami, a potem wymownie unosząc brwi, wskazała dłońmi na Chang, kiedy ta postanowiła się przyznać do swojego zapominalstwa i tego, że niekoniecznie ten syropek na alergię łykała.
- Wiesz, co ja sobie tak myślę? - zapytała, spoglądając na Maeve, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Nie wiem jak was, ale nas na tej transmutacji w szkole uczyli zmieniać szczura z puchar, może by tak tego kota, no wiesz? Pyk pyk, szast prast i w ogóle - zaproponowała, ale jeśli któraś z nich sądziła, ze zaraz złapie za różdżkę i sama zabierze się do roboty, to mogły się grubo przeliczyć, bo z transmutacji to akurat była absurdalnie tragiczna. Nie raz, nie dwa, Otto kończył z wampirzymi kłami do kolan i prawdę powiedziawszy, to McKinnon nie wiedziała czemu jeszcze prosił ją o pomoc w tym temacie.


she was a gentle
sort of horror
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#5
06.04.2024, 17:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.07.2025, 11:02 przez Lorraine Malfoy.)  
- Taaak? Którą paprotkę? Flebodium złociste, czy tę z gniecionymi liśćmi, która stoi na twojej meblościance? - zatrzepotała niewinnie rzęsami. Nie przesadzałaś ich przypadkiem w zeszłym tygodniu?, miała ochotę dorzucić jeszcze, ale stwierdziła, że to już byłoby jak gwóźdź do trumny, a ona nie po to wcześniej zamykała w piątki podwoje zakładu pogrzebowego Necronomicon, żeby takich metafor teraz używać!

Zaraz, co? Kamienie? Lorraine zrobiła minę. Jak kotek mógłby im po czymś takim w ogóle zaufać?

- Z kotkami trzeba delikatnie, kochanie, tak jak z wilami - westchnęła Lorraine, pouczając Maeve tym nieskończenie cierpliwym tonem, z jakim potrafiła godzinami wyjaśniać co, kto, gdzie, jak, z kim, i dlaczego było to tak ważne, chociaż jej spojrzeniu daleko było od powagi: w delikatnie przymrużonych oczach migotały figlarne iskierki.

Usta półwili znów też zadrgały niebezpiecznie - jak zawsze, gdy tłumiła cisnący się na twarz uśmiech - kiedy przeniosła wzrok na Ambrosię.

Bardzo, bardzo kusiło ją, by użyć tego specjalnego mędrkowatego tonu (actually, …), którego wróżbitka czasem używała, kiedy chciała się z kimś ostentacyjnie podroczyć: sugestię, żeby do rozwiązania ich problemu użyć transmutacji, spodziewała się usłyszeć raczej ze strony Maeve, wybitnie uzdolnionej w tej dziedzinie magii. Ale Rosie? Znaczące spojrzenie, które posłała McKinnon mówiło: a pamiętasz, kto musiał czekać w poczekalni u świętego Munga z Ottonem, kiedy zamiast wampirzych kłów dałaś mu ciosy godne słonia?.

Widząc, jak Maeve zakasuje rękawy, szybko odwróciła się i wcisnęła jej swoją torebkę, rzucając szybkie: ”powinnam mieć jakąś zapasową fiolkę”, żeby sama sobie znalazła antidotum w odmętach jej magicznie powiększonej torby.

No naprawdę, o los biednej, porzuconej kici będą się z nią spierać? Lorraine często miała wrażenie, że jest jedyną osobą obdarzoną jakimkolwiek instynktem samozachowawczym w gronie jej najbliższych, bo ci zawsze zbywali jej ostrzeżenia i rzucali się na łeb na szyję w objęcia niebezpieczeństwu. A kiedy ona raz w życiu chciała spontanicznie zrobić coś nie do końca rozsądnego - to jest, szlachetnie uratować kotka, który ewidentnie wybrał ją na swoją wybawczynię - to nagle wszyscy tylko kręcili głowami i rzucali sceptyczne spojrzenia. Co za ludzie!

- Przecież dam radę - rzuciła, i, zdeterminowana, oparła stópkę o rozchybotane cegły i podciągnęła się, by wspiąć się bliżej zdesperowanego kiciusia. Kotek wciąż zawodził, ale Lorraine wcale mu się nie dziwiła: zaułek, obok którego akurat przechodziły był typowym zaułkiem Nokturnu, a więc wydawał się idealnym miejscem na napad, rozbój albo strzał w żyłę. Gdyby Rosie, Maeve i Lorrie były choć trochę bardziej samoświadome, skarżyłyby się na okoliczności przyrody równie głośno, co osamotniony zwierzak.
Dobrym znakiem było jednak to, że kotek nie uciekał, tylko z zaciekawieniem obserwował akrobacje Lorraine.

Rzucam na aktywność fizyczną, by zobaczyć, czy moje podejście wspięcia się po chwiejnym stosie cegieł zakończy się powodzeniem.
Rzut O 1d100 - 66
Sukces!

Rzut O 1d100 - 23
Akcja nieudana


Jeżeli moje akrobacje zakończą się porażką… Rzucam kostką by sprawdzić, jak bardzo będzie bolało, kiedy spadnę.
Rzut 1d100 - 15


Yes, I am a master
Little love caster
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#6
22.06.2024, 22:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2024, 22:17 przez Maeve Chang.)  
- Yyyyy, przesadzałam kurwiskum paprociste. Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz - odpyskowała naprędce przyłapana na jawnym kłamstwie, by następnie założyć ramiona na piersi i zrobić minę tak naburmuszoną, że nie powstydziłby się jej nawet najbardziej obrażony pięciolatek, któremu odmówiono zakupu czekoladowej żaby. Maeve doskonale zdawała sobie sprawę, że Lorraine pamiętała o wszystkich paprotkach, które wisiały im nad głowami, gdy wspólnymi siłami maltretowały jej łóżko, a gdyby nabyła jakąś nową, to Malfoy dowiedziałaby się o niej pierwsza. Wszakże Mewa zmusza swoich bliskich do tego, by aktywnie uczestniczyli w jej specyficznych zainteresowaniach, nawet jeśli zapierali się przed tymi nogami, rękami oraz zaklęciami na drzwiach. Jeszcze cię dorwę, Maryla.
- Aha, teraz to delikatnie, tak? - Zagaiła, unosząc brwi w zwątpieniu i rozbawieniu. Pomyślała, że to odważne słowa jak na kogoś, kto wręcz samodzielnie wiedzie ręką kochanki na swoje włosy, a potem gani ją, że ciągnie za słabo. Myśli jednak pozostały niewypowiedziane, bo towarzyszyła im tutaj Rosie, której chciała oszczędzić niezręcznych przepychanek. No i też poniekąd dlatego, że Lorraine bardzo nie lubiła być zawstydzana w towarzystwie.
Złapała tę torebkę tak, jakby ktoś jej wręczył klejące się dziecko - trzymała ją w powietrzu i patrzyła się dziwnie to na McKinnon, to na gotową na wszystko Malfoy. Nie była za bardzo przekonana co do tego, czy wspinaczka była dobrym pomysłem. Może gdyby to Mewa tam weszła to może, ale Raine prawdopodobnie spadnie stamtąd i sobie nogi połamie.
- Rosia tutaj dobrze miarkuje, może przestań szukać guza - rzuciła do ukochanej, próbując odwieść ją od pomysłu włażenia na dach. - Transmutujmy tego kota w piłkę i się sturla. Nic mu nie będzie, bo się ładnie od chodnika odbije. A nawet jeśli nie, to ma przecież dziewięć żyć, złego diabli nie biorą. - Dla Mewy to było logiczne, pomysł Ambrosii był najlepszy ze wszystkich dotychczas.
Niestety siła argumentów przegrała z potrzebą popisania się ze strony Lorraine. Widząc, że nie planuje się zatrzymać choćby na sekundę, Maeve zanurkowała w końcu w bezkresnej przepaści jaką było wnętrze torebki Malfoyówny i wyzerowała znaleziony tam eliksir. Skrzywiła się jak po najwierutniejszym samogonie, po czym przekazała pochodnię dalej w ręce Ambrosii, pozostawiając torebkę w jej pieczy.
Ruszyła za Lorraine; przecież trzeba będzie księżniczkę łapać, to było pewne jak syfilis w Kościanym.

Rzut na aktywność fizyczną, czy mi się uda złapać królewnę XD
Rzut N 1d100 - 67
Sukces!


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#7
28.12.2024, 12:37  ✶  
Blondynka zmarszczyła lekko brwi, z jakimś takim zniesmaczeniem, kiedy spojrzała na nią Lorraine. Jej mina mówiła prosto i wyraźnie, że chyba nazbyt jej nie doceniała, skoro uważała że miała zamiar sama tutaj tę różdżkę wyciągnąć i bawić się w coś takiego jak przemiana żywego stworzenia w nieożywiony przedmiot. Była w tym jakaś nagana. Rozczarowanie może nawet, które stosowała zastępczo do wspomnianego i jakże wyćwiczonego u niej przemądrzałego tonu. Zwyczajnie znała swoje możliwości, a transmutacja nigdy nie leżała w wachlarzu jej umiejętności - kły Ottona, cóż, to była zupełnie inna para kaloszy, bo Degenhard był tak niemądry jak wysoki, więc nawet nie było jej go wtedy szkoda.

Westchnęła, w trochę tylko zbolały sposób i wcale nie ukrywając, że właśnie spogląda wymownie ku niebu, by prosić Matkę o cierpliwość i może odrobinę przychylności, kiedy Lorraine zabrała się do roboty. Ba, rozłożyła nawet ręce. Matko, czy ty to widzisz? Bo przecież nie po to, by łapać rozochoconą wile, która pięła się ku górze w sposób trochę zanadto chybotliwy i niebezpieczny, jak na gusta McKinnon.

Spojrzała na Maeve przelotnie, upewniając się tylko, czy jest w gotowości, żeby łapać swoją wybrankę. Ogólnie to podobał jej się tok myślenia Changówny, bo ta piłka to brzmiała o wiele bardziej zgrabnie jak zwyczajny puchar, który pewnie by został na tym dachu i jego też musiałyby ściągać. Prawdę powiedziawszy też, Rosie niezbyt zwracała uwagę na pełne poufałości komentarze padające w jej towarzystwie. W momencie kiedy ktoś wychowywał się tak na Podziemnych Ścieżkach jak i burdelu który na nich królował, na pewne rzeczy zwyczajnie przestawało się zwracać uwagę i nie była pewna czy nawet mrugnęłaby okiem, gdyby Maeve i Lorraine postanowiły ten zaułek wykorzystać teraz do swoich uciech. Nie to, żeby je o to posądzała.

Malfoy złapała kota, a Rosie zrobiła taktyczny krok w tył, dając miejsce do popisu ich naczelnej napierdalaczce i awanturniczce. Droga z dachu na dół była o wiele prostsza przy jej asekuracji, równoważąc nieco zaskoczone pomrukiwania złapanego futrzaka i jego ogólne próby wrócenia na łono Nokturnowskiej natury. McKinnon pewnie ścisnęłaby nerwowo perły, gdyby tylko takie nosiła, ale musiała jej wystarczyć do tego torebka, teraz miętolona w dłoniach z zaciekłością, nawet kiedy obie nogi Lorraine stanęły na ziemi.

- No, no, może ja powinnam powiedzieć Stanleyowi, że stajesz się naszą wschodzącą gwiazdą wspinaczek po zabudowie miejskiej? - odetchnęła. - Maeve, to jakieś twoje nowe nauki? Efekt nowego zestawu ćwiczeń fizycznych w pieleszach?


she was a gentle
sort of horror
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#8
15.07.2025, 13:05  ✶  
– Przecież nie dałabyś mi upaść – odpowiedziała Maeve tak, jak gdyby to było coś tak oczywistego, że w ogóle nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej. U boku ukochanej czuła się... Bezpiecznie. Gdy Maeve zamknęła wokół niej ramiona, pomagając zejść z dachu, Lorraine zaśmiała się tylko, przepełniona poczuciem triumfu. Czym miałaby się martwić? Kot też się nie martwił. Nie wzbraniał się pazurami przed przyciskającą go do piersi wilą, nie wydawał się jednak zbytnio zadowolony wszystkimi tymi manewrami, które należało wykonać, aby dostać się z powrotem na ziemię... Chociaż, gdyby kocica zastanowiła się nad tym nieco dłużej, to nagle nie pamiętała, czemu było jej tak źle na tym dachu. Nie było jej jednak źle w ramionach półwili, która uśmiechnęła się, gdy Maeve przytrzymała ją jeszcze przez chwilę w powietrzu.

Ale jako że Lorraine ręce miała zajęte trzymaniem kota, a Maeve – trzymaniem Lorraine, Lorraine pochyliła tylko głowę, pocierając swoim nosem o nos Maeve, w geście przypominającym nieco spragnione miłości zwierzątko, który pcha łebek pod wyciągniętą dłoń, domagając się pieszczot. Najchętniej obcałowałaby z osobna wszystkie piegi na nosie Changówny, który pojawiały się czasem na jej twarzy, gdy poirytowana, dawała się ponieść emocjom i zapominała o kontrolowaniu drobnych detali w swym wyglądzie. Lorraine śledziła z wielkim przejęciem te zmiany, sama ze sobą sprzeczając się, czy włosy Maeve są dzisiaj jakieś takie bardziej podkręcone na końcach, czy może tak tylko jej się wydaje. Z widocznym ociąganiem wysunęła się z ramion metamorfogini, nie zwracając uwagi na niezadowolenie kota, który miauknął, oburzony, na swoją wybawicielkę. Uśmiech samozadowolenia, którego powodem była ukochana, pozostał mimo to przyklejonym do ust Lorraine, podobnie jak szczególny błysk w oku, trudny do ugaszenia w obecności Maeve.

– Patrz, jakie ma mięciutkie futerko! – wyszeptała z przejęciem Lorraine, podchodząc bliżej Ambrosii. Pełen czułości uśmiech wydawał się wręcz rozświetlać twarz półwili, od której biło wielkie przejęcie. Niewiele robiąc sobie ze słów Ambrosii, wcisnęła jej kota w ramiona, rozmyślnie ignorując wszystkie zawoalowane sugestie, jakie przed chwilą padły. Było coś rozbrajającego w jej radości, w sposobie, w jakim jeszcze przed chwilą przytulała do piersi kota, dziecięce niemal podekscytowanie. Kiedyś, kiedy była jeszcze dzieckiem i mieszkała w Little Hangleton, była przecież ulubienicą wszystkich wiejskich kotów. Przychodziły do niej, na początku sycząc nieufnie, z czasem pozwalając drapać się za uszami. Młode kocięta o rozkosznie miękkim futerku i stare kocury pokryte bliznami. Głaskała te czyste, głaskała te zawszone i ze skundlonym futrem. Zdrowe i chore. Z uszami poszarpanymi podczas niezliczonych kocich walk. Z połamanymi ogonami, których nie mogły nawet wyprostować na jej widok, co nie przeszkadzało im jednak nigdy wycierać się o nogi półwili, prosząc o jedzenie. Wszystkie dokarmiała resztkami wiecznie niedojadanego obiadu, srogo obrywając od matki, gdy niecny proceder został odkrytym. Obecny przy tej rozmowie ojciec tylko się zaśmiał. Zawsze lubił koty. Chadzają własnymi ścieżkami, nie słuchając nikogo, mówił, trzymając w swojej ręce rączkę małej Lorraine, tak jak my. Jego ręka, podobnie jak ręka Lorraine, poznaczona była – poza plamami atramentu – śladami kocich pazurów.

– Już cię polubiła, zobacz, jak się przytula! – Rzeczywiście, obdarzona wyjątkowo łagodnym usposobieniem kocica przytulała się do Ambrosii, węsząc przy tym intensywnie. Lorraine uśmiechnęła się, pogładziwszy zwierzę po łebku. – W twoich kadzidłach czuć czasem walerianę, która przyciąga koty. Rozlałam kiedyś przypadkiem wyciąg z jej korzenia w Necronomiconie, wtedy, gdy jeszcze próbowałam sama robić perfumy... Tydzień musiałam potem wysłuchiwać wycia pod oknami. – Lorraine zgrabnie przejęła swoją torebkę z rąk Ambrosii, zanurkowawszy w jej odmęty w poszukiwaniu bogini-raczy-wiedzieć-czego, pozostawiając jej w zamian kota w opiekę. – Jestem pewna, że szybko zadomowi się w Ataraxii – stwierdziła, wyciągając z torebki różdżkę. Sama na powrót zwróciła twarz w stronę Maeve, po czym – podnosząc delikatnie różdżkę – dała jej znak, żeby się obróciła, żeby Lorraine zaklęciem mogła zebrać kocią sierść z jej ubrań. Z alergią nie ma żartów!


Yes, I am a master
Little love caster
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Ambrosia McKinnon (1026), Lorraine Malfoy (1472), Maeve Chang (822)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa