• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[12-14 VII 1972, Neapol, Włochy] | Brzoskwinie

[12-14 VII 1972, Neapol, Włochy] | Brzoskwinie
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#11
23.02.2024, 12:39  ✶  

— Tak, to komplement — potwierdził, z uśmiechem, niemalże chłopięcym, bardziej beztroskim niż od dawna, bardzo dawna, spoglądając na pomarszczone falami morze. Przemieniało się już powoli w to, co grecy nazywali winno-czerwonym morzem, gdy światło zaginało się w taki sposób, że oszukiwało całkowicie wzrok, nie będąc ani fioletowy, ani karminowym, ani niebieskim. Nad ich głowami już powoli pojawiały się pierwsze gwiazdy, tworząc tak naprawdę najpiękniejszy sufit, jaki można sobie wyobrazić.

Zdjął eleganckie buty i jedwabne skarpetki wraz z paskami, które nosiło większość dżentelmenów, aby te nie zsuwały się z łydki, beztrosko wkładając je do obuwia i odkładając na piasek. Wsunął nogi w rozgrzany piasek, siadając obok niej i kładąc między nimi przyzwoitkę — jedzenie. Miało ono duże znaczenie w życiu Morpheusa, głównie ze względu na jego chorobę, ale też dlatego, że wiele definiujących momentów w jego życiu, było powiązane ze smakami. Doskonale pamiętał smak kaczki z pomarańczami, którą zrobiła Malwa na pogrzebie jego matki i pamiętał słodkie maliny w Kniei, zbierane z rodzeństwem, pamiętał pierwszy obiad w Hogwarcie oraz ten ostatni, wystawną kolację z przepiórkami, gdy dostał promocję do Departamentu Tajemnic, gdy ojciec powiedział mu, pierwszy raz, że jest z niego dumny, za to, że trwał przy swoim i nie ugiął się pod jego własną presją i wybrał dla siebie dumną ścieżkę. 

— To twoja sprawa, jak pokierujesz swoim życiem, ale pamiętaj, że nasze dusze i ciała są nam podarowane tylko raz. Będzie ktoś, kto będzie dla ciebie płonął i ty dla niego, tylko nie dawaj się spalać tej osobie. Stabilna świeca, nie pożoga. A teraz otwórz buzię... — Sięgnął do ich łupów i wyciągnął z niej wypełnionego kremem ptysia. — Widziałem, jak patrzysz na tamtą stertę.

Przysunął ptysia do jej ust, aby mogła się w niego wgryźć, ale jeśli tylko próbowała go wziąć w swoje ręce, robił krótkie a-aa!, jak zabieranie dziecku czegoś, czego nie powinno mieć i odsuwał ptysia poza jej zasięg. Wypiek zaś kusił, pięknie pachnące ciasto parzone wyglądało niesamowicie lekko, wraz z cieniutką warstwą cukru pudru, na którym odbiły się palce Morhpeusa, otaczające kremowe centrum o gładkim smaku śmietanki, masła oraz z nutą pistacji, nadającej nieco zielonkawy ton. Posmak orzechów, ledwie na końcu smaku, dodawał całości niesamowitej głębi. Wieszcz sam chciał go spróbować przez niesamowity aromat, gdy tylko go trzymał, ale nie sądził, aby to był dobry pomysł, zresztą mieli ze sobą jeszcze więcej smakołyków.

— A czas... Wiesz, dla mnie on właściwie nie istnieje. Jestem punktualny tylko dlatego, że muszę bardzo mocno pilnować zegara i kalendarza, aby nie pogubić dni oraz tego, co się zdarzyło, a co już się zdarzy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Ćma
So here we are reinventing the wheel
Ambition tearing out the heart of you,
Carving lines into you
Smukła, dość wysoka jak na kobietę (172cm), niewyróżniająca się z tłumu. To co zapamiętasz po kilkusekundowej migawce, to jej ciemne włosy i jasne oczy. Jakiego koloru? Tutaj już poeci i ewentualni adoratorzy mogą się popisać, my sobie nie będziemy tym głowy zawracać. Włosy, naturalnie przypominające puchową szopę, ujarzmia zaklęciami wygładzającymi. Niewielu wie, że jest pół-człowiekiem pół-pudlem, bo ten rytuał pielęgnacyjny odprawia już od 10 roku życia (dziękuję ci, świętej pamięci mamo!!) W półmroku całkiem ładna, ale dużo traci w starciu z bezlitosnym słońcem. Ujawni sińce pod oczyma i bladą, nawet trochę szarą cerę. Czasami nakreślą się na licu jakieś inne kolory, ale musiałbyś kazać jej się przebiegnąć, albo porobić kilka pajacyków (może też wtedy zemdleć, więc to ryzykowna gra). Nie potrafi ubrać się stosownie do okazji. Jeżeli widzisz ją paradującą w drogiej, czarodziejskiej szacie i długich kolczykach, to całkiem prawdopodobne, że nie idzie na randkę, ale po ziemniaki na ryneczku. Głos ma raczej niższy, niż wysoki, ale wyjątkowo młody, trochę nawet dziecinny. Uśmiecha się często, ale raczej nie do ludzi. Trochę ekscentryczna, może nawet dziwna, ale JESZCZE nie świr, którego omija się okrągłym łukiem. Zawsze pachnie wiśnią. Prawdziwą czy jakimś syntetykiem magicznym, nikt nie jest w stanie stwierdzić.

Septima Ollivander
#12
25.03.2024, 04:40  ✶  
— Ach...a więc to o takich pożarach mówiłeś — wygięła usta w subtelnym grymasie, a jej spojrzenie stało się tymczasem chłodne i nieruchome. Nie miała w zwyczaju wypowiadać podobnych myśli na głos, ale impuls był szybszy niż wyuczona roztropność. Uśmiechnęła się zaraz potem, rozbawiona, twarz zwracając ku otulających ich ciepłotą ostatnich tchnień słońca. Sufit utkany z nieśmiałych gwiezdnych kropek przywiódł jej na myśl Leviego i ich ostatnie spotkanie w Walii, z jakiegoś powodu również odbywające się nad wybrzeżem. Ale w Neapolu, na cudzej ziemi, czuła się inaczej, nieswojo i obco; ludzie byli głośni i ekspresyjni, dotykali oraz chcieli być dotykanymi, uśmiechali się i witali nawet z samego krańca przestronnej sali. W tej przytłaczającej wylewności, gubiła siebie i własny głos, który zamiast pisać narracje jej życia, panikował i roztaczał aurę dezercji.
Nie była urodzonym wojownikiem.
Pozbyła się obuwia, piaszczyste miejsce pod sobą urabiając ruchami własnego zadka, który jako zadek dobrze urodzonej panny, musiał siedzieć na czymś, co chociaż trochę przypominało ludzkie siedzisko. Morph tymczasem rozpakował kosze z łupami, a jej oczom ukazały się słodkości, których po kilkusekundowej ocenie, ewidentnie ze sobą nie wzięła. Przysunął rozkosznego ptysia do jej ust, w którego omal nie zdołała się wgryźć, ale nie, nie dane jej było ukąsić nieszczęśnika! Mężczyzna odebrał jej przysmak, śmiglanym ruchem powracając i licząc, iż i tym razem da się nabrać.
— Morpheusu — skarciła go, z przesadną pretensją w głosie — nie jestem dzieckiem!.
Niestety, nikt w całej historii ludzkości, kto poczuwał się do wypowiedzenia tego zdania, nie był w stanie nie brzmieć jak dziecko, z czym Septimka nie potrafiła się do końca pogodzić.
— Daj ptysia! — zażądała niegrzecznie, chowając za plecami butelkę z winem — negocjujmy.
Byle nie długo, mogłaby dodać, bo przecież zarówno jemu jak i jej, zależało aby ukoić nerwy płynną trucizną. Chciała, żeby spokój oblekł jej ciało, chciała, żeby oblekł jej umysł.
Czas wielokrotnie przeciekał przez jej palce, przemykał przez brudne sito postrzępionej świadomości, opadał w otwory źrenic i wsiąkał w nie niczym w ziemię, spragnioną i rozpulchnianą od wilgoci. Odkąd sięgała pamięcią, niewiele mogło się zmienić, gdy błąkała się, przeskakując pomiędzy rozwidleniami różnych, kapryśnie obranych ścieżek, ściśniętych i pozwijanych jak kapilary pod giętkim płótnem naskórka.
— Da się tego nauczyć? Ujarzmić czas?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#13
27.03.2024, 15:22  ✶  

Obserwował jej profil, gdy mówiła, w jaki sposób głoski układają się na jej wargach, jak zmienia wyraz twarzy. Lekko spierzchnięte usta mówiące o innym rodzaju płomienia, o którym do tej chwili w ogóle nie myślał, ale który pojawił się, jak uderzenie główki zapałki o draskę, nagle i tylko słabym ogniem, ale myśl o tym, że moment jest doskonały, ciepły wiatr na skórze, jak dotyk, zapowiadający pocałunek, nie mogła mu wyjść z głowy. Serce biło pomiędzy falami. Zamiast tego odwrócił spojrzenie ku morzu.

— Nie, nie o takich. Kiedy podpalisz jedno pasmo siana, narobi dymu, spłonie i rozsypie się w popiół. To rzeczywistość, która jest i która się wydarza. Jasnowidzenie pozwala mi widzieć cały płonący snopek. I mogłoby to być przyjemne, gdyby nie fakt, że bliżej temu do spalania się wewnątrz niego, szukając tego jednego źdźbła, tu i teraz, niż oglądanie ogniska na plaży w ostatnie dni lata. — opowiadał, wracając do niej wzrokiem i pozwalając mu odpłynąć. Coś go powstrzymywało przed ujęciem jej twarzy w dłonie, poza trzymaniem w jednej ptysia.

— Będę łaskawym panem, jedz, pij, raduj się — pojednawczo wyciągnął w jej stronę kremową słodkość, a kiedy już się w nią wgryzła, powoli pozwolił jej przejąć deser we własną rękę, tylko oblizując swoje palce z pudru i zastanawiając się mimowolnie, jakby smakowały kąciki jej ust, umazane resztkami pistacjowej pyszności. Czuł się niemal pijany swobodą, z jaką płynęły jego myśli przy niej.

Bardzo długo zwlekał z odpowiedzią na to drugie pytanie.

Niebo stało się znacznie ciemniejsze przez ten czas, a milczenie wypełnił szum fal, coraz głębszej czerni toni, która spokojnie pulsowała swoim zawołaniem. Morpheus sięgnął po piasek i przesypywał go z jednej dłoni w drugą, jak ten, który znajdował się w klepsydrze na jego szyi, będącej odpowiedzią na jej pytanie, którego nie mógł jej podać, nie w formie bezpośredniej. Wiązały go zobowiązania i przysięgi, a wbrew różnym opiniom, był mężczyzną honorowym. 

— Tak, można ujarzmić czas.

A jednak brat Morpheusa nadal był martwy.

— Dużo myślę ostatnio o Odyseuszu, który zrobił wszystko, aby pozostać, a później wrócić do domu, który zgubił swój moralny kompas, ale nigdy nie zagub swojego celu, nawet gdy pogubił samego siebie. Człowiek, który chciał jedynie ponownie wziąć w ramiona swoją żonę, zamiast obiecanej chwały. Powrócił do Itaki po dwudziestu latach. Mnie nie było jedynie pół roku, a już czuję, że te same ulice nie niosą tych samych ludzi. Deski w Warowni nie skrzypią tak samo, bo ci sami ludzie nie siadają razem do stołu. Ja sam nie jestem jaki sam i wszyscy dookoła są inni. Wyjechałem, bo stałem się zgniłym jabłkiem, aby odciąć i uleczyć chorą winorośl, a gdy wróciłem, wszystko popłynęło do przodu. Zmieniło się.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Ćma
So here we are reinventing the wheel
Ambition tearing out the heart of you,
Carving lines into you
Smukła, dość wysoka jak na kobietę (172cm), niewyróżniająca się z tłumu. To co zapamiętasz po kilkusekundowej migawce, to jej ciemne włosy i jasne oczy. Jakiego koloru? Tutaj już poeci i ewentualni adoratorzy mogą się popisać, my sobie nie będziemy tym głowy zawracać. Włosy, naturalnie przypominające puchową szopę, ujarzmia zaklęciami wygładzającymi. Niewielu wie, że jest pół-człowiekiem pół-pudlem, bo ten rytuał pielęgnacyjny odprawia już od 10 roku życia (dziękuję ci, świętej pamięci mamo!!) W półmroku całkiem ładna, ale dużo traci w starciu z bezlitosnym słońcem. Ujawni sińce pod oczyma i bladą, nawet trochę szarą cerę. Czasami nakreślą się na licu jakieś inne kolory, ale musiałbyś kazać jej się przebiegnąć, albo porobić kilka pajacyków (może też wtedy zemdleć, więc to ryzykowna gra). Nie potrafi ubrać się stosownie do okazji. Jeżeli widzisz ją paradującą w drogiej, czarodziejskiej szacie i długich kolczykach, to całkiem prawdopodobne, że nie idzie na randkę, ale po ziemniaki na ryneczku. Głos ma raczej niższy, niż wysoki, ale wyjątkowo młody, trochę nawet dziecinny. Uśmiecha się często, ale raczej nie do ludzi. Trochę ekscentryczna, może nawet dziwna, ale JESZCZE nie świr, którego omija się okrągłym łukiem. Zawsze pachnie wiśnią. Prawdziwą czy jakimś syntetykiem magicznym, nikt nie jest w stanie stwierdzić.

Septima Ollivander
#14
28.05.2024, 14:07  ✶  
Septima od dziecka nie lubiła patrzeć w lustro, jakby obawiała się nie tylko szpetnych bladości i ciemnych podkówek okalających oczy, a tego co mogłaby zobaczyć w głębi tęczówek – bezmiernego odmętu źrenic, które przypominały mętne bagno i w podobny sposób zawsze, kiedy przyglądano się im zbyt długo, sprawiały wrażenie, jakby mogło wynurzyć się z nich coś dziwnego, może przerażającego.
Słuchała Morpheusa w ciszy, a za każdym razem, gdy chwytała przypadkiem odbicie jego twarzy w szklanej powierzchni butelki, odwracała płochliwie wzrok, przekonana, że tym nieobecnym, mętnym spojrzeniem może go jedynie odepchnąć i wystraszyć.
— Nie boisz się tego ognia?
Odpowiadając sobie samej na to pytanie, błądząc po meandrach gałęzi wszelakich argumentów, pożałowała tych dociekań i to tak bardzo, że zdecydowała się przerwać kruche szkliwo ram niezręczności, które zresztą sama sobie narzuciła.
— Dionizos byłby rad...— przebąknęła zajęta kremowym smakołykiem, którego konsumpcja przyćmiła jej umysł na dobre kilka minut.
— Szukałeś kiedyś substytutu? Czegoś co wyzwala równie wiele endorfin, ale cię nie zabija?
Bo przecież ludzkie ciało było tak wadliwe, a ludzkie pragnienia silne, spiżowe, zwłaszcza w starciu ze słodkim zakazanym.   
W miarę upływu czasu niebo coraz bardziej krzepło, ciemniało, a jedynym dźwiękiem przerywającym ciszę był szum czerniejących fal morskich głębin. Z oddali nawoływała muzyka skrzypiec i fleta, nakreślająca im skarpę namacalnej rzeczywistości, która gdzieś za nimi wciąż istniała. Szeptała o zgiełku przyjęcia i rozmów, z których oboje dziś zrezygnowali, ale czy gdyby tam zostali, to czy byliby w stanie zamienić więcej niż kilka urywanych obcym rechotem zdań? Teraz mogła go wysłuchać z należytym skupieniem, nieprzerywanym, introspekcyjnym.
— Nie jesteś zgniłym jabłkiem, Morpheusu — powiedziała butnie, upijając wina — albo, zmieniając perspektywę, wszyscy nimi jesteśmy jednocześnie.
Osunęła się leniwie, pozwalając głowie spocząć na piaszczystym zagłówku. Chciałaby powiedzieć więcej, chciałaby zapewnić, że wszystko się ułoży. Ale te słowa jakoś nie chciały uciekać z warg.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#15
04.06.2024, 18:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.06.2024, 07:35 przez Morpheus Longbottom.)  

Nikt normalnie nie wysławiał się w taki sposób, jak Morpheus. Zbyt złożone zdania, zbyt długie metafory, jakby sam z siebie był konstruktem, który musi wybrzmieć, nie człowiekiem. Pojawił się jednak alkohol, melancholia i upał, a także zmęczenie. Odległością od Anglii, podszyte przerażeniem, że gdy wróci po tych trzech dniach, znów kogoś zabraknie przy stole, a także trzecie oko, nadwyrężone ciągłym napływem intencji, zmiennych w równaniach wszechświata, w nieskończoności skrzydeł motyli, wywołujących sztorm.

Wino płynęło, w kubeczkach i do gardła, rozczulając całego Morpheusa. Mglistość nadchodziła, spodziewał się, że szybko obejmą go ramiona zapomnienia. Nie miał umiaru w sobie tego wieczoru, nie do trunków i głosu, który tak miękko wymawiał jego imię.

— Moje życie było huraganem, odkąd skończyłem piąty rok życia, dlaczego miałbym się bać burzy? To nie ognia boję się najbardziej, lecz momentu, gdy go zabraknie.

Głos Morpheusa zniżał się coraz bardziej do szeptu, jakby mężczyzna ukrywał kolejne słowa pośród ziarenek piasku.

— Nie na wszystko istnieje substytut, czasami nie warto szukać. Są rzeczy, które wymykają się metaforze. Tak jest ze mną i cukrem. Wolę od czasu do czasu zjeść coś, co jest prawdziwe niż żyć w permanentnym nieszczęściu zamiennika. Niektórzy myślą, że można miłość zastąpić namiętnością, ale to tak nie działa — mówił z doświadczenia. Jego pragnienia krążyły dookoła faktu, że chciałby ją zabrać do swojego pokoju i warstwa po warstwie, zdjąć wszystkie warstwy jej wstydu i niepewności, zostawiając pod swoim wzrokiem i dotykiem tylko rozdygotaną przyjemność i spełnienie, które niczego nie wymaga, ponad rozluźnienie ramion. W swojej żarłoczności chciał słyszeć jak zmienia się rytm jej oddechu i jak powtarza jego imię. Powstrzymywało go pewne przeświadczenie, że to nie to imię powinno brzmieć w jej ustach, nie jego dłonie jej dotykać. Coś pomiędzy przeświadczeniem wróżbity i poczuciem, że nie wszystko powinien niszczyć swoim głodem, nie w każdego zatapiać swoje zęby.

Sięgnął do koszyka i wyjął z niego brzoskwinię. Wgryzł się w nią, zamiast w coś innego, czując jak meszek, tak bardzo podobny do skóry, rozpada się pod jego zębami, odkrywając soczyste wnętrze.

Gdy myślał o niej, widział mocno jej rezerwę. Nie niechęć, ale pewną ostrożność. Nie chciała go, więc on nie szukał pocieszenia dla dziury w swoim sercu. W końcu tego nie dało się zastąpić żadną fizyczną przyjemnością. Starzał się i zagłębiał w mroczne i zakurzone części swojej głowy.

— Ależ jesteśmy rozkoszni. Tacy pozytywni.

Rozmawiali jeszcze trochę później, sącząc wino, aż zabrakło i alkoholu i nocy.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Septima Ollivander (2644), Morpheus Longbottom (3656)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa